Selekcja na odporne pszczoły w Stevens Bee Company

Streszczenie TL;DR

Stevens profesjonalnie hoduje pszczoły odporne na choroby.  Nie stosuje leków (TF beekeeping). Leczyć czy nie leczyć? Stevens uważa, że amator może próbować pszczelarstwa TF, ale planem minimum jest zdobycie odpornego pogłowia, umiejętność hodowli matek, rozpoznanie chorób, bezwzględna wymiana matek, a przede wszystkim nie pozostawianie pszczół bez opieki, ze względu na rozprzestrzenianie chorób. Dzięki sztucznemu unasiennianiu utrzymuje wypracowaną wcześniej odporność linii, którą planuje dalej szlifować.

Od tłumacza:
Artykuły te są kompilacją tekstów właściciela firmy pszczelarskiej w USA z Missouri zajmującej się głównie hodowlą i sprzedażą matek pszczelich oraz także produkcją miodu. Oryginalne teksty pochodzą z firmowej strony i sklepu internetowego https://www.stevensbeeco.com, a choć dedykowane są raczej pszczelarzom amerykańskim, to i w polskich warunkach, moim zdaniem, możemy z nich wyciągnąć cenne wskazówki, co do prób związanych z tzw. pszczelarstwem bez leczenia. Choć to oczywiste, na wszelki wypadek napiszę, że wszelkie sugestie autora, drogi czytelniku, stosujesz na swojej pasiece, na własną odpowiedzialność.

Stevens Bee Company: o nas

Naszym głównym celem jest selekcja i hodowla pszczół miodnych odpornych na choroby i roztocza. Aby to osiągnąć nie stosujemy żadnych środków leczniczych. Naszym zdaniem to najlepsza metoda, aby przetestować kandydatów do hodowli. Poza odpornością na choroby i roztocza selekcjonujemy na miodność. Słabsze rodziny wymagające jesienią karmienia nie przechodzą do dalszego etapu hodowli. Lubimy także, kiedy nasze pszczoły są łagodne, aby zarówno dla początkujących pszczelarzy oraz tych bardziej doświadczonych, praca przy pszczołach była przyjemnością. Oferujemy również nieprzetworzony miód, który w wyniku unikania stosowania zabiegów leczniczych na naszych pasiekach, jest z pewnością wolny od zanieczyszczeń po środkach roztoczobójczych i antybiotykach.

Leczyć czy nie leczyć: oto jest pytanie

Zagadnienie to jest bardzo kontrowersyjne w środowisku pszczelarzy i wywołało już niezliczone polemiki. Dlaczego więc nie pokusić się o napisanie kilku własnych przemyśleń na ten temat? Krótkie studia stron pszczelarskich na Facebooku pokażą nieco argumentów w związku z tym problemem. „Powielasz pszczoły, które nie mają odporności na roztocza!”, twierdzi zwolennik pszczelarstwa bez leczenia (treatment free beekeeping). „Produkujesz bomby roztoczowe!” ripostuje zwolennik usuwania roztoczy. Kto więc ma rację? A może obydwie strony? Po wysłuchaniu wspaniałych debat na ten temat i przemyśleniu sprawy, doszedłem do wniosku, że jest to po prostu walka między rozwiązaniami krótkoterminowymi, a rozwiązaniami długoterminowymi. Poza tym, tak jak każde pszczelarskie zagadnienie, pełne jest wielu zmiennych, które komplikują problem.

Naturalna selekcja jest bardzo potężnym mechanizmem filtrującym, który funkcjonuje tak długo, jak długo trwa życie na naszej niebieskiej planecie. To jest główny powód, dla którego ludzie decydują się nie leczyć pszczół, obok tego, że nie podoba im się dodawanie substancji chemicznych do ula. Tom Glenn z Glenn Apiaries uświadomił sobie kiedyś, co robi, kiedy wycinał kawałek plastra do zjedzenia bezpośrednio z ula, a jego dłuto natrafiło na pasek Apistanu. Glenn był pionierem w produkcji hodowlanej wydajnych matek pszczelich odpornych na roztocza. Używałem jego pogłowia w mojej praktyce przez wiele lat i byłem pod wielkim wrażeniem. Niestosowanie środków roztoczobójczych szybko ujawnia, co ma potencjalną odporność, a co jej nie ma. Dlatego postanowiłem nie leczyć, gdyż moim jedynym celem jest hodowla produktywnych pszczół odpornych na choroby i szkodniki. To był najtrudniejszy, ale i najbardziej skuteczny test. Ta metoda jest długoterminowym rozwiązaniem na potrzeby hodowli lepszych pszczół, które w porównaniu do wielu innych nie wymagają rozpieszczania. Oczywiście, nie obejdzie się bez kompromisów i ryzyka.

Chociaż uważam, że naturalna selekcja stanowi skuteczne narzędzie hodowli na cechy odporności, nie polecałbym nieleczenia jako generalnego sposobu na pszczelarstwo dla hobbystów unikających manipulowania pszczołami (hands off beekeeping). Chowanie głowy w piasek i ignorowanie potencjalnych problemów, nie jest dobrym rozwiązaniem. Choroby i roztocza są prawdziwym zagrożeniem i mogą zostać rozprzestrzenione na sąsiednie rodziny poprzez rabowanie. Szczególnie podczas braku wziątku z pożytku pszczoły mają tendencję do rabowania słabszych rodzin, co niewątpliwie może powodować roznoszenie chorób i roztoczy. Nie twierdzę, że nie da się tego zrobić z poziomu hobbystów, ale trzeba dysponować gotowym źródłem odpornego pogłowia, aby wymienić matkę w problematycznych ulach, lub narobić nukleusów (małych odkładów), aby zredukować straty. To jest plan minimum. Wszystko poniżej sprawi, że napotkasz problemy w zrównoważonym rozwoju pasieki i potencjalnie wygenerujesz problemy dla sąsiadujących uli.

Jeśli chcesz jednak spróbować pszczelarstwa wolnego od leczenia, poleciłbym Ci kilka rzeczy, aby zachować równowagę. Przede wszystkim, stań się biegłym w hodowli matek. Dotyczy to zresztą zarówno pasiek leczonych i nieleczonych. Jest to cenna umiejętność, która otwiera wiele drzwi w pszczelarstwie. Po drugie, zdobądź pogłowie przeselekcjonowane na zestaw cech związanych z odpornością na choroby i roztocza. Selekcjonowanie na bazie rójek i zwykłego komercyjnego pogłowia to twardy orzech do zgryzienia, w procesie którego stracisz wiele pszczół. Wybierz coś ze sprawdzonymi cechami odporności takimi jak: VSH, higieniczność lub grooming, aby dodać je do Twojej puli genów. Po trzecie, nie cackaj się ze słabymi lub chorymi rodzinami. Wymieniaj w nich matki jak najszybciej. Jeśli będziesz produkował dobre jakościowo matki z odpornego pogłowia, będziesz się mniej wahał nad wymianą matek pozbawionych odpowiedniego poziomu odporności i wymianą słabej genetyki w rodzinach. Skupienie się na tych trzech zagadnieniach ogromnie poprawiło moją gospodarkę i może również poprawić Twoją.

Odporne pszczoły?

Co ludzie rozumieją pod terminem odporne pszczoły? Termin ten może dotyczyć kilku cech behawioralnych lub genetycznych, które pozwalają rodzinie na dalsze funkcjonowanie i przetrwanie, nawet jeśli nie zostaną uwolnione od chorób i szkodników poprzez różne zabiegi lecznicze. Najbardziej skutecznymi cechami, jakie widziałem są: VSH (varroa sensitive hygiene) i odporność na choroby wirusowe sprzężone z roztoczami. VSH to zestaw cech, które pozwalają pszczołom wykrywać roztocza w fazie reprodukcji w czerwiu krytym, oraz otwierać i usuwać takie zakażone poczwarki. Przerywa to cykl reprodukcji roztoczy bez interwencji chemicznej. Zwrócono uwagę, że pszczoły zostawiają roztocza w wieku nieprodukcyjnym w spokoju, a skupiają się na tych, co wychowują swoje młode. Odkrycie to było wcześniej nazywane SMR (supressed mite reproduction) ze względu na osłabienie poziomu populacji roztoczy w ulu przez zwalczanie reprodukcji roztoczy. Termin ten został zmieniony na VSH po tym, jak odkryto, że jest to wariant higienicznego instynktu pszczół. Pszczoły VSH są niezwykle higieniczne, co daje im także silną odporność na grzybicę otorbielakową i zgnilca amerykańskiego. Jestem wielkim fanem cech VSH. Wdrażałem je do swojego inwentarza od wielu lat, z pozytywnymi wynikami.

Często pomijanym mechanizmem ogólnej odporności jest odporność na wirusy. Widziałem wiele rodzin, które miały dość wysoki poziom roztoczy, ale nigdy nie było u nich widać zdeformowanych skrzydeł i innych oczywistych oznak zakażenia wirusowego. Odporność wirusowa dała się wyraźnie zauważyć, skoro przetrwały zimę, wytwarzały nadwyżki miodu i żyły dalej pomimo wysokiego poziomu porażenia. Jeśli skrzyżować pszczoły VSH z wysoce odpornymi na wirusy sprzężone z roztoczami, otrzymasz generalnie dość odporną pszczołę. Inny znany mechanizm odpornościowy to allogrooming lub autogrooming. Ta cecha powoduje, że pszczoły fizycznie usuwają foretyczne osobniki pasożyta, gryząc je i uszkadzając im nogi, czy zewnętrzny pancerz. To całkiem fajna cecha. W ciągu ostatnich kilku lat wdrożyłem znane linie Purdue Mite1 o cechach groomingowych za pomocą sprowadzonych matek nieunasiennionych, które następnie inseminowałem nasieniem trutni VSH. Mam nadzieję, że w gniazdach pojawią się obie cechy. Oczekuję korzystnego ich połączenia. Roztocza będą nie tylko zwalczane podczas próby rozmnażania w czerwiu krytym, ale także w fazie foretycznej, przyczepione do dorosłych pszczół. Czas pokaże, czy to się opłaciło, ale podejrzewam, że tak się stanie.

Czy matki naturalnie unasiennione zachowają cechy odporności na choroby i roztocza?

Jeśli obie linie rodzicielskie wykazały odporność na choroby i roztocza, to nawet po naturalnym unasiennianiu można oczekiwać, że ich potomstwo, także wykaże zestaw podobnych cech. Przez lata nabywaliśmy matki VSH od innych. Wszystkie one, w stanie larwy, były przekładane przez innych hodowców, a większość wykazywała wysoki stopień odporności na roztocza. Przestaliśmy w końcu kupować materiał z zewnątrz i pracujemy nad własnymi celami. Wzmacnia to naszą różnorodność i daje nam znacznie lepiej dostosowane lokalnie pszczoły. Minusem jest większa zmienność cech VSH, co oznacza zmniejszenie częstotliwości występowania tego konkretnego genu (allelu? przyp. tłum.). Do puli genów dodaliśmy także cechy allogroomingu za pomocą kilku linii Purdue Mite.

Zmierzam do tego, że jakaś jedna cecha odporności na dręcza pszczelego jest super, ale co jeśli z powodzeniem połączyłeś wiele cech na jednym plastrze z czerwiem? Pracujemy właśnie nad zintegrowaniem hodowli ze sztuczną inseminacją wykorzystywaną w modelu hodowli zamkniętej populacji, gdzie wyeliminujemy naturalne unasiennianie utrzymując różnorodność, aby zachować nasz wypracowany wzór odporności na plastrze z czerwiem. Spodziewam się, że im więcej pokoleń wyprodukujemy, tym zobaczymy coraz większą spójność w odniesieniu do odporności na roztocza, ponieważ ich liczba będzie podstawowym kryterium selekcji dla kandydatów do tej hodowli.

Cory Stevens 2017-2018
Skompilował i przetłumaczył za zgodą autora: Jakub Jaroński 2019
Artykuł został także opublikowany w listopadowym numerze miesięcznika Pszczelarstwo (11/2019).
Zdjęcia: archiwum Stevens Bee Company.

1. Artykuł na temat programu hodowlanego Uniwersytetu Purdue: https://extension.entm.purdue.edu/beehive/our-breeding-program

Kilka moich refleksji na temat Pszczelarstwa „Naturalnego”.

Streszczenie TL;DR:

Roger Patterson nie zgadza się z podziałem na pszczelarstwo naturalne i konwencjonalne.  Minimalizowanie interwencji często nie jest, według niego, najlepszym rozwiązaniem hodowli pszczół. Selekcja na kilku rodzinach nie jest możliwa. Sugeruje wymianę matek na te z odporniejszej populacji w miejsce doprowadzania do swobodnego rojenia się pszczół i upadku porażonych kilka lat nieleczonych rodzin. Gospodarka bezwęzowa w ulach bezramkowych jest ciekawą alternatywą. Poglądy wewnątrz środowiska PN są zróżnicowane i nierzadko sprzeczne, ale pod pewnymi warunkami różnorodność poglądów sprzyja rozwojowi pszczelarstwa. Według niego, skupianie się na radykalizmie w niesłusznym dyskredytowaniu pszczelarstwa konwencjonalnego nie jest dobrym rozwiązaniem. Lepiej zacząć pszczelarzenie od sprawdzonych metod konwencjonalnych.

 

Roger Patterson

Tekst pochodzi ze strony: http://www.dave-cushman.net/bee/naturalbeekeeping.html. Przetłumaczony i opublikowany za zgodą autora i dysponenta praw autorskich.

Od tłumacza:
Roger Patterson jest pszczelarzem od 1963 roku. Pochodzi z hrabstwa West Sussex położonego w południowo-wschodniej Anglii. Jest przewodniczącym Wisborough Green Division, które jest lokalnym stowarzyszeniem związku pszczelarzy w West Sussex. Napisał książkę „Beekeeping – A Practical Guide” (Pszczelarstwo – praktyczny przewodnik). Jako praktyczny pszczelarz koncentruje się na podstawach pszczelarzenia w których ceni proste rozwiązania. Prowadzi, znaną w światku pszczelarskim, stronę internetową, którą stworzył nieżyjący już dziś pszczelarz Dave Cushman. Poniższy artykuł pochodzi właśnie z tej strony.

W zasobach internetu (angielskojęzycznych: przyp. tłum) znaleźć można mnóstwo informacji na temat pszczelarstwa “naturalnego” lub “zrównoważonego”. Chociaż inni mogą mieć odmienne zdanie, to na potrzeby mojej strony przyjąłem, że te dwie nazwy dotyczą tego samego. Entuzjaści wyżej wymienionego pszczelarstwa, chów pszczół w standardowych ulach, nazywają pszczelarstwem “konwencjonalnym”. Dla wygody czytelnika będę więc odnosił się do tego podziału, tak jak rozumieją go jego zwolennicy, chociaż zaznaczam, że nie zgadzam się z tym rozróżnieniem.

Wśród pszczelarzy “naturalnych” istnieje duża różnorodność poglądów, ale da się znaleźć w nich pewne wspólne stanowiska. Należą do nich:

  • Niechęć do stosowania środków chemicznych
  • Przyzwolenie na śmierć chorych rodzin pszczelich
  • “Troska” o pszczoły
  • Próba zrozumienia pszczół

Jako wieloletni tradycyjny pszczelarz również zgadzam się z tymi poglądami i nie spieram się z żadnym z nich, chociaż mogę je wprowadzać w życie na różne sposoby. Na przykład uważam, że pszczoły nie są tak mocne jak wtedy, gdy zacząłem zajmować się pszczelarstwem. Wynika to głównie z powodu importu nieprzystosowanych ras pszczół, a następnie ich rozpieszczania z życzliwości wobec pszczół. Pomimo, że mogłyby być one poddane selekcji naturalnej, przez zostawienie ich samych sobie, wolałbym wymienić w nich matki na coś z odporniejszego pogłowia. Jest to zasadniczo odmienne postępowanie od prostego przyzwalania na ich umieranie z powodu warrozy i związanych z nią wirusów, a także nieprzydatności do naszych warunków. Istnieją wszak też inne poglądy z którym już zdecydowanie się nie zgadzam. Oto one.

Minimalizowanie interwencji.

Twierdzi się częstokroć, że otwarcie ula szkodzi pszczołom, więc należy tego unikać jak tylko można. Odpowiada to mniej więcej metodzie typu “zostaw w spokoju”, którą dawniej stosowało wielu pszczelarzy. W tamtych czasach jednak duża część pszczelarzy pracowała na roli w zgodzie ze zwierzętami i naturą, którą zwykle czujnie obserwowano. Pszczelarze wraz z ich rodzinami byli na tyle czasowo dyspozycyjni, żeby poradzić sobie nastrojem rojowym, co stanowiło wtedy ich główny problem. Obecnie jednak mamy problem warrozy i moim zdaniem, wymaga to systematycznego monitorowania i leczenia. Pszczelarzowi z 2-3 ulami bardzo trudno jest hodować pszczoły na odporność. Po prostu to zbyt mała ilość pni.

Widziałem wiele dzikich rodzin na granicy upadku. Gdyby znajdowały się w ulu i zostały wyleczone, a tym samym uratowane, to później można by im wymienić matkę, na taką z bardziej odpornej linii. Swoją drogą leczenie może też odbywać się niechemicznymi środkami. Osobiście uważam, że obserwacja pszczół podczas przeglądów, wiele mnie nauczyła, w kwestii prawidłowego odczytywania zachowania się rodziny. Nie mógłbym tego dokonać bez inspekcji ula. Inna sprawa to występowanie chorób podlegających obowiązkowi zgłoszenia. Czy możliwe byłoby ich wykrycie, bez dokonywania przeglądów?

Zgoda na swobodne rojenie.

Moim zdaniem jest to rażąco nieodpowiedzialne postępowanie, zwłaszcza w obszarze miejskim. Wielu zwykłych ludzi po prostu boi się pszczół. Rójka lądująca w ich ogrodzie lub mieszkająca w ich domu, to sytuacja kłopotliwa. W sytuacji kiedy pszczoły się osiedlą na dobre, to nie oznacza wcale, że nie wyroją się po raz kolejny. A nawet jeśli wymrą, co się stanie prawdopodobne po maksymalnie 3-4 latach (w Polsce raczej krócej: przyp. tłum.), to zamieszka tam kolejny rój, co już oznacza kłopot permanentny. Chcę jednak napisać, że rozumiem i szanuję powody, dla których dopuszcza się się do rojenia. Jeśli są ku temu możliwości, aby stosunkowo łatwo te rójki wyłapać, tak jak w czasach kószek, to myślę, że jest to dobry sposób na powęszenie stanu pasieki. Dodatkowo roje są zazwyczaj nieco mniej porażone przez warrozę. Pomimo to, jeżeli nie jest to teren wiejski, a pszczoły nie są pod kontrolą, jestem temu przeciwny. Myślę, że warto zwrócić też uwagę, że niektórzy konwencjonalni pszczelarze, którzy potępiają to podejście, sami nie są wystarczająco ostrożni w zapobieganiu własnym rójkom.

Brak węzy

W pszczelarstwie „naturalnym” istnieją różne metody i różne opinie na temat węzy, ale co do zasady odchodzi się od węzy, a miód pozyskuje się przez wyciskanie (prasowanie: przyp. tłum) plastrów. „Naturalni” stosują wiele różnych uli. Są wśród nich stojaki i leżaki. Do najbardziej popularnych należą ule bezramkowe: trapezowy snozowy TBH oraz Warre. Istnieją sposoby na zagwarantowanie, że matki nie będą czerwiły w pewnych plastrach, bez użycia fizycznych barier takich jak kraty odgrodowe. Niektórzy “nowocześni” pszczelarze są przeciwnikami pobierania miodu z przeczerwionych plastrów, ale osobiście w tym problemu nie widzę.

Różnice

Nie ma zgodności wśród „naturalnych” co do zagadnienia karmienia. Część się na to zgadza, a część nie. Podobnie w przypadku leczenia środkami warrobójczymi: niektórzy używają tymolu, inni wręcz przeciwnie. W pszczelarstwie “naturalnym” da się zaobserwować podobną ilość różnych poglądów, co w pszczelarstwie konwencjonalnym. Występowanie zróżnicowanych opinii jest generalnie dla pszczelarstwa pożyteczne i nie widzę przeszkód, aby trwało dalej. Pod warunkiem jednak, że różnice te wynikają z doświadczenia i nie są obarczone wzajemnymi uprzedzeniami.

Ruch pszczelarstwa „naturalnego” jest całkiem prężny i szeroki. Można zaryzykować tezę, że rośnie. Podobnie zresztą jak pszczelarstwo konwencjonalne. Rozumiem i pochwalam bazowe idee tego ruchu, ale niestety wielu pszczelarzy “naturalnych”, próbując udowodnić swój punkt widzenia, a używając przy tym niedokładnych argumentów, zdaje się, że pragnie pozostałym zohydzić ich odmienne sposoby na chów pszczół. To się dzieje nawet w gronie samych „naturalnych”. To oczywiście nie zwiedzie doświadczonego i kompetentnego fachowca, ale może wpłynąć na początkujących, którzy mogą być zbyt łatwowierni w to, co usłyszą lub przeczytają. W rzeczy samej, taki jest ich cel. Rozmawiałem z wieloma osobami, którzy zaczęli zajmować się pszczelarstwem “naturalnym” na podstawie tego, co jest “złe” w pszczelarstwie konwencjonalnym, choć nawet go nie spróbowali. To fakt, że są tacy, którzy wsłuchują się też w inne argumenty, ale pozostali mają już tak wyprane mózgi, że po prostu słuchać nie chcą.

Aby ustosunkować się do nieprawdziwych komentarzy, podaję kilka przykładów, które wyczytałem ze stron internetowych, traktujących o pszczelarstwie “naturalnym”.

“Większość nowoczesnego pszczelarstwa, podobnie jak intensywnego rolnictwa, jest nastawiona na maksymalną produkcję”.

Moja odpowiedź: Przeciętny pszczelarz w Anglii i Walii w 2014 roku utrzymywał statystycznie 4,5 rodziny pszczelej, z których zdecydowana większość posiadała tylko 2-3. Większość pszczelarzy, których znam, bardziej interesuje się głównie samymi pszczołami i zależy im tylko na kilku słoikach miodu dla rodziny.

“Zwolennicy pszczelarstwa <naturalnego> uważają, że lepsza regulacja poziomu warrozy oraz zdrowsze i szczęśliwsze pszczoły, są rezultatem ich podejścia minimalizującego interwencje w ul (hand-off beekeeping), a stres, jaki wywierają pszczelarze na pszczołach w ulach, może być zrekompensowany jedynie przez pszczelarzy, którzy są gotowi na to, aby na pierwszym miejscu postawić potrzeby pszczół”.

Moja odpowiedź. Dręcz pszczeli jest problemem na całym świecie i to on lub wirusy, których jest wektorem, powoduje stres w rodzinach. Widziałem wiele rodzin z ciężkimi porażeniem tym pasożytem, które były na granicy zapaści, z powodu tego, że to pszczelarz nie poradził sobie z tym problemem. Na kilka miesięcy przed napisaniem tego tekstu zobaczyłem rodzinę, która nie była leczona na warrozę od 3 lat. Była tam ogromna liczba pszczół ze zdeformowanymi skrzydłami czołgająca się po ziemi przed ulem, gdzie zostały wyrzucone z rodziny na śmierć głodową. Czy to jest właśnie troska o pszczoły? Nie jestem zwolennikiem stosowania agresywnych środków chemicznych, ale nie rozumiem, jak podejście polegające na braku interwencji zmniejszy porażenie pasożyta do poziomu, który nie powoduje stresu dla rodziny. Istnieje wiele technik niechemicznych, które pozwalają usunąć odpowiednią ilość warrozy. Jednym ze sposobów redukcji warrozy stosowanej przez pszczelarzy “naturalnych” jest metoda obsypywania cukrem pudrem. Należy ją jednak powtarzać regularnie, a podejrzewam, że także niemało stresuje pszczoły.

Jak powszechnie wiadomo, trutnie, które zostały upośledzone przez warrozę, mają znacznie niższą liczbę plemników. Może to być jedną z przyczyn słabej wydajności matek, co jest aktualnie problemem. Dlatego im niższy utrzymujemy poziom warrozy w rodzinie, tym lepiej.

Jak można twierdzić, że pszczoły są szczęśliwe bez robienia im inspekcji?

“Wszystkie z 30 zimowanych rodzin przeżyły”.

Moja odpowiedź. To identyczny wynik jak mój i terenu mojego lokalnego BKA (lokalne stowarzyszenie pszczelarzy, odpowiednik polskiego koła pszczelarskiego) zimą 2012/2013 i 2013/2014 roku. Zazimowaliśmy wtedy łącznie ponad 60 rodzin. Nie pasuje to do tez “naturalnego” prelegenta, którego kiedyś słyszałem, a który twierdził, że straty zimowe są znacznie wyższe u “naturalnych”.

Część stron internetowych i forów dyskusyjnych obarczona jest podobnymi nieporozumieniami i ciągłym zohydzaniem pszczelarstwa konwencjonalnego. Aby być sprawiedliwym muszę dodać, że jest też wielu konwencjonalnych pszczelarzy, którzy nie tolerują “naturalnego” pszczelarstwa i jestem pewien, że w wielu przypadkach niewiele o nim wiedzą, a prawdopodobnie nigdy nie próbowali zrozumieć sposobu myślenia “naturalnych”. Odbyłem kilka bardzo konstruktywnych i przyjemnych rozmów z pszczelarzami, którzy uważają się za “naturalnych”. Ci bardziej racjonalni są w rzeczywistości bardzo kompetentni i robią rzeczy (lub nie robią) w oparciu o wiedzę, doświadczenie i zdrowy rozsądek. Próbowałem również prowadzić dyskusje z innymi, których radykalne poglądy są po prostu “wycięte i wklejone” z innych miejsc.

Podsumowując jest zbyt wiele nietolerancji w pszczelarstwie po każdej ze stron, a czasami stanowcze poglądy na sprawy wynikają z niewiedzy. Moim zdaniem do opinii innych ludzi powinno się odnosić się z takim samym szacunkiem jak do pszczół. W ciągu ponad 50 lat mojego pszczelarzenia widziałem wiele różnych metod stosowanych przez wiele różnych osób. Nie zgadzałem się z niektórymi z nich i czasami musiałem to przyznać, ale starałem się to rozsądnie uzasadnić. Z mojego doświadczenia wynika, że potrzebny jest system, w którym wszystko, co robisz, pasuje do Ciebie, ale z wystarczającą elastycznością, aby zmieniać go w zależności od okoliczności.

Przyjrzyjmy się słowu “naturalny”. Jeśli chodzi o pszczelarstwo, to myślę, że powinno to oznaczać: bez interwencji człowieka. A to oznacza rodzime pszczoły gniazdujące w naturalnych siedliskach i „pasące się” na naturalnych terenach. W naszym przypadku Wielkiej Brytanii i Irlandii, odpowiada to pszczołom Apis mellifera mellifera, gniazdującym w wydrążonych drzewach i nie żerujących na obszarach upraw rolnych. Dosyć trudne do osiągnięcia! Praktycznie każda brytyjska strona internetowa o pszczelarstwie „naturalnym”, którą ostatnio sprawdziłem, jest ilustrowana zdjęciami pszczół, które mają żółte odwłoki. AMM nie mają żadnych żółtych pasków, a więc automatycznie obecność tych pszczół tutaj nie jest czymś naturalnym. W innych rejonach świata, gdzie pszczoła miodna nie jest autochtoniczna, żaden rodzaj pszczelarstwa nie jest naturalny. Jedna z “naturalnych” stron internetowych przyznaje, że już sama nazwa “Pszczelarstwo Naturalne” jest dosyć problematyczna, ponieważ chów pszczół nigdy nie jest tak naprawdę naturalny. Zdejmowałem setki rojów pszczół miodnych z drzew i budynków. Obawiam się, że wiele z tego co widziałem, nie jest za bardzo zbliżone do tego, co przeczytałem o “naturalnym” chowie pszczół. Zapraszam na moją stronę pod tym linkiem (http://www.dave-cushman.net/bee/natbeenest.html), aby przeczytać o naturalnym gnieździe pszczół.

Aby zgromadzić więcej informacji, niż dotąd miałem okazję poznać, przeszukałem sieć i przeczytałem praktycznie wszystko, co nie jest kopią czegoś innego, gdyż podobnie jak w przypadku wielu rzeczy w pszczelarstwie, jest cała masa powtórzeń. Jest kilka aspektów, które jak podejrzewam, wprawiają w zakłopotanie ruch “naturalny”, ale sądzę, że większość informacji przekazanych z pasją, których czytanie sprawiało mi przyjemność, jest przemyślana i poczuwająca – tak jak powinno być w pszczelarstwie. Takie przesłanie jest znacznie lepsze niż “natarczywy” i ofensywny przekaz tych, którzy zdają się uważać, że zamiast przekonywać do swoich racji, skuteczniejsze jest dyskredytowanie innych metod. Znalazłem nawet aroganckie stwierdzenie, że „to my jesteśmy strażnikami pszczół“, tak jakby inni już nie byli!

Chociaż sam nie próbowałem pszczelarstwa “naturalnego”, to zajmowałem się pszczołami utrzymywanymi tym sposobem. Są techniczne różnice przy ich obsłudze, ale przy odrobinie zdrowego rozsądku można się tego szybko nauczyć. Wydaje mi się jednak, że jeśli ktoś pragnie zostać „naturalnym”, to lepiej zacząć od pszczelarzenia w ulach konwencjonalnych, a dopiero później wprowadzać zmiany. Zwłaszcza, że można gospodarzyć na dwa różne sposoby jednocześnie. Taką metodą sam sprawdzisz najlepiej, które opinie są poprawne, a które nie. Znam kilka osób, które tak zrobiły, choć w większości przypadków porzuciły zmianę po próbach. Być może dlatego, że nie dość obserwowali i nie w pełni zrozumieli fenomen rodziny pszczelej. Wciąż jednak mogą gospodarzyć w ulach konwencjonalnych i być troskliwymi pszczelarzami.

Sam, jako dobrze funkcjonujący “konwencjonalny” pszczelarz widzę pewne korzyści z podejścia „naturalnego”. Bezdyskusyjną korzyścią jest fakt, że wszystkie ule TBH mogą być wykonane z drewna odpadowego bez żadnych dodatkowych kosztów według własnego projektu. Jestem człowiekiem praktycznym, sam produkuje ule więc argument ten trafia do mnie bardzo dobrze. Podoba mi się też pomysł braku węzy, aby pszczoły budowały to co same chcą oraz wyciskania miodu z regularnie odnawianych plastrów. Myślę, że te punkty są dobre.

Podsumowując, nie mam problemu z pszczelarstwem „naturalnym”, ani z większością tych, którzy go wspierają. Nie mam potrzeby, go zohydzać tylko dlatego, że jest to inny sposób osiągnięcia tego samego, co robię sam. Chciałbym tylko, aby ta mniejszość, mocna głównie w gębie, kiedy próbuje przekazywać swoje przesłanie w oparciu o rażące nieścisłości, nie zohydzała sposobu, jaki sam wybrałem na chów pszczół. Moim zdaniem wiele elementów pszczelarstwa “naturalnego” i tak sam stosuję, więc dlaczegóż to mam być postrzegany jako “nienaturalny”? Jeśli to, co robię, nie jest naturalne, to nie jest również to, co robią „naturalni”, stąd używam tego słowa w cudzysłowie w tym tekście.

Jeśli tylko pszczelarz rozumie, szanuje i troszczy się o swoje pszczoły, to nie obchodzi mnie jaką metodę przyjął.

Roger Patterson
tłumaczył: Jakub Jaroński

Aperiodyczny biuletyn naszego Stowarzyszenia „Wolnopszczelarstwo”, numer pierwszy

Z ogromną satysfakcją oddajemy w Państwa ręce pierwszy numer „Wolnopszczelarstwa”, bezpłatnego biuletynu Stowarzyszenia Pszczelarstwa Naturalnego Wolne Pszczoły.

Wydając pismo chcieliśmy uporządkować wybrane artykuły z naszej strony internetowej w trochę innej postaci, a przede wszystkim docenić wartość słowa pisanego w formie tradycyjnej, a zarazem poszerzyć grono odbiorców, którzy nie dotarli do tekstów ukazujących się w formie elektronicznej, w zasobach internetowych Stowarzyszenia. Dlatego biuletyn ukazał się też w limitowanej wersji papierowej.

Na treść pierwszego numeru składa się krótki opis historii i działalności „Wolnych Pszczół”, a także wybór artykułów, które dotychczas ukazały się na naszej stronie internetowej. Dominują tłumaczenia anglojęzycznych tekstów autorstwa pszczelarzy praktyków, którzy od wielu lat prowadzą swoje pasieki nie stosując żadnych „leków” ani substancji chemicznych służących do zwalczania pszczelich chorób i pasożytów. Nie widzimy powodu, dla którego nie moglibyśmy się posiłkować wiedzą i doświadczeniem starszych stażem kolegów zza granicy, w tym z drugiego brzegu Wielkiej Wody. Na tłumaczenia składają się zatem artykuły wykładowcy i hodowcy matek pszczelich – Michaela Busha; wybitnego pszczelarza zawodowego – Kirka Webstera; oraz artysty, muzyka, pisarza, a wreszcie pszczelarza hobbysty – Charlesa Martina Simona. Nasze polskie podwórko dopiero raczkuje w takich formach uprawiania pszczelarstwa, gromadzimy doświadczenia i wiedzę. Jesteśmy jednak przekonani, że w kolejnych numerach Biuletynu znajdzie się więcej tekstów rodzimego pochodzenia.

Zapraszamy też do lektury wywiadu z jednym z największych polskich autorytetów z dziedziny pszczelnictwa, profesorem Jerzym Woyke, który zdecydował się na rozmowę z nami o pszczołach i pszczelarstwie, w tym również o tych jego aspektach, które interesują nas najbardziej. Za co niniejszym jeszcze raz Profesorowi dziękujemy!

W numerze nie mogło również zabraknąć artykułów autorstwa członków naszego Stowarzyszenia. Znalazł się tu zatem opis „Fortu Knox”, flagowego projektu „Wolnych Pszczół”, o którym pisze bloger i propagator pszczelarstwa naturalnego Bartłomiej Maleta oraz tekst Krzysztofa Smirnowa o łapaniu rojów.

Na koniec chcemy wyjaśnić, że nasz Biuletyn zamierzamy wydawać jako aperiodyk, a więc będzie się on ukazywał w nieregularnych odstępach czasowych. Mamy jednak nadzieję, że kolejny numer ukaże się niebawem.

Serdecznie zapraszamy do lektury

Redakcja

„Wolnopszczelarstwo” w PDF

Post scriptum: Na cele edukacyjne posiadamy dla chętnych ograniczoną ilość nakładu wersji papierowej. Jeżeli ktoś z szanownych czytelników ma ochotę wejść w jego posiadanie, poprosimy aby napisał na adres elektroniczny redakcji wraz opisaniem planu edukacyjnego i celów jakie zamierza w ten sposób realizować.

Droga środka do pasieki bez leczenia.

Wiele dyskusji odbyło się w naszym małym środowisku zrzeszonych w Stowarzyszeniu Pszczelarstwa Naturalnego „Wolne Pszczoły”, do którego miałem zaszczyt przystąpić kilka lat temu. To fascynujące, z jakim zaangażowaniem pozwalaliśmy ścierać się różnym koncepcjom, cały czas mając w pamięci, że przecież każdy z nas jest na swojej pasiece jedynym szefem, który sam wyznacza jej reguły (oczywiście tylko w takim zakresie, na ile pozwala na to sama natura i pszczoły) i tak naprawdę to nikomu nic do tego. Z dyskusji, prowadzonych na zjazdach, poprzez pocztę elektroniczną, wreszcie na samym forum, wyłoniło się w miarę łatwe do przewidzenia spektrum poglądów na to, jaką drogą należy dążyć do pasieki, w której nie zachodzi potrzeba nieustannego leczenia pszczół.

W jednym w zasadzie byliśmy zgodni: podstawą selekcji pszczół pod kątem zdolności przeżycia jest ostateczny egzamin z przetrwania zwany też Testem Bonda.

Test Bonda (żyj i pozwól umrzeć)

W całkowicie nieuprawnionym uproszczeniu, propagowanym przez zdecydowanych przeciwników, polega on na pozostawieniu pszczół samym sobie, aby umarły. W rzeczywistości Test Bonda polega na skalkulowaniu maksymalnej możliwej presji selekcyjnej w jednym zaledwie aspekcie, tj. leczenia rodzin pszczelich. Wszelkie inne zabiegi pszczelarskie wykonuje się wedle potrzeby i zgodnie z najlepszą wiedzą i sztuką oraz wybraną metodą chowu. Zatem nie polega to po prostu na porzuceniu pszczół, tylko w zasadzie na uprawianiu pszczelarstwa jak w czasach przed nadejściem warrozy. A nawet więcej, gdyż od realizujących Test Bonda oczekuje się też przeprowadzenia skutecznej selekcji rodzin, które w kolejnych pokoleniach radzą sobie coraz lepiej. Oczywiście taki dobór dotyczy wyłącznie pszczół, które bez wspomagania farmaceutykami przeżyły trudny okres bezczerwiowy (u nas: zima). Oczekuje się, że pszczelarz wykaże się wiedzą i umiejętnościami, dzięki którym będzie mógł z najwyższą możliwą pewnością stwierdzić, że selekcjonuje rodziny wedle ich zdolności przetrwania, dzięki czemu uzyskuje w tym zakresie coraz lepsze wyniki. W każdym kolejnym etapie Testu Bonda należy ćwiczenie powtórzyć, tzn. pobrać materiał zarodowy od najzdrowszych rodzin i podać do rodzin z problemami, aby pomnożyć obiecujące, a zlikwidować marne geny. Następnie pszczelarz musi wykonać pracę w postaci odtworzenia liczebności pasieki, aby do kolejnego cyklu selekcji przystąpiło możliwie dużo nowych (i starych) rodzin. Bo ich liczebność stanowi jeden z kluczowych elementów procesu selekcji.

Jeżeli śmiertelność w pasiece przekracza trzecią część populacji, co jest praktycznie pewne na początkowym etapie, należy wdrożyć metody pozwalające na szybkie odbudowanie stanu, aby w następnym roku móc kontynuować selekcję.

Model Ekspansji

Etap odtwarzania populacji można rozwinąć do maksymalnego namnożenia rodzin pszczelich, co nazywane jest Modelem Ekspansji. Proponuje się w nim, aby pszczelarz odpuścił walkę o miód (choćby częściowo), a poszukał granic swoich możliwości zarządzania pasieką i postarał się posłać do zimowli więcej rodzin, niż jest w stanie normalnie obsługiwać. Przecież i tak pewna ich odsetka nie przetrwa do wiosny. Ale im więcej zazimujemy, tym większy potencjał uzyskamy na wiosnę. To nie są żadne dla pszczelarza arkana.

W ten sposób przyspiesza się tak zwane wąskie gardło, przez które niejako przepycha się możliwie liczne rodziny pszczele, aby jak najszybciej i najskuteczniej dorobić się genów radzących sobie z chorobami. Rodzinom, które zachorują śmiertelnie, pozwala się odejść do Krainy Wiecznych Pożytków. Prezentują właściwości zbędne dla danego terenu, pasieki i metod pszczelarskich. Czytaj więcej “Droga środka do pasieki bez leczenia.”

Wywiad z Panią Elżbietą Kowalczyk

Przykro o tym mówić ale we współczesnych czasach miód powinno się spożywać tylko od zaufanego pszczelarza.”

W grudniu minionego roku mieliśmy przyjemność rozmawiać z Panią Elżbietą Kowalczyk, dla wielu pszczelarzy znaną jako „Pytla”. Pani Elżbieta od lat działa w stowarzyszeniu SPP „Polanka”, którego była jednym z założycieli i wieloletnim prezesem, na rzecz poprawy losu pszczół i pszczelarzy. Udaliśmy się do „Pytli” w celu podpytania jej, co myśli o szeroko rozumianym pszczelarstwie naturalnym. Wiedzieliśmy, że od około 10 lat prowadzi z sukcesem swoją pasiekę w sposób jak najbardziej zgodny z celami naszego stowarzyszenia. Dzięki jej wiedzy możemy poprawić nasze wiadomości teoretyczne oraz wzbogacić się o rady praktyczne dotyczące prowadzenia pasieki i pszczół bez „chemii”. Efektem naszego spotkania jest poniższy wywiad oraz seria krótkich filmików, w których Pani Elżbieta szczerze opowiada o sprawach pszczelarskich dotyczących każdego pszczelarza.

Jaki jest Pani staż pszczelarski?

Samodzielnie pszczelarzyć zaczęłam po śmierci Taty, od 1996 roku. Zaczęłam od 9 rodzin. Nie poszłam do szkoły w Pszczelej Woli, bo moim zdaniem schodzi ona na psy. Tata na łożu śmierci powiedział mi: „Przy ulu trzeba myśleć”. Do dziś się tego trzymam. Każda rodzina pszczela jest indywidualna. Nie ma schematów przy pracy z tymi owadami.

Od kiedy gospodaruje Pani bez użycia akarycydów?

Od 10 lat. Ja zawsze byłam fanką BeeVitalu. 8 lat miałam pasiekę tylko na tym preparacie. Niestety, nie jest to tanie rozwiązanie. Ostatnio zastosowałam Apiguard i Thymovar, bo już nie dawałam rady finansowo. Apiguard to jest legalny preparat oparty na tymolu. Refundowany. Thymovar wydaje mi się łatwiejszy w stosowaniu i łagodniejszy dla pszczół. Zawiera mniejszą dawkę tymolu. Rosjanie mają takie fajne paski oparte na tymolu i olejkach. My tego niestety nie mamy. Nie do końca jestem fanką tymolu, bo jest niedozwolony w miodzie oraz rakotwórczy.

Pasieka Pani Elżbiety
Pasieka Pani Elżbiety

Jak często stosuje Pani Beevital HiveClean i czy wspomaga się Pani innymi zabiegami poprawiającymi kondycje pszczół?

Istotnym zagadnieniem jest kwestia jakości preparatu. Nie jestem pewna czy oryginalny Beevital jest tak dobry, jak był kiedyś. Zawsze go mam przy sobie, choć często do pszczół nie chodzę. Stosuję go zamiast dymu, którego nie nadużywam. Preparatem nie wolno pryskać. Można nim tylko polewać. Myślę, że wychodzi to mniej więcej ok. 9 razy w sezonie na rodzinę. Nie wierzę w doniesienia, że szkodzi pszczołom. Nic się im nie dzieje. Pszczoły dobrze to znoszą. Drapią i czyszczą się, zrzucają roztocze, dbają o higienę. Nie ukrywam, że to wychodzi drogo. Na ok. 100-pniową pasiekę wydaję ok. 2500 zł rocznie na leczenie.

Thymovar, Apiguard zastosowałam na razie eksperymentalnie. Stosowałam też Viteapis w okresie, kiedy były nad nim przeprowadzane badania. Obserwowałem wzrost witalności rodziny. Może nawet większy niż po Beevitalu. Miałam w jednym odkładzie grzybicę. Wystarczyła jednorazowa dawka Vitaeapisu. Czytaj więcej “Wywiad z Panią Elżbietą Kowalczyk”

Rozmowa z Panem Davidem Lutz’em o hodowli czarnej pszczoły Kampinoskiej

We wrześniu 2017 roku miałem przyjemność w pięknych okolicznościach przyrody, czyli na terenie swojej pasieki z widokiem na latające pszczoły, porozmawiać z Panem Davidem Lutz’em. Pan David jest w tej chwili ostatnim hodowcą ciemnej pszczoły Apis mellifera mellifera linii Kampinoskiej. Choć wysyła swój hodowlany materiał genetyczny na pół świata, w tym do znanych światowych hodowców, to niewiele osób spoza wąskiej branży o nim chyba słyszało. Pomimo, że nie lubi rozgłosu na swój temat, to nasza stowarzyszeniowa idea wyhodowania i wyselekcjonowania pszczół tolerancyjnych na warrozę i odpornych na inne choroby oraz powrotu zdziczałej populacji do przyrody, na tyle wydała się Panu Davidowi interesująca, że zgodził się udzielić mi wywiadu. Być może dlatego, że sam nie używa od wielu lat żadnych środków parazytobójczych i biobójczych na swoich pszczołach.

Co Pan sądzi o ciemnej pszczole europejskiej Apis mellifera mellifera? Dlaczego ją Pan hoduje a konkretnie linię Kampinoską?

U nas w Alzacji takie pszczoły były od zawsze. Można powiedzieć, że urodziłem się przy tej pszczole i dlatego mam ją z przyzwyczajenia. Od szóstego roku życia pomagałem przy pszczołach. U nas w rodzinie było zawsze ok. 400-600 uli i ok. 200 kószek . To była też pszczoła AMM Nigra, która jest bardzo zbliżona szczególnie do Kampinoskiej, bawarskiej i austriackiej.

Być może zna Pan sytuację w dawnej Puszczy Kampinoskiej ok. 300 lat temu? Cała dolina parku była pełna kolonistów. Najwięcej pochodzenia tyrolskiego i szwabskiego. Oni nie byli wyznania rzymskokatolickiego tylko ewangelicko-augsburskiego. Zajmowali się głównie rolnictwem. Nie nosili tylko kurtki i kapelusza, ale produkowali dobra roślinne i zwierzęce, w tym pszczoły. Właśnie taką, jak ja to mówię, szwabską pszczołę. Zresztą wówczas innych niż środkowoeuropejskie niemalże nie było. Prawie do samej Drugiej Wojny Światowej były też inne linie sprowadzane z Niemiec albo Austrii. Instytut na uniwersytecie w Ernlangen w Bawarii był mocno nastawiony na hodowlę pszczoły środkowoeuropejskiej w okresie międzywojennym, a nawet podczas wojny i okupacji Niemcy jeszcze mocno propagowali pszczołę Nigrę dla produkcji miodu m.in. na zwiększone zapotrzebowanie spożywcze, na potrzeby wojenne. Po 1945 roku wszystko szlag trafił. Jak nie mówię, że wojna i Niemcy były dobre, tylko mówię o hodowli pszczół. Szwabi uciekli do Szwabska, a pszczoły zostały. Często jednak nikt ich nie obsługiwał i sporo padło. W latach ’60 pojawił się pomysł aby selekcjonować pszczołę Kampinoską, ale dopiero później w latach ’80 jak wiemy, to zrobiono, z resztek tego co jeszcze tam znaleziono.

Czy Pan już wtedy tzn. w latach ’60 zajmował się pszczelarstwem w Polsce?

Nie. Dopiero od 1992 roku. Mieszkałem wtedy na ulicy Inflanckiej w Warszawie. Pierwsze moje pszczoły egzystowały na balkonie. Osiedle to było blokowisko z ogrodem w środku. Jak co sobota rano wstałem i patrzę sobie na ten ogródek, a tam kręci się policja i straż. Myślę sobie, że może jakaś sensacja. Może jakiś trup tam leży. Z jedenastego piętra nie widziałem dobrze, więc idąc do sklepu podszedłem bliżej i zobaczyłem, że na krzaku wisi rój pszczół. Złapałem rójkę do kosza na śmieci i przykryłem mokrą szmatą. Pojawił się problem co z tym rojem zrobić. Ani nie miałem ula, ani ramek, ani ogródka. No nic to. Wstawiłem rój do łazienki licząc, że przeżyje do następnego dnia. Zadzwoniłem do kolegi, do ministerstwa rolnictwa i powiedziałem mu, że za dwie godziny potrzebuję ul, ramki i węzę, bo mam rój w łazience. Dał mi adres do sklepu i poinformował sklep, że jak przyjdę, żeby wszystko mi wydali co potrzebuję. Do sklepu pojechałem szybko taksówką i kupiłem potrzebny sprzęt oraz ul warszawski. Taksówkarz pomógł mi wnieść ul do windy. Sąsiadkę oszukałem, że to mebel. Wieczorem osadziłem i podkarmiłem pszczoły. Tak zaczęła się moja historia z pszczołami w Polsce, z ulem na balkonie w bloku.

black_bee_1

Dużo później spotkałem Panią Łucję z pasieki hodowlanej z Parzniewa, która była tam kierownikiem. Była dyskusja na temat genetyki. Ja jestem po studiach w tym fachu. W Warszawie miałem zwykłe warszawskie kundle, a pojawił się pomysł hodowli Kampinoskiej. Byłem oglądać ule na sprzedaż koło Leszna i zobaczyłem dom z gospodarstwem, które mi się spodobało. Tam właśnie był teren hodowli pszczoły Kampinoskiej. Sąsiad pszczelarz powiedział mi, że tu tylko można tylko trzymać Kampinosa. Dlatego zamówiłem czym prędzej matki Kampinoskie z Parzniewa.

Na początku miałem ok. 30 uli, bo jeszcze miałem inną stałą pracę. Ten sąsiad mieszkał 500 metrów dalej i nasze pasieki z Kampinosami tworzyły taki obszar, gdzie w obrębie tych 500 metrów wszystko było żądlone, co było żywe i się ruszało. Miałem problem z sąsiadami. Jeden chłopak znalazł się nawet w szpitalu. Podjąłem decyzję o zlikwidowaniu pszczół koło domu i wstawiłem je do puszczy podejmując pracę nad selekcją na łagodność. Tak zaczęła się moja hodowla Kampinosa. Później jak poszedłem na rentę, to powiększyłem pasiekę. W tamtych czasach linia Kampinoska to było w sumie około 100 hodowców i 2500 rodzin pszczelich. A teraz tak wyszło, że jestem ostatni. Nawet Parzniew już nie ma. Czytaj więcej “Rozmowa z Panem Davidem Lutz’em o hodowli czarnej pszczoły Kampinoskiej”