Kiedy marcowe pluchy bębnią o dach, drepczę w kółko po pokoju i zastanawiam się, czy istnieją jeszcze dzikie pszczoły w mojej okolicy? Nie widzę innej metody, aby to sprawdzić, jak tylko spróbować je schwytać. Aby je złapać, trzeba wymyślić, jak to zrobić. Tekst ten stanowi kompilację wiadomości znalezionych w Internecie na temat łapania wędrujących rojów pszczelich, artykułów w pismach branżowych, dyskusji na forach oraz świadectw praktyków.
Sztukę tę zaliczyć można do grupy niszowych sportów ekstremalnych o starożytnej tradycji – nie inaczej człowiek wszedł w „posiadanie” pierwszych rodzin pszczelich, jak je po prostu przywabił do osiedlenia się w wydłubanej przezeń barci – jeżeli mowa o krainach Północy, gdzie zima trwa kilka miesięcy i owady musiały opracować strategię jej przetrwania. Odmiennie od klasycznych rozrywek znudzonych mieszczuchów, którzy ryzykują życie skacząc na spadochronie, nurkują w głębinach bez akwalungów, czy ścigają się z dzikimi bykami, zajęcie to wymaga nie tylko pewnej sprawności fizycznej, ale również – odrobiny pomysłowości i zdolności manualnych. A to dlatego, że po pierwsze, aby łapać roje, potrzebujemy zbudować rojołapki.
Oczywiście, samo pojęcie „łapania”, w kontekście tego, o czym zamierzam tu napisać, brzmi oszukańczo. W tym tekście chodzi mi o przedstawienie takiej zabawy, która polega na przywabianiu do naszego pudła pszczół wędrujących w poszukiwaniu nowego domu.. Innymi słowy, tylko one same się mogą złapać. Pszczelarz-łowca może tylko ustawić „pułapki” i czekać. Czasami na Godota.
Rojołapka
Rojołapka to uproszczony ul, albo inna namiastka siedliska pszczelego. O ile dziupla powstaje w sposób naturalny i pszczoły muszą ją sobie same dostosować, a ul zaprojektowany jest głównie pod wygodę pszczelarza, rojołapka znajduje się gdzieś pośrodku. Jej podstawowym zadaniem jest przywabić rodzinę pszczelą i zachęcić do osiedlenia.
Jakie cechy winna spełniać dobrze zaprojektowana rojołapka?