Fort Knox to baza amerykańskich sił zbrojnych w stanie Kentucky. Oprócz siedziby szkoły i centrum badawczego wojsk pancernych znajduje się tam jeden z największych skarbców rezerw złota na świecie. Mówi się, że to jedno z najlepiej strzeżonych miejsc na naszej planecie.
A jak się to ma do pszczół? O tym za chwilę.
Pszczelarstwo naturalne, a zwłaszcza jego najbardziej radykalny odłam, czyli pszczelarstwo, w którym nie stosuje się żadnych metod zwalczania warrozy ma szereg problemów z przebiciem się do świadomości pszczelarzy. Stawia mu się szereg zarzutów – od barbarzyńskich założeń, przez nieracjonalność i naiwność, do całkowitej nieopłacalności ekonomicznej i konieczności stałego rozpoczynania od zera. Każdy, kto widzi długofalową potrzebę rezygnacji z jakichkolwiek metod zwalczania roztoczy (nieważne czy metod „twardej chemii” czy też „naturalnych”) natrafia na szereg zagadnień, z którymi musi się zmierzyć.
Przede wszystkim taki pszczelarz jest sam. Nie ma znikąd pomocy. Sąsiedzi prawie na pewno go nie wspomogą, a chętniej spaliliby mu pasiekę (takie groźby są częste) lub po kryjomu odymili jego pszczoły apiwarolem, żeby choroby nie przeniosły się na ich pnie (ten argument jest absurdalny, ale to nie tekst o tym, żeby się z nim rozprawiać). Dookoła wszędzie latają trutnie z rodzin nieprzystosowanych do zagrożenia jakim jest warroza. Pszczelarz nie chcący leczyć to na dziewięćdziesiąt dziewięć procent amator, który ma dwa, pięć czy choćby nawet i trzydzieści pni. To genetyczna kropla w morzu latającego nieprzystosowania. Do tego przecież pszczelarz dopiero chce zacząć swoją selekcję, a więc jego pszczoły wcale nie są zauważalnie lepiej przystosowane do radzenia sobie z roztoczem. Jeżeli uda mu się przejść przez pierwszy etap selekcji to utrzymanie przystosowania w takich warunkach będzie graniczyło z niemożliwością. Jeżeli przez kilka lat uda się coś wypracować, a w malutkiej pasiece przyjdzie kryzys (choćby nie był spowodowany chorobami, a na przykład wytruciem pszczół przez nieodpowiedzialnego rolnika), to… ostatnich kilka lat selekcji jest straconych. Trzeba wszystko zaczynać od zera. Znów od pszczół z komórki 5.4 mm. Znów od pszczół całkowicie nieprzystosowanych genetycznie do radzenia sobie z roztoczem. Beznadziejność tej sytuacji jest tak duża, że większość amatorów nie ma większych szans na poradzenie sobie z problemem.
I tak narodził się pomysł na współpracę w ramach naszego Stowarzyszenia. Żeby mieć szansę na przyszłość pszczół bez leczenia musimy mieć dostęp do kilkudziesięciu, a najlepiej stu kilkudziesięciu rodzin. Musimy rozsiać je na dużym obszarze, aby unikać lokalnych zagrożeń, które mogłyby zniweczyć nasz wieloletni trud (choć też musimy starać się możliwie rozpowszechniać lokalnie obiecujący materiał genetyczny, aby zwiększać prawdopodobieństwo odpowiedniego unasiennienia matek).
Po kilku pomysłach, którym daleko było do doskonałości, na przykład wzajemnej pomocy finansowej na zakup pszczół, powstał projekt o nazwie Fort Knox. Autorem pomysłu jest kolega Marcin ze Stowarzyszenia „Wolnych Pszczół”. Projekt polega na bezgotówkowej wzajemnej pomocy poprzez przekazywanie sobie rójek lub pakietów (ewentualnie odkładów, jeżeli gospodarujemy na tym samym typie uli), na uzupełnienie własnych strat. Pomysł błyskotliwy w swojej prostocie.
Dziś rozpoczęliśmy projekt pilotażowy na sezon 2016 – pilotaż obejmuje ograniczoną liczbę osób i skromną liczbę zgłoszonych rodzin. Wstępne założenia zostały przygotowane (o tym troszkę niżej), ale w ramach pierwszego roku prób, chcemy wypracować właściwe reguły i z czasem rozszerzać swoją działalność (kto wie, być może nawet poza grono członków „Wolnych Pszczół”). Dziś na bazie bardzo nielicznej grupy pszczelarzy, którzy zgłosili akces do projektu, kierując się wzajemnym zaufaniem, chcemy na własnej skórze poznać potencjalne problemy jakie mogą powstać w ramach współpracy, aby następnie opracować właściwą, ostateczną wersję reguł przedsięwzięcia. Tak, aby każdy wiedział na co może liczyć, ale też co wkłada od siebie w wypracowanie przyszłego celu.
A jakie są założenia współpracy?
Każdy z uczestników zgłasza do wspólnej bazy określoną liczbę rodzin pszczelich, które od tej chwili stają się niejako naszą wspólną własnością, choć każdy opiekuje się sam swoimi pszczołami, zgodnie z regułami pszczelarstwa naturalnego. Podstawowymi zasadami hodowli mają być: brak ingerencji chemicznej i selekcja naturalna. Zgodnie z założeniem, każdego roku nastąpi ocena stanu posiadania wspólnej bazy i pszczoły, którym udało się przetrwać zostaną rozmnożone na uzupełnienie stanu zgodnie ze zgłoszeniami poszczególnych uczestników. Ci, którzy zgłosili więcej rodzin zapewne w lepszych latach będą musieli oddać innym więcej pszczół, ale też i mogą liczyć na szersze uzupełnienie własnych strat od innych, gdy coś pójdzie nie tak.
Projekt pilotażowy „Fort Knox” zaczynamy już dziś, choć każdy z nas inaczej przygotował rodziny pszczele do zimowli i nie wszyscy z nas wypełnili całkowicie założenia projektu (przede wszystkim z uwagi na suchy sierpień praktycznie u każdego konieczne było karmienie cukrem). Dziś po prostu musimy przetestować te założenia w praktyce.
Co taki projekt nam da?
Przede wszystkim wspólnie poszerzamy bazę selekcjonowanych pszczół. Wszyscy w pewnym stopniu uniezależniamy się od lokalnych kryzysów (jak wspomniałem wyżej, niekoniecznie związanych z chorobami pszczół). Koledzy mający bardzo niewielkie pasieki, w których prawdopodobieństwo utraty całości stanu posiadania jest wyższe, mają szansę na to, że nie będą zaczynać od zera, a od punktu gdzie cała społeczność Fortu Knox znajduje się w danym momencie. Wszyscy korzystamy również na stałym wzbogacaniu różnorodności genetycznej pszczół, zawężanej lokalnie w toku selekcji. Dzięki podjęciu tej współpracy mamy nadzieję zachęcić również innych do podjęcia wspólnego ryzyka w słusznej sprawie, które wraz z rozwojem pomysłu może po prostu stać się mniejsze.
Z chwilą startu nikt z nas nie jest już sam. Jeżeli projekt ruszy i sprawdzi się, to wraz z upływem czasu zdobycie pszczół nie poddawanych działaniu chemii nie będzie już niemożliwe. Fort Knox stanie się rezerwą naszego „złota” – zdrowych pszczół, mających coraz większą szansę w starciu z warrozą!