Chcąc dobrze zrozumieć temat ja również chciałem spojrzeć na problem chemii w pszczelarstwie. Piszę tylko i wyłącznie z własnego punktu widzenia i z własnej praktyki jaką zdobyłem przy pracy z pszczołami w ramach PN. Problem leczenia jest oczywisty i celowe kuracje wspomagające są definitywnie złą drogą. Chciałbym jednak poruszyć temat skrajności w wyszukiwaniu wszystkie co jest skażone, toksyczne, działa destrukcyjnie na rodzinę pszczelą i kwalifikuje się jako chemia podawana do ula przez pszczelarzy… Radykalni pszczelarze naturalni odrzucają wszystko co do ula jest wkładane, wlewane, rozpylane, odymiane czy w inny sposób podawane w celu „ratowania” rodzin pszczelich przed roztoczami, wirusami, grzybami czy innymi nie do końca poznanymi zagrożeniami. Oczywiście mają rację ale według mnie nie do końca bo pewne sprawy traktowane są zbyt dokładnie i skrupulatnie a o innych może nawet bardziej ważnych się zapomina…
Patrząc na rodzinę pszczelą która żyje w ulu i radzi sobie w danym środowisku możemy wyłapać wiele innych zagrożeń z jakimi się styka bez celowego działania pszczelarza który stosuje kuracje lecznicze. Substancje chemiczne o których się dużo czyta przy leczeniu rodzin pszczelich są bardzo różne i każda ma inny skład i działa w inny sposób na organizmy żywe… Ogólnie obawiam się popadnięcia w pewne skrajności bo czasami dochodzi do dziwnych sytuacji, że ul staje się miejscem sterylnym gdzie trzeba go zdezynfekować czyli wypalić żywym ogniem, później wymoczyć w sodzie kaustycznej a na koniec przepłukać octem a z drugiej strony chcę się pozostawić pszczołom w ulu stare zapleśniałe ramki, podłoże organiczne, resztki spadłych pszczół po zimie itd. Według mnie we wszystkim potrzebny jest umiar i zdrowy rozsądek bo odcinając się całkowicie od jednych poglądów możemy nie dostrzegać innych zagrożeń które będą wpływać na nasze pszczoły bardziej niż „chemia”. Terminy lekka chemia i twarda/ciężka chemia pojawiły się w pszczelarstwie i jakoś trudno jest przypisać im prawidłowe definicję bo każdy sam przypasowuje „chemię” do danej kategorii. Dla niektórych pszczelarzy spalenie jednej tabletki apiwarolu jesienią to kategoria lekkiej chemii a dla innych będzie to już chemia twarda. Odparowywanie 5 g tymolu dla mnie będzie lekką chemią ale dla innych pszczelarzy będzie to po prostu chemia i ingerencja w rodzinę pszczelą bo wprowadzona została obca substancja do ula. Całkowita zgoda ale znowu musimy wziąć pod uwagę sposób rozumowania Pszczelarstwa Naturalnego przez poszczególnych pszczelarzy. Idąc tym sposobem rozumowania musimy rozważyć w czym pszczoły czują się najlepiej i czy nie oddziałuje na nie jeszcze jakaś inna chemia o której nie wiemy bądź o której wiedzieć nie chcemy. Zapętlając się w chemię która jest wszędzie możemy uświadomić sobie, że robimy pszczołom krzywdę korzystając z podkurzacza bo dymimy je dymem z próchna (bukowe próchno świetna sprawa) niewiadomego pochodzenia bez znanego składu chemicznego a zdarza się że do podkurzacza pszczelarze wkładają osb, dyktę, podpałkę do grilla itd. Wtedy musimy jeszcze pomyśleć o ulu czy czasami nie został zrobiony z desek kupionych na składzie budowlanym które zostały poddane impregnacji przeciwko szkodnikom drewna, nie piszę o płytach OSB czy innych materiałach na ul nie pochodzenia naturalnego. Gdy już to wiemy to myślimy co siedzi w naszych podkarmiaczkach z plastiku i przykryciach foliowych, powałkach itd. Do tego wszystkiego możemy dodać to co pszczoły znoszą do ula z pożytków oraz innych rodzin w okolicy i dalej musimy się zastanawiać czy aby nasze rodziny nie mają styczności z chemią i czy już są wolne od tego całego zła… Oczywiście przejaskrawiam przedstawione problemy ale gdy czytam, że podanie czegoś do ula w rozsądnych ilościach w granicach rozumianego PN jest zbrodnią na pszczołach to zastanawiam się czy jedynie słusznym rozwiązaniem całego problemu „bez chemii” nie będzie powrót do pszczół które mieszkają w barciach wydrążonych w żywych drzewach, bez podkarmiania, bez leczenia i bez przyjemności obcowania z nimi na co dzień…
Ja jednak nie zrezygnuje z moich drewnianych uli z sosny wejmutki wiadomego pochodzenia, podkarmiaczek powłakowych z plastiku, foli na górnym korpusie, próchna bukowego do podkurzacza a przede wszystkim nie zrezygnuje z możliwości obcowania z pszczołami poprzez wgląd do ula i obejrzenia krzątających się robotnic na ramce suszu. W moim rozumowaniu gospodarka którą praktykuje mieści się w ramach PN a chemia niestety ale cały czas czy tego chcę czy nie będzie musiała brać w niej udział choćby z powodów jakie przedstawiłem powyżej. Dlatego skrajności bardziej szkodzą niż pomagają a w PN według mnie chodzi o to aby pszczelarz cieszył się pszczołami w jak najbardziej prosty i dostępny sposób bez sterylności, bez wyszukiwania chemicznych zagrożeń i bez nakazów co jest lepsze a co gorsze dla pszczół.
Łukasz Łapka