Artykuł został opublikowany w marcowym numerze miesięcznika “Pszczelarstwo” 03/2016
Wstęp
W publikacjach omawiających gospodarkę pasieczną i w opracowaniach naukowych coraz częściej pisze się o małej komórce i małej pszczole. Coraz częściej przywołuje się również badania ukazujące, że pszczoły pochodzące z plastrów budowanych na węzie z komórką w rozmiarze 4.9 mm są zdrowsze, żyją dłużej, wykazują się większą higienicznością i wigorem. Ale czy tak naprawdę węza jest tym, czego potrzebuje naturalna pszczoła? Czy węza sama w sobie nie jest nienaturalną próbą regulacji sposobu w jaki żyje pszczeli superorganizm ? Pragniemy wszystko kontrolować, nadzorować, poprawiać i wszystko układamy według swojej perspektywy. To nasza ludzka przypadłość.
Węza pszczela jest jedną ze zdobyczy rewolucji technologicznej XIX wieku. Rewolucji, która dotknęła praktycznie wszystkich gałęzi przemysłu i rolnictwa. W publikacji pt. „Mała komórka” („Pasieka” 6/2014) Sławomir Trzybiński pisze: “Bez węzy nikt obecnie nie wyobraża sobie gospodarowania, a utrzymywanie pszczół na plastrach budowanych naturalnie to działalność stricte hobbystyczna lub mająca ożywić dawno zaginiony folklor. Przykładem takich poczynań jest dzianie barci w naturalnych kompleksach leśnych, realizowane dzięki zaangażowaniu dużych środków unijnych.“
Cóż. Ja wyobrażam sobie gospodarowanie bez węzy i prowadzę pasiekę właśnie w taki sposób, używając zupełnie standardowego ula korpusowego (część uli z pełną ramką wielkopolską, część z ramką obniżoną do 18 cm) i wcale nie uważam tego za folklor. Wirowanie ramek, które wybudowane są bez węzy i drutowania, również nie stanowi problemu, a w tym roku udało mi się nawet odwirować świeży nieprzeczerwiony plaster bez jego uszkodzenia.
Kiedy zaczynałem moją pszczelarską przygodę, poniekąd „wmówiono mi”, że inaczej się nie da. Stosowanie węzy jest tak oczywiste, że z każdej publikacji czy podręcznika można wyczytać, iż węza jest niezbędna do prowadzenia pasieki. Nikt nawet nie wspomniał o tym, że można uprawiać pszczelarstwo bez węzy, ale jest ono traktowane jako próba „ożywienia dawno zaginionego folkloru”. Po prostu uwierzyłem, że muszę jej używać, bo nie ma innego wyjścia. Więc na początku wszystkie ramki, jakie podawałem pszczołom były odrutowane i posiadały wprawiony woskowy arkusz. Wprawianie węzy było dla mnie nie tylko kłopotliwe, ale także kłóciło się z moim wewnętrznym przekonaniem dotyczącym naturalnych potrzeb pszczoły. Inną drogę odnalazłem dopiero wówczas, kiedy trafiłem w internecie na wykłady i publikacje amerykańskiego pioniera pszczelarstwa naturalnego Michaela Busha (www.bushfarms.com/bees), którego już wspominałem we wcześniejszych artykułach. Bush od parunastu lat prowadzi swoją pasiekę bez użycia węzy, a jest on nie tylko jednym z niekwestionowanych autorytetów pszczelarstwa naturalnego, ale także osiąga sukcesy komercyjne i prowadzi wykłady z pszczelarstwa praktycznego.
Rozmiar komórki pszczelej
Wspomniana już powyżej publikacja Sławomira Trzybińskiego zaczyna się od cytatu z podręcznika „Hodowla pszczół” wydanego w 1974 roku (rozdział opracowany przez prof. dra Antoniego Demianowicza). I ja również pozwolę sobie tutaj przytoczyć ten, choć niepełny, fragment: „Na podstawie pomiarów plastrów naturalnych z różnych rejonów Polski, przeprowadzonych przez W. Bojarczuka ustalono, że przeciętna średnica komórek plastrów pszczelich waha się w granicach od 5.20 do 5.70 mm. Przeciętna zaś dla Polski wyniosła 5.38 mm”. Pozwolę sobie odnieść się do tego cytatu i choć przyznam, że jest on wyrwany z kontekstu, to w przytoczonym rozdziale nie znalazłem szerszego komentarza, który rozwiałby moje wątpliwości. Otóż nie wynika z niego jaką metodykę stosowano w tych badaniach i co tak naprawdę rozumiano przez „naturalne plastry”. Tymczasem w publikacji wskazuje się na te obserwacje jako potwierdzające słuszność wyboru węzy pszczelej z komórką rozmiaru 5.4 mm, od której rozmiar „naturalnej” średniej komórki odbiega jedynie o dwie setne milimetra. Badacze, którzy zgłębili temat prawdziwie naturalnej komórki pszczelej podają inne fakty. Pszczoły w różnych rejonach świata budowały średnio różnej wielkości komórki. Właśnie w ten sposób należałoby podawać tę informację – rozmiar jest rozmiarem średnim w naturalnym gnieździe, bowiem każdy naturalny plaster ma inny układ różnej wielkości komórek. Nie zmienia to faktu, że dawniej (przed wprowadzeniem węzy) dla naszej szerokości geograficznej średni rozmiar komórki wahał się w granicach od 4.9 do 5.1 mm. Większe komórki budowane były na miód (i tylko okresowo były zaczerwiane), a mniejsze – w centrum gniazda – na czerw i głównie przy wykorzystaniu tych komórek następował rozwój pszczelej rodziny. A więc mniejsze komórki zaczerwiane były praktycznie przez cały czas, a większe tylko w okresie największej dynamiki rozwoju rodziny pszczelej.
Przez niektórych pszczelarzy komórka w rozmiarze 4.9 mm traktowana jest jako metoda walki z warrozą. Na jednym internetowych forów znalazłem między innymi taki cytat: „Nie stosowałem i nie mam zamiaru stosować. Z prostej przyczyny są prostsze i skuteczne metody walki z warrozą. Gdyby mała komórka była panaceum na warrozę to pszczoły siedziały by w każdej dziupli w lesie, a tak nie jest”. W tym cytacie przejawia się głębokie niezrozumienie tematu kondycji pszczół w kontekście rozmiaru komórki plastra. Badania nad zdrowiem rodziny pszczelej wychowanej na małej komórce, a w szczególności nad odpornością takiej rodziny na warrozę, prowadził między innymi dr hab. Krzysztof Olszewski z Uniwersytetu Przyrodniczego w Lublinie. Wnioski, które możemy znaleźć, chociażby w materiałach z V Lubelskiej Konferencji Pszczelarskiej, obejmują następujące stwierdzenia: „Utrzymanie rodzin na plastrach o małych komórkach (szerokość 4.90 mm) indukowało ich naturalne mechanizmy odporności na V. destructor. Można je traktować jako czynnik wspomagający selekcję pszczół odpornych na tego pasożyta, gdyż skutkuje zmianą wielu ważnych cech biologicznych związanych z naturalnymi mechanizmami oporności, w tym skróceniem czasu trwania stadium czerwiu zasklepionego”. Badania i obserwacje pszczół hodowanych „na małej komórce” wskazują na fakt, że pszczoła wygryza się nawet o blisko dobę wcześniej niż pszczoła z komórki w rozmiarze 5.4 mm, co przerywa cykl rozwoju roztocza. Doktor Olszewski pisze także: „W warunkach odbiegających od optymalnych utrzymanie rodzin na plastrach o małych komórkach stwarza korzystniejsze warunki wychowu czerwiu, co w połączeniu z selekcją na przeżycie spowodowaną brakiem leczenia przeciw warrozie zwiększa ich tolerancję na inwazję V. destructor, rekompensując spadek produkcyjności powodowany silnym porażeniem przez tego pasożyta”.
Z obserwacji amerykańskich pszczelarzy organicznych wynika, że pszczoły budując nowe, dzikie plastry systematycznie dążą do swojego naturalnego rozmiaru – zapewne zapisanego gdzieś w ich genotypie. Ale rozmiar budowanej komórki wynika nie tylko z uwarunkowań genetycznych, ale także z innych czynników, takich jak pora roku, intensywność pożytków, rasa pszczoły, szerokość geograficzna i klimat, a także umiejscowienie plastra w ulu. Jednym z kluczowych czynników jest również bieżący rozmiar pszczoły, a także rozmiar komórki, z której pochodzi. Pszczoły budują bowiem plaster „pod siebie”. A oznacza to, że pszczoła, która pochodzi z komórki 5.4 lub 5.5 mm (standardowa węza) będzie zachowywać mniej więcej ten rozmiar. Oczekiwanie, że pszczoła z naszego ula już w pierwszym pokoleniu wybuduje naturalny rozmiar komórki swojego praprzodka, jest niczym nieuzasadnione.
Z moich (na razie krótkich) osobistych obserwacji wynika, że „normalne” pszczoły (czyli te nienaturalnie duże, pochodzące z komórki w rozmiarze 5.4 mm) po podaniu pustej ramki bez węzy budują komórki w rozmiarze 5.3 – 5.4, a w każdym następnym pokoleniu tworzą coraz więcej mniejszych komórek. Już w końcu sezonu zauważyłem znacznie więcej plastrów z komórkami w granicach 5.2 – 5.3, a zdarzały się nawet pojedyncze w rozmiarach 5.0 lub 5.1 (przyznam uczciwie, że tych było bardzo niewiele). Według obserwacji pszczelarzy organicznych ze Stanów Zjednoczonych potrzeba około siedmiu, ośmiu pokoleń pszczół wygryzających się z mniejszych komórek i budujących komórki odpowiednie dla swojego bieżącego rozmiaru, aby pszczoła zaczęła budować takie komórki, jakie są całkowicie zgodne z jej naturą i genetyką (średnio rozmiary te już się nie zmieniają). Michael Bush twierdzi, że jego pszczoły w części gniazdowej budują w przeważającej większości komórki od 4.6 do 5.0 mm. Stwierdza także, że jego pszczoły w jego warunkach geograficznych nigdy nie budują komórek robotnic dochodzących do rozmiaru 5.4 mm. Pszczoły, które od wielu pokoleń żyją bez węzy budują „jak im w duszy gra”, a rozpiętość wielkości komórek pszczelich jest naprawdę duża, sięgająca nawet 1 mm (pszczelarze naturalni najczęściej podają 4.4 – 5.3 mm). W naszych polskich warunkach pszczoły, które już przez około dwa sezony funkcjonują na plastrach budowanych na węzie z komórką 4.9 mm, budują plastry bez węzy z komórkami w rozmiarze 4.8 – 5.1 mm w centralnych obszarach plastra.
Badania przeprowadzone nad pszczołami pochodzącymi z komórek wielkości 4.9 mm zbudowanych na standardowej węzie dowodzą, że istnieją zauważalne różnice dotyczące wielkości różnych organów pszczoły miodnej. Wskazano na przykład, że wielkość komórki, z której pochodzi pszczoła może mieć wpływ na długość jej języczka, a co za tym idzie na większą różnorodność odwiedzanych kwiatów. Smakosze o wyjątkowo wrażliwym podniebieniu twierdzą nawet, że przez to miód małej pszczoły smakuje inaczej. Ale nie tylko o smak tutaj chodzi, bo przecież wraz ze zwiększeniem różnorodności źródeł nektaru zmieniają się również właściwości prozdrowotne miodu. Taki miód jest po prostu bogatszy w składniki biologiczne i mineralne. Oponenci kontrują, że „duża” pszczoła przynosi jednostkowo więcej miodu, bo większe jest jej wole miodowe, a przynajmniej tak wynika z dawniejszych badań i obserwacji. Taki był zresztą jeden z argumentów na utrwalenie standardu większej komórki pszczelej, który tak naprawdę początkowo wyniknął z błędu metodyki pomiaru komórek na pszczelim plastrze.
Wracając w tym miejscu do badań W. Bojarczuka przytoczonych przez profesora Demianowicza i mając na względnie powyższe uwagi, można wyciągnąć całkowicie odmienny wniosek od przedstawionego w cytowanych publikacjach. Otóż średnia wielkość komórki budowana przez pszczoły pozbawione węzy była mniejsza od standardowego rozmiaru podawanej węzy, a to świadczyć może już o prawdziwie naturalnej potrzebie pszczół do budowania mniejszych komórek niż te, które staramy się na nich „wymusić”. I te dwie setne milimetra, choć pewnie będące granicą błędu pomiarowego, mogą już wskazywać na pewną tendencję zbliżania do „genetycznego” rozmiaru pszczoły. Nie znam także metodyki pomiaru jaką przyjęto, więc nie mogę się do tego odnieść. Czy zmierzono absolutnie każdą komórkę pszczelą na każdym plastrze, czy tylko jakąś ich część, na przykład w określonym miejscu każdego plastra? W naturalnym plastrze, w górnej części znajdują się większe komórki (na miód), które systematycznie się zmniejszają ku dołowi. Na plastrach moich pszczół, budowanych jest również wiele komórek trutowych, a przejścia pomiędzy komórką robotnicy i trutową są stopniowe. Jeżeli i te komórki były włączone do pomiarów jako komórki robotnic to zapewne znacząco zawyżyły one wyliczoną średnią, a tak naprawdę są one zaczerwiane rzadko lub w ogóle (stąd być może ten przytaczany maksymalny rozmiar 5.7 mm i ogólny wynik tak bliski rozmiarowi 5.4).
Pszczoły robotnice pełnią różne zadania w ulu i nie można wykluczyć, że zróżnicowany rozmiar dorosłych pszczół, będący wynikiem efektu naturalnego plastra, powoduje lepsze rozłożenie zadań robotnic czy lepszą ich specjalizację. Oczywiście to tylko pewnego rodzaju hipoteza czy teoria i zapewne wyjątkowo trudna do udowodnienia. Ja nawet nie będę tego próbował, a chcę tylko skłonić pszczelarzy do myślenia i popuszczenia wodzy fantazji. Bo przecież przyroda jest różnorodna i jest to jej siła, a nie słabość. Z różnorodności bierze się plastyczność przystosowań. Badania na innych pszczołowatych (trzmielach) wykazały na przykład, że małe osobniki lepiej znoszą niedożywienie w długich okresach bezpożytkowych i gdy większe umierają z głodu, te mniejsze potrafią przetrwać najcięższy okres. Jak wynika z map naturalnych rozmiarów komórek plastrów pszczoły miodnej, opracowanych na podstawie danych historycznych, w zimniejszych rejonach pszczoły naturalnie budują większe komórki plastra, co skutkuje innym stosunkiem objętości do powierzchni ciała owada i tym samym ma przyczynić się do mniejszej wrażliwości na zmiany temperatury i tym samym do lepszej zimowli. Obecnie musimy brać pod uwagę jeszcze jeden aspekt. Otóż przez ponad sto lat w 99 procentach pasiek pszczoła była hodowana na węzie o komórce robotnic w rozmiarze 5.4 lub 5.5 mm. Na takiej też węzie i komórce prowadzona była jej selekcja na coraz „lepsze” zachowania (rzecz jasna „lepsze” dla nas, pszczelarzy), a więc na większą miodność, łagodność, dynamikę rozwoju. Pośrednio więc w pewnym stopniu wybieraliśmy te, które lepiej funkcjonowały w nienaturalnym ciele, czyli „na większej komórce”, były niejako lepiej zrównoważone metabolicznie czy anatomicznie. I skutkiem tego rugowaliśmy z genomu gatunku te geny, które „źle się czuły” na komórce 5.4 mm, a więc możliwe, że lepiej funkcjonowałyby na komórce naturalnej, zbliżonej do rozmiaru 4.8 – 5.1 mm. Być może, w efekcie tej selekcji, dzisiejsza pszczoła nigdy naturalnie nie zbuduje komórki takiej, jak pszczoły sto lat temu, niezależnie od tego ile pokoleń pszczół nie dostanie od nas węzy pod zabudowę plastra. Jeżeli jednak biologia pszczoły naturalnie zrównoważy się na komórce w średnim rozmiarze około 5.1, a nie 4.9 mm, to dla mnie osobiście większego znaczenia to nie ma. Ważne jest tylko to, żeby umożliwić pszczołom naturalny i zrównoważony rozwój, zgodny z potrzebami gatunku, bo tylko taki zapewni im długowieczność, wigor i odporność na choroby. A to tak naprawdę długofalowo zapewnia brak węzy w ulu.
Trutnie
Jednym z głównych argumentów wprowadzania węzy było ograniczenie możliwości budowania przez pszczoły komórki trutowej. W środowisku pszczelarskim trutnie traktowane są bowiem jako „darmozjady”, a każdy pszczelarz stara się je zwalczać, bo kiedyś wmówiono mu (tak jak mi, że węza jest niezbędna), że przez dużą liczbę trutni zbiory miodu są mniejsze. Być może to prawda, a być może nie. Obserwacje niektórych doświadczonych pszczelarzy zawodowych i hodowców, wskazują, że w rodzinach, w których pozwolono pszczołom na wychowanie tylu trutni ile uważały za stosowne, zbiory miodu nie uległy pomniejszeniu, a nawet wzrosły. Musimy mieć na uwadze, że pszczoły działają zgodnie ze swoim naturalnym cyklem biologicznym i będą z całą mocą starały się zaspokoić swoje instynkty. Jeżeli uniemożliwimy im realizowanie potrzeb, to tym samym, wprowadzając dodatkowy stres do rodziny, działamy przeciw pszczołom, zamiast starać się podążać za nimi. Prawdopodobnie zrównoważona wewnętrznie rodzina pszczela, zaspokajająca swoje naturalne biologiczne instynkty rozrodcze, pracuje wydajniej i zapewne równoważy to ilość miodu zjadanego przez „darmozjady”. Jest to znów tylko pewnego rodzaju hipoteza, ale jest ona zgodna z przytoczonymi powyżej obserwacjami.
Nadto, w związku z dłuższym cyklem rozwoju, czerw trutowy staje się pewnego rodzaju magnesem na różne pszczele dolegliwości – w tym roztocze Varroa. Każdy pszczelarz wie, że Varroa „woli” czerw trutowy. Tą prawidłowość i wiedzę wykorzystuje się do jednej z metod zwalczania warrozy – moim zdaniem wyjątkowo niehumanitarnej – czyli tzw. „ramki pracy”. Wycinając czerw trutowy pszczelarze, we własnym mniemaniu, pozbywają się części swojego problemu. Tymczasem, takimi działaniami tak naprawdę długofalowo selekcjonujemy roztocza na rozmnażanie się w komórkach robotnic – zwłaszcza gdy te powiększone są do rozmiaru 5.4 mm (przeżywają i dalej rozmnażają się te, które wybrały komórki robotnic, a nie trutowe). Natomiast brak czerwiu trutowego w połączeniu z powiększoną komórką powoduje, że pszczele choroby zaczynają się szerzyć błyskawicznie wśród niezrównoważonych metabolicznie i anatomicznie pszczół robotnic. Nie wdając się w szczegóły, obserwacje pszczelarzy naturalnych z Zachodu (np. tu, niestety w języku angielskim: https://www.resistantbees.com/droh_e.html) wskazują, że dzięki obecności trutni w ulu, pszczoły robotnice pozostają zdrowsze, a w końcu lata, w czasie wyganiania trutni, rodzina pszczela w zupełnie naturalny sposób oczyszcza się co zapewnia jej pójście do zimowli w dobrej kondycji.
Rola trutni w rodzinie pszczelej nie została do końca wyjaśniona i często mówi się, że trutnie także wygrzewają czerw i współuczestniczą w wentylowaniu ula. Czy pełnią również inne zadania? Uważam, że powinniśmy zaufać naturze, która w toku ewolucji wypracowała najlepsze rozwiązania dla organizmów żywych. Nie ulega wątpliwości, że i tu węza jest dla natury przeszkodą.
Podsumowanie
Węza ma nie tylko wpływ na rozmiar czy zaspokajanie instynktu rozrodczego pszczół, ale także stanowi potencjalne źródło skażenia środowiska życia rodziny pszczelej. 90% obecnych w ulach substancji chemicznych wprowadzanych jest bezpośrednio przez pszczelarzy w czasie „leczenia” pszczół. Przetapianie plastrów na nowe arkusze węzy powoduje ponowne wprowadzenie do uli tych samych toksyn, a to zamyka obieg chemii w gospodarce pasiecznej i z każdym cyklem powoduje kumulowanie się coraz większej ilości pozostałości rozkładu chemicznego „leków”. Te zanieczyszczenia negatywnie wpływają nie tylko na same pszczoły, ale również na całe ich środowisko.
Pszczoły potrzebują naturalnego rozwoju w naturalnym gnieździe. Mogę zrozumieć obawy niektórych wielkotowarowych pszczelarzy zawodowych, dotyczące utrudnień w pracy związanych z krzywymi plastrami czy zlepieniem kilku ramek pszczelim plastrem, choć mając własne doświadczenia w pracy bez węzy, nie zgadzam się z nimi. Być może pierwszym właściwym krokiem powinien być szybszy powrót do historycznie właściwego średniego rozmiaru pszczoły poprzez użycie węzy z komórką 4.9 mm. Węza umożliwia nam zrobienie tego praktycznie od razu, a nie przez siedem czy osiem pokoleń odbudowujących plastry z coraz mniejszą komórką. Zmiany anatomiczne owadów spowodowane stosowaniem powiększonych komórek niewątpliwie nie pozostają bez wpływu na zdrowie pszczelego organizmu. Powiększona pszczoła jakoś sobie radziła , dopóki nie zetknęła się ze zubożeniem pożytków i okresami głodu (zwłaszcza pyłkowego), zanieczyszczeniem chemicznym oraz roztoczem Varroa destructor, które stało się nosicielem wielu pszczelich chorób. Dziś jak jeszcze nigdy dotąd potrzebujemy powrotu do prawdziwie naturalnej pszczoły, aby móc zrównoważyć negatywny wpływ tych czynników. Odstąpienie od użycia węzy lub użycie arkuszy z prawdziwie czystego wosku z wytłoczoną mniejszą komórką przy jednoczesnym pozostawieniu pszczołom możliwości wychowania trutni, jest na pewno jednym z koniecznych kroków dla nas, pszczelarzy, aby ponownie przybliżyć pszczoły naturze.