Kiedy marcowe pluchy bębnią o dach, drepczę w kółko po pokoju i zastanawiam się, czy istnieją jeszcze dzikie pszczoły w mojej okolicy? Nie widzę innej metody, aby to sprawdzić, jak tylko spróbować je schwytać. Aby je złapać, trzeba wymyślić, jak to zrobić. Tekst ten stanowi kompilację wiadomości znalezionych w Internecie na temat łapania wędrujących rojów pszczelich, artykułów w pismach branżowych, dyskusji na forach oraz świadectw praktyków.
Sztukę tę zaliczyć można do grupy niszowych sportów ekstremalnych o starożytnej tradycji – nie inaczej człowiek wszedł w „posiadanie” pierwszych rodzin pszczelich, jak je po prostu przywabił do osiedlenia się w wydłubanej przezeń barci – jeżeli mowa o krainach Północy, gdzie zima trwa kilka miesięcy i owady musiały opracować strategię jej przetrwania. Odmiennie od klasycznych rozrywek znudzonych mieszczuchów, którzy ryzykują życie skacząc na spadochronie, nurkują w głębinach bez akwalungów, czy ścigają się z dzikimi bykami, zajęcie to wymaga nie tylko pewnej sprawności fizycznej, ale również – odrobiny pomysłowości i zdolności manualnych. A to dlatego, że po pierwsze, aby łapać roje, potrzebujemy zbudować rojołapki.
Oczywiście, samo pojęcie „łapania”, w kontekście tego, o czym zamierzam tu napisać, brzmi oszukańczo. W tym tekście chodzi mi o przedstawienie takiej zabawy, która polega na przywabianiu do naszego pudła pszczół wędrujących w poszukiwaniu nowego domu.. Innymi słowy, tylko one same się mogą złapać. Pszczelarz-łowca może tylko ustawić „pułapki” i czekać. Czasami na Godota.
Rojołapka
Rojołapka to uproszczony ul, albo inna namiastka siedliska pszczelego. O ile dziupla powstaje w sposób naturalny i pszczoły muszą ją sobie same dostosować, a ul zaprojektowany jest głównie pod wygodę pszczelarza, rojołapka znajduje się gdzieś pośrodku. Jej podstawowym zadaniem jest przywabić rodzinę pszczelą i zachęcić do osiedlenia.
Jakie cechy winna spełniać dobrze zaprojektowana rojołapka?
Powinna być przede wszystkim tania. Niestety, w naszym obszarze kulturowym trudno mieć pewność, że jakikolwiek przedmiot pozostawiony w miejscu publicznym (choćby to był środek lasu), będzie tam sobie bez sensu leżał niewykorzystany tylko dlatego, że ktoś go tam położył. Zapobiegliwość i skrzętność nasza i naszych rodaków nie pozwala na podobne marnotrawstwo,w myśl słów “przewróciło się – niech leży”. Zatem rojołapkę należy wykonać możliwie tanio, z jak najmniejszym nakładem pracy, w jak najprostszej technologii – jeżeli ktoś dokona jej „recyclingu”, nie będzie nam aż tak bardzo żal. Najtańszym rozwiązaniem wydaje się tekturowe pudło owinięte folią. Nie ja to wymyśliłem, tylko pewien Ukrainiec, który opublikował później filmik na youtube, jak do jego rojołapki z tektury i worka na śmieci wprowadziły się pszczoły. Postanowiłem skopiować jego pomysł, gdyż wydawał mi się najmniej ryzykowny pod względem wysiłku i kosztów – dopóki nie wiem, czy w ogóle warto się w to bawić w mojej okolicy, wolę oszczędne rozwiązania. Mam dobry dostęp do dużych pudeł tekturowych, ale w razie czego poszedłbym po nie na zaplecze jakiegoś supermarketu. Worki foliowe zastąpiłem starą folią malarską i taśmą typu strecz, bo akurat to miałem pod ręką. Wszystko skleiłem przy pomocy taśmy pakowej.
Zacznijmy od konstatacji, że pszczoły w razie potrzeby potrafią zasiedlić najdziwniejsze miejsca: stare lodówki, dziury w murze, szczeliny w skałach, zbiorniki po paliwie, dziurawe opony… Ukraińska pszczoła stepowa w naturze gnieździła się w ziemnych norach pozostawionych przez inne stworzenia. Zatem powinniśmy raczej rozważyć wygodę pszczelarza oraz wybór materiału, który da naszej rojołapce przewagę nad mnóstwem innych potencjalnych siedlisk.
Doświadczenia łowców rojów pokazują tutaj, że zdecydowanie najlepszym miejscem dla pszczół jest… Ul. Dokładniej rzecz biorąc – pojemnik, w którym wcześniej mieszkały pszczoły. Potwierdzają to wszystkie obserwacje. Pszczoły najchętniej osiedlają się w miejscu, w którym żyła wcześniej jakaś inna rodzina. Co to znaczy dla rojołapki? Najlepiej, aby była wykonana z drewna i dobrze pachniała propolisem i woskiem. Resztki starych plastrów, jakieś śmieci po padłych rodzinach, wszystko to może złożyć się na sukces w postaci przywabienia wędrującego roju.
Pamiętajmy jednak, że nasz sukces (czyli osiedlenie się pszczół w rojołapce) zależy w dużej mierze od szczęścia, ponieważ tak naprawdę nie wiemy, co ostatecznie decyduje, że pszczoły wybiorą właśnie nasze pudełko, a nie cokolwiek innego (a potrafią osiedlać się naprawdę w zadziwiających miejscach, zapytajcie strażaków). Fakt, że pszczoły w ogóle „biorą pod uwagę” naszą rojołapkę wynika z braku dużych obszarów leśnych, na których rodziny pszczele mogłyby bytować w stanie dzikim i bez ingerencji człowieka.
Na świecie znaleźli się naukowcy, którzy spróbowali rozszyfrować pszczele preferencje. I tak:
- pojemność pudła winna być większa niż 30 i raczej mniejsza niż 50 litrów;
- jego kształt raczej nie ma znaczenia, choć z praktycznych przyczyn lepiej, aby pojemnik był wyższy niż szerszy;
- wielkość otworu wlotowego (patrząc z wewnątrz rojołapki – wylotowego): około 5-15cm2;
- ponoć najlepszy jest okrągły otwór wlotowy.
Z punktu widzenia wygody łowcy pszczelich rojów pamiętać warto jeszcze, aby pudło było możliwie lekkie, bo ciężkie trudniej wciągać po drabinie, czy wspinać się z nim po drzewie.
Doświadczenia jednego z kolegów ze Stowarzyszenia Wolnych Pszczoł z sezonu 2016 wskazują, że ważną cechą potencjalnego siedliska może być dobra wentylacja. Otóż większość rójek, które zebrał w tym roku „ratując” okolicę od dziko osiedlających się pszczół, wybierała pionowe przewody wentylacyjne. Czyli być może warto zaprojektować z dołu osiatkowany otwór tworzący efekt komina w połączeniu z dedykowanym wylotkiem umieszczonym na ścianie rojołapki, bliżej jej górnej części. Jeżeli ktoś ma bardziej tradycyjne upodobania, może wylotek umieścić bliżej dna, a otwór wentylacyjny pod daszkiem pudła. Nie wydaje się to jednak kluczowym warunkiem powodzenia.
Warunkiem absolutnym i chyba jednym z ważniejszych jest wodoodporność rojołapki. Pudło winno być wodoszczelne i suche w śodku. Nic tak nie szkodzi pszczołom jak nadmierna wilgoć z nieszczelnego daszku. A już szczególnie byśmy się zawiedli, gdyby rójka zdecydowała się osiedlić w naszej rojołapce i zginęła później, bo nie dopilnowaliśmy takiego prostego acz ważnego szczegółu technicznego. Dlatego tekturowe pudło owinięte folią, choć stanowi najtańsze chyba możliwe rozwiązanie, nie wszędzie i nie zawsze spełni swoje zadanie. Z doświadczenia powiem, że kilka warstw streczu i dodatkowo worek na śmieci nie uchronią tektury przed wilgocią. A kiedy pudło już raz zamoknie, to folia skutecznie zapobiegnie jego wysychaniu – i z naszej rojołapki nici. Bo pszczoły nie lubią mieszkać w basenie. Za to ciężka (niestety!), drewniana skrzynia doskonale spełni swoje zadanie, gdyż drewno potrafi wchłonąć ewentualną wilgoć, a nieduże szpary pszczoły same ochoczo zalepią kitem. Warto tutaj trochę pomyśleć.
Oczywiście, rolę rojołapki znakomicie spełni jakikolwiek stary, nawet zaniedbany, dobrze pociągnięty propolisem, ul, którego nie zamierzamy już używać w naszej pasiece. Nam się może nie podobać, ale przecież liczą się gusta pszczół.
W projektowaniu rojołapki powinniśmy też uwzględnić, co właściwie ma się wydarzyć, kiedy pszczoły już się w niej osiedlą. Zakładam, że łowimy rójki, aby przenieść je do naszej pasieki. Można postępować inaczej: niektórzy członkowie Stowarzyszenia Wolne Pszczoły rozpoczęli projekt wieszania na drzewach sztucznych barci – na dobrą sprawę są to rojołapki, których nikt nie ma zamiaru sprawdzać, ani przesiedlać z nich pszczół. Niech sobie tam żyją, na zdrowie! Jeżeli w planach mamy jednak osadzenie złapanej rodziny pszczelej w jednym z naszych uli, warto przemyśleć konstrukcję rojołapki pod tym kątem. A zatem być może powinna ona zawierać w środku zapas ramek w rozmiarze, jakim posługujemy się w naszej pasiece. Jeżeli będą to nasze stare ramki, z resztkami, lub pełną, czarną, dobrze przeczerwioną woszczyną, stanowić będą dodatkowy…
Wabik
Jeżeli pszczoły w swoich poszukiwaniach, czy to domu, czy pożytku, kierują się w dużej mierze zmysłem powonienia, warto, aby nasza rojołapka odpowiednio im pachniała. Wyżej wspomniane stare ramki to świetny pomysł. Pszczoły lubią się osiedlać w miejscach, gdzie przedtem już bytowały inne pszczoły. Być może dla pszczół to sygnał, że miejsce jak najbardziej nadaje się do osiedlenia, skoro już jakieś pszczoły żyły w nim wcześniej? W każdym razie jeżeli na plastrach znajdzie się dodatkowo odrobina starego miodu, z pewnością to nie zaszkodzi, a może pomóc przywabić więcej zwiadowczyń.
Ale jest jedna sztuczka, o której zawsze warto pamiętać, nawet jeżeli jesteśmy zupełnie początkującym pszczelarzem i po prostu nie mamy starych ramek ani innych utensyliów, które dla doświadczonych kolegów są oczywistością: olejek trawy cytrynowej. Naukowo dowiedziono, że jego skład jest uderzająco podobny do feromonu, który pszczoły wydzielają z tzw. gruczołu Nasonowa, aby przyciągnąć swoje siostry do danego miejsca. Można go porównać do wielkiego transparentu „Promocja tędy!” – pszczoły po prostu nie potrafią mu się oprzeć.
Paroma kroplami olejku nasączyć watkę, którą należy zawinąć w kawałek folii lub wsadzić do częściowo otwartej (czyli częściowo zamkniętej) torebki strunowej. Chodzi o to, aby zapach uwalniał się powoli i wystarczył na długo. Bez obaw, pszczoły potrafią go wyczuć z odległości kilku kilometrów.
Jeżeli jesteś doświadczonym pszczelarzem i strzeliło Ci do głowy łapać wędrujące roje, możesz przygotować miksturę zawierającą feromon matki pszczelej. Do tego celu używamy niewielkiej buteleczki ze spirytusem (rektyfikowanym, nie salicylowym!), do której wrzucamy truchła naszych matek pszczelich, które znajdziemy np. w rodzinach osypanych w czasie zimy (jeżeli od lat nie osypała Ci się żadna rodzina, a nie stosujesz żadnych środków chemicznych w celu walki z warrozą lub innymi chorobami, Stowarzyszenie Wolne Pszczoły prosi o pilny kontakt!). Po jakimś czasie, gdy w buteleczce znajdzie się już co najmniej kilka matek, wieść niesie, że mieszanka zacznie wydzielać niewyczuwalny dla nas, ale bardzo wyraźny dla pszczół zapach wabiący pszczelich zwiadowców. Stosować podobnie jak olejek trawy cytrynowej.
Jeżeli jesteśmy tak zupełnie początkującym pszczelarzem, który jeszcze nie ma swoich pszczół ani uli, nie mamy pojęcia, skąd wziąć olejek trawy cytrynowej, czy watkę – powieszenie pustego pudełka też może zadziałać. Kto wie? Przecież w kominach wentylacyjnych nikt wcześniej nie pozostawiał wabika, a pszczoły jednak się do nich wprowadzały. Jak mówił Kubuś Puchatek: z pszczołami nigdy nic nie wiadomo.
Gdzie ustawić rojołapkę
Położenie rojołapki winno jak najbardziej przypominać naturalne pszczele siedliska. Uważa się, że pomimo lat hodowli i selekcji, owady wciąż „pamiętają”, jak wyglądał ich naturalny dom – wciąż pozostały im te same instynkty, a więc troska o bezpieczeństwo, wentylację, odpowiednią kubaturę gniazda czy dostępność pożytków w okolicy. A gdzie mieszkała europejska pszczoła miodna w krainach Północy? Najczęściej w drzewnych dziuplach. W starych, wypróchniałych, czasem uschniętych drzewach, pustych w środku. Oczko takiej dziupli zwykle znajdowało się ładne kilka metrów nad poziomem gruntu, co przy okazji utrudniało wielu leśnym stworzeniom dobranie się do pszczelich zapasów. Lata badań nad pszczołami pokazały jednak, że owady te są wprost niewiarygodnie elastyczne i potrafią bytować w warunkach, które wywołałyby szlachetną siwiznę na skroniach uczonych. Zatem poniższe warunki należy traktować jako referencyjne i zastosować w miarę możliwości. Przyjmijmy, że im więcej ich spełnimy tym większe mamy szanse na złapanie rójki!
Jeżeli chcemy i możemy spełnić ustalone eksperymentalnie pszczele potrzeby, rojołapkę należy umieścić:
- możliwie wysoko (3-5 metrów nad ziemią wystarczy), choć dla wygody można zawiesić tak, aby móc ją sięgnąć wyciągniętą ręką. Pamiętajmy, że im wyżej się znajdzie, tym chętniej pszczoły ją będą „rozważać”, a tym trudniej będzie się do niej dobrać naszym życzliwym współplemieńcom. W tym kontekście też między bajki należy włożyć opowieści, że pszczoły potrzebują drewnianych pomostów do uli, gdyż nie są w stanie dolecieć do wylotka objuczone nektarem lub pyłkiem. Doskonale funkcjonowały w koronach drzew i świetnie też radzą sobie w ulach wystawionych na dachach budynków;
- na skraju łąki lub leśnej polany – pszczoły potrafią bytować zarówno w otwartym słońcu, jak i w głębokim cieniu, ale najbardziej lubią sytuację pośrednią, gdy w najgorętszej porze dnia ich dom jest choć częściowo zasłonięty przed palącym słońcem;
- dobrze, aby wylotek skierowany był na południe lub wschód (lub pomiędzy);
- w pobliżu jakiegoś źródła wody, może to być rzeczka, staw, sadzawka, czy ostatecznie kałuża. Bagno oczywiście pszczołom bardzo się spodoba;
- w miejscu dobrze ukrytym i rzadko nawiedzanym przez ludzi – aby ustrzec się przed ich pokojową interwencją. Zarówno pszczoły jak i ich łowcy lubią odosobnienie;
- uwaga, tutaj punkt poniekąd przeczący poprzedniemu: w pobliżu ciągów komunikacyjnych, strumieni, kanałów, linii wysokiego napięcia – otóż pszczoły bardzo chętnie wykorzystują wytwory ludzkie do nawigacji. Przecinką leśną znacznie łatwiej się leci, niż klucząc między drzewami;
- w miejscu gwarantującym stabilność – po pierwsze pszczoły muszą czuć, że ich dom jest stabilny i zaraz się nie zawali, a po drugie ustawiając skrzynki na pewnej wysokości powinniśmy mieć pewność, że nie spadną na głowę przypadkowemu przechodniowi. A więc to na nas, którzy wieszamy wysoko ciężkie przedmioty, ciąży odpowiedzialność za należyte zapewnienie bezpieczeństwa innych.
Jak widać, warunków tych nie ma aż tak wiele, a ich spełnienie nie wymaga kosmicznych nakładów ani finansowych, ani pracy. Wystarczy przyjąć nawyk spacerów, czy przejażdżek rowerowych, podczas których wyszukamy odpowiednie miejsca.
Jeżeli w okolicy znajdujemy zatrzęsienie miejsc, które spełniają wyżej wymienione warunki, możemy nasz wybór bardziej ograniczyć. Otóż dobrze jest powiesić rojołapkę na drzewie, które z góry (nie z dołu!) stanowi dobry punkt orientacyjny – w nawigacji powietrznej pszczoły wykorzystują zmysł wzroku i nawigują podobnie do pierwszych pilotów samolotów. Oczywiście zamiast drzewa znakomicie sprawdzi się budynek – o ile pozwolą nam na to jego właściciele.
Jeżeli wiemy, gdzie w pobliżu znajdują się inne pasieki, pamiętajmy, że zdaniem doświadczonych łowców rój pierwak (ze starą matką i największą liczbą pszczół) ma tendencję kierować się raczej na północ niż południe.
Wylatująca rójka ma podobny zasięg jak pszczoła-robotnica. Ogranicza ją przyciężka i czasem starawa matka, ale przebycie dwóch, trzech kilometrów nie stanowi dla niej problemu. Zatem określenie użyte wyżej „w pobliżu”, czasami oznacza po prostu dowolne miejsce w naszej okolicy. Na terytorium Polski trudno także znaleźć obszary, gdzie stałoby niewiele pasiek, lub byłyby bardzo rzadko rozmieszczone. Cieszymy się wysokim poziomem napszczelenia i nikt nie ma prawa poważnie narzekać na brak zapylaczy, o ile sam ich aktywnie nie zwalcza.
Kiedy ustawiać rojołapkę
Roje wylatują w sezonie rojenia się rodzin pszczelich. W warunkach polskich oznacza to okres od początku maja do końca czerwca, z dokładnością do miesiąca. Pierwsi zwiadowcy wylatują z uli już w marcu, w poszukiwaniu źródeł pyłku. Przy okazji odbywa się aktywne mapowanie okolicy. Zatem dobrze jest powiesić rojołapki możliwie wcześnie, ale nie zbyt wcześnie: jeżeli zrobimy to, zanim pojawią się liście, przyroda może nas zaskoczyć i ukryć nasze dzieło przed pszczołami pod gęstym listowiem. Cóż, dla pszczół może to nie stanowić aż takiego problemu, choć niektórzy doświadczeni łowcy zalecają, aby rojołapka była dobrze widoczna. Jednak w naszej okolicy brak osłony może skłaniać różnych ciekawskich i wandali, aby odpowiednio „zajęli się” naszym pudłem.
Co dalej ?
Powiesiliśmy naszą świetną rojołapkę, jedną lub więcej, w możliwie doskonałych miejscach. Dalej pozostaje czekać. Od początku maja warto je regularnie, co około dwa tygodnie, odwiedzać, aby sprawdzić, czy coś w nie nie wpadło. Nie koniecznie muszą to być pszczoły. Decyzję, co robić, jeżeli w naszej rojołapce zagnieździ się jakieś życie, które miodu nie przynosi, a (być może) też żądli – pozostawiam przyszłym łowcom rojów, czyli Wam, Drodzy Czytelnicy.
Jeżeli jednak, pomimo naszych starań, pewnego popołudnia stwierdzimy, że w jednym z naszych pudeł żyje i prosperuje rodzina pszczela, to… Technika przesiedlania pszczół do pasieki nie stanowi tematu tego artykułu. Jeżeli chcemy, możemy to jednak zrobić. A jeżeli akurat nie mamy wolnego ula, możemy pszczoły pozostawić w ich wybranej rojołapce. Kto wie, może na wiosnę znowu je zobaczymy?
Jeżeli jednak przesiedliliśmy rodzinę z rojołapki na pasiekę, warto pudełko odwiesić z powrotem na miejsce, które przywabiło pszczoły. Możliwe, że kolejne dadzą się przywabić jeszcze w tym roku.
Owocnych łowów!