Większość pszczelarzy uważa cały pszczeli męski rodzaj za “darmozjady”. Walczą z ilością trutnia w rodzinie, wycinając plastry z komórką trutową, ograniczając tym samym matce możliwość znoszenia niezapłodnionych jaj, z których lęgną się trutnie. Węzę stosuje się między innymi dlatego, aby dać pszczołom rusztowanie pod mniejszą komórkę robotnicy. Pszczoły i tak szukają możliwości do budowy większej komórki trutowej w wolnych miejscach, a nawet budują ją na węzie ignorując podany zarys komórki. Poniżej przedstawiam argumenty przeciwko walce z trutniami.
1. Osoby, które pozwoliły pszczołom wychowywać trutnie, nie zauważyły istotnego zmniejszenia zbiorów miodu.
Taką opinię słyszałem w filmach Tomka Miodka i Polbarta. Podobną opinię wygłosił Michael Bush. Dla mnie jest to wystarczająco wiarygodne i zamykam temat. Osobiście na początku sezonu miałem jedną rodzinę (w innym poście o niej wspominałem), która budowała niesamowite ilości komórki trutowej i wychowywała niezliczone trutnie. Pomimo tego rodzina wiosną miała zdecydowanie więcej miodu niż inne – to była ilość większa nie o wianuszek na jednej ramce, a co najmniej dwu lub trzykrotność zbiorów innych rodzin. Różne moje decyzje hodowlane (również błędne) nie pozwoliły mi jednak na weryfikację ilości miodu w czasie zbiorów. W przyszłym sezonie wypowiem się na ten temat bardziej szczegółowo.
2. Wbrew obiegowej opinii trutnie muszą mieć jakieś zastosowanie w rodzinie pszczelej.
Nie wierzę, że natura popełnia błędy. Czerw trutowy rozwija się dłużej niż robotnic i jest od nich większy. W czasie rozwoju spożywa więcej pokarmu. Do tego mija wiele dni zanim trutnie wylecą na loty godowe. Według obiegowej opinii, w tym czasie trutnie tylko siedzą na plastrach i przejadają zapasy zgromadzone przez robotnice. Brzmi to jak jakiś koszmarny błąd natury. Należałoby sobie zadać wiele pytań:
– dlaczego jest ich tak wiele? Przecież wielu z tych dzielnych mężów nie dostąpi zaszczytu kopulacji z królową. – odpowiedź jest jasna: im więcej trutni tym większa szansa przekazania genów matki pszczelej.
– dlaczego są takie duże? przecież samce wielu owadów są mniejsze niż samice, a to pozwoliłoby zaoszczędzić pokarm. – u części gatunków większy samiec jest atrakcyjniejszy dla samicy i takie są też wybierane. Ewolucja wykształciła dwie główne strategie – samce są bądź duże i silne, bądź małe, szybkie i sprytne. Skoro truteń nie ma innego zastosowania, to czemu pszczoły nie wykształciły tej drugiej strategii, oszczędzając cenny miód i pyłek? Czyżby gatunek miał się tak dobrze, że stać go było na marnotrawstwo?
– dlaczego rozwój trutnia trwa tak długo? przecież jeżeli jedynym zadaniem trutnia byłaby kopulacja to trutnie rozwijałyby się krócej, a niedługo po opuszczeniu komórki byłyby zdolne do lotów i kopulacji. – Matka pszczela rozwija się krócej niż truteń, praktycznie od razu po wygryzieniu jest zdolna do lotów godowych i po kilku dniach już może składać jaja. Jest też podobnej wielkości. Wydaje się więc organizmem wielokrotnie bardziej skomplikowanym niż truteń. Dlaczego więc “darmozjad” siedzi w komórce 8 dni dłużej, a później wiele dni w ulu i ani myśli wylecieć na lot godowy? Tu musi kryć się odpowiedź na pytanie o “zastosowanie trutnia” w rodzinie pszczelej – w tym czasie truteń wypełnia jakąś tajną misję… Jestem przekonany, że gdyby zadaniem trutni była jedynie kopulacja to rozwijałby się 10 – 12 dni, a po maksymalnie 2 czy 3 dniach wylatywałby na lot godowy.
Jeszcze raz powiem: natura nie popełnia błędów. Dowcipni zwolennicy psów twierdzą, że istnienie gatunku felis catus (kot domowy) jest dowodem na tezę przeciwną. Ja jednak pozostanę przy wierze w celowość działania ewolucji. Truteń ma jakieś zastosowanie w rodzinie pszczelej, choć nie jest niezbędny do jej bieżącej egzystencji. Zetknąłem się z tezą – dla mnie dość wiarygodną – że trutnie przebywając w ulu wygrzewają czerw i dzięki temu mogą odciążyć robotnice, które wykonują inne prace i szybciej opuszczają ul jako zbieraczki. Być może robią jeszcze coś innego?
3. Mając dobre pszczoły zapewniamy sobie przeniesienie żądanych cech na inne rodziny.
Uznaję, że każdy trzyma takie rodziny jakie uważa za cenne. Jeżeli rodzina jest agresywna to pszczelarz powinien wymienić matkę, a nie wycinać czerw trutowy. Podobnie w przypadku rodziny nieprzystosowanej do współistnienia z warrozą. Nie powinno więc być niezgodne z interesem pszczelarzy, aby dobre trutnie latały w okolicy.
Dla mnie pozostaje jednak pewna korzyść z walki pszczelarzy z trutniami – otóż jest większa szansa, że to moje trutnie unasiennią moje matki (przynajmniej w jakiejś sporej części). A jeżeli to moje trutnie będą selekcjonowane na odporność na warrozę to istnieje większe prawdopodobieństwo, że potomstwo moich matek będzie lepiej przystosowane do współistnienia z roztoczem.
4. Wycinanie czerwiu trutowego jest pewnego rodzaju stresem dla rodziny pszczelej.
Pszczoły budują komórki trutowe gdyż tak nakazuje im instynkt – potrzebują do czegoś trutni więc chcą je mieć. Jeżeli im nie pozwalamy, nieustannie niszcząc ich pracę to one wciąż próbują i próbują. Aż do skutku (albo do pewnego okresu w sezonie, kiedy potrzeba mija). Zamiast więc nasycić instynktowną potrzebę rodziny nieustannie z nią walczymy. To powoduje pewnego rodzaju stres w rodzinie. Według Michaela Bush’a walka z potrzebami rodziny nie tylko jest niepotrzebną pracą, ale powoduje, że pszczoły są niespokojne (nie mówię tu o agresywności) i gorzej pracują. W moich ulach wiosną pszczoły wychowały tyle trutni ile chciały, a później budowały już głównie komórki robotnic. Poza tym matka nie zaczerwiała komórek trutowych, gdy rodzina już nie potrzebowała trutni. Te komórki zostawały puste – w lepszym sezonie zapewne byłby w nich miód…
5. Wycinanie czerwiu trutowego zajmuje czas pszczelarza.
Wycinanie czerwiu trutowego jest według mnie niepotrzebną pracą. Komórki trutowe absolutnie nikomu nie przeszkadzają. Na pewnym etapie sezonu można niepotrzebny plaster z większością komórki trutowej usunąć w całości.
Niektórzy pszczelarze stosują tzw. ramkę pracy do walki z warrozą. Roztocze woli komórkę trutową gdyż jest większa, a czerw trutowy dłużej się rozwija, co jest zgodne z naturalnym cyklem rozwojowym Varroa. Jeżeli ktoś przyjął tą metodę walki z roztoczem to przynajmniej praca ta jest celowa.
Swoją drogą ciekawe, czy wycinanie ramki pracy stanie się kiedyś na tyle silnym czynnikiem presji selekcyjnej na warrozę, że roztocze chętniej przebywać będzie na czerwiu robotnic. To byłby zły czas dla pszczelarstwa.
Według moich wyobrażeń i wiedzy, warroza jest bardziej szkodliwa dla czerwiu, niż dla w pełni wykształconej pszczoły. Jeżeli więc, mając czerw trutowy, mogę dodatkowo oszczędzić moim rozwijającym się robotnicom wątpliwej przyjemności bycia obiadem dla roztocza, to chętnie na to przystanę.
Niektórzy pszczelarze mówią, że trutnie w ulu są jak kogut w kurniku. Muszą być, żeby pszczoły pracowały. Budowa komórek trutowych może być objawem słabości, bądź starości matki, a także jednym z pierwszych symptomów nadchodzącej rójki. Jest jednak czymś absolutnie naturalnym w rodzinie pszczelej. Trzeba się tylko nauczyć odpowiednio odczytywać sygnały pszczół i właściwie je wykorzystywać. Wtedy trutnie mogą być pomocne dla nas. Ja moim podopiecznym pozwolę mieć tyle trutni ile potrzebują. Skoro chcą mieć trutnie, niech je mają!
Pozdrawiam miłośników trutni.
PanTruteń
Artykuł pochodzi ze strony https://pantruten.blogspot.com
Opublikowany za zgodą autora.