Kirk Webster
Tekst pochodzi ze strony: http://kirkwebster.com/index.php/feral-bees
Przetłumaczony i opublikowany za zgodą autora.
(Miałem nadzieję opublikować ten esej razem z opisem dzikich pszczół wykonanym przez innego autora, który gruntownie je badał, ale zdecydowałem się opublikować niemal cały pierwotny tekst tutaj kiedy okazało się, że artykuł towarzyszący się nie pojawi. Uznałem bowiem, że porusza on aktualne i potrzebne zagadnienia związane z bieżącym, upadającym „wzorcem zdrowia pszczół”, który jest narzucony społeczności pszczelarskiej)
Po lekturze opisów dzikich rodzin pszczół miodnych, czym są, skąd pochodzą, w czym są podobne, a w czym różnią się od rodzin pszczół hodowlanych, oraz jak odporne mogą być bez interwencji ludzkiej musisz zadać sobie pytanie: „Dlaczego rodziny hodowlane nie mogą żyć własnym życiem, bez ciągłego mierzenia i liczenia, dokarmiania sztucznym pokarmem, podtruwania wszystkim co popadnie od płynów na kleszcza, poprzez silne kwasy, kończąc na dymie tytoniowym?”Otóż mogą.
Ale nie tak jak większość rodzin pszczelich żyła od czasu kiedy upowszechniła się ruchoma, wyjmowana ramka.
Zawsze zadziwia mnie fakt, że zawodowi pszczelarze (podobnie jak większość Amerykanów) łatwo (lub nawet chętnie) zmienia swój styl życia. Poświęcają swój wolny czas, aktywność fizyczną, prywatność, a nawet szansę na kontakt osobisty z rodziną czy przyjaciółmi, tylko po to, aby być na fali ostatnich nowinek technologicznych – a mimo tego, nie kiwną nawet palcem aby obserwować i dostosować się do szybkich zmian, jakie zachodzą pośród ich pszczół oraz Natury. Ta obserwacja oraz dostosowanie zawodowych pszczelarzy, to jedyna rzecz, która może przykuć uwagę przemysłu do potrzeby powrotu do zdrowia oraz równowagi. Nauka może pomóc tu i ówdzie, ale to pszczelarze muszą wykonać najważniejszą część tej pracy.
Po blisko dwudziestu latach konfrontacji, obserwacji, a w końcu akceptacji świdraczka pszczelego oraz roztoczy Varroa jako koniecznych sprzymierzeńców i przyjaciół, kilka spraw stało się jasnych. Po pierwsze, jeżeli chcemy nasze produktywne pasieki zwrócić w stronę zdrowia i równowagi, z dala od akarycydów, dostosowanie musi następować zarówno w dziedzinie genetyki (hodowla) jak i metod (postępowanie). Nie ma pszczół, które wprowadzone do pasiek rozwiązałyby wszystkie problemy i pozwoliły na powrót do pszczelarstwa z lat siedemdziesiątych czy początku lat osiemdziesiątych. Nie ma również schematów postępowania, które pozwoliłyby na utrzymanie produktywności i możliwości dalszego rozwoju nieleczonej pasieki bez pszczół, które wykształciły już pewną zdolność do koegzystencji z Varroa i innymi szkodnikami. Rodziny pszczele, gdziekolwiek by nie były zlokalizowane, są bardziej wrażliwe niż w przeszłości. Więcej z nich umiera podczas zimowli lub podczas innych okresów przedłużającego się stresu, niż miało to miejsce w czasach przed roztoczem. W takiej sytuacji w naturze, owady radzą sobie poprzez wypełnienie niszy biologicznej dzięki zwiększeniu tempa reprodukcji, do czasu gdy powrócą korzystne warunki. Pszczelarze muszą zareagować poprzez zwiększenie liczby nowych rodzin pszczelich. Ten problem został rozwiązany w elegancki sposób w północnych stanach poprzez ponowne odkrycie, że odkłady (4 ramkowe lub nawet mniejsze) mogą dobrze zimować na zewnątrz, jeśli zapewni im się odpowiednią ochronę oraz „spakuje” z innymi rodzinami. To w końcu pozwala na szybkie tworzenie nowych rodzin w środku lata, przy użyciu tylko jednej ramki czerwiu na każdą nową rodzinę. Prosta technika tworzenia małych odkładów w czerwcu i lipcu, pozwala uzyskać rodziny o wielkości 4 do 8 plastrów do następnego maja i praktycznie podwoiła produktywność pasiek na północy, bez konieczności wywozu pszczół. Każdy pszczelarz musi dostosować proces oraz eksperymentować w celu znalezienia optymalnego sposobu postępowania we własnej lokalizacji, przy swoich specyficznych zasobach. Każdy kto zastosował tę metodę rozumie, że stany północne są zależne od pszczół z południa tylko z powodu wytworzonych przyzwyczajeń oraz ignorancji, a nie biologii. W wielu artykułach szczegółowo opisałem moje własne metody oraz sposób w jaki ewoluowały. Artykuły te były publikowane na przestrzeni wielu lat, a dziś są zebrane na tej stronie internetowej. Michael Palmer (St. Albans, Vt.), Larry Conner i inni również szeroko opisywali oraz omawiali swoje własne wersje tego schematu, który tym samym nie może być rozważany w kategorii nowości.
Już czas aby zacząć wykorzystywać produktywność przezimowanych odkładów jako pomost do pszczelarstwa bez stosowania leczenia. To sposób aby powrócić z pszczelarstwem, rozumianym jako hobby czy zawód, na właściwe, zdrowe tory. To również droga do tego aby pszczoły znów znalazły się w miejscu, które jest dla nich właściwe, czyli jako wskaźnika zdrowego oraz bezpiecznego środowiska dla wszystkich stworzeń – włączając w to nas samych. Różnorodne „autorytety” zadały sobie sporo trudu, aby przekonać pszczelarską społeczność, że komercyjne pszczelarstwo bez stosowania leczenia jest „niemożliwe”. Moją ulubioną osobistą odpowiedzią jest zachowanie milczenia i kontynuowanie utrzymywania się z tej „niemożliwej” działalności. Jednakże obserwując przemysłowe rolnictwo, które nieubłaganie dąży do swojego celu, jakim jest sterylizacja, zatrucie i wyludnienie tak wielu pięknych terenów jak to tylko możliwe, ukrywając to pod zasłoną dymną niedorzecznego hasła: „To jedyny sposób aby wyżywić świat”. To sprawia, że niezwykle ważnym jest, aby każdy kto odnosi sukces alternatywnymi sposobami i darzy uczuciem piękno i harmonię Natury, stanął w działaniach i słowach w opozycji. Wchłonięcie pszczelarstwa do systemu rolnictwa przemysłowego stworzyło coś, co nazywam „pszczelarstwem pełnym troski”. Obce i toksyczne powiązanie naukowców i uniwersytetów poszukujących funduszy oraz wielkich koncernów, które kontrolują coraz więcej i więcej ziemi oraz zasobów żywności stworzyły dla rolników sprzężenie zwrotne napędzających się zmartwień i rozwiązań. Najlepszym przykładem są pestycydy, wytworzenie oporności na niektóre z nich, a później rzekoma potrzeba nowych pestycydów. Brzmi znajomo?
Skuteczne rolnictwo organiczne oraz pszczelarstwo nie stosujące leczenia mają radykalnie różne serce i umysł od przemysłowego modelu rolnictwa. W miejsce zmartwień pojawia się uwaga – ciągła obserwacja tej małej części Natury, którą możemy pojąć. I świadomość, że większa część, której nie możemy jeszcze zobaczyć czy zmierzyć, może nas wspierać jeśli tylko nauczymy się z nią jakoś współpracować. W miejsce porad od wyszkolonych przez przemysł „ekspertów”, masz wiedzę i doświadczenie niezliczonych pokoleń rolników i pszczelarzy, którzy przeżyli całe życie utrzymując się ze swoich upraw i hodowli, całkowicie opierając swoje utrzymanie na ich istnieniu i przekazywali to czego się nauczyli kolejnym pokoleniom. Na szczęście, oprócz stworzenia niezliczonych odmian roślin i ras zwierząt gospodarskich, niektórzy z nich opisali swoje życie i metody. Mamy więc coś na czym możemy się oprzeć dziś,kiedy rolnictwo zostało tak bardzo zmarginalizowane w naszej kulturze.
Przekaz jest taki: Wciąż jest możliwe, aby komercyjny pszczelarz mógł pracować i wieść dostatnie życie poza modelem przemysłowym. Pasieka którą dziś posiadam, zaczęła się od kilku rodzin i została rozbudowana tylko z własnych zasobów. Nie posiadam innych źródeł dochodu od 1990, a ostatnie zabiegi przeciwko roztoczom (czy czemukolwiek innemu) przeprowadziłem w kwietniu 2002. Miałem szczęście, że kilka lat z rzędu wystąpiły silne pożytki nektarowe oraz pyłkowe gdy byłem w okresie przejściowym od zabijania Varroa do uznania ich jako przyjaciół i sprzymierzeńców.
Ale najlepszym świadectwem sukcesu tej pasieki jest ciągła odporność oraz siła utrzymywana przez lata od roku 2005, kiedy warunki dla pszczół były znacznie mniej korzystne, wliczając w to dwa katastrofalne sezony w latach 2011 oraz 2013 – jak dotąd najgorsze jakie widziałem w swojej karierze. Przez cały ten czas miałem pszczoły na sprzedaż oraz miałem ponadprzeciętne zbiory miodu w regionie. Pogoda, rolnictwo przemysłowe, roztocza oraz wysiłki pszczelarza by te roztocza kontrolować „zmówiły się” wspólnie do zniszczenia światowych zasobów nadwyżek pszczół oraz miodu. Rosnąca wartość tych towarów pozwoliła mi czynić postępy ekonomiczne niemal każdego roku, pomimo złych warunków pszczelarskich. W szczycie załamania pszczelarstwa (2011-2013) przeprowadziłem się do nowego domu i zbudowałem dwa budynki. A to wszystko bez długów, za to z mnóstwem pszczół, które zapełniały moje pasieki oraz przeznaczane były na sprzedaż. Kiedy skończyły się chaos, całe to zamieszanie oraz zaniedbania, które wywołane były przeprowadzką oraz budową, pasieka funkcjonuje niemal tak samo jak w 1990 – z większymi stratami zimowymi, lecz z pełnym potencjałem aby zastąpić te straty, z możliwością sprzedawania pszczół oraz matek, a także z możliwością wykorzystania dobrych warunków, gdy tylko takie się nadarzą.
Daleki jestem od bycia najlepszym przykładem nieleczonych pszczół w komercyjnej pasiece. Pszczelarze wędrowni będą zapewne pod większym wrażeniem sukcesów mojego przyjaciela Chrisa Baldwina, z Belvedere (Południowa Dakota) oraz Shepherd (Texas, Golden Valley Apiaries). Chris i ja jesteśmy w tym samym wieku (61), i oboje poszliśmy do pracy w pasiekach komercyjnych zaraz po szkole średniej. Ja przeniosłem się do Vermont, a on odpowiedział na ogłoszenie z gazety pszczelarskiej z Nebraski. Chris ostatecznie wżenił się w rodzinny interes, dla którego pracował, i przejął firmę jako małą rodzinną działalność nie mając żadnych innych źródeł dochodu. Jego firma pozyskuje miód z 1200 do 2000 rodzin pszczelich, które w sezonie stacjonują w Południowej Dakocie, a zimują w Teksasie, głównie w celu hodowli matek oraz produkcji nowych rodzin. Podczas ostatnich cyklów okresów bezpożytkowych w Południowej Dakocie zaczął wysyłać jeden lub dwa ładunki pszczół rocznie na plantacje migdałowców. W początkach XXI wieku, Chris zaczął się niepokoić długotrwałymi efektami kuracji przeciwko roztoczom i przestawił swoją pasiekę na pszczoły Primorskie w ciągu 4-5 lat, wykorzystując do tego normalną praktykę, którą prowadził w Teksasie, wymieniając matki i stosując podziały rodzi. Te kilka reproduktorek oraz kilka dodatkowych pszczół sprowadzonych przez cały przebieg jego kariery, to wszystkie pszczoły jakie kiedykolwiek zostały wprowadzone z zewnątrz do pasieki Chrisa. Matki wykorzystywane do dalszej reprodukcji oraz matki produkcyjne zawsze były hodowane na miejscu. Ostatnie leczenie przeciwko roztoczom (kwasem szczawiowym) miało miejsce w 2007. (Chris używa Terramycyny jeśli zgnilec europejski pojawia się w budowanych komórkach).
Od czasu wymiany matek na Primorskie oraz zaprzestania leczenia, cykl roczny działań Chrisa pozostał niemal niezmienny w stosunku do jego dotychczasowych działań. Tak jak ja ma większe straty niż w czasach przed-roztoczami, ale w cyklu wieloletnim jego straty są takie same lub mniejsze jak u sąsiadów stosujących akarycydy, za to liczebność pasieki jest łatwo odbudowywana w trakcie wiosny w Teksasie. Pośrednicy, odpowiedzialni za organizację pszczół na zapylanie migdałowców gotowi są przyjąć od niego każdą rodzinę, którą Chris chce przekazać, a one zawsze wracają w dobrej kondycji, zdolne do podziału i/lub produkcji miodu w Południowej Dakocie. Plastry nie są zanieczyszczone, a każdego roku Chris ma szeroką pulę potencjalnych reproduktorek, które wywodzą się z pszczół od pokoleń nie wymagających leczenia warrozy, zliczenia pasożytów czy innych zabiegów.
Zarówno dla mnie jak i dla Chris’a, problem Varroa poszedł w dół listy potencjalnych problemów pszczelarskich. Pogoda oraz uwarunkowania środowiskowe są w tej chwili na jej szczycie. Kolejnym świadectwem sukcesu Chrisa, jest to, że osiągnął go w czasie cyklu okresów bezpożytkowych w swojej części Południowej Dakoty, który zredukował lub wyeliminował zbiory miodu przez kilka lat z rzędu. Najgorszy moment przyszedł 15 lipca 2006, kiedy po tygodniu temperatur pomiędzy 110 a 115 stopni Fahrenheita (43 do 46 stopni Celsjusza), termometr wskazał 124 stopnie F (51 C), co zabiło 75% jego pszczół (1500 rodzin) w jedno popołudnie. To trzy lub czterokrotnie więcej niż kiedykolwiek stracił z powodu roztoczy. Nawet po tej tragedii liczebność rodzin Chrisa została w pełni odtworzona podczas kolejnej wiosny w Teksasie. W 2014 obaj mieliśmy dobre zbiory miodu, po raz pierwszy od wielu lat.
Teraz więc widzimy dwa podstawowe warunki rezygnacji z leczenia pszczół w naszych pasiekach i powrotu naszych pszczół do samowystarczalności:
- metody gospodarowania dostosowane do większej wrażliwości pszczół
- reproduktorki z populacji dobrze współistniejącej z roztoczami, rozmnażające się oraz przeżywające bez stosowania leczenia.
A to sprowadza nas znów do dzikich pszczół. Jeśli plan podobny do tego, który opisałem powyżej byłby konsekwentnie wdrażany przez środowisko pszczelarskie od roku 2000, świat byłby obecnie pełen pszczół, które zdolne są do samodzielnego życia, a znalezienie dobrego materiału hodowlanego na start byłoby łatwe. Zamiast tego, amerykańscy pszczelarze wytrwale podążają za modelem przemysłowym rolnictwa, który nieustannie stara się manipulować środowiskiem za pomocą pestycydów, sztucznego jedzenia, które tylko podtrzymuje duże monokultury rolnicze. Skutkiem tego istnieje jedynie kilka silnych populacji pszczół odpowiednich dla prowadzenia pasiek bez leczenia. Mniej więcej pasują one do czterech kategorii:
- Pszczoły zafrykanizowane – Mają naprawdę bardzo dobrą tolerancję na roztocza, ale są zbyt agresywne i trudne do oparcia na nich gospodarki w większości sytuacji pszczelarskich. W obszarach, w których występują pszczelarze nie mają innego wyjścia jak tylko pracować z nimi na miarę swoich możliwości. Miejmy nadzieję, że ich pożądane cechy zostaną przekazane bardziej łagodnym liniom – tak jak próbowali to robić Weaverowie w Teksasie.
- Pszczoły nieleczone wyhodowane przez indywidualnych komercyjnych pszczelarzy – to prawdopodobnie bardzo wartościowe pszczoły, ale tych niewielu pionierów zostało zmarginalizowanych, zastraszonych oraz wyśmianych do tego stopnia, że nie są dziś zainteresowani współpracą z szerszą społecznością. Nie winię ich. Produkcja miodu oraz produktów pszczelich bez zmartwień, wydatków oraz kłopotów związanych z leczeniem jest daleko bardziej satysfakcjonujące i interesujące niż ogólna praktyka oraz dyskusje prowadzone w obecnym środowisku pszczelarskim. Każda stabilna populacja hodowlana, która nie była leczona od co najmniej 4 lat powinna zostać sprawdzona w nowych obszarach oraz porównana z innymi populacjami.
- Pszczoła Primorska – w mojej opinii to wciąż najlepsze dostępne, pierwotne źródło pszczół nieleczących pasiek Kilka dodatkowych źródeł byłoby pomocne, ale z odpowiednią dozą uporu możesz uzyskać, na przestrzeni kilku lat stabilną pulę genów pszczół od członków Stowarzyszenia Hodowców Pszczoły Primorskiej (Russian Honeybee Breedeers Association). Niesamowita praca oraz przełomowe odkrycia dokonane przez Toma Rinderera i jego kolegów zostały zachowane i udoskonalone przez tą grupę zaangażowanych pszczelarzy.
- Dzikie pszczoły – Wraz z szybkimi zmianami warunków środowiskowych oraz potrzebą zwiększenia puli genowej nieleczonych pszczół, jest to prawdopodobnie najbardziej zaniedbane źródło pszczół w Północnej Ameryce. Głównym problemem we wprowadzaniu tych pszczół do pasiek w szerokim zakresie jest stwierdzenie czy obiecująca dzika rodzina faktycznie jest częścią dzikiej, rozwijającej się puli genowej, czy też po prostu uciekła ostatnio z jakiejś pasieki.
Kiedy przekonałeś się już do jakiejś reproduktorki, która czerwi w rodzinie będącej częścią puli genowej przeżywającej i świetnie radzącej sobie bez pomocy, wtedy testowanie i wprowadzanie tych pszczół do pasieki produkcyjnej jest dokładnie tym samym co robiłbyś wprowadzając jakikolwiek inny obiecujący materiał. Po odstawieniu leczenia w mojej komercyjnej pasiece i pracy z populacją pszczół nie leczoną od 16 lat w lokalizacji północnej, z krótkim okresem produkcyjnym, uznałem za najbardziej wydajną i efektywną tą oto metodę:
Jeszcze zanim ta nowa matka przezimuje w Twojej pasiece, wychowaj od niej 30 matek-córek (jeszcze lepiej 50, a 100 byłoby najlepsze). W tym samym czasie wychowaj inne matki-córki ze swoich najlepszych pszczół i unasiennij je wszystkie w najlepszych możliwych warunkach. Osadź nowe królowe w małych odkładach i pozwól im na rozwój do 4-10 ramek do końca lata. Wszystko to działa lepiej gdy pasieka nie jest leczona przez ostatnie 3-4 lata, ale w okresie przejściowym do pasieki nieleczonej, możesz przeprowadzić dobry test poprzez utworzenie odkładów z czerwiem z rodzin, które nie były leczone od co najmniej 14 miesięcy. Zimuj odkłady w podobnych warunkach, najlepszych jakie możesz zapewnić, a następnej wiosny będziesz zazwyczaj miał dobry obraz potencjału nowego materiału genetycznego w swojej lokalizacji.
Najszybszym i najlepszym sposobem na przetestowanie nowego źródła materiału genetycznego, jest wyhodowanie w swojej pasiece serii królowych-córek. Hodowanie nowych matek w środku lata i przezimowanie ich w odkładach, daje najszybsze, jednoznaczne wyniki przy najmniejszej wymaganej inwestycji pieniędzy, czasu i sprzętu. Reproduktorka mająca duży potencjał długoterminowy da bardzo dobre córki, które już pierwszej zimy dobrze dadzą sobie radę . Podstawowa siła oraz odporność linii ujawnia się poprzez wysoki odsetek przeżywalności oraz poprzez porównanie wielkości rodzin na początku wiosny. Jeśli uzyskany wynik jest taki sam lub lepszy od innych reproduktorek używanych w tym samym czasie, wtedy zdecydowanie warto rozmnażać te pszczoły jako część twojej pasieki. Prawie wszystkie ważne cechy pszczół można ocenić gdy rodziny córek matki hodowlanej obsiadają wciąż tylko kilka plastrów i nawet jeśli przezimowało tylko 20-30 odkładów, zakres i zmienność tych cech może być również oceniona. Jeśli oryginalna matka (reproduktorka) wciąż żyje, tym lepiej, dużo większa ilość córek może zostać odchowana oraz sprawdzona następnego roku. Jeśli nie, jej najlepsze córki będą dobrymi kandydatkami do rozwoju linii we własnej pasiece. Jeśli linia wydaje się być nieodpowiednia z jakiegokolwiek powodu, w ocalałych odkładach można z łatwością wymienić matkę lub odizolować od pasieki reprodukcyjnej, jeszcze zanim pojawią się pierwsze trutnie.
Jeszcze jedna rada: Tworzenie tych odkładów początkowo w podzielonych skrzynkach jest ogromnie pomocne, kiedy początkowo porównujemy wielkość zimowych strat wśród nieleczonych pszczół. Nawet jeśli straty wyniosą 40-50%, większość skrzynek pozostanie zdatna do użytku, ocalałe pszczoły szybko wypełnią pustą przestrzeń a produkcyjna praca reszty pasieki będzie mogła przebiegać swoim rytmem. Koszt i trud w przygotowaniu rodzin w dzielonej skrzynce jest niemal identyczny jak w przypadku odkładów trzymanych osobno – dodatkowy matecznik lub matka na skrzynkę to jedyna znacząca różnica. Kiedy zmierzamy w kierunku nieleczenia pszczół, zysk z podzielonych skrzynek jest o niebo większy, a koszty i trud o wiele mniejsze.
Nie musisz sprowadzać ogromnej liczby reproduktorek, aby zmienić genetykę swoich pszczół i zbudować populację, która przeżyje i będzie dobrze funkcjonować bez leczenia. Pomimo tego całego hałasu wokół „różnorodności genetycznej” (wobec której, muszę przyznać, zawsze byłem raczej paranoikiem), obserwowałem Chrisa Baldwina jak buduje swoją produkcyjną, nieleczoną pasiekę złożoną z 2000 rodzin na bazie mniej niż 10 matek reprodukcyjnych użytych na przestrzeni 5 lat. Przy praktycznie zerowej ewidencji. Podczas co najmniej jednego z tych lat, wszystkie matki były wychowane z z jednej matki reprodukcyjnej – jest to coś do czego ja nie miałbym nigdy odwagi.
Mam nadzieję, że te przykłady zmotywują więcej pszczelarzy – szczególnie komercyjnych, których działalność pokrywa olbrzymie terytoria – aby rozwijać potencjał istniejący we wszystkich nieleczonych pszczołach Ameryki Północnej, szczególnie dzikich pszczół. Czas zwolnić Varroa z pozycji naczelnego problemu pszczelarzy, a zamiast tego skupić się na faktycznych długoterminowych problemach naszych pszczół i nas samych: utraty siedlisk oraz zatruwania środowiska. Moje doświadczenia pokazały mi, że pszczoły miodne mogą przystosować się do świdraczka pszczelego oraz roztoczy Varroa. Mogą dostosować się do szybko zmieniających się warunków pogodowych. Ale nie mogą dostosować się do świata bez roślin miododajnych lub do trucizn drapieżnego oraz destrukcyjnego systemu rolniczego. Pomysł, że „Rolnictwo przemysłowe może to jedyny sposób na wyżywienie świata” jest śmieszny i nie do obrony. W każdym rejonie, i z każdym towarem spożywczym istnieją przykłady gospodarstw organicznych, z takimi samymi lub większymi plonami na uprawianą powierzchnię. Bez zanieczyszczania powietrza, ziemi czy wody. Ze zdrowszym oraz bardziej rozsądnym życiem rolników. Natomiast problemem tak czy inaczej może być to, że nie będzie wystarczającej liczby rolników, którzy w ten sposób byliby w stanie nas wykarmić. Wyprodukować żywności w sposób kreatywny i zrównoważony, wymaga więcej ludzkiego zaangażowania w przeliczeniu na uprawianą powierzchnię. Społeczeństwo jednak zdecydowało, że taki rodzaj zaangażowania nie jest już częścią jego kultury. To kamień węgielny katastrofy żywieniowej, która szybko się zbliża, i powód dla którego zdecydowałem się poświęcić tyle dodatkowej energii ile mi jeszcze zostało, aby pomóc kilku młodym pionierom, którzy zdecydowali się żyć z pszczelarstwa w sposób jaki tu opisałem. Na dłuższą metę mam nadzieję, że Winston Churchill, będzie miał ostatnie słowo: „Na Amerykanów zawsze można liczyć, że zrobią to co właściwe … po tym jak wyczerpią już wszelkie inne możliwości”.
Kirk Webster
Tekst pochodzi ze strony: http://kirkwebster.com/index.php/feral-bees
Przetłumaczony i opublikowany za zgodą autora.