Bonluk | Wolne Pszczoły http://wolnepszczoly.netlify.app Stowarzyszenie Pszczelarstwa Naturalnego Wolne Pszczoły Tue, 21 Nov 2017 20:32:28 +0000 pl-PL hourly 1 https://wordpress.org/?v=5.8.3 Metoda Małych Kroków do Pszczelarstwa Naturalnego dla Początkujących http://wolnepszczoly.netlify.app/metoda-malych-krokow-do-pszczelarstwa-naturalnego-dla-poczatkujacych/ Tue, 21 Nov 2017 19:55:31 +0000 http://wolnepszczoly.netlify.app/?p=1582 Mija piąty sezon od czasu odstawienia akarycydów na moich pasiekach. Choć okres ten nie jest na tyle długi, aby ze 100% pewnością wyciągać długofalowe wnioski, to jednak daje pewne wskazówki dla wszystkich, którzy będą chcieli rozpocząć współpracę z pszczołami w duchu pszczelarstwa naturalnego. Z wielu doświadczeń moich i moich kolegów rysuje się obraz wcale nie […]

The post Metoda Małych Kroków do Pszczelarstwa Naturalnego dla Początkujących first appeared on Wolne Pszczoły.

]]>
Mija piąty sezon od czasu odstawienia akarycydów na moich pasiekach. Choć okres ten nie jest na tyle długi, aby ze 100% pewnością wyciągać długofalowe wnioski, to jednak daje pewne wskazówki dla wszystkich, którzy będą chcieli rozpocząć współpracę z pszczołami w duchu pszczelarstwa naturalnego. Z wielu doświadczeń moich i moich kolegów rysuje się obraz wcale nie łatwych początków, jednak okazuje się, że przy odrobinie szczęścia każdemu może się udać.
Zacznę od tego, że na świecie w kręgach pszczelarzy naturalnych, organicznych czy pszczelarzy, którzy pszczół całkowicie nie leczą, pojawiają się trzy główne kierunki dojścia do pszczół, które nie wymagają zabiegów chemicznych aby mogły prawidłowo funkcjonować, a pszczelarz mógł pozyskiwać od nich produkty pszczele. Oto one:

  1. Pszczoły pozostawiamy bez leczenia od pierwszych dni;
  2. Dzielimy pasiekę na pół i jedną połowę leczymy, a drugą nie leczymy;
  3. W pasiece stosujemy leczenie pszczół, ale podejmujemy również próby selekcji pszczół spośród tych rodzin, które radzą sobie najlepiej.

Oczywiście tam, gdzie piszę o leczeniu pszczół, mam na myśli tylko i wyłącznie wykorzystywanie środków organicznych typu kwasy czy olejki, jak również prostych zabiegów, jak te cukrem pudrem.

Pszczoły na wrzosie
Pszczoły na wrzosie

Te trzy drogi to tylko kierunek i główne założenie na początek. Wybierając jedną z nich i tak musimy pewne zagadnienia pszczelarskie ułożyć podobnie. Chodzi tu przede wszystkim o podstawy zachowania zdrowia pszczół, czyli ich ulokalnienie, czysty wosk, naturalny ul i przyjazna, bogata w pożytki okolica.

Rok 2013 rozpocząłem z 11 pniami, a w roku 2017 do zimy przygotowałem 55 rodzin pszczelich. Wspomniane liczby świadczą o tym, że przez kilka lat udało mi się skutecznie pomnożyć pasiekę. Wynik ten uważam za dobry, choć przez te 5 sezonów straciłem również około 80 rodzin. Wspominam o tym, aby już na samym wstępie uzmysłowić czytającym, że straty w pszczelarstwie naturalnym będą występować bez względu na nasze zaangażowanie, super opiekę nad pszczołami i dobre chęci. Postaram się opisać, co przez te 5 sezonów współpracy z pszczołami robiłem i co można by poprawić, aby móc liczyć na jak najmniejsze straty.

W sierpniu 2016 roku na forum Wolnych Pszczół, w temacie „Metody dojścia do TF” napisałem:
„Koncepcja 4 kroków to chyba podstawa na tą chwilę + model ekspansji…Ogólnie zawsze uważałem, że w pierwszych latach warto budować bazę rodzin, bazę sprzętu, bazę potrzebnych umiejętności, choćby w oparciu o leczenie. Nie będę wchodził w szczegóły leczenia, bo to indywidualna sprawa, ale opierałbym pierwsze lata na możliwości poratowania się w dojściu do odpowiedniej ilości rodzin. Jakoś bardziej do mnie przemawia 50 rodzin o różnej genetyce niż 10 rodzin. A bez leczenia w pierwszych latach jest to bardzo ciężkie do osiągnięcia… Te pierwsze lata dają też pewne możliwości nauki obsługi pszczół, rozpoznania okolicy, nabycia doświadczenia itd.
Oczywiście dorzuciłbym do tego węzę z własnego wosku lub swobodną zabudowę. Bardziej skupiłbym się na namnażaniu materiału z każdej rodziny oraz wprowadził obowiązkową przerwę w czerwieniu.
Obecnie trzymam się własnej zabudowy pszczół, braku leczenia, namnażania tego materiału, który przeżył, obcy materiał tylko po przekrzyżowaniu lokalnym, wystrzegam się podkarmiania, choć
w sumie baza pożytkowa załatwia to za mnie, namnażanie rodzin w sposób rozsądny, z zaopatrzeniem ich w niezbędny na start pokarm. Oczywiście konsekwentny brak leczenia i cały czas do przodu bez względu na stan rodzin. Za dużo włożyłem w to własnej pracy aby teraz móc coś zmieniać. Orientacyjny szacunek porażenia V. dla własnej wiadomości…”
Na dobrą sprawę taka informacja wystarczy, aby rozpocząć współpracę z pszczołami na zasadach pszczelarstwa naturalnego, ale jak wiadomo, diabeł tkwi w szczegółach.

Zacznijmy od pierwszych lat z pszczołami

Niezależnie od tego jakie są nasze pszczelarskie wizje i koncepcje, pierwsze sezony i tak zawsze musimy poświęcić na naukę. Często zaglądamy do ula, obserwujemy wylotki, praktycznie o każdej porze dnia czy pory roku idziemy do naszych uli i z ciekawości zaglądamy pod daszek. Według mnie nie ma w tym nic złego i najzwyczajniej w świecie się uczymy. Pierwszy sezon warto poświęcić właśnie na to. Na ogólne poznanie zasad funkcjonowania rodziny pszczelej, zobaczenie jak wygląda czerw we wszystkich stadiach, trutnie czy matka pszczela. To czas aby poznać reakcję pszczół i całej rodziny gdy trochę pomieszamy im ramkami w ulu, czy spróbujemy zrobić swój pierwszy odkład. Przy odrobinie szczęścia być może zdejmiemy pierwszy rój z drzewa i osadzimy go w ulu. Pierwszy sezon trzeba więc potraktować jako „rozgrzewkowy”, a już w zimie będziemy wiedzieć, czy będziemy rozwijać pasiekę, czy może zostaniemy przy 2-3 ulach. Zazwyczaj podejmiemy decyzję o rozwinięciu pasieki. Rozpoczynając drugi sezon wiemy już, czy dany ul i ramka nam odpowiadają. Zaczynamy się poważnie zastanawiać nad wyborem docelowego ula i obmyślamy plany rozwoju pasieki i dalszego działania.
STOP.
W tym miejscu trzeba się zatrzymać i podjąć decyzję, jak będę dalej prowadził pasiekę. Czy zostanę przy tradycyjnej szkole pszczelarskiej, z częstymi zabiegami, terminowością i innymi ograniczeniami, czy może spróbuję innego pszczelarstwa, luźniejszego, znacząco mniej wydajnego, ale jednak pozwalającego na naturalny cykl rozwojowy rodziny pszczelej.

Stawiamy pierwsze kroki w Pszczelarstwie Naturalnym

Swoje pierwsze kroki w pszczelarstwie naturalnym stawiałem ścieżkami utartymi przez Dee i Eda Lusby. To jedne z pierwszych osób w USA, które skierowały się w stronę pszczelarstwa bez leczenia (tzw. treatment free beekeeping, czasem wykorzystuje się skrót TF). W zasadzie – jak się podaje – są to jedyni pszczelarze zawodowi, którzy nigdy nie zastosowali żadnych chemicznych środków roztoczobójczych. Według nich, kluczowymi sprawami są: mała komórka pszczela o rozmiarze 4,9 mm, zbliżonym do komórki naturalnie budowanej przez dzikie rodziny pszczele, naturalny pokarm (miód i pierzga), odpowiednia genetyka, czyli wytwór naturalnej selekcji i czyste środowisko ulowe. Mnie te założenia całkowicie przekonały, toteż zacząłem przekształcać swoją pasiekę zgodnie z proponowanym przez nich schematem pszczelarstwa naturalnego. Muszę też wspomnieć, że nie tylko oni mnie zainspirowali, ale także Erik Österlund, od którego przejąłem tymol jako naturalny roztoczobójczy środek chemiczny, a co za tym idzie jako sposób na pierwsze przejściowe sezony. Pszczelarstwa naturalnego uczyłem się także ze strony internetowej http://www.resistantbees.com, na której znajduje się ogrom wiedzy na temat takiej właśnie praktyki .

Okolica pasieki

Zakładając pasiekę, a z czasem pasieki, musimy wstępnie rozeznać okolicę. Idealnie, jeżeli znamy okolicę od dziecka i wiemy jaka roślinność rośnie dookoła. Wybór miejsca na pasiekę jest uniwersalny zarówno dla pszczelarzy komercyjnych jak i naturalnych. Otóż chodzi o to, aby baza pożytkowa była różnorodna i w miarę możliwości ciągła przez cały sezon. Według mnie baza pożytkowa i jej obfitość oraz równomierny dopływ nektaru, pyłku i spadzi przez cały sezon to największa część sukcesu w pszczelarstwie. W pszczelarstwie naturalnym ma to zdecydowanie jeszcze większe znaczenie. Różnorodny pyłek może być wręcz lekarstwem dla pszczół, o ile pochodzi z terenów czystych, najlepiej takich gdzie nie występuje przemysłowe rolnictwo, a duży obszar zajmują nieużytki, zarośla, lasy, czy łąki. Musimy wiedzieć, że tam gdzie nie ma odpowiedniej bazy pożytkowej przez cały sezon, współpraca z pszczołami na zasadach pszczelarstwa naturalnego będzie utrudniona lub wręcz niemożliwa. Dlatego wybór miejsca pod przyszłą pasiekę najlepiej rozpocząć od rozpoznania okolicy pod kątem roślinności i prowadzonej gospodarki rolnej. Mam tu na myśli przede wszystkim zagrożenia związane ze stosowanymi zabiegami chemicznymi w wysoko intensywnej gospodarce rolnej.

Pasieka przy lesie
Pasieka przy lesie

Pamiętajmy, że pierwotnym domem pszczół był las i doskonale sobie tam radziły bez monokulturowych upraw rzepaku czy gryki. Większość moich pasiek znajduje się w lesie lub na jego skraju, w terenach o słabo rozwiniętym rolnictwie z dużym procentem nieużytków. Daje mi to spokój i niewielkie ryzyko potencjalnych zatruć chemicznych pochodzących z intensywnych upraw. Las oferuje również umiarkowany, ale stały pożytek od kwietnia do września. Kolejną ważną sprawą jest „napszczelenie” okolicy. Nie zawsze jesteśmy w stanie ocenić, w jakiej odległości od naszej pasieki znajdują się inne ule i często przez wiele lat nawet możemy nie wiedzieć, że pod samym nosem mieliśmy inną pasiekę liczącą wiele rodzin. Tu znowu z pomocą przychodzi las, z którego wbrew pozorom korzysta mało pszczelarzy, a dla nas może okazać się dobrym miejscem. Odległość około dwóch – trzech kilometrów wgłąb lasu według mnie już zapewnia nam pewien „bufor bezpieczeństwa” z racji odległości od innych pasiek. Ma to również inne zalety, takie jak większe prawdopodobieństwo unasienniania młodych matek trutniami z naszej pasieki lub od „dzikich pszczół” – o ile las jest dość duży, różnorodny, zawiera drzewa dziuplaste i stąd może takie pszczoły gościć. Mając już te wszystkie potrzebne informacje, możemy pokusić się o wybór w miarę dobrego miejsca pod przyszłą pasiekę, a pojawiające się z czasem kolejne toczki najlepiej lokalizować w promieniu około 20 km. Powinniśmy wybierać takie miejsca, aby pasowały nam pod względem wygody dojazdu, czyli trasa praca-dom, po drodze do wujka, cioci, babci itp. Na pasieczysku starajmy się nie przekraczać 20 rodzin pszczelich. Według mnie w dobrym miejscu to wystarczy a najlepiej ustawiać na pasiekach po 6-12 rodzin. Wiele toczków w różnych lokalizacjach, z niewielkimi grupkami różnorodnych genetycznie rodzin dywersyfikuje nam zagrożenia, a zatem i może przyczynić się do zmniejszenia przyszłych strat. Pamiętajmy, że każdy rok pszczelarski jest inny, a z moich doświadczeń wynika, że praktycznie co rok inne pasieczysko wypada lepiej zarówno pod kątem przeżywalności rodzin jak i potencjalnych zbiorów miodu. Mając do dyspozycji kilka pasieczysk możemy wykorzystywać je do tworzenia i przewożenia młodych rodzin, pni produkcyjnych na pożytki, zwozić pszczoły na okres zimy w miejsca spokojne, sprawdzone, czy mniej zagrożone od zwierząt lub wandali.

Ul i środowisko ula

Wybór ula to indywidualna sprawa, gdyż każdemu odpowiada inny rodzaj pracy czy kontaktu z pszczołami. Starajmy się wybierać ule z naturalnych produktów. Przede wszystkim będzie to drewno, ale mogą to być też inne naturalne materiały takie jak słoma czy wiklina. Moje ule to jednościenne skrzynki na ramkę szeroko-niską, wykonane z mitycznej sosny wejmutki. Dla mnie bardzo fajne i wygodne. Mam też i stare dadanowskie leżaki, które są dla mnie pamiątką po starych czasach i pszczoły trzymam w nich z sentymentu i jakby dla samego trzymania. Daleko ważniejszą sprawą od ula są natomiast woskowe plastry czyli podstawowe środowisko bytowania pszczół. Składają w nich pokarm, inkubują czerw, chronią się dzięki nim przed utratą ciepła w zimie. Można założyć, że jest to jeden z wielu organów rodziny pszczelej, który spełnia kluczowe funkcje życiowe superorganizmu.

Moje pierwsze dwa sezony pracy z pszczołami używałem kupnej węzy ze standardową komórką pszczelą. Od pierwszego sezonu nastawionego na gospodarkę naturalną starałem się natomiast wprowadzać do uli węzę z czystego wosku. Gdy zdecydowałem się na wprowadzenie do pasieki komórki pszczelej w rozmiarze 4,9 mm od początku nastawiłem się na samodzielny wyrób węzy z własnego wosku. Do tego celu używałem silikonowej praski. Początkujący, również i ja w tamtym okresie, miałem problemy z niezbędną ilością wosku pszczelego do wyrobu węzy. Niestety, jakość wosku na rynku jest wątpliwa, dlatego jego niedobory uzupełniałem kupnem od znajomych pszczelarzy. Praktycznie już po pierwszym sezonie produkcji własnej węzy byłem w stanie na kolejny sezon wygospodarować wystarczającą ilość własnego wosku pszczelego. Nie będę przytaczał badań dotyczących zanieczyszczeń fizycznych i chemicznych w wosku pszczelim, ale sprawa wydaje się jasna, że wosk który kupujemy może być zanieczyszczony. Wprowadzenie do pasieki własnej węzy, z własnego wosku uważam za kluczowe w pierwszych sezonach, aby przeprowadzić „detoksykację” środowiska życia pszczół. Podejrzewam, że czysty wosk, z którego robiona jest węza, odgrywa ważniejszą rolę niż rozmiar komórki pszczelej. Wprowadzanie węzy 4.9 mm rozpocząłem przede wszystkim od nowo utworzonych rodzin, ale również i rodziny produkcyjne dostawały taką samą węzę. Proces zmiany komórki pszczelej w pasiece na mniejszą nie jest wcale taki prosty. Problemy stwarzały zazwyczaj rodziny produkcyjne, które posiadały dużą siłę i były biologicznie dojrzałe. Młode rodziny, które startowały i budowały siłę do zimowli, praktycznie bezbłędnie odbudowywały podaną im węzę z komórką 4,9 mm. W każdym bądź razie udało mi się całkowicie wyeliminować z gniazda pszczelego susz z komórką 5,4 mm w ciągu 2 sezonów. Wprowadzenie komórki 4,9 mm nie było przypadkowe. Znowu można by podeprzeć się badaniami, choćby K. Olszewskiego z Lublina, o zaletach w/w rozmiaru komórki, ale nie jest to czas i miejsce na dokładną analizę tego zagadnienia w tej chwili. Chętni odszukają różne relacje z badań naukowych czy opisy praktyków, które zarówno pozytywnie jak i negatywnie przedstawiają właściwości tzw. „małej komórki”. Według mnie mała komórka 4,9 mm uruchamia w sposób zauważalny instynkty higieniczne u pszczół, które z takiej komórki się wygryzły.

"Małe" pszczoły
“Małe” pszczoły

Zestaw cech sprzyjający czyszczeniu czerwiu i usuwaniu warrozy w pszczelarstwie naturalnym jest mile widziany, więc czemu nie skorzystać z możliwości jakie daje węza o takiej komórce? Trzeba jeszcze pamiętać o tym, że w przypadku podawania pszczołom węzy ze zmniejszoną komórką warto wygospodarować sobie również kilka pustych ramek na dziką zabudowę, lub ucinać róg węzy, aby pszczoły miały co najmniej 10-15 % wolnego miejsca, na którym będą mogły się zabawić we własne naturalne budowanie. W tym roku mija trzeci sezon od wprowadzenia przeze mnie pustych ramek do naturalnej zabudowy przez pszczoły. Oczywiście cały czas mam spore ilości suszu na węzie 4,9 mm, który stanowi jeszcze większość wybudowanych ramek. Ten susz bardzo sobie cenię i wykorzystuję jak tylko umiem. Odszedłem od węzy z kilku powodów. Przede wszystkim były to niechęć do drutowania ramek, oraz uznanie potrzeby decydowania pszczół o tym, jakich komórek w danym okresie potrzebują. Wprowadzenie bezwęzowej obsługi pszczół przyniosło także i inne korzyści, takie jak: zwiększone pozyskanie wosku, którego nie muszę już przerabiać na węzę, jeszcze większą czystość chemiczną budowanych plastrów oraz korzyści biologiczne dla rodziny pszczelej. Mam tu na myśli m.in. odpowiednią proporcję trutni do pszczół robotnic o każdej porze roku. Muszę również zaznaczyć, że decyzja o przejściu na ramki bezwęzowe była podjęta również dzięki samym pszczołom. Otóż okazało się, że po 2-3 sezonach styczności z komórką 4,9 mm potrafiły już samodzielnie bez węzy budować komórki w plastrach o rozmiarach od 4,6 mm do 5,2 mm, co według mojej wiedzy wystarczy, aby uaktywnić drzemiące w nich instynkty higieniczne, z którymi wiązałem duże nadzieje odnośnie selekcji na przeżywalność. Podsumowując moje działania w tym zakresie:

  • zdrowy, naturalny ul z drewna
  • plastry pszczele wybudowane na węzie z własnego wosku o komórce 4,9 mm
  • plastry pszczele budowane na dziko po uprzednim przystosowaniu się pszczół do rozmiaru 4,9 mm

Genetyka, matki pszczele o przydatnych cechach, kundle lokalne i przeżywające

Wiem dobrze, że adepci pszczelarstwa często rozpoczynają od pytania: czy matka tej czy innej rasy będzie dobra na moje tereny? Często zadają je, tak naprawdę tego terenu nie znając, a mając tylko mgliste i nierzadko nieprawdziwe wyobrażenie o danym miejscu. Skłamałbym pisząc, że sam nie zadawałem takich pytań. Czasami zdarzało się, że ktoś odpowiedział dość trafnie i skierował do najbliższego hodowcy lub „pszczelarza staruszka”, od którego można było nabyć matki pszczele. Nie jestem teraz w stanie podać dokładnie, jakie rasy i linie pszczół posiadałem, ale było tego dużo. Z perspektywy czasu nie potrafię ocenić, czy była to dobra decyzja, czy tylko zmarnowane pieniądze. Lubię myśleć jednak, że obiecująca genetyka różnych pszczół w kierunku radzenia sobie z warrozą, przydała moim obecnym pszczołom jakieś cenne i potrzebne cechy. Niemniej jednak, aby nie odradzać kupowania matek początkującym pszczelarzom, postaram się napisać, na co ja zwracałem uwagę w takiej sytuacji. Kupno różnorodnych genetycznie matek do pasiek to głównie sezony 2012-2014. W tym czasie sprowadziłem sporo różnych pszczół z terenu prawie całej Europy. Moją główną uwagę kierowałem na pszczoły posiadające cechy higieniczne takie jak grooming czy VSH. Sprowadzone matki rozmnażałem i poddawałem różnym testom higienicznym. W ten sposób typowałem pszczoły, które – w moim ówczesnym mniemaniu – miały większe szanse w walce z warrozą. Jak się później okazało, nie zawsze przekładało się to na przeżywalność. Otóż nie zawsze przeżywały zimę pszczoły, które wykazywały super przydatne cechy w zakresie utrzymywania niskiego porażenia roztoczami, lub doskonale odsklepiały zamarły czerw, wykazując się wysokimi wskaźnikami higieniczności. Potwierdziło to moje i nie tylko moje przypuszczenia, że pszczoły, które uzyskały odporność czy względną równowagę w relacji z warrozą i innymi zagrożeniami, po przeniesieniu w inną lokalizację nie radzą sobie już tak dobrze, jak w miejscu z którego przybyły. Według mnie należy okazać więcej uwagi i opieki takim obcym genetycznie, a dopiero co wprowadzonym na nasz teren szczepom, jeżeli zależy nam na tym, aby przeżyły i ich cenne dla nas cechy wprowadzić do populacji pasieki. Proponuję, choć sam nie wiem, czy to w perspektywie czasu okaże się korzystne, utworzenie grupy takich potencjalnie wartościowych pszczół i utrzymywanie ich za pomocą naturalnych zabiegów ograniczających pasożyta. Mam tu na myśli tymol, kwasy czy olejki. Tak utworzona rezerwa służyłaby za materiał wyjściowy do tworzenia nowych młodych rodzinek z matkami-córkami. Jeżeli oczywiście uznajesz ten krok za zasadny i właściwy, gdyż jak pisałem wyżej sam nie wiem czy te założenia na pewno przyczynią się do zwiększenia przyszłej przeżywalności w Twojej pasiece. Nie próbowałbym celowo wybierać rodzin poszukując konkretnej cechy, bo jak się okazało, nie tylko one, a zatem genetyka, decydują o przeżyciu pszczół. Uznałbym taką grupę za dawców genów do sprawdzenia w Teście Bonda, bez celowej selekcji na cechy przydatne w walce z warrozą. W ten sposób jesteśmy w stanie w dość krótkim czasie sprawdzić potencjał nowej genetyki w krzyżówkach z pszczołami lokalnymi. W przeciągu 2-3 sezonów jesteśmy bowiem w stanie wyprowadzić nowe pokolenia F3-F4, które jak pokazują moje doświadczenia, mogą już sprawdzić się na naszym terenie pod względem radzenia sobie z zagrożeniami.Przez ostatnie trzy sezony praktycznie namnażałem tylko własny materiał. Z moich obserwacji wynika, że własna hodowla matek, czy tworzenie nowych rodzin na bazie pszczół przeżywających, to kolejny kluczowy punkt pszczelarstwa naturalnego. Zdolne przetrwać z sezonu na sezon pszczoły mogą reagować na miejscowe środowisko. Budowanie pasiek w oparciu o nie uważam za bardzo ważne, ponieważ lokalne przystosowanie, które pszczoły nabywają z pokolenia na pokolenie, ułatwia kolejnym nowo tworzonym rodzinom start i późniejsze funkcjonowanie w trakcie sezonu. Wiąże się to oczywiście z wprowadzeniem tzw. Modelu Ekspansji, a więc tworzeniem dużej ilości odkładów i młodych rodzin i mniejszymi ilościami pozyskanego miodu, ale w zamian przyśpiesza proces selekcji. Dlatego już od pierwszych sezonów warto uczyć się prostych metod wykonywania podziałów, czy wychowu matek pszczelich. Można spróbować wydłużyć okres przejściowy tylko po to, aby namnożyć i powielić nasze lokalne kundle i dać im możliwość jeszcze większego przystosowania przed odstawieniem środków ograniczających populację roztoczy. Warto też pamiętać o stronie ojcowskiej. Musimy stworzyć rodzinie takie warunki, aby mogła wychować bardzo dużą ilość trutni. To jest tym istotniejsze, jeżeli praktykujemy używając węzy. Mając matki, które są dla nas cenne genetycznie warto im umożliwić hodowlę tylu trutni, ile będą chciały. Nie dość, że poprawi nam to unasiennianie nowych matek, to prawdopodobnie jeszcze dodatkowo nasyci okolicę genetyką pochodzącą od naszych pszczół, które przekażą swoje cenne cechy dalej… Podsumowując moje działania w tym zakresie:

  • sprowadzenie obcych genetycznie matek o przydatnych cechach
  • wybór czyli selekcja pszczół w kierunku radzenia sobie z warrozą (testy higieniczne)
  • namnażanie własnego materiału
  • namnażanie pszczół które przeżyły i dobrze sobie radzą

Zabiegi ograniczające namnażanie warrozy

W naszych pierwszych sezonach prowadzenia pasieki możemy spróbować stosować środki roztoczobójcze pochodzenia naturalnego. Trudno jest bowiem od razu odstawić środki lecznicze i zacząć utrzymywać pszczoły bez leczenia. Niektórzy jednak tak robią i jak każdy nasz wybór ma on swoje wady i zalety. Ja zdecydowanie jestem zwolennikiem łagodniejszego wchodzenia w pszczelarstwo bez leczenia. Uważam, że prowadzenie pasieki przez 2-3 sezony wspomagając się naturalnymi środkami leczniczymi jest okresem optymalnym przed wykonaniem pierwszego większego kroku w stronę pszczół nie leczonych. Na rynku można znaleźć wiele naturalnych środków takich jak: kwasy, olejki eteryczne, tymol, zioła, kiszonki i różne naturalne substancje, które w swoich działaniach uśmiercają pasożyty lub wspomagają pszczoły, nie skażając przy tym środowiska ula.

Motylek :)
Motylek 🙂

W mojej współpracy z pszczołami w okresie przejściowym bazowałem głównie na tymolu, do stosowania którego przekonałem się po lekturze tekstów Erika Österlunda. Okresowo używałem też kwasu mlekowego, który według obserwacji i badań podobno ze wszystkich kwasów najmniej oddziałuje na pszczoły. Tymol podawałem w postaci płynnej, którą uzyskuje się z dostępnej na rynku formy krystalicznej, rozpuszczając ją w ciepłym oleju roślinnym. Odmierzoną ilością nasączałem wkładki celulozowe czy inne łatwo nasiąkliwe ściereczki. Przyjąłem podobne dawkowanie jakie stosował Erik. Rodziny młode, utworzone w danym sezonie, dostawały, zazwyczaj w październiku, 4-5 g tymolu. Rodziny produkcyjne wymagały większych dawek w 2-3 turach. Pierwszy i decydujący okres podania tymolu w rodzinach produkcyjnych to przełom lipca i sierpnia. W tym czasie rodzina dostawała około 10g czystego tymolu. Jeżeli byłem zadowolony z efektów pierwszego zabiegu, to kolejny wykonywałem dopiero w październiku, podobnie jak w przypadku rodzin młodych, podając 5 g na rodzinę. Stosowanie takiego schematu według mnie gwarantowało uśmiercenie dużej ilości warrozy, w odpowiednim dla rodziny czasie, czyli tuż przed sierpniowo-wrześniowym wygryzaniem się młodej pszczoły, która w głównej mierze wchodziła w skład kłębu zimowego.

Można do tego typu zabiegów wprowadzić jeszcze okres tzw. leczenia interwencyjnego. Miałem nawet pomysł aby sezon 2015 stał się u mnie takim okresem, ale ostatecznie zrezygnowałem z tego pomysłu z prozaicznego powodu. Nie potrafiłem wskazać rodzin, które powinny skorzystać z interwencyjnej kuracji leczniczej. Jeżeli ktoś jednak zdecyduje się na ten krok, to celowym byłoby ustalić jakieś kryteria do jego zastosowania. I w tym właśnie leży problem. Przykładowo Erik obserwował wyrzucane martwe pszczoły przed wylotkami i gdy stwierdził dużą ilość pszczół porażonych wirusem zdeformowanych skrzydeł (DWV) stosował odpowiednią dawkę. Rodziny w których zastosował kurację były przeznaczone w kolejnym roku do wymiany matek pszczelich. Metoda ta może być o tyle niedoskonała, że w rodzinie pszczelej mogą rozwijać się inne choroby, które doprowadzą do jej śmierci, a samo obserwowanie resztek wyrzucanych przed ul jest tyleż kłopotliwe, co pozbawione pełnej wiarygodności, choćby przez możliwość usuwania martwych pszczół przez ptaki czy inne owady. Przyjęcie określonej ilości roztoczy (stopnia porażenia) jako kryterium stosowania kuracji interwencyjnej również nie jest w pełni wiarygodne. Moje doświadczenia bowiem pokazały, że szacunkowa ilość roztocza na 100 pszczół nie zawsze w pełni oddaje stan zdrowotny całej rodziny. Zdarzały się przypadki, że gdy na jesieni szacowałem porażenie rodziny warrozą, trafiały się rodziny z minimalną jej ilością oraz rodziny rekordzistki z dużą jej ilością. Wynik zimowli i przeżycia tych rodzin nie zawsze odzwierciedlał szacowane porażenie. Nie zawsze rodziny o minimalnym porażeniu przeżywały, tak jak i nie zawsze rodziny o dużym porażeniu umierały. Skłoniło mnie to więc do zaprzestania wyciągania wniosków na temat zdrowia rodziny tylko i wyłącznie na podstawie ilości warrozy. Lepszym według mnie kryterium wyboru rodziny przeznaczonej do leczenia byłoby ocenianie jej po prostu po wyglądzie. Sama ocena musi opierać się o wygląd pszczół robotnic, czerwiu, odpowiedni zapach i zachowanie pszczół, a także, po prostu o ogólne wrażenie wyniesione z obserwacji rodziny. Taka ocena wymaga już jednak sporego doświadczenia i umiejętności rozpoznania kryzysu, wyniesionego z co najmniej kilku lat obserwacji pszczół – a najlepiej pszczół nieleczonych, gdyż one potrafią wyglądać i zachowywać się inaczej niż standardowa rodzina wywodząca się z „komercyjnej matki”. Niejeden już pszczelarz był pewny sukcesu i swojej umiejętności oceny, a następnie okazywało się, że rodzina pszczela wbrew oczekiwaniom osypała się w okresie zimowli. Nie muszę więc dodawać, że pomimo doświadczenia pszczelarskiego taka ocena również może nas zwieść. Temat kryteriów pozostawiam więc dla chętnych.

Okres przejściowy kiedyś musi się skończyć. U mnie nastąpiło to w sezonie 2015 – wówczas pozostawiłem pszczoły na zimę bez jakiegokolwiek leczenia. Niestety przeskok był dość bolesny. Straty pszczół były duże, ale były to straty do zaakceptowania, a pasiekę udało mi się odbudować. W tym ostatnim przydały się też wcześniejsze doświadczenia z namnażaniem rodzin czy hodowlą matek. Trzeba też wiedzieć, że nie lecząc pszczół, również mamy pewne, choć skromne, możliwości ograniczenia namnażania warrozy. Podstawowym sposobem nagłego załamania cyklu rozrodczego pasożyta jest przerwanie czerwienia w rodzinie poprzez wykonanie pakietu lub odkładu z tzw. „starą” matką, co spowoduje, że po kilku dniach w rodzinie nie będzie najmłodszego czerwiu. W przypadku prowadzenia pasieki bez leczenia nie dysponujemy wieloma sposobami w pełni skutecznego radzenia sobie z pasożytem, ale możemy polegać na zasilaniu słabszych rodzin pszczołami, czerwiem, miodem czy pierzgą od rodzin zdrowych, które ewidentnie sobie lepiej radzą. Możemy tym słabszym, mniej zaradnym rodzinom zmieniać matki na te, wywodzące się z rodzin które przetrwały już bez leczenia jeden czy dwa sezony – na przykład poprzez podanie ramki z larwami. Warto próbować różnych sposobów z przerwami w czerwieniu w trakcie sezonu jak i dłuższymi przerwami zimowymi, ale jeżeli nie opiera się to na „technikach pszczelarskich” (np. wykorzystaniu izolatorów), to już wiąże się z mądrością pszczół i ich przystosowaniem do lokalnych warunków. Podsumowując moje działania w tym zakresie:

  • pierwsze sezony przy pomocy środków naturalnych – w moim przypadku tymol
  • próba wprowadzenia leczenia interwencyjnego
  • przerwy w czerwieniu w rodzinach nieleczonych
  • naturalna selekcja i przystosowanie sprzyjające radzeniu sobie z pasożytami
  • zasilanie rodzin w kryzysie czerwiem i pszczołami od zdrowych rodzin
  • wymiana matek w rodzinach które wyglądają na słabe poprzez podani ramki z larwami

Słowo na zakończenie

Metoda małych kroczków w pszczelarstwie naturalnym skierowana jest do wszystkich chętnych, którzy wierzą w pszczoły bez leczenia, pszczoły które z czasem nabierają lokalnego przystosowania i reagują na zmiany środowiskowe. Można rozciągnąć ją w czasie i dostosować do własnych doświadczeń pszczelarskich. Można posiłkować się innymi środkami naturalnymi w ograniczeniu namnażania warrozy. Metoda ta, a raczej przedstawione tutaj moje doświadczenia, mogą pomóc lub zainspirować przyszłych pszczelarzy naturalnych do poszukiwań swoich własnych rozwiązań we współpracy z pszczołami. Przy tym wszystkim należy jeszcze pamiętać, że pszczoły są częścią przyrody, a ich głównym zadaniem w ekosystemie jest zapylanie roślin. Produkty pszczele muszą w pierwszej kolejności służyć ich wytwórcom, a dopiero później ewentualne nadwyżki może pobrać pszczelarz. Pszczoły lubią budować po swojemu, jeżeli więc stosujemy węzę, to dajmy im trochę swobody, choćby w pojedynczych ramkach. Pozwólmy też pszczołom wyhodować własne matki, gdyż one wiedzą najlepiej, które larwy wybrać. Nie usuwajmy trutni i czerwiu trutowego, bo nie wiemy, jakie zadania, oprócz prokreacyjnych, mogą one spełniać w życiu rodziny pszczelej. Starajmy się zaglądać jak najrzadziej do uli, a jeżeli musimy, to planujmy przy okazji swoje działania. Cieszmy się z możliwości obcowania z pszczołami i nie bierzmy wszystkiego zbyt poważnie. Czasami warto czegoś nie zrobić, niż na siłę wykonywać daną czynność.

Łukasz Łapka

The post Metoda Małych Kroków do Pszczelarstwa Naturalnego dla Początkujących first appeared on Wolne Pszczoły.

]]>
O tym jak chciano powiększyć pszczołę http://wolnepszczoly.netlify.app/o-tym-jak-chciano-powiekszyc-pszczole/ Mon, 14 Mar 2016 11:00:25 +0000 http://wolnepszczoly.netlify.app/?p=1019 Artykuł został opublikowany w marcowym numerze miesięcznika “Pszczelarstwo” 03/2016   Dzisiaj mało kto myśli o prowadzeniu pasieki bez woskowego arkusza węzy pszczelej. Węza zrewolucjonizowała pszczelarstwo, wprowadziła postęp, automatyzację i łatwość obsługi rodzin pszczelich. Niestety postępu nie da się zatrzymać, a dla pszczół ten postęp okazuje się zgubny. Obecnie na rynku mamy ogromną liczbę producentów węzy, […]

The post O tym jak chciano powiększyć pszczołę first appeared on Wolne Pszczoły.

]]>
Artykuł został opublikowany w marcowym numerze miesięcznika “Pszczelarstwo” 03/2016

 

Dzisiaj mało kto myśli o prowadzeniu pasieki bez woskowego arkusza węzy pszczelej. Węza zrewolucjonizowała pszczelarstwo, wprowadziła postęp, automatyzację i łatwość obsługi rodzin pszczelich. Niestety postępu nie da się zatrzymać, a dla pszczół ten postęp okazuje się zgubny. Obecnie na rynku mamy ogromną liczbę producentów węzy, wytwarzających ją z wosku powierzonego lub wosku, który skupują od innych pszczelarzy. Dzisiaj węzę możemy już otrzymać nie ruszając się z domu. Dwa kliknięcia myszką i za parę dni u naszych drzwi stoi kurier z „pachnącym woskiem” w formie wytłoczonych arkuszy. Ale skąd ona się wzięła? Kiedy zaczęto ją stosować? I dlaczego właśnie taką?

Pierwsze arkusze woskowe z wytłoczonymi zaczątkami komórek pszczelich wytworzone zostały w Niemczech w roku 1842 przez Gottlieba Kretschmera. Z kolei na kontynencie amerykańskim pierwszą węzę zaczął produkować Amos Ives Root w 1876 r. Root produkował węzę o jednakowym rozmiarze komórki wynoszącym 5.1 mm, który wynikał z uśrednionych pomiarów „dzikiego” plastra pszczoły włoskiej (5 komórek pszczelich na cal). Pomiar ten zbliżony był do wyników, jakie uzyskał kilkadziesiąt lat wcześniej szwajcarski badacz Francis Huber (5.08 mm).

Pomiar komórek pszczelich
Pomiar komórek pszczelich

Z kolei w Europie, jeszcze w roku 1891, belgijskie arkusze węzy na 1 dm2 posiadały około 920 komórek pszczelich, co dawało komórki w rozmiarze 4.8-4.9 mm. Niestety później prof. Ursmar Baudoux z Belgii zaczął przedstawiać w prasie branżowej swoje doświadczenia z różnymi rozmiarami komórek, w których przekonywał, namawiał i zalecał stosowanie większych komórek pszczelich. Od tego czasu ten powiększony rozmiar został przyjęty jako standard, który obowiązuje aż do dnia dzisiejszego praktycznie na całym świecie.

Dziś zwolennicy i przeciwnicy „małej” lub „dużej” pszczoły spierają się o to, czy rozmiar komórki pszczelej wytłoczony na węzie jest przyczyną obecnych problemów pszczół. Nie da się zaprzeczyć, że istnieje korelacja czasowa między początkiem tych problemów (w tym związanych z chorobą roztoczową wywołaną przez świdraczka pszczelego) i wprowadzeniem węzy z powiększoną komórką. Ale pojawienie się węzy pozostawało również w korelacji z innymi negatywnymi czynnikami zmieniającymi warunki życia pszczoły, takimi jak nadmierna selekcja pszczół w kierunku eliminacji niektórych niekorzystnych cech dzikich pszczół oraz wzmocnienia cech ekonomicznie pożądanych, zmiana metod pasiecznych, masowe wywożenie pszczół na pożytki, wprowadzanie mechanizacji obsługi rodzin pszczelich, walka z rojliwością i liczbą trutni w rodzinie pszczelej, czy wreszcie masowe wybieranie miodu i karmienie pszczół sztucznym pokarmem (czyli cukrem). Zapewne wszystkie te czynniki mają mniejszy lub większy wpływ na ogólne zdrowie populacji. Dee Lusby, prekursorka pszczelarstwa organicznego z Ariony (USA) uważa powiększenie komórki pszczelej za praprzyczynę większości problemów, z jakimi boryka się dzisiejsze pszczelarstwo, w tym ogromnej śmiertelności rodzin pszczelich spowodowanej przez warrozę czy CCD.

Pszczelarze-badacze, żyjący w okresie przedwojennym, a w szczególności Teofil Ciesielski i Leonard Weber w swych pracach podawali rozmiar naturalnych komórek pszczelich i jest to rozmiar zdecydowanie mniejszy niż standardowy wymiar komórki na węzie oferowanej obecnie w sprzedaży.

T. Ciesielski w swoim dziele “Bartnictwo czyli Hodowla Pszczół dla zysku oparta na Nauce i Wielostronnem doświadczeniu” (rok 1888) pisze na temat komórki pszczelej w taki oto sposób:

„Rój osadzony w ulu, buduje najpierw komórki robocze czyli pszczelne, z tego powodu tak zwane, że – jak później poznamy – wylęgają się w nich pszczoły robocze, Komórki pszczelne są 13mm. (6 linii) głębokie, a prawie 5mm (2 2/5 linii) szerokie, pięć takich komórek czyni jeden cal, a wskutek tego niektórzy pszczelarze chcieli na wielkości komórek pszczelnych oprzeć miarę, której by należało używać przy budowie uli; jest to jednakże rzeczą zupełnie niemożliwą, gdyż snadnie przekonać się można, że komórki stosuje się zawsze do wielkości pszczół; większe pszczoły budują większe komórki, mniejsze budują (u borówek łatwo to wpada w oko) mniejsze.”

Natomiast Leonard Weber w książce „Hodowla Pszczół według Nowoczesnych zasad Pszczelnictwa…” (rok. 1920) tak opisuje komórki pszczele na plastrze:

„Nie wszystkie komórki jednego plastra są jednakowych rozmiarów, lecz są mniejsze i większe; tamte są robocze i jest ich znacznie więcej od tych, które są trutowe. Wymiary komórek są podległe różnicom; dokładne pomiary ustaliły jednak niektóre pośrednie, z których podajemy najważniejsze:

  1. Komórka robocza od ściany włącznie z grubością ścianek mierzy milimetrów 5,115. Rozmiary skrajne dla tych komórek są milim. 4,98 i 5,38. Przestrzeń wewnątrz między dwoma ścianami naprzemianległymi komórki roboczej 5,004 (…).”

Już na podstawie tych dwóch fragmentów widać, że komórka pszczela w naturalnie budowanych plastrach nie osiągała tak dużych rozmiarów, jakie obecnie pszczoły muszą odbudowywać na węzie.

T. Ciesielski poczynił również ciekawe doświadczenia dotyczące wychowu większej pszczoły . Eksperyment polegał na próbie skłonienia matki pszczelej do zaczerwienia komórek trutowych zapłodnionymi jajeczkami. Badacz zadał sobie pytanie, czy w komórkach większych od zwykłych komórek robotnic wykształci się odpowiednio większa robotnica. W tamtym okresie uważano, że pszczoła większych rozmiarów będzie miała lepsze warunki do zbierania większych ilości nektaru. Nie mając możliwości pozyskania odpowiedniej węzy (z komórkami większymi od standardowych o 0.2-0.3 mm) zastosował plaster z komórkami trutowymi. Ciesielskiemu nie udało się jednak wyhodować większych pszczół robotnic. Matka zaczerwiała nieliczne komórki, które po pewnym czasie zostały oczyszczone przez pszczoły, a wkrótce królowa przestawała czerwić w ogóle. Gdy natomiast umieścił w ulu doświadczalnym odbudowane plastry z komórką robotnic, matka zaczerwiała je praktycznie od razu. Autor eksperymentu tak formułuje wnioski:

„Z tego pokazuje się, że tą drogą nie da się wychować rasy większych pszczół; zdaje się wszakże, iż możnaby dopiąć tego celu wtedy, gdyby się używało stopniowo coraz większych komórek roboczych sztucznie zrobionych, przy równoczesnej zmianie matek, przez takie każdorazowe większe robotnice wychowanych. Ze stanowiska nauki jest to możliwem; a gdyby się pokazało, że taką sztuczną hodowlą powiększone pszczoły nie straciłyby na rześkości, sile i pracowitości, to moglibyśmy spodziewać się od nich większego zysku, gdyż niejeden kwiatek, którego nektar dziś nie jest dostępny dla krótkiej trąbki naszej pszczoły roboczej, stałby się przystępnym dla dłuższego smoczka powiększonej pszczółki.”

W późniejszych latach temat powiększenia komórki przestał wzbudzać emocje u pszczelarzy i badaczy. Węza z powiększoną komórką po prostu stała się pszczelarskim standardem.

W „Pszczelarstwie” z 1955 r. w kolumnie „Czytelnicy piszą” można odnaleźć wypowiedź zatroskanego pszczelarza, który w krótkim artykule „Jeszcze o większych komórkach” przedstawia swoje obawy co do zasadności wprowadzenia powiększonych rozmiarów komórek na węzie. Autor tekstu pisze: „Czy przy użyciu węzy o większych komórkach można wyhodować większe pszczoły robotnice? – Tak jest – można – ale osobniki pszczele wyhodowane w większych komórkach będą zjawiskiem przejściowym, nie będą przekazywać tej cechy potomstwu (większy plon). Pszczoły takie budują plastry o normalnych komórkach, większe komórki będą często zwężać, a matka, mając do wyboru plastry o komórkach normalnych i powiększonych, do tych ostatnich często będzie składać jajeczka trutowe. Wyniknie z tego więcej kłopotów niż pożytku…”

Dlaczego więc ostatecznie zdecydowano się umieścić na arkuszu węzy powiększoną komórkę?

W znanych i dostępnych historycznych zapisach sporów prowadzonych przez badaczy można potencjalnie wskazać na dwa główne powody powiększenia komórki pszczelej i utrwalenia tego standardu na obecnych arkuszach węzy.

Pierwsza hipotetyczna przyczyna wynika z pobudek czysto ekonomicznych. Jak wskazywały obserwacje i badania (a może tylko przypuszczenia wynikające ze ”sposobu myślenia” badaczy i ich pobożnych życzeń?) prowadzone w XIX wieku, większa anatomicznie pszczoła przynosiła większe ilości nektaru. Uznano również, że większa pszczoła będzie dysponowała dłuższym języczkiem i tym samym skorzysta z nektaru niedostępnego dla pszczoły mniejszej.

Druga hipoteza to pomyłka w pomiarach wielkości komórki na plastrze lub też świadomy zabieg producentów węzy, mający na celu udowodnienie, że pszczoły w naturze budowały tak duże komórki na czerw robotnic, jaki znajduje się na wytłoczonych arkuszach.

Wspomniany już powyżej belgijski Profesor Baudox rozpoczął eksperyment, który miał polegać na stopniowym powiększaniu komórki pszczelej do rozmiaru, przy którym na 1 dm2 miało przypadać około 700 komórek pszczelich. W tym celu opracowany został model pomiaru ilości komórek na 1 dm2 plastra, licząc obustronnie. Jego doświadczenia doprowadziły wręcz do tego, że w niektórych produkowanych arkuszach węzy komórka mierzyła nawet 5,7 mm. Warto wspomnieć, że w XIX wieku mierzenie komórek pszczelich praktykowano na wiele różnych sposobów w różnych częściach świata. Mierzono liczbę komórek na powierzchni 1 dm2 (zarówno w kwadracie, jak i w rombie), mierzono długość dziesięciu komórek od ścianki do ścianki, używając przy tym różnych jednostek pomiarowych (zarówno cali, jak i centymetrów), a także przyjmowano różne punkty początkowe i końcowe pomiarów (mierzono szerokość komórki, bądź to od wewnętrznej do wewnętrznej krawędzi ścianki, bądź też wliczając do pomiaru ich grubość).

Można więc przypuszczać, że błędne pomiary, jakie wykonywano w opisanych powyżej warunkach po obu stronach oceanu, ale również w różnych jednostkach na kontynencie europejskim, spowodowały tak wielkie zamieszanie, że przyczyniały się do wytworzenia, a w dalszej kolejności do utrwalenia błędnego standardu. Trzeba również pamiętać, że w tamtym czasie (w wieku błyskotliwych odkryć naukowych, rozwoju przemysłu, rolnictwa, ale także nauk społecznych i kultury) za wszelką cenę chciano udoskonalić pszczołę i poprawić jej wydajność – stąd hipoteza o celowym powiększeniu wydaje się bardziej prawdopodobna. Można zatem sądzić, że ewentualny chaos w obliczeniach rozmiaru komórek robotnic był raczej skwapliwie wykorzystywany przez pomysłodawców i producentów węzy do uzasadnienia stworzenia „super-pszczoły”. Argumenty i „fakty” przytaczane przez Baudoux miały na celu udowodnienie, że duża pszczoła przyniesie więcej miodu oraz że duża pszczoła to pszczoła silna i zdrowa. Było to niewątpliwie zgodne z duchem tamtych czasów, w których zachwycano się zdolnościami człowieka do kreowania swojego otoczenia. Rzekome doświadczenia porównawcze miały potwierdzić założenia profesora Baudoux – podobno rodziny pszczele żyjące na plastrach budowanych na węzie o powiększonej komórce, zbierały o 30% więcej miodu niż te prowadzone na plastrach o komórkach zbliżonych do 5.0 mm.

Dzisiejsze badania nie potwierdzają zależności wykazywanej przez Baudoux i innych dziewiętnastowiecznych zwolenników węzy, która miała zagwarantować pszczelarstwu świetlaną przyszłość. Dzisiejsze obserwacje nie potwierdzają pozytywnego związku między większą pszczołą a większymi zbiorami miodu, a kondycja pszczół, jak wiemy, nie uległa poprawie. Do dzisiaj węza o standardowej (czyli powiększonej) komórce stanowi ogromną większość na rynku i w pasiekach. Obecny stan wiedzy oraz liczne badania naukowe (Olszewski i wsp. 2010; McMillan i Brown 2006; Kober 2003) pozwalają stwierdzić, że komórka pszczela zarysowana na arkuszu węzy powinna być zbliżona do wymiarów 4.9-5.1 mm. Wielkości te, choć nie są idealnym odwzorowaniem budowanych w naturalny sposób komórek, zbliżają je do pierwotnej, naturalnej wielkości komórki pszczelej robotnicy na dzikim plastrze. Dziś, kiedy zwiększa się świadomość społeczeństwa i wielu z nas dostrzega negatywne skutki rozwoju cywilizacyjnego dla naszego zdrowia i stanu środowiska, musimy zacząć zastanawiać się nad tym, czy wciąż powinniśmy hołdować dziewiętnastowiecznemu dążeniu do „poprawy” doskonałości przyrody i pszczoły miodnej.

Łukasz Łapka

Artykuł został opublikowany w marcowym numerze miesięcznika “Pszczelarstwo” 03/2016

The post O tym jak chciano powiększyć pszczołę first appeared on Wolne Pszczoły.

]]>
Zapomnieliśmy, co dla Niej dobre… czyli analiza grzechów pszczelarstwa ostatnich dziesięcioleci http://wolnepszczoly.netlify.app/zapomnielismy-co-dla-niej-dobre-czyli-analiza-grzechow-pszczelarstwa-ostatnich-dziesiecioleci/ Wed, 09 Dec 2015 09:07:10 +0000 http://wolnepszczoly.netlify.app/?p=941 Artykuł został opublikowany w grudniowym numerze miesięcznika “Pszczelarstwo” 12/2015   Selekcja niezgodna z naturalnymi potrzebami gatunku W poprzedniej publikacji („Pszczelarstwo” 11/2015) staraliśmy się wykazać, dlaczego długofalowe zwalczanie roztoczy Varroa jest nieracjonalne i przynosi więcej szkody niż pożytku. Ale samo nieustanne leczenie pszczół nie jest jedynym powodem, dla którego gatunek Apis mellifera ma się źle. My, […]

The post Zapomnieliśmy, co dla Niej dobre… czyli analiza grzechów pszczelarstwa ostatnich dziesięcioleci first appeared on Wolne Pszczoły.

]]>
Artykuł został opublikowany w grudniowym numerze miesięcznika “Pszczelarstwo” 12/2015

 

Selekcja niezgodna z naturalnymi potrzebami gatunku

W poprzedniej publikacji („Pszczelarstwo” 11/2015) staraliśmy się wykazać, dlaczego długofalowe zwalczanie roztoczy Varroa jest nieracjonalne i przynosi więcej szkody niż pożytku. Ale samo nieustanne leczenie pszczół nie jest jedynym powodem, dla którego gatunek Apis mellifera ma się źle. My, pszczelarze, popełniamy wiele „grzechów” przeciwko naturze pszczoły. Zapomnieliśmy, co jest dla Niej dobre bądź… nigdy nas to nie interesowało. Najważniejszym i, być może, tak naprawdę jedynym problemem nowoczesnego pszczelarstwa jest niedostrzeganie lub ignorowanie natury pszczoły miodnej. Możemy jednak pokusić się o rozbicie go na kilka składowych. Pierwszą z nich jest selekcja niezgodna z naturalnymi potrzebami pszczoły.

Od zarania starożytnych cywilizacji i początków rolnictwa, człowiek selekcjonował zwierzęta hodowlane oraz rośliny. Selekcja ta zawsze była, jest i będzie. W uproszczeniu polega ona na systematycznej zmianie osobników w kolejnych pokoleniach, aby były bardziej wydajne, łagodniejsze i lepiej znosiły ingerencję oraz towarzystwo człowieka. Nowoczesne rolnictwo, które jest główną przyczyną degradacji środowiska naturalnego, przesuwa dziś selekcję organizmów do granic absurdu. O ile przed erą rozwoju nauk medycznych (i weterynarii) „wytworzone” w taki sposób zwierzęta umierały, kiedy ich zbyt wyśrubowane” cechy powodowały nieprzystosowanie do środowiska, o tyle dziś na porządku dziennym jest ratowanie zwierząt, które nie potrafią funkcjonować bez opieki człowieka. Podobnie jest wśród roślin uprawnych — i tu ceną za wyższe plony jest konieczność częstego wspomagania chemią.

Cechy pszczoły naturalnej

Pszczoła miodna wciąż jeszcze ma szereg przystosowań do funkcjonowania w środowisku naturalnym bez człowieka, choć czasem wydaje się, że pszczelarze robią wszystko, co w ich mocy, żeby te cechy bezpowrotnie usunąć. Selekcja na wzmocnienie jednych cech osobniczych, zawsze pociąga za sobą nadwątlenie innych. A przecież zmieniamy wówczas cały organizm, cały złożony i współzależny system, który przez dziesiątki tysięcy lat doskonalił się w zdolności przeżycia. Na danym obszarze przeżywały pszczoły, które „znały” klimat i pożytki, radziły sobie z miejscowymi patogenami, które „wiedziały” jak reagować na długotrwałe deszcze, powracające wiosenne chłody czy przeciągające się susze. Zupełnie inne warunki panowały choćby na obszarach puszcz klimatu umiarkowanego, a inne w skalistych czy suchych rejonach południa Europy. I to właśnie „pszczoła lokalna” — w odniesieniu do jakiejś konkretnej lokalizacji — była najlepiej przystosowana do miejscowych warunków środowiskowych.

Dzika pszczoła używała dużo propolisu, który zapobiegał rozwojowi patogenów. Była obronna i dzięki temu lepiej walczyła z intruzami. Ograniczała się w czerwieniu w czasie załamania pogody i dzięki temu była w stanie przetrwać ciężki okres, a nadmiar czerwiu nie stanowił wówczas obciążenia dla rodziny i nie był narażony na wychłodzenie czy głód. Roiły się pszczoły, które radziły sobie najlepiej i które osiągały sukces biologiczny. To, rzecz jasna, pewne uproszczenie i skróty myślowe, bo zagadnienie złożonego systemu cech pszczelich jest zbyt skomplikowane, aby opisać je w paru prostych zdaniach. Pszczelarze nie lubią tych wszystkich cech dzikiej pszczoły i prawdopodobnie nigdy nie zastanawiali się nad tym, czy są one pszczole do czegoś potrzebne. Interesowało ich tylko to, ile miodu pszczoła przyniesie i jak łatwo będą mogli go odebrać…

Dzisiejsze pszczoły w zastraszającym tempie tracą przystosowania do życia w środowisku naturalnym. Przez ostatni wiek tak bardzo oddaliliśmy pszczołę od jej naturalnego pierwowzoru i zmniejszyliśmy plastyczność przystosowań gatunku, że wraz z pojawieniem się nowych zagrożeń niezwykle trudnym stało się utrzymanie pszczół przy życiu. W dużej mierze odpowiedzialna jest za to praca hodowlana. Ale to wszystko nie znaczy, że mamy wrócić do „żądlących bestii”, które — jak głosi legenda —zatrzymały pochód legionów rzymskich przez ziemie Słowian. Pszczelarze organiczni wskazują po prostu na potrzebę zapewnienia naturalnego rozwoju gatunku Apis mellifera, równoważącego potrzeby pszczelarzy z naturalnymi potrzebami pszczoły. Przykłady ze świata dowodzą, że to zrównoważenie jest możliwe i, co więcej, taka hodowla pozwala na osiągnięcie sukcesów komercyjnych. Rozmnażajmy więc te, które nadmiernie nie propolisują, mniej się roją czy zbierają więcej miodu, ale pozwólmy naturze wyeliminować te z nich, które po prostu same sobie nie radzą.

Musimy sobie uzmysłowić, że pewien próg śmiertelności pszczół jest niezbędny, aby zapobiec rozprzestrzenianiu nieprzystosowanych genów oraz pożądany z punktu widzenia przeżywalności i wzmocnienia całej populacji. Historyczna śmiertelność dziko żyjących pszczół, która trzymała populację pszczoły miodnej w zdrowiu przez miliony lat, mogła się zapewne zbliżać okresowo nawet do 50%. Dziś, walcząc o przeżycie każdej rodziny, wpływamy negatywnie na zdrowie całego gatunku, co widać na każdym kroku. Bardziej doświadczeni hodowcy i pszczelarze niezmiennie jednak szczycą się przeżywalnością pszczół na poziomie 98-99% (rzecz jasna przy użyciu chemii), wyznaczając też takie standardy i oczekiwania wśród amatorów. Musimy jednak mieć świadomość, że tym samym podcinamy gałąź, na której opiera się pszczelarstwo przyszłych pokoleń. Gdyby trzydzieści kilka lat temu nie rozpoczęto zwalczania warrozy na terenie Polski, dziś prawdopodobnie mówilibyśmy o tym roztoczu jako o pasożycie pszczoły, który współistnieje w ulu i przynosi znikome straty ekonomiczne i wyjątkowo rzadko powoduje spadki rodzin pszczelich. Jako pszczelarze wybraliśmy jednak inną drogę i pomimo ewidentnej porażki tego kierunku, wciąż bezrefleksyjnie brniemy w tę samą stronę. Nie jest za późno, aby z tej drogi zejść, ale musimy mieć świadomość, że każdy kolejny sezon ratowania nieprzystosowanych biologicznie rodzin pszczelich utrwala i rozprzestrzenia niezdolność do zwalczania warrozy przez same pszczoły.

Nowe pożądane cechy pszczół

Ostatnie dziesięciolecia to ciężki okres dla pszczelarstwa. Roztocze Varroa destructor stało się „papierkiem lakmusowym” złej sytuacji pszczoły. Dlatego obecnie niezwykle istotne jest podjęcie selekcji w kierunku innym niż dotychczasowy. Dziś to nie miodność czy łagodność pszczoły muszą być najważniejsze, ale jej odporność na choroby i możliwość współistnienia z roztoczem Varroa — bo ono już nie opuści naszych pasiek, niezależnie od tego, ile chemii wpompujemy do uli. Przyjazne dla nas cechy pszczół musimy dziś odsunąć na drugi plan i zacząć ich ponowną selekcję, po osiągnięciu satysfakcjonującego progu przeżywalności populacji.

Dzisiejsi pszczelarze komercyjni nie zawracają sobie głowy zdrowiem pszczół, bo wynika to z ich kalkulacji ekonomicznej. Taką postawę można było zauważyć w filmie „Więcej niż miód”, w scenie obrazującej opryski prowadzone w lotny dzień, podczas zapylania migdałowców — wszystko za wiedzą i zgodą pszczelarzy… I choć — na szczęście — podobnych praktyk raczej w naszym kraju się jeszcze nie spotyka, to bezsprzecznie można zaobserwować następujące podejście: pszczoła ma zbierać miód, pyłek, propolis, ma produkować wosk i zapylać (najlepiej odpłatnie dla pszczelarza), a przy życiu można ją utrzymać dzięki stosowaniu najróżniejszych „leków” i środków chemicznych. Ale pszczelarze, którym leży na sercu dobro pszczół, powinni zacząć interesować się tymi cechami pszczół, które pozwolą samym pszczołom radzić sobie z zagrożeniami.

Najważniejszym zagadnieniem jest tak naprawdę umiejętność wykrycia obecności roztocza przez pszczoły. Podstawowym zmysłem pszczoły w tym zakresie jest powonienie. Ale roztocza posiadają niezwykłe umiejętności maskowania swojego zapachu i upodabniania go do zapachu żywicielki, co powoduje, że stają się one dla pszczół jakby niewidzialne. Dlatego kluczowym zadaniem jest wyselekcjonowanie pszczół, które po prostu są w stanie „zauważyć” Varroa. Te pszczoły, które stwierdzą obecność pasożyta, podejmują z nim walkę na różne sposoby i w wielu zagranicznych pasiekach, podejmowana jest ze znakomitymi efektami odpowiednia selekcja. Sposoby pszczół, o jakich mówimy, to przede wszystkim podstawowa higieniczność, grooming (czyszczenie się dorosłych osobników z roztoczy) i VSH („higiena wrażliwa na Varroa). Jest ich niewątpliwie więcej, ale akurat te są łatwe do obserwowania i oceny dla każdego — nawet pszczelarza amatora. Dzięki wykorzystaniu takich pszczół, jeden z nas (Ł.Ł.) zauważył we własnej pasiece, że przeżywalność przy ograniczonym użyciu organicznych substancji chemicznych (Tymol, olejki eteryczne), jest praktycznie na takim samym poziomie jak w typowych pasiekach komercyjnych, w których leczenie wykonuje się kilka razy do roku środkami mającymi znacznie gorszy wpływ na zdrowie owadów.

Nie wdając się w szczegóły, przeprowadzimy krótką analizę wymienionych cech pszczelich. Pszczoły higieniczne to te, które sprzątają gniazdo z obcych substancji i przedmiotów znajdujących się w ulu, usuwają też martwy czy chory czerw, który mógłby być przyczyną namnażania się patogenów. Najprostszym testem na stwierdzenie higieniczności rodziny pszczelej jest wprowadzenie do ula jakiegoś przedmiotu, np. kawałka tektury, trocin, czy kulek styropianowych i sprawdzenie jak szybko pszczoły pozbędą się tych „śmieci”. Typowy test higieniczny związany z usuwaniem porażonych lub martwych larw wykonuje się przez nakłuwanie zasklepionego czerwiu (poczwarki) igłą, bądź też zamrożenie fragmentu piastra w taki sposób, aby uśmiercić młode pszczoły w komórkach i sprowokować pszczoły czyścicielki do ich usunięcia. Wyznacznikiem higieniczności jest czas, w którym pszczoły poradziły sobie z tym zadaniem. Uznaje się, że odsklepione i wyczyszczone komórki w 100% po dwudziestu czterech godzinach, to bardzo dobry wynik i rodzina posiada wysoką higieniczność. Pszczoły selekcjonowane na tę cechę potrafią taki sam obszar piastra wyczyścić w czasie poniżej dziesięciu godzin.

Tak zwany „grooming”, to oczyszczanie się dorosłych osobników z roztoczy. Pszczoły mogą usuwać roztocza same z siebie (autogrooming) lub też wykonują to inne pszczoły robotnice (allogrooming). W celu oceny stopnia tego zachowania austriacki hodowca Alois Wali-ner opracował prosty test. Co kilka dni liczył osyp martwych roztoczy na wkładce dennicowej, oddzielając osobniki uszkodzone od nieuszkodzonych. Dzięki temu obliczał procentowy udział okaleczonych osobników w całej liczbie spadłych roztoczy. Obecność uszkodzonych anatomicznie Varroa destructor świadczyła o umiejętności zwalczania roztoczy przez pszczoły. W rodzinach wybitnych, które przeszły już selekcję, liczba uszkodzonych samic Varroa sięgała nawet powyżej 90% (oznacza to, że niecałe dziesięć procent z nich dożyło naturalnej śmierci). Dzięki opisom testów Walinera i innych pszczelarzy, w tym choćby polskiego pszczelarza — Jerzego Smotera z Tymbarku, możemy sami w swoich pasiekach przeprowadzać podobne obserwacje. Niezbędnym wyposażeniem są tylko osiatkowane dennice z wkładkami (przy pełnych dennicach higieniczne pszczoły usuną martwe roztocza z ula, co uniemożliwi ocenę wyniku testu) oraz szkło powiększające czy inny rodzaj lupy. Pamiętać trzeba przy tym, że nasze obserwacje może zakłócić obecność innych żyjątek. Martwe roztocza mogą zostać na przykład usunięte przez mrówki.

Skrót VSH pochodzi od angielskiej nazwy „Varroa Sensitive Hygiene”, co w tłumaczeniu można rozumieć jako „higiena wrażliwa na Varroa”. W przeciwieństwie do groomingu, który dotyczy usuwania roztoczy z wykształconych osobników dorosłych, zachowania VSH polegają na wyszukiwaniu przez robotnice zaczerwionych komórek pszczelich, w których znajduje się dorosła samica Varroa, zdolna wydać na świat potomstwo. Obserwacje wskazują, że niektóre pszczoły celowo odsklepiają komórki, w których może dojść do prawidłowego cyklu rozrodczego Varroa, natomiast pomijają te, w których samica nie jest w stanie rozmnożyć się. Odsklepianie powoduje: po pierwsze, zakłócenie biologicznego cyklu rozwoju roztoczy, a ponadto jest oznaczeniem komórek dla innych pszczół, które następnie usuwają porażoną poczwarkę i roztocza z ula. Cecha VSH została zidentyfikowana i zbadana w USDA (Departamencie Rolnictwa Stanów Zjednoczonych), w laboratorium hodowli pszczół w Baton Rouge. Na terenie USA pszczoły mające tą cechę rozwiniętą w wysokim stopniu, są powszechnie dostępne. Od kilku lat o pszczołach VSH mówi się coraz więcej w Europie i są już ośrodki, z których można sprowadzić selekcjonowane matki do Polski. Dzięki obserwacjom małżeństwa John’a i Carol Harbo, a także opracowaniu przez nich prostego testu, również w amatorskich pasiekach możemy starać się wyszukiwać i selekcjonować pszczoły o pożądanych zachowaniach VSH. Taki test polega na odsklepianiu poczwarek i wyszukiwaniu na nich roztoczy oraz w komórkach pszczelich. Musimy stwierdzić, czy w zasklepionej komórce znajdowały się roztocza, a jeżeli tak, to ile ich było i czy obecny był samiec. Liczba komórek, które dadzą nam względnie wiarygodny obraz obecności zachowań to około 100-150 sztuk. Rodziny o wysokim wskaźniku zachowań VSH, to te, w których nie stwierdza się potomstwa roztoczy, lub jest ono w nielicznych komórkach, a także te, które nie dopuszczają do wspólnej obecności zdolnych do rozpłodu samicy i samca roztocza Varroa destructor.

A czy to jedyna droga?

Selekcjonowanie opisanych zachowań, to niewątpliwie jedna z dróg do wzmocnienia pszczoły w walce z roztoczem. Dzięki obecności tych zachowań, rodzina zaczyna się czyścić z pasożyta znacznie wcześniej niż osiągnięty zostaje próg krytyczny porażenia, w którym najczęściej nie ma już odwrotu od zagłady rodziny.

Ale cech i zachowań wspomagających pszczołę w walce z warrozą może być znacznie więcej. Pojawiają się choćby obserwacje i badania dotyczące chemicznego oddziaływania niektórych pszczół na zdolności reprodukcyjne roztoczy (poprzez feromony), czy też wpływu długości cyklu rozwojowego czerwiu pszczelego na rozwój potomstwa roztoczy. Na pewno nie jesteśmy w stanie wszystkich tych cech poznać, obserwować, mierzyć, a także odkryć ich wzajemnych zależności. Nie da się stwierdzić, jak bardzo rozwijanie jednych zachowań kosztem innych wpłynie na zdrowie i ogólny stan populacji. Być może, że nienaturalna selekcja jednych cech przez hodowców, spowoduje nieprzystosowanie względem innych zagrożeń(?). Kto wie czy wraz z rozwojem groomingu czy VSH nie wpłyniemy negatywnie na inne cechy pszczoły. Dziś wydaje nam się, że to może być dobra droga, ale kto wie z jakimi jeszcze innymi problemami zetkną się pszczoły i pszczelarstwo w przyszłości. Ludzie zawsze uzurpowali sobie prawo poprawiania Natury, a w konsekwencji musieli walczyć z problemami, których sami byli przyczyną…

W celu zobrazowania tych ostatnich myśli, pozwolimy sobie przytoczyć — jako ciekawostkę — pewne spostrzeżenie pioniera pszczelarstwa organicznego Michaela Busha (www.bushfarms.com/bees).

Każdy pszczelarz wie, że zwarty, doskonały wzór zaczerwienia piastra świadczy o jakości matki pszczelej. Encyklopedia PWN „czerw pszczeli”  podaje: „ze względu na sposób wypełnienia piastra czerwiem wyróżnia się czerw zwarty, gdy plaster jest równo zaczerwiony, i czerw rozstrzelony z komórkami pustymi wśród powierzchni zaczerwionej; czerw rozstrzelony świadczy o wadach matki, jej starości, genetycznej letalności pokolenia; wynik zjadania części młodych larw płci męskiej przez pszczoły“. Jednak wcześniej wskazaliśmy, że pszczoły o wysoko rozwiniętych zachowaniach VSH odsklepiają i usuwają poczwarki, w rezultacie plaster z czerwiem przestaje mieć doskonały zwarty wzór. Jak więc zauważa Bush, przez dziesięciolecia hodowcy preferując zwarty wzór czerwiu (co miało świadczyć o tym, że matka jest „lepsza”) selekcjonowali przy okazji pszczoły przeciwko zachowaniom higienicznym… Czy wobec tego, mając przed oczami ten przykład, możemy przyjąć, że wiemy lepiej niż Natura, które cechy wybrać i które pszczoły powinny przetrwać. Może po prostu trzeba zdać się na selekcję naturalną, żeby wrócić do odległego w historii punktu, kiedy pszczoły były zdrowe i żyły w zrównoważonej populacji. Wydaje się, że powinniśmy całkowicie zmienić nasze wyobrażenia o potrzebie i kierunkach selekcji. Chcąc mieć dziś parę słoików miodu więcej, tak naprawdę działamy na szkodę gatunku pszczoły miodnej i przyszłych pokoleń pszczelarzy.

Bartłomniej Maleta, Łukasz Łapka

Artykuł został opublikowany w grudniowym numerze miesięcznika “Pszczelarstwo” 12/2015

The post Zapomnieliśmy, co dla Niej dobre… czyli analiza grzechów pszczelarstwa ostatnich dziesięcioleci first appeared on Wolne Pszczoły.

]]>
Zwalczanie roztocza Varroa destructor prowadzi donikąd… http://wolnepszczoly.netlify.app/zwalczanie-roztocza-varroa-destructor-prowadzi-donikad/ Thu, 05 Nov 2015 20:19:59 +0000 http://wolnepszczoly.netlify.app/?p=911   Artykuł został opublikowany w listopadowym numerze miesięcznika “Pszczelarstwo” 11/2015 Tutaj dostępny w wersji PDF z miesięcznika. Zabiegi zwalczania roztocza Varroa destructor uznawane są przez przeważającą większość pszczelarzy za najważniejszy punkt w całym sezonie pszczelarskim, są dla nich absolutnym priorytetem, z roku na rok coraz więcej mówi się i pisze o malejącej skuteczności tych działań. Zamiast zastanowić […]

The post Zwalczanie roztocza Varroa destructor prowadzi donikąd… first appeared on Wolne Pszczoły.

]]>
rys. Mariusz “Popszczelony” Uchman

 

Artykuł został opublikowany w listopadowym numerze miesięcznika “Pszczelarstwo” 11/2015

Tutaj dostępny w wersji PDF z miesięcznika.

Zabiegi zwalczania roztocza Varroa destructor uznawane są przez przeważającą większość pszczelarzy za najważniejszy punkt w całym sezonie pszczelarskim, są dla nich absolutnym priorytetem, z roku na rok coraz więcej mówi się i pisze o malejącej skuteczności tych działań. Zamiast zastanowić się nad przyczyną problemu, pszczelarze coraz bardziej dokręcają śrubę chemioterapii. Jednak ostatnie dziesięciolecia niezbicie dowodzą, że droga ta prowadzi donikąd.

Mówiąc o nieskuteczności owych zabiegów leczniczych, podkreśla się fakt nabycia oporności roztocza Varroa destructor na substancje chemiczne. Nie zawsze chodzi tylko o tolerancję pasożyta na podawane toksyny, ale również o pojawianie się innych mechanizmów przystosowawczych związanych ze zmianą trybu życia roztocza. W odpowiedzi na to podaje się coraz więcej toksyn i coraz częściej, a one nie są przecież obojętne ani dla pszczół, ani dla ekosystemu w ulu i poza nim, ani dla jakości produktów pszczelich, które tak chętnie spożywamy. Coraz częściej uznaje się za zasadne podawanie „leków” uwalnianych powoli i działających przez długi czas (np. tzw. pasków czy nasączanych wkładek tekturowych, z których substancje aktywne parują lub roznoszone są przez pszczoły nawet przez kilka tygodni). Metoda ta ma zapewnić obecność toksyny w ulu w chwili, kiedy cykl życiowy roztoczy skłoni je do opuszczenia komórki pszczelej wraz z wygryzającą się młodą pszczołą, w praktyce powodując stałą obecność szkodliwych substancji chemicznych w owadzim domu, gdzie jest miód, wosk, a przede wszystkim pszczoły.

Warto zaznaczyć już na wstępie, że o ile cały świat dostrzega problem, o tyle polscy pszczelarze zdają się nie zauważać alternatywnych rozwiązań, które przynoszą bardzo dobre efekty w wielu zagranicznych pasiekach komercyjnych i amatorskich.
Sądzę, że artykuł zostanie uznany za kontrowersyjny, ale to właśnie kontrowersyjne podejścia dają nam do myślenia i otwierają oczy na nowe rozwiązania. W mojej ocenie ważne jest, aby podjąć wreszcie dyskusję na temat zasadności nieustannego stosowania chemioterapii u pszczół, a nie tylko na temat wyboru substancji toksycznej i metody jej podawania. Zwalczanie warrozy to odsuwanie problemów, z którymi będą musiały borykać się przyszłe pokolenia pszczelarzy, bo my zostawimy im właśnie taki spadek. Nie można wyręczać pszczół w rozwiązywaniu wszystkich problemów, a potem ze zdziwieniem ob serwować, że te wspaniałe owady umierają na naszych oczach, jako całkowicie nieprzystosowane do obecności pasożyta. Wzywamy więc do dyskusji na temat podjęcia starań zmierzających w przyszłości do całkowitego odstawienia metod zwalczania roztoczy, a to nie musi stać się już dziś. Zdajemy sobie sprawę z konsekwencji i wiemy, że nie każdy od razu zgodzi się na nie. Musimy jednak mieć ten cel stale przed oczami i każdy nasz zabieg w pasiece powinien nas do tego celu zbliżać, a nie oddalać.
Przykłady ze świata dowodzą, że cel ten mógłby być osiągnięty nie za osiemdziesiąt, sto czy tysiąc lat, a już za pięć albo dziesięć, bo właśnie tyle czasu hodowcy, którzy nie stosują żadnych metod zabijania roztoczy, potrzebują na to, aby obniżyć i utrzymać poziom śmiertelności w pasiekach poniżej 20% rocznie. A taka śmiertelność w pasiece jest nie tylko akceptowalna ekonomicznie, ale także środowiskowo zasadna (z uwagi na konieczność stałej selekcji naturalnej, czyli systematycznej eliminacji osobników nieprzystosowanych z puli genetycznej gatunku pszczoły miodnej). Poza tym śmiertelność na poziomie 20% jest nierzadko mniejsza niż w pasiekach stosujących „zalewanie” uli chemią. Rok 2014 udowodnił to ponad wszelką wątpliwość i powinniśmy wyciągnąć z tego wnioski.

Już w 1988 roku prof. Jerzy Woyke na łamach „Pszczelarstwa” (1988, 39(11), str. 9-10) w artykule „Hodowla pszczół odpornych na warrozę” sugerował, że należy stosować selekcję owadów „odpornych”, bo droga chemicznego zwalczania pasożyta nie doprowadzi nas do zwycięstwa. Autor wymienił w publikacji co najmniej kilka różnych metod, jakie pszczoły stosują z powodzeniem, aby utrzymywać w ulu niższy stan porażenia roztoczem. Wskazał też, że praca hodowlana powinna polegać przede wszystkim na rozwijaniu tych cech u pszczół, a pod koniec artykułu zaapelował o przesyłanie do ośrodków badawczych pszczół, które wykazują cechy odpornościowe, aby pozwolić naukowcom je rozwijać. Apel nie odniósł zamierzonego skutku, a może naukowcy nie stanęli na wysokości zadania, skoro dwadzieścia siedem lat później jesteśmy w tym samym miejscu, w którym byliśmy wtedy. Na dodatek stosuje się jeszcze więcej chemii i coraz mniej skutecznie. Możemy tylko ubolewać nad tym, że zmarnowaliśmy tyle lat.

Niedawno jeden ze znanych pszczelarzy komercyjnych rozpoczął eksperyment polegający na utrzymywaniu stałej obecności amitrazy w ulu, podawanej cotygodniowo w postaci wkładek tekturowych nasączonych środkiem weterynaryjnym o nazwie „Taktic”, służącym w założeniu — do zwalczania pasożytów w chlewach. Środek ten zawiera 12,5% substancji aktywnej — amitrazy, która jest dziś podstawowym lekiem przeciwko roztoczom pasożytującym na pszczole miodnej. Wnioskuję z kontekstu tego eksperymentu, że celem było udowodnienie, że amitraza nie szkodzi pszczołom i jej stała obecność nie wpłynie negatywnie na funkcjonowanie rodziny pszczelej. Jednak pszczelarz ten udowodnił przy okazji coś całkiem innego (prawdopodobnie wbrew swojej woli i założeniom eksperymentu) coś wyjątkowo cennego dla propagatorów pszczelarstwa naturalnego, o czym już blisko trzy dekady temu pisał prof. Woyke: z warrozą nie wygramy metodami chemicznymi. Po każdej kolejnej dawce Takticu na wkładki dennicowe w ulach spadały martwe roztocza. Z dokumentacji eksperymentu wynika, że liczba tychże była różna, czasem dwie czasem trzy sztuki. Zdarzało się, że nie spadł żaden pasożyt. To wszystko dowodzi, że niezależnie od liczby zastosowanych zabiegów chemicznych Varroa destructor pozostanie w naszych pasiekach.

My, pszczelarze — a przede wszystkim hodowcy — powinniśmy po święcić te najbliższe pięć—dziesięć lat na inwestycję w przyszłość. Owszem, jak każda inwestycja, wymaga ona „zaciśnięcia pasa”, ale czy nie warto (?). Postulowane przez nas działania mogą zapobiec dalszemu nakręcaniu spirali zagłady owadów oraz postępującej chemizacji pasiek.

Z grupką pszczelarzy-amatorów założyliśmy Stowarzyszenie Pszczelarstwa Naturalnego „Wolne Pszczoły” (www.wolnepszczoly.netlify.app), aby przekonywać pszczelarzy do alternatywnego podejścia do prowadzenia pasiek, abyśmy wszyscy również w przyszłości mogli cieszyć sig ze zdrowych pszczół i zdrowego pszczelarstwa. Nie jest to zadanie łatwe, gdyż znacząca większość pszczelarzy wierzy, że zwalczając pasożyta i „zalewając” ule parunastoma dawkami chemii rocznie, ratuje gatunek Apis mellifera. Smutna prawda jest taka, że ratują tylko pojedyncze pszczele rodziny, te ewolucyjnie nieprzystosowane do zagrożenia, jakie stanowi roztocze Varroa i inne choroby. Każdy gatunek dostosowuje się do zmian środowiskowych poprzez eliminację słabych osobników. Varroa destructor jest już integralną częścią środowiska pszczoły miodnej. I tak już pozostanie, niezależnie od tego, czy człowiek podejmie próbę całkowitej jednorazowej eksterminacji roztocza, choćby przez cotygodniowe zabiegi z użyciem amitrazy. Nawet jeżeli zmusilibyśmy wszystkich pszczelarzy na danym obszarze (choćby tak dużym jak obszar całego kraju) do przeprowadzenia zabiegów leczniczych w tym samym czasie (i przy założeniu, że ta metoda okazałaby się skuteczna), roztocza i tak wrócą do nas wraz z dzikimi rojami czy przewożonymi odkładami. Dotychczasowa ich ekspansja udowodniła, że praktycznie żadne miejsce na świecie, gdzie żyje pszczoła miodna, nie jest od nich wolne i bezpieczne.

W uboższych rejonach świata (głównie w krajach Afryki i Ameryki Południowej), gdzie nie stosuje się leków dla pszczół, choćby z uwagi na możliwości ekonomiczne pszczelarzy, praktycznie nie zauważa się problemu warrozy. Tam nikt pszczół nie leczy, a pomimo tego żyją miliony rodzin pszczelich. Problem warrozy i umierających pszczół jest największy w krajach, w których praktykowane jest wysoko wydajne przemysłowe rolnictwo monokulturowe, gdzie każdy problem rozwiązuje się nowym środkiem chemicznym, gdzie rolnicy zachęcani są do zakupu insektycydów czy fungicydów, a pszczelarze dostają dotacje na zakup środków chemicznych zwalczających pszczele choroby.

Chemia stosowana w pasiekach nie pozostaje bez wpływu na pszczoły, choć tak twierdzi większość pszczelarzy. Nie jest ona też bez znaczenia dla ludzi spożywających produkty pszczele. Wszechobecna chemia szkodzi nam i naszemu środowisku. Wiemy to nie od dziś. Wraz z jedzeniem spożywamy toksyny, antybiotyki, konserwanty, nawozy. Wszystko to negatywnie wpływa na nasze zdrowie, odkładając się w naszych organizmach. Miód na półkach sklepowych to często tylko porcja „pustych kalorii”, bo zatracił swoje naturalne właściwości lecznicze w wyniku przemysłowej obróbki. Trzeba się temu stanowczo sprzeciwić.

Czy wobec tego tradycyjne „leczenie” pszczół w ogóle się opłaca? Krótkoterminowo — jak najbardziej. Podobnie jak opłaca się oprysk zbóż, uprawy monokulturowe, podawanie nasączonych antybiotykami pasz do chlewów czy kurników, rabunkowa gospodarka dzikich obszarów, wycinanie lasów tropikalnych. Podobne przykłady można wymieniać w nieskończoność. Problem tkwi w tym, że pszczelarze za pewne oburzają się na wszystkie te destrukcyjne działania człowieka, często nawet prowadzą aktywne protesty przeciwko stosowanym opryskom czy używaniu roślin GMO, ale nie widzą analogii do swoich praktyk we własnych pasiekach.

Dziś w Polsce (choć raczej nie z polskich hodowli) dostępne są już matki pszczele z pasiek, w których od lat praktykowana jest selekcja pszczół na tolerancję na obecność roztocza. Owady z tych pasiek nie są nieśmiertelne, mogą jednak stanowić doskonały start do dalszej selekcji pszczoły przystosowanej lokalnie do naszych miejscowych patogenów i warunków środowiskowych. Na razie pszczoły te trzeba sprowadzać zza granicy albo zdać się na ich skrzyżowane potomstwo dostępne u polskich pszczelarzy, głównie amatorów — ludzi, którzy wierzą w trud podejmowany na zachodzie, a którego w Polsce prawie się nie zauważa.

W wielu miejscach na świecie pszczelarstwo organiczne święci małe triumfy już od co najmniej parunastu lat i z roku na rok te triumfy są coraz większe. Jednak my tym bardziej negujemy te sukcesy, im bardziej są one widoczne i spektakularne. „U nas się nie da, bo…nasze pożytki są inne, tamtejsze pszczoły i Varroa mają inną genetykę, napszczelenie jest inne, no i klimat nie ten…” Mnożymy argumenty tylko po to, by negując alternatywę, usprawiedliwić coraz większą chemizację pasiek, źle pojęte „ratowanie” pszczół. Pszczelarstwo naturalne — otwarte na wspomniane przykłady — często budzi wręcz agresję większości środowisk pszczelarskich. Dlaczego tak jest? Może pszczelarze sami dostrzegają, że chemia nie jest właściwą drogą, ale boją się alternatywy? Boją się, że ktoś kiedyś (a może oni sami?) faktycznie uzna ich produkty za niezdrowe. Człowiek wierzący w swoją drogę nie boi się krytyki. Tymczasem środowiska pszczelarskie często zwalczają alternatywne podejście z niesamowitą wręcz zaciekłością. Ale to już raczej temat dla psychologów.

Pszczelarstwo naturalne ma kilka podstawowych założeń. Pierwsze i najważniejsze mówi, że pszczoła nie jest nieśmiertelna. Również ta traktowana amitrazą czy zalewana kwasami. Drugie założenie mówi, że da się we względnie krótkim czasie przystosować pszczoły do obecności pasożyta. Pszczelarze twierdzą często, że nie mogą czekać tysiąca lat na ewolucyjne uodpornienie się pszczół na roztocze. To mylenie pojęć. Ewolucja rzeczywiście zachodzi powoli, a nierzadko potrzebuje setek tysięcy lat. Ale my nie czekamy na to, aby pszczole wyrosły nowe kończyny czy dodatkowa para skrzydełek, bo takie przystosowanie faktycznie mogłoby potrwać tysiąclecia. Mamy tu do czynienia z olbrzymią presją śmiertelnego, powszechnie występującego wroga — roztocza Varroa destructor, które jest w KAŻDYM ulu. I ten wróg albo zabije wszystkie nasze pszczoły, albo w ewolucyjnym mgnieniu oka (przez pięć—dziesięć lat) wyginą te, które tego wroga nie potrafią trzymać w ryzach, pozostawiając nam populację pszczół tolerujących roztocze. Tysiące przykładów ze świata udowadnia, że wygra opcja druga. Oczywiście, pierwszego okresu selekcji nie przetrwałaby każda pasieka, ale gatunek sobie poradzi i pozwoli na odbudowę również pszczelarstwa komercyjnego. Zdrowego pszczelarstwa (!). Dlatego istotna jest rola hodowców, którzy wezmą na siebie ciężar strat i zapewnią podaż przystosowanych pszczół. Dalsze działania zależą już od nas samych. Pszczoła miodna ma potencjał do pokonania roztocza. Musimy jednak jej to umożliwić, pozwolić, aby z roku na rok coraz bardziej dominowały te geny, które pozwalają pszczole na współistnienie z pasożytem.

Ponadto trzeba przyjąć do wiadomości, że zabicie pszczół nie jest w interesie roztocza. Roztocza żyją na pszczołach. „Chcą” żeby pszczoły żyły, bo dzięki temu żyją i one. W relacji pasożyt—żywiciel zawsze tak jest, chyba że pasożyt wykorzystuje żywiciela tylko w jednym stadium cyklu życiowego. A tak nie jest w przypadku relacji Apis mellifera — Varroa destructor. Zwalczając roztocze, sprawiamy, że staje się co raz bardziej zjadliwe. Żeby przetrwać, musi szybciej się mnożyć. Musi chować się pod zasklepem czy w zakamarkach ulowych, a na zwiększenie swojej populacji musi wykorzystywać krótkie chwile pomiędzy zabiegami pszczelarzy. To olbrzymia presja środowiskowa, która odbija się następnie na pszczołach. A więc chemia nie tylko sprzyja osłabieniu pszczół, ale i wzmocnieniu ich naturalnego wroga.

Kolebką nowoczesnego pszczelarstwa organicznego są Stany Zjednoczone. Dlaczego akurat one? Dlatego, że prawdopodobnie tam pszczelarstwo ogólnie ma się najgorzej. A dzieje się tak, bo cały ten wielki kraj został zdominowany przez schemizowane i monokulturowe rolnictwo na przemysłową skalę. Ludzie kochający pszczoły zorientowali się, w jak złym stanie są owady. CCD, warroza i inne choroby otworzyły im oczy. Zrozumieli, że są w samonapędzającym się błędnym kole chemizacji i zamiast wymyślać nowe metody zwalczania roztocza, wreszcie zaczęli zastanawiać się nad praprzyczyną tych zjawisk. Doszli do wniosku, że fatalna kondycja pszczół to nie wina roztocza Varroa destructor czy jakiegokolwiek innego patogenu, ale środowiskowego nieprzystosowania pszczoły oraz nadmiernej ingerencji pszczelarzy w środowisko życia owadów. Uznali, że należy wrócić do warunków, w których pszczoła żyła sto, dwieście czy trzysta lat temu. Do czasów, kiedy w ulach nie było węzy (zwłaszcza tej z powiększoną komórką 5,4 mm), plastiku i chemii. Do czasów, kiedy nie zwalczano trutni, nie prowadzono intensywnej gospodarki pasiecznej i akceptowano fakt, że pszczoła jest żywym organizmem, a nie maszynką do robienia miodu i pieniędzy. A żywy organizm ma swoje ograniczenia i… cóż, czasem też umiera. Pszczelarze ci podjęli kroki w kierunku przy wrócenia pszczoły naturze i okazało się to sukcesem. Zaakceptowali roztocze i inne patogeny jako element środowiska naturalnego pszczół i pozwolili owadom radzić sobie samym. I owszem, warroza zabiła wiele pszczelich rodzin, ale dzięki temu przetrwały pszczoły ewolucyjnie przystosowane do obecności pasożyta — te, które pozwalają roztoczom współistnieć w ulu, ale trzymają je w ryzach.

Spektakularne osiągnięcia w tym zakresie mają Dee Lusby (Arizona) i Michael Bush (Nebraska). Dee Lusby nigdy nie leczyła pszczół zaatakowanych przez Varroa destructor. Kiedy roztocze dotarło do jej pasieki, zabiło znaczącą większość z posiadanych przez nią kilkuset rodzin pszczelich, ale pszczelarka w ciągu kilku lat odbudowała pasiekę i dziś jest wzorem dla wielu wybitnych pszczelarzy nie tylko w USA, m.in. Stephana Brauna (Wyspy Kanaryjskie) i Edka Österlunda (Szwecja). Michael Bush przez kilka lat stosował chemiczne metody zwalczania pasożyta, ale zauważył, że jego pszczoły i tak umierają (z jakiegoś powodu, my tego nie widzimy), za to produkty pszczele i stan rodzin pozostawiają wiele do życzenia. Odstąpił od leczenia paręnaście lat temu i dziś również należy do pionierów „treatment free beekeeping” (pszczelarstwa bez leczenia). Te przykłady można by mnożyć, bo dziś takich ludzi są już tysiące. Ważne, że za ludźmi z wizją podążają inni. I oni również osiągają sukcesy (także komercyjne), prowadząc organiczne pasieki. Coraz więcej pszczelarzy w Europie porzuciło już lub ograniczyło leczenie i podjęło trud selekcji pszczoły miodnej w kierunku uzyskania tolerancji na pasożyta. I tylko od nas zależy, czy sprowadzimy te pszczoły do naszych pasiek, czy wciąż będziemy kwestionować fakt, że na świecie pszczoły żyją bez chemii i bez pasożyta. Od nas też zależy, czy będziemy tych ludzi wspierać i korzystać z ich pracy, czy też wszelkie przejawy działań dających nadzieję na wygranie z warrozą potraktujemy z agresją. Chciałbym, żebyśmy wyciągnęli mądre wnioski, zanim nasze pszczoły będą w takim stanie, jak te z przemysłowych pasiek w USA.

Bartłomniej Maleta, Łukasz Łapka

Artykuł został opublikowany w listopadowym numerze miesięcznika “Pszczelarstwo” 11/2015

Tutaj dostępny w wersji PDF z miesięcznika.

The post Zwalczanie roztocza Varroa destructor prowadzi donikąd… first appeared on Wolne Pszczoły.

]]>
Matki pszczele, na które czekamy w naturalnych pasiekach http://wolnepszczoly.netlify.app/matki-pszczele-na-ktore-czekamy-w-naturalnych-pasiekach/ Fri, 16 Oct 2015 06:32:30 +0000 http://wolnepszczoly.netlify.app/?p=836 Gdy przeglądamy reklamy hodowców na rodzimym rynku matek pszczelich, często możemy przeczytać, że oferowane przez nich matki są najlepsze. O dziwo każda taka jest. A raczej pszczoły po niej mają być bardzo łagodne, miodne, nierojliwe, a po prostu idealne na dzisiejsze czasy. Cóż rynek i zapotrzebowanie kształtuje taki stan bo pszczelarze chcą wierzyć, że kupowane […]

The post Matki pszczele, na które czekamy w naturalnych pasiekach first appeared on Wolne Pszczoły.

]]>
Gdy przeglądamy reklamy hodowców na rodzimym rynku matek pszczelich, często możemy przeczytać, że oferowane przez nich matki są najlepsze. O dziwo każda taka jest. A raczej pszczoły po niej mają być bardzo łagodne, miodne, nierojliwe, a po prostu idealne na dzisiejsze czasy. Cóż rynek i zapotrzebowanie kształtuje taki stan bo pszczelarze chcą wierzyć, że kupowane matki dokładnie takie są. Wszystkie te pszczoły są jednak leczone w procesie selekcji . Sprzedający chce zadowolić klienta, a klient chce dostać oczekiwany towar . Dlatego pszczelarze pytający hodowcę o matki, zawsze w odpowiedzi dostaną to czego szukają i zawsze będzie to najlepszy towar dostępny na rynku. Panie, a miodne? Panie, a łagodne? Panie, a czy się nie roją? Panie, i miodne, i łagodne, i gdzie im do rojenia. Pszczelarz dostaje to czego szukał. Dostaje idealną matkę do swojej pasieki, która od teraz odmieni całe jego pasieczne życie. W przyszłości wciąż będzie kupował te matki bo dokładnie takich potrzebuje, i ani mu przez myśl nie przejdzie, że jego własne „kundle” są o niebo lepsze, choć tak naprawdę takie są.

Na nasze warunki pożytkowe i pogodowe trzeba szukać matek z naszego rejonu, lub matek z rejonów o podobnej bazie pożytkowej czy takich gdzie pogoda kształtuje się podobnie. My, pszczelarze, zawsze lubimy robić wszystko na odwrót, szukamy jak najdalej, żeby było inne bo pewnie jest lepsze. A patrząc z perspektywy pszczelarstwa naturalnego matka to po prostu matka. Jej zadaniem jest czerwić i dzięki temu rodzina się rozrasta i jest w dobrej kondycji . W założeniach pszczelarstwa naturalnego, matka nie musi mieć rodowodu, ani szlachetnego pochodzenia, bo przecież nie ma nigdzie nazwy przypisanej na metce. Powiem wam, co musi, a raczej co powinna w sobie posiadać, aby to pszczelarstwo było łatwiejsze. Szukamy matek, które noszą w sobie cechy umożliwiające pochodzącym od niej pszczołom przeżywać na swoim terenie. Najlepsze będą takie, które po prostu przeżywają. Proste, ale jakże trudne w praktyce do osiągnięcia. Choć nie niemożliwe. Gdyby nasz rynek matek pszczelich nie był tak zdegenerowany komercyjnie, to sprawa zapewne wyglądałaby inaczej. Na dzień dzisiejszy w naszym kraju praktycznie nie dostaniemy takiego materiału jakiego szukamy do pasiek naturalnych, bo takiego materiału po prostu nie ma. A dlaczego nie ma? Bo praktycznie nikt nie interesuje się takim pszczelarstwem. , a wszystkie działania prowadzone są przez pasjonatów, amatorów, „oszołomów” i innych zapaleńców, którzy wbrew całej masie pszczelarzy i wszelkim okolicznościom wierzą, że się da! Nie ma co narzekać, na taki stan rzeczy, bo tak naprawdę sami jesteśmy sobie winni i możemy mieć pretensje tylko i wyłącznie do siebie. Sporadycznie jednak, przypadkowo lub też usilnie szukając, można gdzieś spotkać pszczelarza starej daty, który nie został zepsuty wszechobecną modą wymiany matek na te „lepsze” i w swoich pasiekach posiada pszczoły nieskażone komercyjną selekcją. Wtedy możemy być pewni, że nic lepszego do naszej naturalnej pasieki nie znajdziemy. Wówczas bezwzględnie trzeba kupić od niego pszczoły lub pobrać młode larwy na matki, uznając, że do tej pasieki prowadziła nas jakaś Boska opatrzność. Takie sytuacje zdarzają się jednak bardzo rzadko lub wcale i zapewne, niestety, będą coraz rzadsze.

Cóż więc ma robić wtedy pszczelarz naturalny, który chce mieć choć cień nadziei, że kupiona matka, „głowa rodziny”, będzie dawała potomstwo zdolne do przeżycia bez tej całej chemizacji pasieki. Musi szukać. Musi szukać materiału dalej i dalej, poza granicami naszego kraju, gdzie pszczelarze prowadzą programy na przeżywalność istnieją nieleczone, prowadzone w duchu naturalnym pasieki, tam gdzie ludzie dbają o swoje pszczoły lokalne i unikają chemicznych ingerencji.

Z własnego doświadczenia wiem, że najlepsze są te pszczoły, których matki przynajmniej raz lub dwa przekrzyżowały się na terenie naszej pasieki. Mam na myśli sytuację, gdy hoduję córki po matce sprowadzonej zza granicy, one unasienniają się trutniami z wolnego lotu, a następnie od tych matek hoduję kolejne pokolenie. Wtedy mamy to, czego szukamy. Wiem, że w takiej sytuacji pszczoły ulokalniły się, a pewne cechy, o które zabiegałem albo dalej są widoczne, albo wciąż w nich drzemią i mogą się ujawnić w następnych pokoleniach. Gdybym miał taki materiał, o jakim piszę, tu na miejscu, nie musiałbym wyszukiwać matek po całej Europie, aby je sprowadzić i następnie ulokalniać.

Królowa z wyspy czyli AMM w krzyżówce Norwesko-Szwedzkiej
Królowa z wyspy czyli AMM w krzyżówce Norwesko-Szwedzkiej

A co można dostać w Europie?

 

Słynne Elgony. Dziś zna je chyba każdy pszczelarz, a za sprawą pewnego hodowcy „naturalnego” rozeszły się jak świeże bułeczki po polskich pasieczkach i pasiekach… Pszczoła jak pszczoła, bardziej żółtawa, wpadająca w taki rudawy skórzany kolor. Nic tylko buckfast. Bo to jest buckfast w czystej postaci, tylko umiejętnie selekcjonowany na … ? No właśnie na co? Wiem jak działa twórca Elgona Osterlund, ale nie mam pojęcia jak prowadzą hodowlę inni, którzy tą pszczołę również sprzedają pod taką samą nazwą. Nie mam pojęcia czy leczą pszczoły, czy stosują chemię w dużej ilości. Ot taki malutki szczegół i warto na to zwracać uwagę, jeśli szuka się cech odpowiedzialnych za przeżywalność. U Erika można kupić matki. Nie jest to tani interes, ale Ci co kupili bezpośrednio, twierdzą, że warto. Ja zawsze miałem te pszczoły z drugiej ręki więc nie mogę ich z całą pewnością polecić, a mogę tylko o tym wspomnieć i zachęcić do próbowania.
Kontakt:
http://www.elgon.es/diary
honeybee@elgon.se

Superbee od Rogera z Cypru. Stary wyga Roger swoje najlepsze lata popularności ma już za sobą, a mimo to materiał ma bardzo dobry choć to też w pewnym sensie zwykły buckfast. Twórca pszczoły twierdzi, że jest to krzyżówka najlepszych buckfastów w Europie, od takich hodowców jak Jungels, Holmer czy Guth z miejscową pszczołą cypryjską apiss mellifera cypria. Sam nie wiem czy to prawda ale mało mnie to interesuje, bo liczy się to co widać w ulu. Mam te pszczoły bezpośrednio z Cypru – szły całe 8 dni. Trzeba przyznać, że te pszczoły wiedzą co to higieniczność i wiedzą jak utrzymać odpowiednią siłę przez cały sezon. Dla fanów komerchy dodam, że nie uświadczy u nich stanu rojowego, ale za to lubią pięknie kitować i czasami skoczą do pszczelarza aby pokazać mu, że są pszczołami. Bardzo fajna pszczoła dla tych, którzy lubią kolor w pasiece, a nie koniecznie tylko odpowiednie standardowe cechy.
Kontakt:
http://www.superbee-cy.com/polish
superbee@spidernet.com.cy

Roger wysyła w zwykłej szarej kopercieroger2

Finki od komercyjnego/naturalnego pszczelarza Juhaniego Lundena. Można je nabyć i mieć u siebie na pasiece za całkiem przyjemną (dla hodowcy) sumkę, liczoną w Euro. Nigdy ich nie miałem, więc nie wiem jakie są. Słyszałem różne opinie, ale zazwyczaj są pozytywne w czysto komercyjnym znaczeniu. Jeśli chodzi o przeżywalność jaką deklaruje hodowca, to u nas w kraju jest o tym cisza, a to dlatego że te matki są dopiero w Polsce jeden pełny sezon. Ma je Polbart i miał je jeszcze jeden pszczelarz, ale z tego co wiem niestety już ich nie ma. Koledzy z SPN WP mają te pszczoły (od Polbarta) i pewnie za rok czy czy dwa dadzą o nich rzetelną opinię. Z pierwszych obserwacji i doniesień podobno pięknie idą w siłę i dobrze pilnują gniazda.
Kontakt:
http://saunalahti.fi/lunden/page3.html
lunden@sci.fi

Dziczyzna czyli AMM to pszczoła na nasze tereny i nasze warunki. Najstarsza pszczoła Europy, miód na serca wielu starszych pszczelarzy i postrach nowicjuszy. Ta pszczoła jest inna niż wszystkie. Tak, jest inna i bardzo jej to pasuje. Spływa z plastra i robi to z wielką przyjemnością, rozbiega się po ulu, zawzięcie broni gniazda, choć nie jest przy tym agresywna, pięknie kituje, a raczej propolisuje co tylko się da i nawet pszczelarza uciapie. Trzyma higienę w gnieździe, testy higieniczne robi wzorowo. Jej głównymi atutami są niesamowity wigor i piękna budowa plastrów. Małą komórkę 4,9 mm odbudowuje perfekcyjnie, nie potrzeba jej przechodzenia i małych kroczków. Ona jeszcze doskonale pamięta, co w jej duszy gra. Niestety u nas jej praktycznie nie uświadczysz, a spotkać ją można u starszych „niereformowalnych” pszczelarzy, bądź w skandynawskich źródłach hodowlanych, gdzie prowadzi się kilka linii AMM. W Polsce jest u Pan Dawida Lutza który ma całkiem spore stadko w puszczy Kampinoskiej.
Kontakt:
http://bastis-imkerei.de/impressum.html
http://www.nordbi.se
ingvar.arvidsson@telia.com

Szwedzi też wysyłają w szarej kopercie ale przesyłka idzie 2 dni!
Szwedzi też wysyłają w szarej kopercie ale przesyłka idzie 2 dni!

Carnica od Wallnera z Austrii. Bardzo dobra, pewna krainka. Posiada wszystkie porządne cechy tej linii, plus bonus w postaci oczyszczania się z roztocza Varroa. Mam zaszczyt posiadać ją na pasiece i obserwować pokolenia F1 i pokolenia F2 w tym roku i muszę przyznać, że Varroa tych pszczół się nie trzyma. Wszystkie testy na obecność Varroa w rodzinie zawsze wygrywa, testy VSH praktycznie wychodzą na zero, bo nie można znaleźć w czerwiu pszczelim samic roztoczy. Lubię tą pszczołę, mam sporo tych matek i z całą odpowiedzialnością mogę je zdecydowanie polecić.
Kontakt:
http://www.voralpenhonig.at
Alois_Wallner@gmx.at

Wallner z opisem i bez płacenia. Jeszcze nam ufają…? wallner2

Macedonki to pszczoły, które najdłużej żyją bez leczenia z pszczół europejskich. A przynajmniej tak wynika z wniosków projektu Collos . W tym roku udało mi się sprowadzić na pasiekę małą grupkę tych matek. Hodowca stosuje tylko naturalne środki na Varroa typu tymol czy olejki i uważa, że jego pszczoły maja się bardzo dobrze. Podobno ta przeżywalność spowodowana jest bardzo dużą lokalnością pszczoły, która jest ściśle zakorzeniona w terenie, na którym żyje, oraz bardzo dużemu zróżnicowaniu genetycznemu w obrębie jednej rasy Apiss mellifera macedonica. Zakupione matki to czysto rasowe pszczoły, unasiennione na wyznaczonym trutowisku. Spodziewam się, że prawdziwe cechy i przeżywalność u mnie na pasiece objawi się dopiero w pokoleniu F2. W przyszłym sezonie będę w stanie ocenić pierwsze pokolenie F1 tych pszczółek i wówczas zobaczę czy można je ewentualnie polecić.
Kontakt:
http://www.macbee.org/A.m.macedonica_en.htm
eko_pcela@yahoo.com

Macedonki szły bardzo długo bo żadna firma nie chciała się podjąć wysyłki. Formalności też długo trwały bo Macedonia nie jest w UE. Hodowca załatwił wszystko włącznie z pozwoleniem i dokumentami od weterynarza w Macedonii tzw. Świadectwo Zdrowia.
Macedonki szły bardzo długo bo żadna firma nie chciała się podjąć wysyłki. Formalności też długo trwały bo Macedonia nie jest w UE. Hodowca załatwił wszystko włącznie z pozwoleniem i dokumentami od weterynarza w Macedonii tzw. Świadectwo Zdrowia.

Iberensis czyli siostra naszej AMM… Genetycznie to bardzo podobne do siebie pszczoły. Są to pszczoły które wyglądem przypominają nasze środkowoeuropejskie, z tą różnicą, że są bardziej opanowane, czyli zachowują się jak dobrze przeselekcjonowane krainki. W tym roku pierwszy raz mam z nimi styczność i cały czas je obserwuję… Na tych pszczołach pracuje Stephan Brown który już od przeszło 10 lat jest Wolnym Pszczelarzem, a jego pszczoły radzą sobie bez chemii na komórce 4,9 mm. Dostęp do AMI jest utrudniony i dostać je z dobrego źródła jest bardzo ciężko ponieważ większość rejonów w Hiszpanii jest już zapszczelona buckfastem, ligusticą oraz pszczołą z północy Afryki…

Matki AMI ciemne jak nasze AMM
Matki AMI ciemne jak nasze AMM

Buckfast różnych linii. Tak, to też jest pszczoła, chodź wiem, że niektórzy nie darzą jej sympatią. W Europie można znaleźć już matki typowo selekcjonowane na zachowania VSH i wysoką higieniczność. Powoli staje się to normą wśród hodowców tej pszczoły. Nie będę polecał konkretnych linii, bo jest ich bardzo dużo i można wybrać z listy bardzo wielu hodowców w całej Europie. Czy taka pszczoła będzie spełniać warunki PN? Oczywiście, że tak. Przekrzyżowana już w drugim czy trzecim pokoleniu będzie bardziej lokalna niż materiał wyjściowy, dlatego warto i próbować na takich selekcjonowanych pszczołach.
Kontakt:
http://perso.fundp.ac.be/~jvandyck/homage/elver

Matki buckfast
Matki buckfast

Wybór matek w Europie które mają „predyspozycje” może nie jest powalający, ale daje możliwość sprowadzenia do pasieki pszczół, które spełnią nasze wymagania odnośnie rasy czy linii, a jednocześnie przemycą na pasiekę cechy, dzięki którym nasze pszczoły poprawią swoją przeżywalność. Oczywiście, nie zapominajmy o tym, że to dalsze pokolenia, a nie sprowadzone matki,będą stanowić trzon naszych naturalnych pasiek. Pamiętajmy o tym, żeby nie opierać wszystkich rodzin pszczelich na jednej matce reprodukcyjnej, tylko starać się rozmnażać dużo różnorodnych genetycznie pszczół – choćby poprzez umożliwienie im wydania dużej ilości trutni, które również wzbogacą okoliczne tereny. Nie starajmy się za wszelką cenę nabyć pszczół, które mają te przydatne cechy. Czasami warto rozejrzeć się po własnej okolicy lub popytać starszych pszczelarzy jak radzą sobie z matkami pszczelimi. Dla wszystkich chętnych i nowych pszczelarzy naturalnych udostępnię materiał do pobrania na przyszłe matki pszczele, a zapewniam że jest u mnie na pasiece z czego wybierać w różnych rasach, liniach czy zwykłych lokalnych pszczołach. Sprowadzenie matek pszczelich z zagranicy nie jest już takie trudne jak było kiedyś . Wystarczy wysłać odpowiednią wiadomość do hodowcy matek które nas interesują,opłacić całość należnej kwoty za matki wraz z przesyłką i czekać na zamówione królowe, które z różnych rejonów Europy idą w różnym czasie. Pamiętajmy, że nie wystarczy kupić matki aby nasze pasieki przeżywały w cudowny sposób bez leczenia. Takie opowieści można usłyszeć tylko w bajkach i u wielkich reproduktorów matek pszczelich. Matka, choć jest najważniejsza w ulu, stanowi tylko jedną cześć całej układanki, dzięki której nasze pszczoły mają szansę przetrwać . Tak naprawdę tylko rozmnażanie i obserwowanie kolejnych pokoleń da nam odpowiedź, czy warto dalej sprawdzać te konkretne pszczoły…

Łukasz Łapka

The post Matki pszczele, na które czekamy w naturalnych pasiekach first appeared on Wolne Pszczoły.

]]>
Przekonać nieprzekonanych http://wolnepszczoly.netlify.app/przekonac-nieprzekonanych/ Tue, 28 Jul 2015 09:21:57 +0000 http://wolnepszczoly.netlify.app/?p=759 Ciężkie jest życie „trzymacza” a jeszcze cięższe pszczelarza naturalnego który otwarcie mówi, że leczenie jest złe a pszczoły wolą mieć zdrowe i czyste gniazdo. Wolność jednych nie może być kosztem drugich a pszczelarzy obowiązuje taka sama dyscyplina i reguły współżycia jak ludzi. Cytat troszkę przez mnie zmieniony ale pokazuje, że zapędy niektórych w pszczelarstwie właśnie […]

The post Przekonać nieprzekonanych first appeared on Wolne Pszczoły.

]]>
Ciężkie jest życie „trzymacza” a jeszcze cięższe pszczelarza naturalnego który otwarcie mówi, że leczenie jest złe a pszczoły wolą mieć zdrowe i czyste gniazdo. Wolność jednych nie może być kosztem drugich a pszczelarzy obowiązuje taka sama dyscyplina i reguły współżycia jak ludzi. Cytat troszkę przez mnie zmieniony ale pokazuje, że zapędy niektórych w pszczelarstwie właśnie takie są… Otóż chcieliby wprowadzić obowiązkowe leczenie wszystkich rodzin w kraju, chcieliby na dodatek wprowadzić obowiązkową kontrole tego leczenia i chcieliby co jest już pewne narzucić wszystkim jeden rodzaj leku… O zgrozo i wszystko dla dobra pszczół aby żyło się im lepiej, dawały więcej miodu, mniej żądliły, nie uprawiały seksu, nie uciekały z przytulnych uli i kiedy pszczelarz każe umierały gdy już nie są potrzebne…

Nie zgadzam się na takie pszczelarstwo, nie zgadzam się na chemię w ulach i nie zgadzam się z komercyjnymi trendami nakazującymi mieć wszystko najlepsze.

My „trzymacze” oraz pszczelarze naturalni obiecujemy mieć pszczoły wolne, bez leczenia, bez nakazów wydajności miodowych, bez nakazów rasowych itd. Tak mógłby się zaczynać wstęp otwartego listu do pszczelarzy komercyjnych których w Polsce jest bardzo dużo i którzy w większości uważają, że tylko dzięki nim pszczoły jeszcze jakoś dają radę bo leczyć trzeba i nie ważne jak leczyć ale trzeba leczyć żeby pokonać Varroa która wraz z innymi zagrożeniami plądruje nasze pasieki.

Czy da się przekonać nieprzekonanych?

Chciałbym wierzyć, że z każdym następnym sezonem pszczelarskim będzie przybywać więcej pszczelarzy, miłośników pszczół, którzy wybiorą bardziej naturalne metody chowu pszczół i znajdą swój własny sposób na prowadzenie pasieki w zgodzie z naturą i samym sobą… Moim zdaniem jest duża szansa, że w najbliższym czasie mam na myśli 5-10 lat będzie można prowadzić pasieki bez leczenia a straty nie będą większe jak 30% stanu pasieki. Czy takie wartości zadowolą potencjalnych pszczelarzy naturalnych?

Każdy pszczelarz mający zamiłowania do naturalnego pszczelarstwa będzie chciał mieć te procenty odpowiednie do swoich założeń. Bo niektórzy stwierdzą, że i 50% rodzin które przeżyły bez leczenia będzie dużym sukcesem i to dla nich będzie tylko pewien rodzaj progu jaki by chcieli osiągnąć w danym roku pszczelarskim. Tak więc ilu pszczelarzy tyle różnych progów.

Zastanawiam się dlaczego każda wzmianka o pszczołach które nie są leczone bądź leczone są organicznymi środkami powoduje tak dużą agresję i niechęć. Czym to jest spowodowane i dlaczego pszczelarze nie chcą dopuścić myśli, że można zajmować się pszczołami w inny sposób bez typowych zabiegów leczniczych i innych sztywnych zaleceń komercyjnych… Czy chęć zysku jest tu głównym powodem, czy lęk przed stratą swoich pszczół do których pszczelarze mają wielkie przywiązanie, czy może presja ze strony środowiska pszczelarskiego, czy może szkolenia na których autorytety pszczelarskie wtłaczają do głowy pszczelarzom, że tylko skuteczne leczenie gwarantuje sukces a może to producent leków poprzez tych „Wielkich” pszczelarzy skutecznie lobbuje swoje leki jako najlepsze lekarstwo bez którego nie warto zaczynać pszczelarstwa…? Choć krótko mam pszczoły zdążyłem zauważyć, że w pszczelarstwie sieć powiązań i układzików ma się bardzo dobrze i na tyle ta sieć jest rozwinięta, że pewne tematy czy sprawy umiejętnie są blokowane…

Zmiana myślenia chyba musi nadejść z czasem i z przekazywaniem większej ilości informacji na ten temat. Dlatego powstanie naszego stowarzyszenia to według mnie słuszna sprawa. Brak spektakularnych sukcesów nie daje nam prawa narzucania swoich racji ale przynajmniej nie boimy się o tym mówić i pisać tak aby każdy kto tylko zechce mógł się o nas dowiedzieć i zgłębiać wiedzę na temat pszczelarstwa naturalnego a z tego co powoli się kształtuje można już zaobserwować, że młodzi, nowi pszczelarze będą próbować iść w stronę racjonalnego pszczelarstwa.

Na szczęście w pszczelarstwie nie ma prawd oczywistych i nikt nie ma monopolu na jedynie słuszną wiedzę a my jako amatorzy możemy podjąć dyskusję nawet z tymi większymi co lubią chemię i lubią chemiczne pszczoły bo…

„Moja jest tylko racja i to święta racja. Bo nawet jak jest twoja, to moja jest mojsza niż twojsza. Że właśnie moja racja jest racja najmojsza!”

Z pozdrowieniami Wolne Pszczoły 😉

 

The post Przekonać nieprzekonanych first appeared on Wolne Pszczoły.

]]>
Wizyta u miejskich pszczół http://wolnepszczoly.netlify.app/wizyta-u-miejskich-pszczol/ Wed, 15 Jul 2015 18:48:48 +0000 http://wolnepszczoly.netlify.app/?p=748 Miasto na pierwszy rzut oka wydaje się beznadziejnym miejscem dla pszczół. Dużo betonu, dużo asfaltu i pełno ludzi biegających za swoimi sprawami. Jednak kiedy zaczniemy zwracać uwagę na rośliny które kwitną dostrzeżmy na nich różne owady a m.in. pszczoły miodne. Wtedy zastanowimy się, że jednak miasto może być bardzo dobrym terenem dla pszczół choćby biorąc […]

The post Wizyta u miejskich pszczół first appeared on Wolne Pszczoły.

]]>
Miasto na pierwszy rzut oka wydaje się beznadziejnym miejscem dla pszczół. Dużo betonu, dużo asfaltu i pełno ludzi biegających za swoimi sprawami. Jednak kiedy zaczniemy zwracać uwagę na rośliny które kwitną dostrzeżmy na nich różne owady a m.in. pszczoły miodne. Wtedy zastanowimy się, że jednak miasto może być bardzo dobrym terenem dla pszczół choćby biorąc pod uwagę brak monokultur uprawowych które poddawane są różnym zabiegom i opryskom chemicznym. W dodatku od wczesnej wiosny do późnej jesieni w mieście zawsze pojawiają się rośliny, krzewy czy drzewa które dostarczą pszczołom pyłku i nektaru potrzebnego na rozwój czy przeżycie.

kolorowe miejskie ule
kolorowe miejskie ule

W ramach odkrywania różnych sposobów pszczelarstwa wybrałem się z kolegą Zenonem który umówił nas na spotkanie z pewnym bardzo życzliwym pszczelarzem posiadającym pszczoły w centrum dużego miasta. Oczywiście z chęcią wybraliśmy się do jego miejskiej pasieki podpatrzeć jak pszczółki dają sobie radę w warunkach miejskich pożytków…

Mała pasieczka 6 pniowa po środku bloków, ruchliwych ulic stoi sobie spokojnie przy ogrodzeniu i swoim kolorowym wyglądem już z daleka czyli prosto z ruchliwej ul. Warszawskiej rzuca się w oczy. Ojciec Józef, który jest opiekunem i właścicielem pasieki twierdzi, że pszczółki nie sprawiają najmniejszych kłopotów i od rana zasuwają na pożytki nie zwracając uwagi na spacerujących ludzi kilkadziesiąt metrów dalej chodnikiem. Jeden z uli zrobiony jest na kształt kościółka w którym pszczoły mają się bardzo dobrze tak jak i z resztą pszczoły w innych ulach. Widać, że życie miejskie i różnorodność pożytków służy pszczołom. Ten rok jak ocenia pszczelarz jest bardzo miodny i pszczoły miejskie zaliczyły już dwa miodobrania odpłacając się za należytą opiekę. Ojciec Józef mówi, że z pszczołami ma kontakt od dziecka i bardzo chętnie się nimi zajmuje. W poprzedniej parafii w Krakowie również opiekował się pszczołami w mieście i jak mówił miodu zawsze mieli bardzo dużo. W jego ulach zamieszkuje pszczoła kraińska o bardzo łagodnym usposobieniu bo nawet nasza wizyta i bezpośrednia obecność nie sprawiały zaniepokojenia u pszczół a my z ciekawością podnosiliśmy dach kościółka aby zajrzeć do środka i zobaczyć jak mają urządzone gniazdo.

kościółek pszczeli :)
kościółek pszczeli 🙂

Ciepły i parny dzień zachęcał pszczoły do pracy które wyczyniały niesamowite loty i uwijały się na pożytku lipowym. Patrzeć na taką pracę pszczół i powracające ciężkie zbieraczki do ula można zamarzyć o pasiece w mieście. Kto wie może i nasze stowarzyszenie „Wolne Pszczoły” w krótce znajdzie swój kawałek dla miejskich wolnych pszczół i będzie promować naturalne pszczelarstwo na większą i bardziej zauważalną skalę…

Łukasz Łapka

The post Wizyta u miejskich pszczół first appeared on Wolne Pszczoły.

]]>
Chemia inaczej… http://wolnepszczoly.netlify.app/chemia-inaczej/ Tue, 16 Jun 2015 06:42:05 +0000 http://wolnepszczoly.netlify.app/?p=723 Chcąc dobrze zrozumieć temat ja również chciałem spojrzeć na problem chemii w pszczelarstwie. Piszę tylko i wyłącznie z własnego punktu widzenia i z własnej praktyki jaką zdobyłem przy pracy z pszczołami w ramach PN. Problem leczenia jest oczywisty i celowe kuracje wspomagające są definitywnie złą drogą. Chciałbym jednak poruszyć temat skrajności w wyszukiwaniu wszystkie co […]

The post Chemia inaczej… first appeared on Wolne Pszczoły.

]]>
Chcąc dobrze zrozumieć temat ja również chciałem spojrzeć na problem chemii w pszczelarstwie. Piszę tylko i wyłącznie z własnego punktu widzenia i z własnej praktyki jaką zdobyłem przy pracy z pszczołami w ramach PN. Problem leczenia jest oczywisty i celowe kuracje wspomagające są definitywnie złą drogą. Chciałbym jednak poruszyć temat skrajności w wyszukiwaniu wszystkie co jest skażone, toksyczne, działa destrukcyjnie na rodzinę pszczelą i kwalifikuje się jako chemia podawana do ula przez pszczelarzy… Radykalni pszczelarze naturalni odrzucają wszystko co do ula jest wkładane, wlewane, rozpylane, odymiane czy w inny sposób podawane w celu „ratowania” rodzin pszczelich przed roztoczami, wirusami, grzybami czy innymi nie do końca poznanymi zagrożeniami. Oczywiście mają rację ale według mnie nie do końca bo pewne sprawy traktowane są zbyt dokładnie i skrupulatnie a o innych może nawet bardziej ważnych się zapomina…

Patrząc na rodzinę pszczelą która żyje w ulu i radzi sobie w danym środowisku możemy wyłapać wiele innych zagrożeń z jakimi się styka bez celowego działania pszczelarza który stosuje kuracje lecznicze. Substancje chemiczne o których się dużo czyta przy leczeniu rodzin pszczelich są bardzo różne i każda ma inny skład i działa w inny sposób na organizmy żywe… Ogólnie obawiam się popadnięcia w pewne skrajności bo czasami dochodzi do dziwnych sytuacji, że ul staje się miejscem sterylnym gdzie trzeba go zdezynfekować czyli wypalić żywym ogniem, później wymoczyć w sodzie kaustycznej a na koniec przepłukać octem a z drugiej strony chcę się pozostawić pszczołom w ulu stare zapleśniałe ramki, podłoże organiczne, resztki spadłych pszczół po zimie itd. Według mnie we wszystkim potrzebny jest umiar i zdrowy rozsądek bo odcinając się całkowicie od jednych poglądów możemy nie dostrzegać innych zagrożeń które będą wpływać na nasze pszczoły bardziej niż „chemia”. Terminy lekka chemia i twarda/ciężka chemia pojawiły się w pszczelarstwie i jakoś trudno jest przypisać im prawidłowe definicję bo każdy sam przypasowuje „chemię” do danej kategorii. Dla niektórych pszczelarzy spalenie jednej tabletki apiwarolu jesienią to kategoria lekkiej chemii a dla innych będzie to już chemia twarda. Odparowywanie 5 g tymolu dla mnie będzie lekką chemią ale dla innych pszczelarzy będzie to po prostu chemia i ingerencja w rodzinę pszczelą bo wprowadzona została obca substancja do ula. Całkowita zgoda ale znowu musimy wziąć pod uwagę sposób rozumowania Pszczelarstwa Naturalnego przez poszczególnych pszczelarzy. Idąc tym sposobem rozumowania musimy rozważyć w czym pszczoły czują się najlepiej i czy nie oddziałuje na nie jeszcze jakaś inna chemia o której nie wiemy bądź o której wiedzieć nie chcemy. Zapętlając się w chemię która jest wszędzie możemy uświadomić sobie, że robimy pszczołom krzywdę korzystając z podkurzacza bo dymimy je dymem z próchna (bukowe próchno świetna sprawa) niewiadomego pochodzenia bez znanego składu chemicznego a zdarza się że do podkurzacza pszczelarze wkładają osb, dyktę, podpałkę do grilla itd. Wtedy musimy jeszcze pomyśleć o ulu czy czasami nie został zrobiony z desek kupionych na składzie budowlanym które zostały poddane impregnacji przeciwko szkodnikom drewna, nie piszę o płytach OSB czy innych materiałach na ul nie pochodzenia naturalnego. Gdy już to wiemy to myślimy co siedzi w naszych podkarmiaczkach z plastiku i przykryciach foliowych, powałkach itd. Do tego wszystkiego możemy dodać to co pszczoły znoszą do ula z pożytków oraz innych rodzin w okolicy i dalej musimy się zastanawiać czy aby nasze rodziny nie mają styczności z chemią i czy już są wolne od tego całego zła… Oczywiście przejaskrawiam przedstawione problemy ale gdy czytam, że podanie czegoś do ula w rozsądnych ilościach w granicach rozumianego PN jest zbrodnią na pszczołach to zastanawiam się czy jedynie słusznym rozwiązaniem całego problemu „bez chemii” nie będzie powrót do pszczół które mieszkają w barciach wydrążonych w żywych drzewach, bez podkarmiania, bez leczenia i bez przyjemności obcowania z nimi na co dzień…

Ja jednak nie zrezygnuje z moich drewnianych uli z sosny wejmutki wiadomego pochodzenia, podkarmiaczek powłakowych z plastiku, foli na górnym korpusie, próchna bukowego do podkurzacza a przede wszystkim nie zrezygnuje z możliwości obcowania z pszczołami poprzez wgląd do ula i obejrzenia krzątających się robotnic na ramce suszu. W moim rozumowaniu gospodarka którą praktykuje mieści się w ramach PN a chemia niestety ale cały czas czy tego chcę czy nie będzie musiała brać w niej udział choćby z powodów jakie przedstawiłem powyżej. Dlatego skrajności bardziej szkodzą niż pomagają a w PN według mnie chodzi o to aby pszczelarz cieszył się pszczołami w jak najbardziej prosty i dostępny sposób bez sterylności, bez wyszukiwania chemicznych zagrożeń i bez nakazów co jest lepsze a co gorsze dla pszczół.

Łukasz Łapka

 

The post Chemia inaczej… first appeared on Wolne Pszczoły.

]]>
O zaletach ula korpusowego w gospodarce naturalnej http://wolnepszczoly.netlify.app/o-zaletach-ula-korpusowego-w-gospodarce-naturalnej/ Tue, 02 Jun 2015 17:42:51 +0000 http://wolnepszczoly.netlify.app/?p=696 Definicja Pszczelarstwa Naturalnego jest zawarta w kilku różnych wariantach chowu pszczół a zwłaszcza dostosowywana jest przez konkretnego pszczelarza pod dany typ gospodarki. Każdy rozumie PN na swój własny sposób i pewnie każdy ma dużo racji w swoich wyborach. Narzucanie innym pszczelarzom, że droga PN jest jedynie słuszną droga dla pszczelarstwa nowoczesnego czy pszczelarstwa przyszłościowego mija […]

The post O zaletach ula korpusowego w gospodarce naturalnej first appeared on Wolne Pszczoły.

]]>
Definicja Pszczelarstwa Naturalnego jest zawarta w kilku różnych wariantach chowu pszczół a zwłaszcza dostosowywana jest przez konkretnego pszczelarza pod dany typ gospodarki. Każdy rozumie PN na swój własny sposób i pewnie każdy ma dużo racji w swoich wyborach. Narzucanie innym pszczelarzom, że droga PN jest jedynie słuszną droga dla pszczelarstwa nowoczesnego czy pszczelarstwa przyszłościowego mija się z celem i długofalowo może zniechęcić potencjalnych pszczelarzy, którzy by chcieli spróbować takiego typu gospodarki pasiecznej… chodź warto podkreślić, że jest to ważna sprawa aby przywrócić pszczołom to co utraciły czyli wolność…

korpusy
korpusy

Wiem, że jest spora grupa ludzi, pszczelarzy którzy utożsamiają PN z kószkami, kłodami, barciami, ulami warre, ulami japońskimi oraz ulami TBH… a gospodarka w sposób naturalny z określonymi , przybliżonymi zasadami chowu pszczół w sposób zrównoważony może odbywać się w dowolnym typie ula jaki sobie wymyślimy. Oczywiście bierzemy pod uwagę tylko materiały naturalne takie jak drewno czy trzcina itp.. Każdy ul będzie odpowiedni do prowadzenie swoich pszczół w sposób wolny czyli zapewnienia im możliwości budowania własnej zabudowy, we własnym rytmie oraz w sposób właściwy dla danego terenu i bazy pożytkowej.

Moja pasieka bazuje tylko i wyłącznie na ulach korpusowych które zbliżone są gabarytowo do uli 3/4 LN znanych na całym świecie. Ul korpusowy czy raczej wielokorpusowy bo całość przestrzeni w której pszczoły żyją składa się zazwyczaj z 3-4 korpusów wykonany jest z drewna (sosna wejmutka). Grubość ścianek w korpusie to standard przyjęty na świecie 25 mm czyli ul z pojedynczej deski. Jest to prosty zimny ul w którym pszczoły czują się bardzo dobrze. Jestem zwolennikiem obszernego dużego gniazda, bez upychania pszczół przysłowiowym „kolanem”. Dlatego korpusy zapewniają dowolną i praktycznie nieograniczoną przestrzeń dla rodziny pszczelej która według PN ma się rozwijać swoim własnym nie wymuszonym rytmem…

Czy ule korpusowe nadają się do założeń gospodarki PN?

Według mnie jest to bardzo dobry typ ula do tego typu założeń. Tak jak wcześniej wspomniałem, korpusowość czyli dostawianie dodatkowych segmentów zapewnia pszczołom nieograniczony rozwój i komfort czyli pszczoły nie muszą myśleć o braku wolnego miejsca na wychów czerwiu, składowanie pyłku i nektaru… Jest to idealna sytuacja dla rodziny pszczelej. Ma zapewnioną nieograniczoną przestrzeń życiową czyli czuje się bezpiecznie a w razie czego przestrzeń ta może zostać powiększona bez zakłóceń czy to poprzez dostawienie kolejnego korpusu na dół czy do góry. Dostawienie korpusu na dół spowoduje, że pszczoły będą schodzić z zabudową pszczelą w sposób zgodny z ich biologią i naturą czyli u góry będą mieć magazyny miodowe a na dole plastry z komórkami przeznaczonymi na wychów czerwiu. Dostawienie korpusu do góry może wprowadzić pewien zamęt w rodzinie bo utworzy się sztuczna przestrzeń powietrzna nad całością gniazda którą trzeba będzie zabudować. Jest to wersja na szybsze zabudowanie dostawionego korpusu przez pszczoły i nie zawsze oznacza coś złego ponieważ silna rodzina z ochotą będzie odbudowywać górne plastry zalewając je nakropem (oczywiście jak będą odpowiednie warunki pogodowe i pożytkowe). Tak więc możliwość rotowania korpusami daje nam dużą swobodę jednocześnie nie przeszkadzając pszczołom. Praca na korpusach a nie pojedynczych ramkach spełnia kolejny punkt z założeń PN czyli jak najmniejsza ingerencja w rodzinę pszczelą… Z własnego doświadczenia wiem, że w okresie letnim rodziny pozostawały bez przeglądu przez okres 2 miesięcy mając tylko dostawiane korpusy i odbierane zapasy miodu… choć trzeba wtedy zwrócić uwagę na pracę pszczół czyli obserwować ich zachowania na wylotku. Obserwacja rodziny pszczelej to kolejny element dzięki któremu jesteśmy wstanie ocenić stan i zdrowotność naszych pszczół. Umiejętność odczytywania zachowań pszczół na wylotku daje nam możliwość pozostawienia gniazda w spokoju i nieingerowania niepotrzebnego w rodzinę pszczelą…

ramka z dziką zabudową
ramka z dziką zabudową

Jakie więc zalety posiada ul korpusowy…?

Ule korpusowe nie są nowym wynalazkiem i cały świat pszczelarski bazuje na ulach z pojedynczej deski. Polski świat pszczelarski tak jak i w innych dziedzinach robi wszystko na odwrót i bazuje głównie na ulach ocieplanych składających się z jednego korpusu z nadstawkami miodowymi. My Polacy lubimy mieć własne i niepowtarzalne patenty których nikt nie będzie w stanie powielić…

Często w swoich krótkich opracowaniach przywołuję polskiego pszczelarza Leonarda Webera… Tym razem również będę chciał podeprzeć się jego wiedzą i przedstawić zalety ula korpusowego na przykładzie spisanych przez niego „Warunków dobrego ula”

1 W dobrym ulu powinna być możliwość wyjęcia wszystkich ramek w ten sposób, aby zapobiegać drażnieniu, kaleczeniu lub zabijaniu pszczół.

Pełna zgoda, bo ul korpusowy zapewnia nam swobodny i pełen dostęp zarówno do gniazda jak i miodni. Chodź ingerencja w gniazdo powinna być ograniczona do minimum to i tak czasami musimy wyjąć ramki z czerwiem aby utworzyć nową rodzinę, strząsnąć pszczoły z miodni do pakietu itd. Ci co mieli do czynienia z dzikimi zabudowami i próbami naprostowania, uporządkowania gniazda wiedzą jak pszczoły reagują na takie przebudowy pszczelarza.

2 Ul musi być odpornym na nagłe zmiany temperatury, chronić rodzinę pszczelą tak przed zimnem jak i przed gorącem i zapobiegać tworzeniu się wilgoci

Ul z pojedynczej deski nie dość, że zapewnia wymaganą izolację i chroni pszczoły przed bezpośrednimi warunkami pogodowymi to jeszcze w połączeniu z dennicą osiatkowaną zapewnia pszczołom odpowiednią regulację temperatury i wilgotności w ulu… Ul nie malowany z pojedynczej deski „żyje” ponieważ oddaje i przyjmuje wilgoć, pochłania ciepło słoneczne dzięki czemu pszczoły wiedzą jakie warunki pogodowe panują na zewnątrz co ma wpływ na naturalny rozwój rodziny pszczelej.

pełne korpusy
pełne korpusy

3 Powinien oszczędzać wszelką stratę czasu w pracy pszczół; pora miodobrania zwykle bywa krótka, a robotnica, wylatująca za pożytkiem w pole i wracająca z nektarem, powinna mieć dostęp do części miodnej ula jak najwygodniejszy i najkrótszy, tak aby nie była zmuszona torować sobie drogi po przez gromady innych pszczół.

Również pełna zgoda, bo ul korpusowy zapewnia taką możliwość czy to poprzez przesunięciu górnego korpusu i utworzeniu szczeliny między korpusami do zalatywania pszczół na miodnie czy to poprzez wykonania otworu w korpusie. Pszczoły zasiedlające dziuple, często posiadały dwa czy nawet trzy otwory wlotowe do ula. Są też zwolennicy pozostawienia pszczołom tylko górnych otworów wlotowych co też ma swoje plusy.

4 W ulu powinna być możność rozszerzania jakoteż i ścieśniania gniazda, stosownie do siły pnia i pory roku

Przy tym punkcie jeśli chodzi o gospodarkę naturalną to ograniczanie rodziny pszczelej a raczej matki w czerwieniu nie do końca może być pożądane. Poprzez ścieśnianie możemy rozumieć dopasowanie odpowiedniej liczby korpusów do siły rodziny w danym okresie roku.

5 Powinna być łatwość zastosowania sztucznej węzy lub kawałków plastrów

Tam gdzie w ulu występują ramki , tam nie ma problemu z wprawieniem węzy, czy kawałków plastrów. W gospodarce PN pożądana jest dzika zabudowa bądź węza z pomniejszoną komórką zbliżoną do naturalnej komórki jaką budowały pszczoły na czerw robotnic.

czerw kryty
czerw kryty

6 Dno powinno być ruchome, aby można było chłodzić gniazdo podczas gorących dni w czasie miodobrania

No cóż wszystko zawiera się w dennicy osiatkowanej z wkładką przesłaniająca siatkę.

7 Żadna część ula nie powinna znajdować się poniżej wylotu, raczej niezbędnem jest nachylenie ula wprzód, aby łatwiej spływała rosa , tworząca się na ściankach wewnątrz gniazda.

Znam jednego pszczelarza, który mówi zupełnie coś innego czyli wylot ma być jak najwyżej w ulu… Standardowo przy ulach korpusowych wylot zapewnia dennica, która spełnia również pozostałe wymagania

widok z góry
widok z góry

W ulu powinna być możność podkarmiania pszczół tak podczas zimna jak i podczas ciepła.

Według mnie podkarmiaczka powałkowa która stanowi pewnego rodzaju również i górne ocieplenie jest idealna do gospodarki korpusowej. Szczelna, ciepła góra to podstawa przy dennicy osiatkowanej gdzie wymiana powietrza odbywa się poprzez konwekcje. Podkarmianie w PN to temat dyskusyjny bo są zwolennicy zimowania na miodzie czyli naturalnym pokarmie ale przy słabej bazie pokarmowej ratunkiem dla rodzin i tak pozostaje syrop cukrowy czy inwert a wtedy podkarmiaczka zapewniająca spokój zarówno pszczołom jak pszczelarzowi jest niezbędna.

9 Wylot w ulu powinien być tak urządzony, aby można go było powiększać, lub nawet zamknąć

10 Ul powinien ułatwia nagłe wprowadzenie świeżego powietrza, aby pszczoły podniecić do wyjścia z gniazda celem oczyszczenia się w ciepłe dni zimowe lub wczesną wiosną

Dobrze przemyślana dennica wszystko zapewnia. Do tego ul jednościenny na przedwiośniu czy nawet w zimie gdy temperatura wzrośnie i słońce ogrzej ścianki, sprowokuje pszczoły do wyjścia z ula w celu oczyszczenia się. W naturze ogrzany pień drzewa i wpadające promienia słońca do gniazda pszczół również mogły powodować obloty oczyszczające.

11 Powinien posiadać łatwe przejście, jakoteż nieutrudniony dostęp ciepła z gniazda do magazynu miodnego.

12 Części składowe jednego ula powinne nadawać się do innych, aby można je było wedle potrzeby zmieniać.

13 Ul powinien pozwolić pszczelarzowi wybieranie miodu w e formie jak najładniejszej, najodpowiedniejszej w sprzedaży tak co do jakości tegoż jak i co do pory miodobrania.

14 Powinien być odpowiednim tak co do robienia sztucznych roji, jakoteż i do zapobiegania rójce.

15 Powinien dać możność szybkiego i pewnego rozmnażania rodzin pszczelich.

16 Ułatwić zmienianie matek płodniejszych, lepszej rasy lub młodszych.

17 Powinna być łatwość w dodawaniu matek rodzinom osierociałym.

18 jeden pszczelarz powinien być w stanie obsłużyć kilka setek pni.

19 Powinno się unikać w ulu wszelkich niepotrzebnych otworków, drzwiczek, jakoteż wszelkich części skłonnych do ścieśniania się, krzywienia lub złego funkcyonowania.

20 Nie powinny się dostawać myszy podczas zimy do gniazda.

21 Nadstawka, jako magazyn miodny, powinna być o ile możności jak najbliżej gniazda

22 Ule kompletny nie powinien być ani za drogi, ani zanadto skomplikowany

Punkty od 11 do 22 w całości odnoszą się do ula wielokorpusowego, który spełnia wszystkie wymagania warunkujące „dobry ul”. Tak samo uważam, że ul korpusowy również spełnia wszystkie warunki ula nadającego się do pszczelarstwa naturalnego… Ule tego typu są proste w obsłudze, nieskomplikowane w swojej budowie, nie posiadają dodatkowych elementów typu ścieśniacze, zatworki, maty ocieplające itd., można obsługiwać je samodzielnie w tym wywozić na pożytki. W dodatku kubatura ula zestawionego z 3,4 korpusów tworzy komin przypominający wydrążoną dziuplę w drzewie czy naturalną barć.

rodzina w sile
rodzina w sile

Trzeba zauważyć, że ul chociażby był najlepszego systemu, nigdy nieda korzyści pszczelarzom niedoświadczonym, nieukom, jakoteż tym, którzy za mało sobie zadają trudu, aby pszczoły należycie pielęgnować, lub tym, którzy chcieliby gwałtownie rozmnażać rodziny pszczele i domagali się od nich równocześnie zbiorów.

W najlepszym ulu pszczoły nie są w stanie dać korzyści, o ile pasieka znajduje się w okolicy ubogiej w rośliny miododajne.”

L. Weber

Dla mnie jest to ul, który w sezonie staje się bezobsługowy a w połączeniu z gospodarką naturalną gdzie pszczoły rozwijają się bez wspomagaczy we własnym rytmie praca na tym ulu robi się jeszcze bardziej przyjemniejsza i nie wymaga dodatkowych nakładów. Pszczoły a zwłaszcza lokalne pszczoły znające bazę pożytkową, przyzwyczajone do zmian pogodowych mające do dyspozycji, prosty drewniany ulu przypominający pierwotne siedlisko czują się w nim naprawdę bardzo dobrze. Tylko pszczelarz swoimi działaniami może zaburzyć ich naturalne środowisko ulowe… dzięki ulowi korpusowemu okazji do namieszania pszczelarz ma bardzo mało…

Łukasz Łapka

The post O zaletach ula korpusowego w gospodarce naturalnej first appeared on Wolne Pszczoły.

]]>
Pszczoła lokalna – czy jest taka? Czy ma szanse przetrwać w trudnych czasach…? http://wolnepszczoly.netlify.app/pszczola-lokalna-czy-jest-taka-czy-ma-szanse-przetrwac-w-trudnych-czasach/ Tue, 07 Apr 2015 08:29:16 +0000 http://wolnepszczoly.netlify.app/wordpress/?p=375 Przeglądając ogłoszenia na portalach, forach pszczelarskich widzimy mnogość różnych ras pszczół oraz przynajmniej kilka linii bazujących na danej rasie. Oceniając to wszystko można wywnioskować, że na naszym terenie przeważa pszczoła krainska Apis Mellifera Carnica… Pojawia się też pszczoła kaukaska Apis Mellifera Caucasia która według mnie powoli zaczyna tracić na popularności… Podejrzewam, że ostanie udane próby […]

The post Pszczoła lokalna – czy jest taka? Czy ma szanse przetrwać w trudnych czasach…? first appeared on Wolne Pszczoły.

]]>
Przeglądając ogłoszenia na portalach, forach pszczelarskich widzimy mnogość różnych ras pszczół oraz przynajmniej kilka linii bazujących na danej rasie. Oceniając to wszystko można wywnioskować, że na naszym terenie przeważa pszczoła krainska Apis Mellifera Carnica… Pojawia się też pszczoła kaukaska Apis Mellifera Caucasia która według mnie powoli zaczyna tracić na popularności… Podejrzewam, że ostanie udane próby importowania tej pszczoły odbywały się ze 25-30 lat temu… Co wiąże się z brakiem świeżej krwi i zaczyna pachnieć ujednoliceniem materiału… jednak nie koniecznie musi oznaczać to coś złego… Buckfast – hybryda, mieszaniec między rasowy czy jeszcze coś innego, nie ważne jak określany , ustabilizował się na naszym rynku matek pszczelich i powoli zaczyna dorównywać kraince… Chodzi mi o dostęp do tej pszczoły.

Pojawia się również Apis Mellifera Mellifera chodź słabo reklamowana pszczoła środkowoeuropejska występująca w stadach zachowawczych wiadomo gdzie. Też można ją swobodnie zakupić.
Rynek matek pszczelich oferuje także i inne matki pochodzące z różnych rejonów nie tylko Europy ale i całego Świata… co prawda nie bezpośrednio a w odpowiednich krzyżówkach między rasowych przejawiających się w oznaczeniach poszczególnych linii Buckfasta. Mam tu na myśli Elgony, Włoszki, Cypryjki, Anatolicki i inne o ciekawych nazwach.
Zapomniałbym dodać, że widuje się jeszcze słynne pszczoły Primorskie i „czyste” Włoszki Apis Mellifera Ligustica.

Tak wygląda rynek matek pszczelich dla pszczelarza który chce sobie kupić matkę przez Internet z ogłoszenia …
Jak to wygląda według literatury i czy ma to coś wspólnego z rzeczywistością posiadanych pszczół w pasiekach.

Prawie każdy podręcznik pszczelarski nie piszę już o KPHGDP (Krajowy Program Hodowlany Genetycznego Doskonalenia Pszczół) sugeruje, że na naszym terenie mamy trzy podstawowe rasy pszczół: Rasa Środkowoeuropejska, Rasa Kraińska, Rasa Kaukaska. Czasami pojawia się czwarta rasa ale chyba wpisywana z ciężkim sercem Rasa Włoska. Jest również wzmianka, że prowadzone są programy krzyżówkowe między poszczególnymi rasami.

kundelki
kundelki

Tytuł tego postu wskazuje na wskazanie pszczoły na trudne czasy. Trzeba sobie zadać pytanie czy ma to być pszczoła dla pszczelarzy na trudne czasy czy pszczoła dla całego środowiska?

Zastanawiam się, czy układający Program Doskonalenia Pszczół też wzięli pod uwagę takie pytanie? Mogli o tym nie pomyśleć bo w 2005 roku pewnie było jeszcze całkiem znośnie, zarówno dla pszczół jaki i dla pszczelarzy. Ciekawe czy jest gdzieś aktualizacja na bieżące lata?

Z tego co widzę z roku na rok zdrowotność pszczół i całych pasiek spada. Pszczelarze próbując ratować swoje rodziny zaczynają stosować coraz to bardziej silniejsze „leki” na Varroa. Zwiększają się dawki, zwiększa się częstotliwość i zwiększa się śmiertelność pszczół. Opowieści o całych regionach gdzie padają pasieki w 60-100% nie są zmyślone. To się dzieje naprawdę i zaczyna się powtarzać co 2,3 lata regularnie. Czy w przypadku takich sytuacji, gdzie „leci” nam cała pasieka a nakłady na leczenie i ciągłą opiekę stają się zbyt kosztowne i nieopłacalne jest wykonywanie jakichkolwiek zabiegów na pszczołach, nie można rozważyć całkowitego zaniechania leczenia? Moim zdaniem szkoda naszych pszczół i naszej pracy gdyż pasieki nie leczone będą miały podobny odsetek utraconych rodzin a praca i nakłady poniesione na opiekę nad pszczołami będą dużo mniejsze. Dodatkowo pasieki takie zyskają pewien procent pszczół dających nadzieję na przyszłość w prawidłowym funkcjonowaniu.

psczele kundelki
pszczele kundelki

Dając pszczołom szansę na samodzielne funkcjonowanie nie pozbawimy ich naturalnych instynktów obronnych.

Jakiej pszczoły potrzebujemy aby samodzielnie mogła funkcjonować?

Dużo się słyszy o pszczołach, które kiedyś w dawnych latach były bardziej odporniejsze, miały większy wigor i umiały pogodzić złe warunki środowiskowe z istnieniem na danym terenie… Słyszy się o pszczołach ciemnych, leśnych, borówkach , czasami wpada do ucha „świętokrzyska obronna” 😉

Podobno były to pszczoły wywodzące się z pszczół środkowoeuropejskich które na danych obszarach geograficznych tworzyły populację pszczół lokalnych przystosowanych do panujących tam warunków pogodowych i pożytkowych. Nie mam dowodów na prawdziwość takich stwierdzeń i nie do końca jestem przekonany o jednolitym pochodzeniu tych pszczół…

Szukając w starszych podręcznikach można odnaleźć również wzmianki o pszczołach jakie tworzyły ówczesne pasieki .

Początkiem XX wieku na ziemiach polskich przewijały się pszczoły włoskie, cypryjskie, krainskie, kaukasie(abhaskie) no i pszczoły rasy czarnej(borówki) jak się wtedy mówiło na środkowo- i północno-europejskie. Pszczoły te są najstarsze w Europie i nie można tego zakwestionować.
Co do dzisiaj zostało z tych pszczół i czy te borówki dalej są borówkami a nie mieszańcami wielorasowymi przystosowanymi do lokalnych terenów… ?

Z zapisów Leonarda Webera wynika, że w tamtych czasach czyli prawie 100 lat temu pszczelarze również sprowadzali matki z zagranicy… dużo Włoszek, Cypryjek i pszczół Greckich.

Leonard Weber
Leonard Weber

Leonard Weber tak opisuje poszczególne rasy:

„Odmiana rasy włoskiej (apis mellifica var. Ligustica) odróżnia się trzema jasno-pomarańczowymi pierścieniami na odwłoku tuż przy tułowiu; oprócz tego posiada wąskie paseczki żółtawo-słomkowe, utworzone przez drobniutkie włoski tego samego koloru. Pszczoła włoska jest nieco większa od czarnej, buduje komórki plastrowe nieco większe, ma lot zwinniejszy i posiada węch więcej ostry. Wylatuje rankiem wcześniej w pole i dłużej pracuje i później wraca wieczorem do ula. Lepiej broni się przed motylicą i przed rabunkiem innych pszczół, oprócz tego jest więcej oswojona od naszej, mniej żądli, trzyma się silnie plastrów przy wyciąganiu tychże z ula, pracuje podczas największych upałów, podczas gdy nasza pszczoła wtedy prawie z ula nie wylatuje; matka rasy włoskiej jest płodniejsza.”

Pszczoła rasy cypryjskiej jest nieco piękniejsza od włoskiej, ponieważ tak matka jak i robotnice są zabarwione jasno-żółto, nawet trutnie są jaśniejsze od włoskich. Julian Piwowarski, który je u siebie hodował, porobił następujące spostrzeżenia: pszczoły te są mniejsze od krajowych, odwłok mają więcej kończysty od innych. Matki ich są mniejsze od innych, zaś trutnie prawie jednakowej wielkości. Pszczoły te są najbardziej żółte i najładniejsze ze wszystkich, zaś matki są bardzo płodne i dlatego roje bywają silne. Mateczników zakładają bardzo dużo, bo aż sto w ulu; rojne nie są. Ruchy ich są energiczne. Za zbiorami latają daleko, nawet o 4 wiorsty od pasieki; w upały pracują energicznie.

Młode oblatują się w wieku 3-4 dniach po urodzeniu , z tego powodu dużo ich ginie jako słabych. W czasie przeglądu ula lotne pszczoły rozlatują się, zaś nielotne rozłażą się na wszystkie strony. Na zimno są wytrzymałe. Zimują najlepiej ze wszystkich ras i mało ich sapda. Zimą w ulach huczą głośno. Oblatują się przy 5 do 6 stopniach C. Złe są ogromnie, do rewizyi ula trzeba dwóch ludzi, jeden musi bez przerwy podkurzać pszczoły dymem, jednak to mało pomaga bo i tak żądlą. Innych pni nie rabują, od napadu bronią się dzielnie. W pracy nie ustępują krajowym, a nawet dają więcej miodu. Jednak, ze względu na charakter, tylko amatorzy mogą hodować pszczoły cypryjskie, lecz i ci musza się uzbroić w odwagę i cierpliwość.

Bardzo piękna jest też pszczoła rasy kaukazkiej, ponieważ bardzo rzadko żądli; jednakże na nieszczęście jest ogromnie skłonna do rójki, z tego też powodu produkuje mało. Właściwie dwie są odmiany pszczół rasy kaukazkiej; jedne z nich są szare, inne zaś mają paski żółtawe, podobnie jak włoskie. Ostatnimi czasy zwrócono uwagę na odmianę pszczół kaukazkich t. zw. „Abhaskie”, pochodzące z krain górzystych i chłodnych; są łagodniejsze od włoskich lecz skłonniejsze do rabunku.”

Gdzie teraz znajdziemy tak bogato opisane rasy pszczół…?

Opierając się na zapiskach z lat dawnych nie możemy mieć pewności, że pszczoły lokalne jeśli takowe jeszcze gdzieś występują wywodzą się tylko i wyłącznie od pszczół środkowoeuropejskich. Muszą to być mieszańce wielorasowe z przewagą danej rasy która występowała liczniej na danym terenie…

Znowu wszystko sprowadza się do różnorodności która gwarantuje odpowiedni wigor i zdrowotność… Kwestią sporną mogą być odpowiednie cechy czyli dla niektórych będą to cechy typowo korzystne takie jak miodność, nierojliwość, obronność a dla innych cechy związane z odpornością, radzeniem sobie w trudnych warunkach itd.

Dlatego „pszczoła lokalna” według mnie nie może pochodzić od czysto rasowych pszczół. Musi być mieszańcem przystosowanym do lokalnych warunków. Będzie to pszczoła która sama bez naszej pomocy przystosuje się do warunków panujących na terenie stacjonarnej pasieki albo pszczoła, która zostanie poddana odpowiedniej selekcji na zespół cech umożliwiających jej walkę z roztoczami i patogenami . Mam namyśli zwiększone zachowanie higieniczne, umiejętności związane z ograniczaniem populacji roztocza i zdolności do wykorzystywania pobliskiej bazy pożytkowej.

W starszych opracowaniach takich jak „Bartnictwo” Ciesielskiego z 1888 r. czy w małej broszurce napisanej przez Panią Michalinę Stefanowską z 1906 r. można odnaleźć inne ciekawe opisy ras pszczół.

pszczoła_lokalna_4          pszczoła_lokalna_5

Pani Stefanowska tak piszę o Włoszce:

„Pszczoła włoska, czyli żółta, jest odmianą pszczoły zwyczajnej i żyje głównie w południowej Europie, w krajach ciepłych, ale znaną jest i u nas. Oprócz pszczoły zwyczajnej, żyją w obcych krajach inne jeszcze pszczoły odmienną barwą, są często od niej mniejsze, niekiedy większe, ale obyczaje mają podobne, i dla tego mieszkańcy hodują je dla miodu i wosku.”

Tak o rasach pszczół pisze Ciesielski…

pszczoła_lokalna_6          pszczoła_lokalna_7          pszczoła_lokalna_8 

Z opisów pszczół przedstawionych przez Ciesielskiego wpadł mi do głowy jeden fragment:

“Prawdopodobnie można by najlepszą odmianę pszczół otrzymać przez skrzyżowanie borówki z włoską, gdyż te mieszańce i łagodne byłyby, i piękne, i skrzętne.”

Czyż nie tak właśnie powstał Buckfast?

Łukasz Łapka

Artykuł pochodzi ze strony http://llapka.blogspot.com
Opublikowany za zgodą autora.

The post Pszczoła lokalna – czy jest taka? Czy ma szanse przetrwać w trudnych czasach…? first appeared on Wolne Pszczoły.

]]>