notatnik pasieczny | Wolne Pszczoły http://wolnepszczoly.netlify.app Stowarzyszenie Pszczelarstwa Naturalnego Wolne Pszczoły Mon, 22 Jan 2018 11:58:25 +0000 pl-PL hourly 1 https://wordpress.org/?v=5.8.3 Nowy wzór dla amerykańskiego pszczelarstwa http://wolnepszczoly.netlify.app/nowy-wzor-dla-amerykanskiego-pszczelarstwa/ Fri, 15 Dec 2017 09:18:23 +0000 http://wolnepszczoly.netlify.app/?p=1601 Kirk Webster Tekst pochodzi ze strony: http://kirkwebster.com/index.php/a-new-paradigm-for-american-beekeepers (śródtytuły i podkreślenia na podstawie skanu artykułu z American Bee Journal marzec 2008) Przetłumaczony i opublikowany za zgodą autora. Data publikacji oryginału: 2008 Napisałem ten tekst przygotowując się do wygłoszenia odczytu na Narodowej Konferencji Pszczelarskiej w Sacramento, w Kalifornii. Rzeczywiste przemówienie wypadło trochę inaczej… W moim małym słowniku […]

The post Nowy wzór dla amerykańskiego pszczelarstwa first appeared on Wolne Pszczoły.

]]>
Kirk Webster

Tekst pochodzi ze strony: http://kirkwebster.com/index.php/a-new-paradigm-for-american-beekeepers (śródtytuły i podkreślenia na podstawie skanu artykułu z American Bee Journal marzec 2008) Przetłumaczony i opublikowany za zgodą autora. Data publikacji oryginału: 2008

Napisałem ten tekst przygotowując się do wygłoszenia odczytu na Narodowej Konferencji Pszczelarskiej w Sacramento, w Kalifornii. Rzeczywiste przemówienie wypadło trochę inaczej…

W moim małym słowniku angielskiego słowo „wzór” ((paradigm)) tłumaczy się na „przykład służący jako model”. Alan Nation w swojej książce „Grass Farming” tłumaczy to tak: „zestaw pisanych i niepisanych reguł oraz regulacji, które mówią, co robić, by osiągnąć sukces”.

Jako że dano mi okazję wygłoszenia prezentacji, wiele myślałem, jak takiej grupie odbiorców przekazać, co naprawdę się dzieje w pasiece, która nie stosowała jakichkolwiek zabiegów leczniczych od ponad pięciu lat. W pasiece, w której roztocza uważane są za niezbędnych sojuszników i przyjaciół, gdzie wydajność, odporność, rentowność dają taką samą radość z pszczelarstwa, jak to miało miejsce w dawnych czasach. Nie śmiałbym dziś zabijać roztoczy, nawet gdybym posiadł łatwy i bezpieczny sposób na to. Moje bieżące problemy są kompletnie innej natury, ale o tym później.

Chciałem dziś poruszyć trzy główne wątki, zanim przejdziemy do dyskusji o sprawach ogólnych:
Po pierwsze, jak stopniowo usunąłem z pasieki wszelkie formy leczenia i jakie to przyniosło rezultaty począwszy od 2002 roku.
Po drugie, przedstawię kilka spostrzeżeń na temat interakcji pomiędzy pszczołami i roztoczami w pasiece nie leczonej. (W serii artykułów pt. “Notatnik pasieczny”, Kirk Webster szeroko opisuje całoroczną gospodarkę w swojej nieleczonej pasiece – przyp. tłum.)
Po trzecie, przekażę moje podejście do zachowania stabilności i odporności pasieki wobec wzrostu cen energii coraz bardziej nieprzewidywalnej i niestabilnej pogody.

Zanim jednak do tego przejdziemy, chciałbym podkreślić, że żaden z kroków, które zamierzam tu opisać, nie doprowadzi do naprawdę zdrowej pasieki, jeżeli nie będziemy mieć dobrego nastawienia i właściwej orientacji pomiędzy nami a innymi żywymi istotami wokół nas. Nie uczyni tego także postępowanie według jakiejkolwiek innej listy. Oto jedna z tych ironicznych prawd, że z pracy na roli nie da się zgromadzić prawdziwego bogactwa bez postawienia dobra innych żywych stworzeń ponad własnym. Rolnictwo nastawione na zysk i gromadzenie dóbr materialnych skończy się, prędzej czy później, klęską w rodzaju tej, jaką obserwujemy dziś w amerykańskim pszczelarstwie. Wszelkie współczesne korzyści lub sukcesy osiągane są zawsze kosztem innych lub degradacji środowiska. Kiedy jednak zaczniemy pracę na rzecz innych żywych istot, natychmiast pojawią się rozliczne możliwości, w tym nowe bogactwo z energii Słońca i szansa na znacznie lepsze, mniej stresujące życie.

Obserwowałem i doświadczałem tych procesów na własnych pszczołach, kiedy mierzyły się najpierw ze świdraczkiem pszczelim, a wreszcie z Varroa destructor. Mimo, że moi mentorzy nauczyli mnie postrzegać choroby i szkodniki jako przyjaciół i nauczycieli, po pierwszym pojawieniu się roztoczy ogarnęło mnie przerażenie. Zareagowałem podobnie do większości pszczelarzy – wybijając je w sposób, który wydał mi się bezpieczny i łatwy. Dopóki podążałem tą drogą, moja pasieka, powoli acz nieustępliwie, stawała się coraz trudniejsza w prowadzeniu, wrażliwa i delikatna. Kiedy porzuciłem strach przed roztoczami, przestałem je zabijać i postanowiłem się od nich uczyć, pasieka przeszła przez ten sam proces, który wszystkie owady przechodzą w naturze, kiedy napotkają poważne zagrożenie lub wyzwanie – okres zapaści populacji do pewnego ułamka dotychczasowej niszy. Po tym nastąpiło odbicie i rozwój na niezasiedlone obszary, z większą żywotnością i odpornością niż przed wstrząsem.

Obserwowałem, jak pszczoły dwukrotnie przechodzą ten proces – najpierw z powodu świdraczka pszczelego, potem z powodu Varroa. Miałem to szczęście, że pomiędzy tymi dwiema inwazjami nastąpiła kilkuletnia przerwa. Bez doświadczenia i treningu ze strony świdraczka, mógłbym nie mieć dość odwagi, by w ten sam sposób stawić czoła roztoczom Varroa. Jak wiecie, stanowią one o wiele trudniejszy problem. Wymagały skoordynowanego wykorzystania wielu narzędzi hodowlanych i gospodarki pasiecznej, aby osiągnąć równowagę pomiędzy pszczołami, roztoczami i pszczelarzem. Opisałem to szczegółowo w American Bee Journal w ostatnich trzech latach.

Na ile potrafię to ocenić, potrzeba pięciu lat systematycznej pracy i uwagi poświęconej pszczołom, roztoczom i pszczelarzom, aby osiągnąć harmonijną równowagę. Ci, którzy szukają drogi na skróty lub frajerów do brudnej roboty, poniosą porażkę.

Wyjście z chemizacyjnego kieratu

Rozważmy teraz kolejne kroki, które podjąłem w celu usunięcia z pasieki wszelkich form leczenia. Był to stopniowy, długotrwały proces, który zaczął się w roku 1996 i zakończył ostatnim leczeniem podanym w kwietniu roku 2002. I donikąd bym nie zaszedł, gdybym wcześniej już nie posiadał pasieki ze skoordynowaną produkcją miodu, matek i nukleusów.

Pierwszym krokiem było Przygotowanie oraz Inwestycja w przekształcenie się w pasiekę wolną od leczenia. Wiedziałem, że pszczoły muszą napotkać poważny wstrząs i kłopoty, aby przejść przez ten proces. Postarałem się przygotować poprzez spłatę długów, zrobienie pewnych oszczędności i zgromadzenie różnorodnych, niezbędnych w pracy pasiecznej materiałów. W ten sposób moje wydatki w okresie przejściowym miały się znaleźć na najniższym możliwym poziomie. Zainwestowałem w ten projekt czas, energię, pieniądze i pszczoły, aby selekcja naturalna mogła zacząć działać i aby odnaleźć najlepszą metodę szybkiego namnażania ocalałych z upadku rodzin.

Ograniczyłem liczbę rodzin pszczelich, aby móc poświęcić więcej czasu każdej z nich. Nie ważne, jak to zrobisz, jakikolwiek rodzaj zdrowego pszczelarstwa w przyszłości będzie wymagał więcej czasu dla każdej rodziny niż w przeszłości. To bardzo ważne i wrócę do tego na końcu.

Hodowla i Gospodarka pasieczna zawsze szły w parze. Ze strony selekcji i hodowli kluczem do sukcesu okazał się dostęp do pszczół Primorskich, które od początku wykazywały pewną tolerancję na oba rodzaje roztoczy i miały inne pożyteczne cechy.

(Muszę się tu zatrzymać i podziękować Tomowi Rindererowi oraz wszystkim, którzy pomogli mu w projekcie pszczół Primorskich. Byłem wstrząśnięty niektórymi obraźliwymi uwagami ze strony „liderów” i „władz” naszej społeczności. Nie zawsze obiektem badań są wyniki na pasiece. Ale dziś stanowi to dość poważny cel, więc chciałbym jednoznacznie i bez przesady oświadczyć, że dostęp do tych pszczół stanowił dla mnie większą pomoc niż wszystkie inne razem wzięte amerykańskie projekty badawcze przeprowadzone w ostatnich 15 latach. Roztocza Varroa są największym problemem, z jakim większość z nas się kiedykolwiek zmierzyła, a pszczoły Primorskie dostarczyły eleganckie i kompleksowe rozwiązanie dla gotowych odrzucić uprzedzenia i na serio z nimi pracować.)

Pula genowa pszczół Primorskich w Stanach Zjednoczonych jest wciąż dość bogata i różnorodna, co czyni ją zdatną do dalszego rozwoju przez selekcję i namnażanie. Szczególnie w modelu bez leczenia, gdzie za selekcję odpowiadają roztocza, przez co rozwijają się znane i nieznane mechanizmy odporności. Niezbędny jest w tej pracy jakiś rodzaj kontrolowanego unasienniania, aby jedne ocalałe rodziny krzyżowały się z innymi ocalałymi rodzinami.

Po stronie Gospodarki pasiecznej kluczem było stopniowe porzucenie wszelkich form leczenia w kolejnych sekcjach pasieki: najpierw w wychowie matek, potem w produkcji nukleusów i wreszcie w produkcji miodu.

Chciałbym tu przedstawić kilka nowych spostrzeżeń na temat pszczół i roztoczy żyjących w pokoju od prawie sześciu lat. Nie potrafię tego dowieść, ale czuję pewność, że jedne i drugie podlegają zmianie w efekcie tego długiego okresu współżycia. Z zainteresowaniem przeczytałem artykuł Toma Seeley’a o pszczołach żyjących dziko w Lesie Arnot (niedaleko Uniwersytetu Cornella). Konkluzją tekstu było, że sukces przeżycia wynikł raczej ze zmniejszenia się zjadliwości roztoczy, niż z jakiejkolwiek odporności pszczół (Apidologie 2007, vol 38, str 19-29, lub http://www.apidologie.org/articles/apido/pdf/2007/01/m6063.pdf, lub https://hal.archives-ouvertes.fr/hal-00892236/document). Zaproponowałem przesłanie swoich pszczół i roztoczy do badań, gdyby Tom zechciał się tym zająć, ale niestety przeniósł zainteresowanie na inne tematy. Jeżeli w naukowej społeczności znajdzie się ktoś zainteresowany, z chęcią rozszerzę ofertę i na niego. Może to być znakomity temat na pracę magisterską.

Pasieka ze skoordynowaną produkcją miodu, odkładów i matek umożliwiła rozwiązanie naszych największych trudności ze szkodnikami i chorobami. Mam też ufność, że poradzimy sobie z problemami, które dopiero nadejdą.

Budowanie stabilnej pasieki

Moim ostatnim tematem na dziś jest spojrzenie, jak można zabezpieczyć zdrowie, stabilność i wydajność pasieki nie leczonej, wobec nadchodzących nowych wyzwań. Podobnie jak rok 1996 stanowił najlepszy moment na rozpoczęcie tworzenia długofalowych rozwiązań problemu roztoczy, dziś mamy najlepszy czas, by przygotować się do znacznie wyższych kosztów energii i o wiele bardziej niestabilnych, i nieprzewidywalnych warunków pogodowych. Rozwiązanie tych problemów wymaga tego samego pozytywnego nastawienia i otwartego umysłu na nauki, które roztocza starają się nam przekazać od 20 lat.

Jeżeli skorzystamy z przewodnictwa Przyrody, zachowamy cierpliwość, postawimy pszczoły na pierwszym miejscu, one pokażą nam drogę postępowania. Naprawdę dobre rozwiązanie jednego problemu, często pomaga rozwiązać też inne. Koncentracja na utrzymaniu w zdrowiu rodziny pszczelej przez wiele pokoleń, zaprowadzi nas dalej niż cokolwiek w poszukiwaniu kompleksowych rozwiązań obecnych problemów. Powtarzam to bez przerwy: „Hodowla i Gospodarka pasieczna muszą iść w parze”. Częścią sposobu jest rezygnacja ze zwiększania dochodów brutto na rzecz redukcji kosztów (zwłaszcza paliwa), zmniejszenie liczby rodzin, poświęcenie więcej czasu każdej z nich i zwiększenie intensywności produkcji. Wszystkie te zmiany nabiorą znaczenia w przyszłości, gdy ceny energii poszybują w górę – a naprawdę nie ma innego sposobu zabezpieczenia się przed nieprzewidywalną pogodą.

Produkcja Intensywna stanowi jedną z najczęściej lekceważonych i najmniej zrozumiałych, a najważniejszych zasad wpływających na sukces lub porażkę w przedsięwzięciach rolniczych. To po prostu kombinowana, względna miara wydajności w przeliczeniu na jednostkę (w tym wypadku rodzinę pszczelą), godzinę pracy i zainwestowane pieniądze. Wysoka wydajność we wszystkich tych trzech obszarach niemalże gwarantuje duży sukces w działalności gospodarstwa rolnego – bez znaczenia, jak duża jest farma, lub pasieka. Jednak to właśnie małe gospodarstwa, prowadzone przez swoich właścicieli osobiście, mają większą szansę skorzystania z tej zasady i zdobycia nagrody – ponieważ umiejętności, wiedza i uważność niezbędne do osiągnięcia wysokiej intensywności produkcji wykracza poza możliwości większości zwykle nieobecnych pracowników najemnych.

Produkcja w północnych stanach miodu, pszczół i matek pszczelich połączona w jeden system stanowi dobry sposób na zwiększenie intensywności produkcji oraz dostarczenie alternatywy dla pszczół zafrykanizowanych i tego szaleństwa przewożenia rodzin pszczelich na tysiące kilometrów, aby zarobić dzięki nim na życie. Oto przykład z życia dla zilustrowania tego, co mam na myśli. Pokazuje też, jak roztocza i pozytywne nastawienie pomogły pasiece stać się odporniejszą, wydajną i rentowną.

Zanim przeprowadziłem się z własnymi pszczołami do Doliny Champlain, przepracowałem kiedyś sezon pasieczny w hrabstwie Addison. Już po przeprowadzce zauważyłem nie zajęte pasieczysko, jedno z tych, na których kiedyś pracowałem. Zapytałem o nie dawnego szefa. Okazało się, że działka zmieniła właściciela, a nowy żądał pięćdziesięciu dolarów czynszu zamiast daniny 30 funtów (15 kg) miodu. Uznając, że nigdy nie wyprodukował tam miodu za pięćdziesiąt dolarów (to prawdopodobnie przesada, ale rozumiecie istotę rzeczy), mój były szef postanowił przenieść pszczoły. Na pytanie, czy nie miałby nic naprzeciw, bym ja użył tego miejsca, odpowiedział: „W żadnym wypadku, rób, co chcesz”.

Faktycznie nie rosło tam dużo koniczyny ani mniszka (naszych podstawowych pożytków towarowych). Ale potrzebowałem miejsca niedaleko od domu, by wychować więcej mateczników na sprzedaż i skompensować straty, których jak wszyscy doświadczyłem po nadejściu świdraczka pszczelego. W pobliżu rozciągało się wielkie bagno, trochę sumaków i wiciokrzewów, więc uznałem, że powinienem w tym miejscu mieć niewielki, ale stały pożytek – co niesamowicie pomaga przy produkcji dobrych mateczników. Okazało się to prawdą, ale pojawił się kłopot: rodziny wychowujące, którym poświęcałem wiele uwagi i utrzymywałem w sile przez całe lato, zaczęły dawać niezawodne, ogromne plony miodu. Pod koniec sezonu wychowu matek odkładanie na bok korpusów z miodem i potem zakładanie z powrotem, aby dostać się do mateczników, wymagało sporo wysiłku. Przez równoczesną produkcję matek i miodu z tych samych rodzin pszczelich wydajność pasieczyska wzrosła wprost niewiarygodnie – we wszystkich trzech miarach intensywności, w przeliczeniu na rodzinę, na godzinę pracy i na zainwestowane pieniądze. Z nadmiarowego czerwiu wyprodukowałem też parę odkładów.

W tamtych czasach moje matki kosztowały dwa dolary za sztukę i wiodło mi się nieźle na tym pasieczysku. Składało się z 32 rodzin i wypracowywało około 7000 dolarów z różnych produktów pszczelich. Wkrótce jednak nadeszły roztocza Varroa i znowu trzeba się było dostosować. Aby utrzymać bez leczenia rodziny wychowujące, ostatecznie przyjąłem jako metodę, że każda z nich odciąga tylko jedną serię mateczników. Jako część procesu, jej matkę, większość czerwiu i około połowę lotnej pszczoły wywożę na inne stanowisko. Kiedy taka rodzina się odbuduje i stanie znowu liczna, dostarcza dość pszczół i czerwiu na przynajmniej trzy odkłady. Zatem jako rezultat utarczek z roztoczem Varroa, to pasieczysko stało się wydajniejsze niż kiedykolwiek przedtem i teraz produkowało miód, mateczniki oraz nukleusy.

Ostatniego lata odwiedził mnie pszczelarz z Connecticut, który również hoduje mateczniki i matki pszczele (może znacie Rollie’go Hannona). Gawędziliśmy, podczas gdy ja wyciągałem mateczniki z rodzin wychowujących na tym samym toczku, o którym opowiedziałem wyżej. Wspomniał, że jego cena za odchowany matecznik wynosi 5 dolarów. Skłoniło mnie to do zastanowienia, czy to aby nie pora na nowo ocenić dochodowość tego pasieczyska. Przezimowany nukleus z matką własnego wychowu, osiągający w maju 8 ramek na czarno, kosztuje dziś w mojej okolicy przynajmniej 150 dolarów. Jeżeli z tego toczka na 32 rodziny zrobię 100 odkładów, a zaledwie 65 nada się na sprzedaż następnej wiosny (bardzo ostrożna kalkulacja), wartość wyprodukowanych pszczół sięgnie 10 tysięcy dolarów. Dodając do tego 2 tysiące za mateczniki oraz sto płytkich nadstawek z miodem odbieranych z tego pasieczyska prawie każdego roku, suma produkcji przekroczy 20 tysięcy dolarów. Nawet jeżeli dodam 12 małych uli z matkami reprodukcyjnymi do liczby rodzin pracujących na tę kwotę, wciąż daje to ponad 450 dolarów na pień. I ten dochód wypracowałem inwestując zaledwie w parę dodatkowych uli oraz innego sprzętu, bez których średnia wyniosłaby owe 50 dolarów (?) z miodu. Oto intensywna produkcja. Dlatego radzę każdemu, kto chce zostać zawodowym pszczelarzem, aby zaczął od mniej niż 100 rodzin pszczelich na dwóch lub trzech toczkach, zanim zdecyduje się rozwinąć działalność. Jeżeli od początku opracujemy metody intensywne, a zdołamy je utrzymać w miarę stabilnego wzrostu, sukces jest niemal pewny. Jeżeli zaczynasz szybko i rośniesz gwałtownie, z małą intensywnością produkcji, pojawi się wiele dodatkowych trudności i stałe ryzyko porażki.

W prawdziwym życiu nie zarabiam aż tyle z mojego wieloletniego pasieczyska wychowującego. Aktualnie nie sprzedaję mateczników – przekazuję je do innych sekcji pasieki. Ta inwestycja przynosi dochód w inny sposób, na innych toczkach. Roy Weaver (założyciel znanej w USA, dużej, komercyjnej pasieki sprzedającej nieleczone pszczoły – przyp. tłum.) powiedział kiedyś „Widzisz tą siwiznę? Nie dostałem jej z powodu roztoczy, czy zgnilca amerykańskiego. Nabawiłem się jej starając się wyprodukować dość, aby sprostać zapotrzebowaniu!”. Widzę już kogoś z tyłu sali, jak macha rękami, by zauważyć, że cała ta produkcja mateczników i rodzin pszczelich wymaga o wiele więcej pracy niż po prostu pozyskiwanie miodu. To prawda. Ale praca ta jest o niebo wydajniejsza w przeliczeniu na roboczogodzinę niż zwykła produkcja miodu. I to właśnie stanowi sedno: aby sprostać rosnącym gwałtownie cenom energii, musimy uzyskać większy dochód w przeliczeniu na godzinę pracy, pasieczysko oraz rodzinę pszczelą. Zwiększając staranność w pracy z mniejszą liczbą pni łatwiej też poradzimy sobie z ekstremalnie zmienną pogodą. Nawet z tak dużą częścią areału oddanego pod monokulturową pustynię, wciąż jesteśmy w stanie znaleźć wiele możliwości dla współczesnych i przyszłych pszczelarzy, by troszczyć się lepiej o mniejszą liczbę rodzin pszczelich, mniej koczując z ulami i uzyskując przy tym lepszy dochód netto.

Ramka weselna – połówka gniazdowej

Zmiany nie są łatwe

Podsumowując pragnę wyrazić nadzieję, że moja historia nie wywarła wrażenia, jakobym nie miał żadnych poważnych problemów. Przyjmując jednak nowy wzór postępowania – model do naśladowania, jak utrzymać się z pracy przy pszczołach – najważniejsze trudności ze szkodnikami i chorobami ostatecznie udało mi się pokonać. Zawsze, gdy nowy sposób myślenia wypiera stary, pojawia się opór, niechęć i zazdrość ze strony tych, którzy mają – lub tylko sądzą, że mają – interes w zachowaniu starego nastawienia, swojej „władzy”, czy „autorytetu”. Jak powiedział Gandhi: „Najpierw cię ignorują. Potem wyśmiewają. Wreszcie cię zwalczają. I wtedy wygrywasz.”

Chciałbym powiedzieć, że opór wobec mnie składał się tylko z internetowego hejtu… Ale nie mogę. Niektórzy wiedzieli dokładnie, co robią, celowali tam, gdzie mogli zaszkodzić mi najboleśniej: w moje pszczoły, moją zdolność utrzymania się, harmonię domu i pracy. Jeżeli nie zależało im na efektach mojej ciężkiej pracy, to chyba tylko chcieli wypędzić mnie z domu, w którym zamieszkuję od 20 lat, w którym pomogłem wychować dwóch chłopców jak własnych synów. Z domu odwiedzanego przez licznych przyjaciół i oddanych klientów, gdzie nikt nigdy nie podniósł konfliktu do poziomu, którego nie dałoby się rozwiązać w kilka minut szczerej rozmowy.

Mówię o tym, aby nie tylko zilustrować, jak trudno jest zmienić sposób myślenia, lecz by pokazać, jak desperacko społeczność pszczelarska trzyma się starego nastawienia, które już nie działa. Jest to część procesu prowadzącego do odnalezienia nowego sposobu na produkcję żywności oraz odbudowę harmonii i piękna naturalnego środowiska.

Wróćmy do definicji „wzoru” Alana Nationa: „zestaw reguł i regulacji (pisanych i niepisanych), które mówią, co robić, by osiągnąć sukces”. Nowy model rolnictwa opartego na rozpoznaniu potrzeb Natury ponad własnym dobrem, nie zadziała w oparciu o manipulacje i kłótnie, kradzieże, czy nastawianie jednych przeciwko drugim. Prawdziwie ważne osiągnięcia pochodzą z uczciwości, zaufania, współpracy i stałego zaangażowania wszystkich zainteresowanych stron. Dla współczesnych pszczelarzy można pokazać mnóstwo obszarów i możliwości zarobkowania. Tak naprawdę jednym z naszych największych zagrożeń, obok cen energii i niestabilnej pogody, jest malejąca liczba młodych ludzi zainteresowanych utrzymaniem się z pasieki.

Jeżeli jeszcze kiedyś będę miał okazję przemawiać na podobnym spotkaniu, mam nadzieję, że zdołam szerzej opisać ten problem i przedstawić jakieś rozwiązania.

Kirk Webster

Tekst pochodzi ze strony: http://kirkwebster.com/index.php/a-new-paradigm-for-american-beekeepers  Przetłumaczony i opublikowany za zgodą autora. Data publikacji oryginału: 2008

The post Nowy wzór dla amerykańskiego pszczelarstwa first appeared on Wolne Pszczoły.

]]>
Notatnik pasieczny cz. 11: Grudzień – Podsumowanie. http://wolnepszczoly.netlify.app/notatnik-pasieczny-cz-11-grudzien-podsumowanie/ Mon, 21 Aug 2017 14:44:48 +0000 http://wolnepszczoly.netlify.app/?p=1539 Kirk Webster Tekst pochodzi ze strony: http://kirkwebster.com/index.php/11-decemberconclusion Przetłumaczony i opublikowany za zgodą autora. Data publikacji oryginału: 2007 Zatem po prawie roku wróciliśmy do miejsca, z którego zaczęliśmy ten cykl artykułów, wykonując ostatnią pracę na powietrzu w danym sezonie – topienia wosku z odsklepin któregoś grudniowego dnia. To dobra praca, aby zwieńczyć sezon. Nie ma już […]

The post Notatnik pasieczny cz. 11: Grudzień – Podsumowanie. first appeared on Wolne Pszczoły.

]]>
Kirk Webster

Tekst pochodzi ze strony: http://kirkwebster.com/index.php/11-decemberconclusion Przetłumaczony i opublikowany za zgodą autora. Data publikacji oryginału: 2007

Zatem po prawie roku wróciliśmy do miejsca, z którego zaczęliśmy ten cykl artykułów, wykonując ostatnią pracę na powietrzu w danym sezonie – topienia wosku z odsklepin któregoś grudniowego dnia. To dobra praca, aby zwieńczyć sezon. Nie ma już nic do roboty, jak tylko doglądać pasieczysk od czasu do czasu. Wkrótce nadejdzie pora wycofania się do domu, odpoczynku i radości z czasu, gdy jeden sezon się zakończył, a drugi wciąż wydaje się odległy. Jak zawsze pozostaje wiele do przemyślenia… Zakończę w tym miejscu kilkoma ważnymi refleksjami, które, mam nadzieję, pomogą każdemu, kto zechce skorzystać z tego cyklu artykułów.

Z konieczności te strony pisałem z wielomiesięcznym wyprzedzeniem w stosunku do ich publikacji – czasami nawet rok wcześniej. Nie mogę zatem powiedzieć, co się dzieje pod koniec roku 2007. Musicie do mnie napisać, lub zadzwonić, aby się dowiedzieć, jak stoją sprawy. Wszystko opisane na niniejszych stronach pochodzi z mojego prawdziwego doświadczenia w prowadzeniu pasieki, ale starałem się dopasować je do pewnego „idealnie uśrednionego” sezonu, jak również wspomnieć o paru możliwych skrajnościach, które należy wziąć pod uwagę. Opisanie jednego, konkretnego sezonu mogłoby wprowadzać w błąd, jako że w dzisiejszych czasach mogą one się bardzo różnić. Dla przykładu zatem opiszę, co działo się w roku 2005 oraz 2006, które różniły się od siebie tak bardzo, jak tylko dwa sezony pszczelarskie mogą się różnić.

Moje trutowisko w Dolinie Champlain
Moje trutowisko w Dolinie Champlain

Zimną wiosną 2005 roku pszczoły nie spieszyły się ze startem. Po takiej sobie zimie zanotowałem dość poważne straty (40-50%). Jak zwykle najwięcej osypało się rodzin produkcyjnych. Na początku poczułem się nieco zdemotywowany tą sytuacją, ale sprzedałem trochę pszczół i poczyniłem plany optymalizacji rezultatów z pozostałych rodzin. Kiedy zmniejszy nam się liczba pni, każdemu możemy poświęcić więcej czasu i uwagi. Po wyborze odpowiednich reproduktorek większość rodzin produkcyjnych otrzymało nowe matki z zimowanych mini-nukleusów. Przed przeniesieniem nukleusów na standardowej ramce z zimowych toczków, wyrównałem ich siłę i użyłem jako źródła zasklepionego czerwiu, bowiem stały się już zbyt silne dla objętości jednego półkorpusu. Wyprodukowałem niedużą partię wczesnych mateczników i trzy pasieczyska produkcyjne wypełniłem odkładami zbudowanymi z zasklepionego czerwiu i obsiadającej pszczoły pochodzących z przezimowanych nukleusów.

(Przenoszenie zasklepionego czerwiu do odkładów z matecznikami stanowi metodę usuwania warrozy z rodziny oddającej czerw, a następnie pozbawia roztocza dobrych warunków do reprodukcji w ich nowym domu.)

Te wczesne odkłady założyłem w korpusach dzielonych – po dwie rodzinki w jednym, by mieć pewność, że bez względu na warunki pogodowe każdy wychowa nową matkę z moich mateczników. Później nowe matki na czas pożytku zostały ograniczone do jednego korpusu przy pomocy kraty odgrodowej. Po zakończeniu tej pracy resztę przezimowanych nukleusów przewiozłem na pasieczyska produkcyjne i dałem im standardowe ustawienie w postaci dwóch korpusów gniazdowych, kraty odgrodowej oraz miodni.

Kiepska wiosna przerodziła się w bardzo pomyślne lato, z pogodą doskonałą dla wziątku aż do jesieni. Odebrałem znakomite zbiory miodu, średnio 115 funtów (ok. 57kg) na ul. W normalnym czasie uzyskałem też duży plon nowych odkładów. Pszczoły odciągnęły też mnóstwo węzy. Nie było potrzeby karmić na jesieni, nawet rodziny na 10 ramkach w gnieździe zebrały dość zapasu zimowego już po odebraniu im nadstawek miodowych. A co najlepsze, po trzech i pół roku od ostatniego leczenia, rodziny produkcyjne szły do zimy w doskonałej kondycji, prawie bez oznak stresu.

ilne, szczęśliwie przezimowane mini-nukleusy (4 rodzinki w jednym korpusie) na wiosnę roku 2006
Silne, szczęśliwie przezimowane mini-nukleusy (4 rodzinki w jednym korpusie) na wiosnę roku 2006

Teraz rok 2006. Doskonałe warunki dla pszczół ciągnęły się przez zimę 2005-2006, jedną z łagodniejszych, jakie odnotowano. Wiosna przyszła wcześnie, ze słoneczną pogodą i doskonałym wziątkiem pyłkowym w kwietniu. Byłem wniebowzięty widząc, jak 90% moich pszczół przeszło przez zimę w bardzo dobrej kondycji, cztery lata po ich ostatnim leczeniu. Byłem – przez jakieś dwa dni. Wkrótce stało się jasne, że pszczoły rozwijają się znacznie szybciej, niż jestem to w stanie opanować. Wtedy, około 8 maja, w środku moich rozpaczliwych prób nadążenia za tym wielkim, przedwczesnym wzrostem 800 rodni, pogoda się odmieniła. Zaczął padać deszcz i weszliśmy w prawdopodobnie jeden z najgorszych sezonów pszczelarskich, jakich kiedykolwiek doświadczyliśmy w tej okolicy. Nie pamiętam, czy zdarzył się choć jeden dzień pomiędzy 10 maja i 4 lipca, żeby nie padało. Szykowałem pierwsze odkłady dla klientów nosząc pelerynę, kapelusz pszczelarski i mokre rękawice. Przydałaby się jakaś amfibia. Wkrótce nie mogłem już dotrzeć do wielu pasieczysk. Nawet podczas deszczu zaczęły wychodzić roje, które wisiały na drzewach nieraz nawet po kilka dni, aż wreszcie odlatywały… Któż to wie dokąd? Nie sądzę, aby którykolwiek z nich zdołał przetrwać. Najpierw sądziłem, że to tylko moje pszczoły oszalały, ale wszyscy wokół mieli te same kłopoty, bez względu na odmianę pszczół, jakie posiadali. W rodzinach, które się nie wyroiły, matki przestały czerwić. W końcu czerwca, gdy pszczoły osiągają szczyt populacji, większość nie miała w ogóle, lub bardzo mało czerwiu i nie dało się ocenić, czy w ogóle mają matkę. Brakowało czerwiu do tworzenia letnich odkładów o zwykłej porze.

W połowie lipca pogoda nieco się poprawiła, ale szkoda już się stała. Rodziny potrzebowały resztę sezonu, aby choć częściowo odbudować siłę. Parę gorących dni podczas kwitnienia lipy dało jedyny wart odnotowania letni wziątek nektarowy. Kiedyś się dowiedziałem, że niedostatek światła słonecznego w maju i czerwcu ogranicza zdolność roślin strączkowych do produkcji cukrów. Wygląda na to, że tak właśnie się stało w 2006 roku. Mimo przyzwoitej pogody w sierpniu połączonej z niezłym kwitnieniem, w ulach niewiele przybywało. Przez maksymalne opóźnienie procedury wychowu matek zdołałem zaspokoić wcześniej obiecane potrzeby klientów. Zmniejszony plon odkładów ostatecznie zdołałem uzyskać dosłownie ciułając ramki z czerwiem. Jak już wspomniałem wcześniej w tym cyklu artykułów, żaden z odkładów nie zdołał rozwinąć się ponad początkowe 4 ramki. Pogoda była tak zła, że nie mogłem skorzystać ze swojego odizolowanego pasieczyska. Warunki tam zawsze były trudniejsze niż niżej w dolinie.

Muszę przyznać, że mogą się przydarzyć gorsze lata dla pszczół niż 2006 rok, ale trudno o bardziej frustrujący sezon dla pszczelarzy. Pomimo dodatkowej pomocy, ciągłej pracy i podejmowania słusznych decyzji, panował wciąż wielki bałagan. Odporna i stabilna pasieka musi jednak umieć przechodzić najgorsze wstrząsy, stale przynosić dochód i zabezpieczyć potencjał rozwojowy na lepsze czasy. Nawet po takim sezonie wyniki z nieleczonej pasieki, włączając produkcję miodu, nukleusów i matek, podnosiły na duchu. Oto parę rzeczy, które zapisałem na plusie w tym, wydawałoby się, katastrofalnym roku:

  • Wszyscy klienci otrzymali zamówione nukleusy, a sprzedałem ich łącznie więcej niż kiedykolwiek przedtem.
  • Zbiory miodu z roku 2005 zbilansowały te z 2006.
  • Opóźniając proces wychowu matek o tydzień w stosunku do normalnego terminu, uzyskałem unasiennione królowe dla wszystkich klientów oraz dla nowej serii odkładów.
  • Odwirowałem ponad połowę średniego zbioru miodu, średnio 59 funtów (29 kg) na ul, i nie pytajcie mnie, w jaki sposób.

Zatem dzięki powstrzymaniu się od zdyskontowania korzyści odniesionych w 2005 roku (w miodzie i odkładach), zwrot za rok 2006 był całkiem niezły. Negatywne ekonomiczne skutki roku 2006 dadzą się odczuć w 2007. Do tego czasu, miejmy nadzieję, pogoda ulegnie poprawie pozwalając na lepsze zbiory miodu i pszczół. Pomimo poważnych zakłóceń programu hodowlanego, w każdej sekcji pasieki mam zdrowe i pełne wigoru pszczoły, zdolne ją utrzymać i wykorzystać nadarzającą się poprawę warunków. Wymieniłem tak różne uwarunkowania lat 2005 i 2006 by ukazać, że plan przedstawiony na tych stronach można traktować wyłącznie jako zarys, punkt wyjścia, który należy dostosować do waszej lokalizacji, osobowości oraz anomalii pogody. A wszystko na to wskazuje, że w nadchodzących latach osobliwości pogodowych może nam tylko przybyć. Klucz to elastyczność, ale fundamentalne według mnie jest podzielenie energii pasieki na produkcję miodu, nukleusów oraz wychów matek. To pozwala na łączenie rezultatów hodowli ze stabilnością i odpornością niezbędną do przezwyciężenia naszych obecnych problemów ze zdrowiem pszczół, pogodą i gospodarką. Należy też wciąż mieć na uwadze, że nie istnieje żadna specjalna pszczoła, którą można podłączyć do aktualnego niezdrowego systemu pszczelarstwa i w ten sposób rozwiązać wszystkie jego problemy. Tylko przez nieustanną ewolucję systemu łączącego pracę hodowlaną i metody chowu pszczół, możemy liczyć na przezwyciężenie tych trudności.

Zdjęcie z roku 2011 - od 20 lat korzystam tylko z własnych nukleusów i matek, aby wyrównać zimowe straty. Tylko w dwóch sezonach nie miałem odkładów na sprzedaż
Zdjęcie z roku 2011 – od 20 lat korzystam tylko z własnych nukleusów i matek, aby wyrównać zimowe straty. Tylko w dwóch sezonach nie miałem odkładów na sprzedaż

Na koniec mam dobrą wiadomość, która być może z początku na taką nie wygląda. Wyjaśnienie zajmie trochę miejsca…

Pszczelarstwo, ma wątpliwy zaszczyt stanowić pierwszą część przemysłowego rolnictwa, która w zasadzie uległa rozkładowi. Przestańmy udawać, że jest inaczej. Nie mamy już pszczół, które mogłyby zapylać nasze plony. Za każdym razem, kiedy załamuje się populacja tych owadów, odpowiadamy na to działaniami, które poddają ją jeszcze większemu stresowi, zamiast go zmniejszać: częściej je przewozimy, poddajemy działaniom jeszcze bardziej toksycznych substancji, albo wypełniamy ule jeszcze słabiej przystosowanymi pszczołami. Zrzucamy winę na pogodę, roztocza, potrzeby rynkowe, nowe choroby, klientów, Chińczyków, Niemców, (uzupełnij swoim ulubionym kozłem ofiarnym), innych pszczelarzy, środowisko naukowe, ceny benzyny, globalne ocieplenie – robimy to wszystko, zamiast stawić czoła prawdziwej przyczynie. A prawda jest taka, że tracimy umiejętność zajmowania się żyjącymi stworzeniami. Dlaczego?

Nie korzystam z telewizji ani komputerów, gdyż wierzę, że zwłaszcza na dłuższą metę, niszczą cierpliwość, pokorę i poczucie czasu niezbędne do opieki nad żywymi istotami. Ale to tylko jeszcze jeden przykład o wiele głębszych przyczyn, dla których tracimy zdolność do budowy związku z Naturą. Żyjemy w kulturze, która przetrwania, rozwoju i poczucia bezpieczeństwa upatruje w zużywaniu zasobów i przywłaszczaniu pracy innych. Posunęło się to już tak daleko, że utraciliśmy wizję i poczucie, jak żyć tworząc lepszy świat, zamiast zużywać ten, który mamy. Takie nastawienie spełniało nasze materialne potrzeby, kiedy wydawało się, że do naszej dyspozycji mamy nieograniczone zasoby Ziemi. Ale dziś, gdy niemal każdy może dostrzec ich skończony charakter, rośnie konkurencja i stajemy się swoimi własnymi drapieżnikami, walcząc o to, co jak sądzimy, potrzebujemy i czego pragniemy. W toku degradacji Natury, kolejne pokolenia roślin, zwierząt, ludzi i pszczół stają się wciąż słabsze od poprzednich.

Tymczasem w głębi serc i umysłów od dawna wiemy, jak niszczycielska to postawa oraz że istnieje inna droga…

Jedna z moich asystentek, Jean Hamilton, podczas pracy w warzywniku
Jedna z moich asystentek, Jean Hamilton, podczas pracy w warzywniku

W opowiadaniu Lwa Tołstoja „Ziarno jak kurze jajo”, chłopi znajdują przy drodze ziarno pszenicy wielkości kurzego jaja. Składają je w darze carowi, który nakazuje, by stawił się u niego ktokolwiek, kto coś wie o tym ziarnie oraz jak je uprawiać. Na wezwanie przybywa tylko jeden chłop. Niosą go jego dwaj niewiele młodsi synowie. Mężczyzna jest ślepy i prawie głuchy, ale czując wielkie ziarno w dłoniach powiada: „Nie, nigdy nie widziałem, by u nas rosła taka pszenica, ale kiedyś mój ojciec o tym wspominał, jego zapytajcie.” Wreszcie prowadzą przed cara ojca tego starego człowieka. Porusza się on o kulach, ale bez niczyjej pomocy. Po obejrzeniu ziarna, mówi: „Cóż, kiedyś, za moich czasów, pszenica była większa, ale nigdy nie uprawiałem takiej wielkiej. Słyszałem za to od ojca, że uprawiał takie ziarno, lepiej jego zapytajcie.” Gdy przyprowadzają przed oblicze cara ojca tego drugiego człowieka, ten wchodzi swobodnie, ma ostry słuch i wzrok, a oczy błyszczą spod bujnej czupryny i znad wielkiej brody. „O, tak” powiada, „takie ziarno sialiśmy za mojej młodości. Żyliśmy wtedy po bożemu. Nie było własności ziemi, ani pożądania rzeczy bliźniego. Wszyscy uprawialiśmy Bożą Ziemię dla radości pozostawania częścią stworzenia. Byliśmy szczęśliwi z tym, co mieliśmy i zawsze nam wystarczało…”

Siła do samoodnowy Natury może zostać wykorzystana tylko przez stawianie pracy dla dobra innych żyjących stworzeń ponad sobą samym. Jeżeli zdołacie to zrobić w umiejętny sposób, wyzwoli się wielka energia. Jeżeli przekarzecie ją z powrotem do świata Natury, uwolni to jeszcze więcej energii, pozwalając żyć z produktów ubocznych tego procesu i zarazem wspomóc odnowę Przyrody.

W miejscu, do którego dotarliśmy, naprawdę zdrowe pasieki nie mogą zostać kupione, sprzedane, pożyczone, ukradzione lub przejęte w jakikolwiek inny sposób. Nie mogą być nawet przez kogokolwiek posiadane – muszą się stale odnawiać, jedna po drugiej, przez ciągłą, staranną i twórczą pracę. Dziś wiem, że kolejne pokolenia pszczół nie muszą być słabsze od poprzednich. Widziałem ten proces działający w odwrotnym kierunku i rozumiem, na czym on polega. Nawet po całej pracy, jaką wykonałem w celu poprawy stabilności i odporności pszczół, doskonale zdaję sobie sprawę, że wiele rzeczy może zniszczyć pasiekę, poziom życia, czy życie samo w sobie. Ale cokolwiek się nie wydarzy, nikt już nie może mi opowiadać o nieuchronnym upadku pszczoły miodnej i pszczelarstwa. Wystarczy zmienić nastawienie, by zbliżyć się do właściwych odpowiedzi, a zewsząd pojawi się mnóstwo inspiracji i wskazówek. Praca może wydawać się ciężką, ale tylko dlatego, że do niej nie przywykliśmy. Jeżeli troszczymy się o przyszłe pokolenia oraz istoty, które żyją razem z nami na Ziemi, musimy przestać oczekiwać od innych rozwiązania naszych problemów. Powinniśmy się od nich uczyć i przyjąć na siebie swoją część pracy, a nie ciągle tylko brać. Taka praca daje o wiele więcej satysfakcji i poczucia znaczenia, niż cokolwiek, co można dziś robić. Stare pszczelarstwo umiera, a nowe w bólach się rodzi. Wybierasz się na pogrzeb, czy asystujesz przy porodzie? Musisz wybrać, gdyż oba wydarzą się równocześnie.

Autor Kirk Webster
Autor Kirk Webster

Kirk Webster

Tekst pochodzi ze strony: http://kirkwebster.com/index.php/11-decemberconclusion Przetłumaczony i opublikowany za zgodą autora. Data publikacji oryginału: 2007

The post Notatnik pasieczny cz. 11: Grudzień – Podsumowanie. first appeared on Wolne Pszczoły.

]]>
Notatnik pasieczny cz. 10: Listopad, Grudzień – Owijanie uli, likwidacja rodzin upadających. http://wolnepszczoly.netlify.app/notatnik-pasieczny-cz-10-listopad-grudzien-owijanie-uli-likwidacja-rodzin-upadajacych/ Mon, 31 Jul 2017 12:36:21 +0000 http://wolnepszczoly.netlify.app/?p=1530 Kirk Webster Tekst pochodzi ze strony: http://kirkwebster.com/index.php/10-november-and-december-packing-bees-blowing-out-failing-colonies Przetłumaczony i opublikowany za zgodą autora. Data publikacji oryginału: 2007 Z nadejściem listopada zaczynam pakować ule w zimowe owijki, poczynając od dwukorpusowych rodzin produkcyjnych. Jeżeli okaże się po kontrolnym uchyleniu korpusu, że wiele rodzin wykazuje objawy porażenia pasożytem, lub ma zbyt słaby kłąb zimowy, początek miesiąca spędzę na […]

The post Notatnik pasieczny cz. 10: Listopad, Grudzień – Owijanie uli, likwidacja rodzin upadających. first appeared on Wolne Pszczoły.

]]>
Kirk Webster

Tekst pochodzi ze strony: http://kirkwebster.com/index.php/10-november-and-december-packing-bees-blowing-out-failing-colonies Przetłumaczony i opublikowany za zgodą autora. Data publikacji oryginału: 2007

Z nadejściem listopada zaczynam pakować ule w zimowe owijki, poczynając od dwukorpusowych rodzin produkcyjnych. Jeżeli okaże się po kontrolnym uchyleniu korpusu, że wiele rodzin wykazuje objawy porażenia pasożytem, lub ma zbyt słaby kłąb zimowy, początek miesiąca spędzę na zaznaczaniu niezdolnych do zimowli. Ule te zostawiam bez zimowej owijki. Na początku grudnia, gdy już jest za zimno na latanie do sąsiadów, pszczoły z osłabionych rodzin wydmuchuję na ziemię i odzyskuję sprzęt.

Nie mam przekonania, że zdrowe, dobrze dostosowane rodziny na dwóch korpusach muszą być owijane na zimę, nawet tak daleko na Północy. Mnóstwo pszczół w naszej dolinie zimuje szczęśliwie rok po roku bez dodatkowej osłony za wyjątkiem izolacji pod daszkiem. Ale posiadam zestaw kanadyjskich woskowanych owijek tekturowych, których dorobiłem się w latach, gdy moje nukleusy zimowały na rodzinach produkcyjnych. Mini-rodzinki zdecydowanie korzystały na tym opakowaniu oraz górnej izolacji. Używam ich nadal u rodzin produkcyjnych, z 1,5 calowej (prawie 4 cm) grubości kawałkiem twardej pianki pod daszkiem przyciśniętym kamieniem dla zabezpieczenia przed deszczem i utrzymania wszystkiego w kupie. Łatwo i szybko się je zakłada, a przechowywane w suchym miejscu wystarczą na lata. Choć z pewnością pszczoły potrzebują ich tylko podczas najzimniejszej i wietrznej pogody, użycie owijek poprawia mi nastrój. Cała robota zajmuje zaledwie kilka chłodnych i słonecznych dni.

Pakowanie rodzin na zimę, po cztery ule na palecie
Pakowanie rodzin na zimę, po cztery ule na palecie

Istotniejszym zagadnieniem jest owijanie nukleusów, bowiem dla osiągnięcia optymalnych rezultatów potrzebują porządnej ochrony przeciwwiatrowej oraz pewnej izolacji. Dla ochrony tych rodzinek nie należy szczędzić wysiłków, gdyż stanowią one twarde jądro, prawdziwą siłę nieleczonej pasieki: nowe matki (oby lepsze niż poprzednie pokolenie) w otoczeniu ich własnych robotnic, kiedy stale obecne roztocza nie osiągnęły jeszcze zdolności geometrycznego wzrostu populacji. To dzięki tym pszczołom mogę utrzymać pasiekę bez zabiegów leczniczych i móc ją odbudować oraz rozwijać nawet po poważnych stratach w innych jej sekcjach.

Pomysł zimowania odkładów w grupach po cztery korpusy na palecie wziąłem od rodziny Pedersenów z Cut Knife w Saskatchewan. W dwóch artykułach opublikowanych w American Bee Journal ((ABJMay 1995: Outside Wintering of Single Brood Chamber Hives http://www.pedersenapiaries.ca/wintering_singles.html, ORAZ ABJ March 1996: Outside Wintering of Single Brood Chamber Hives Revisited. http://www.pedersenapiaries.ca/revisited.html, przyp. tłum.)) opisali, jak decyzja o podjęciu wychowu własnych matek i zimowli poza stebnikiem, od zestawów po dwa, do zestawów po cztery korpusy w jednej owijce na palecie, zwiększyła przeżywalność w zimie oraz zyskowność produkcji. Jeżeli mogą to robić w Saskatchewan, bez wątpienia ja też potrafię w subtropikalnym Vermont. (Miałem przyjemność spotkać kilkoro z Pedersenów w lutym i potwierdzić, że metoda zimowania dobrze się sprawdziła przez lata od publikacji artykułów. Powiedzieli mi także, że do ich miejscowości daleko na Północy warroza jeszcze nie dotarła!)

Dalsze pakowanie w papierową papę, na wierzchu płyty ze styroduru
Dalsze pakowanie w papierową papę, na wierzchu płyty ze styroduru

Na ile potrafię ocenić po pięciu latach doświadczeń, w tym dwóch z bardzo długą i mroźną zimą, ta metoda opakowywania i zimowania rodzin nukleusowych jest tak samo skuteczna jak każda inna, o której słyszałem. Zimowla nukleusów na dwukorpusowych rodzinach sprawdza się doskonale, dopóki te rodziny nie są zbyt porażone warrozą. Kiedy zacząłem na serio podążać w kierunku zaprzestania wszelkich form leczenia w pasiece, zrozumiałem, że muszę znaleźć inne miejsce i metodę zimowli odkładów. Jak do tej pory zimowanie ich na dedykowanych pasieczyskach, z o wiele mniejszą izolacją niż stosują Pedersenowie, było całkiem udane. Jedyną wadą, jaką dostrzegam, jest zagrożenie, że pod koniec długiej zimy, gdy przyjdzie pora na pierwsze loty oczyszczające, będą kompletnie zagrzebane w śniegu.

Nukleusy zapakowane na zimę, 4 korpusy w jednej owijce
Nukleusy zapakowane na zimę, 4 korpusy w jednej owijce

Najlepiej jest pakować nukleusy w owijki „dokładnie we właściwym czasie”, podczas słonecznych dni listopada, lub nawet na początku grudnia. Temperatura jest wystarczająco niska, by utrzymać pszczoły przez cały dzień w kłębach, ale jeszcze nie ma śniegu i lodu gromadzących się na paletach. Problem polega na tym, żeby czekanie na „właściwy czas” nie zmieniło się w „już za późno”. Staram się zakładać owijki podczas mrozów, aby utrzymać pszczoły w ulach przynajmniej przez kilka dni po zapakowaniu. Latają przecież z tak wielu wylotków na każdej palecie (czasami z 6 lub 8). Zanim przepchnę ule bliżej siebie, zakładam siatki na wylotki otwarte do środka zestawu. Inaczej niektóre kłęby mogą przesunąć się do ciepłej, ciasnej przestrzeni pomiędzy ulami, albo wręcz przenieść z jednego do drugiego. Moi znajomi ze Skandynawii przekonali mnie, by spróbować umieścić izolację pod ulami, podobnie do tej z daszków. Po kilku latach prób zacząłem kłaść izolację z twardej pianki stroną ofoliowaną w dół pod każdym ulem odkładowym. Płyty przycinam na wymiar w taki sposób, aby weszły w środek olistwowania dennicy, a gdy zdarzy się, że są odrobinę grubsze niż listwy i wystają poniżej, ułatwia to przesuwanie ula po palecie.

Po zdjęciu daszków z danej grupy, zsuwam ule razem. Na górę kładę ocieplające arkusze ze styroduru, na powałki z worków po ziarnie. Te worki w pewnym stopniu zapewniają wentylację i odprowadzanie wilgoci z górnej części kłębu, który ma dosyć miejsca, by zgromadzić się tuż poniżej dla zachowania ciepła. Od wielu lat nie używam żadnej innej górnej wentylacji, a zdrowym pszczołom znakomicie taki układ pasuje. Zachowane zostaje ciepło kłębu, który pozostaje cichy i suchy, a nadmiar wilgoci osadza się na przedniej lub tylnej ściance korpusu. Czasami woda wycieka przez wylotek tworząc okropnie wyglądający sopel, ale pszczołom w środku jest ciepło i sucho. Podwyższoną aktywność w zimie wykazują tylko rodziny chore – porażone zwykle przez warrozę. Wytwarzają one przez to za dużo wilgoci, która wchodzi w kontakt z pszczołami oraz plastrami. Ponieważ od kilku lat pozwalam roztoczom szaleć na pszczołach, z czego wynikają trudne do przewidzenia straty wśród nukleusów każdej zimy, zwiększam odrobinę górną wentylację. Zdrowe rodziny nie wydają się jej potrzebować, ale te, które zginą w trakcie zimy, mogą wyschnąć do czasu, aż kiedyś w kwietniu przystąpię do zdejmowania zimowych opakowań. Pozwala to zachować plastry w znacznie lepszym stanie. Wystarczy tylko przed położeniem płatu izolacji odgiąć worek po ziarnie na pół cala i odsłonić górne beleczki ramek, aby w razie potrzeby plastry wysychały, nie powodując przy tym jakiejkolwiek szkody dla zdrowych kłębów pszczelich. Następnie mocuję zszywkami wokół czterech korpusów ulowych przecięty wzdłuż kawałek papy podkładowej na bazie papieru. Wycinam w nim wcześniej otwory na wylotki. Dla przytrzymania zaginam górną krawędź papy i przypinam zszywkami do styroduru na powałkach. Aby umożliwić ucieczkę wilgoci, a nie narazić pszczół na przeciągi, robię kilka szczelin po każdej stronie w górnych rogach, w zagięciach papy. Owijanie kończę przykryciem całości jednym, lub dwoma kawałkami ciężkiej papy dachowej, położeniem na niej dwóch daszków i przymocowaniem wszystkiego przy pomocy sznurka.

Zimowla podwójnych nukleusów w owijkach
Zimowla podwójnych nukleusów w owijkach

Zwykle związanie sznurkiem ostatniego czteropaku nukleusów kończy prace na pasieczyskach w danym sezonie – może za wyjątkiem przycinania krzaków, jeżeli trafią się słoneczne i bezśnieżne dni. Ale jeżeli wytypowałem wiele rodzin do „wydmuchania” na ziemię, praca ta może się przedłużyć do grudnia, aż do śniegów. Ważne, aby temperatura była wystarczająco niska, aby pszczoły „wydmuchane” z upadających rodzin nie poleciały do tych silnych, zdolnych do przetrwania. To ponura robota, ale pozwala zachować ule w doskonałym stanie, bez nadmiarowej wilgoci i pleśni, a także oszczędza mnóstwo czasu na wiosnę. Najlepiej wyprzedzać nieuchronne, jeżeli to możliwe. Od kilku lat nie musiałem wykonywać tej pracy, ale bez wątpienia w przyszłości jeszcze będę miał okazję.

Kirk Webster

Tekst pochodzi ze strony: http://kirkwebster.com/index.php/10-november-and-december-packing-bees-blowing-out-failing-colonies Przetłumaczony i opublikowany za zgodą autora. Data publikacji oryginału: 2007

The post Notatnik pasieczny cz. 10: Listopad, Grudzień – Owijanie uli, likwidacja rodzin upadających. first appeared on Wolne Pszczoły.

]]>
Notatnik pasieczny cz. 9: Wrzesień, październik – Koniec miodobrania; karmienie i przewożenie odkładów. http://wolnepszczoly.netlify.app/notatnik-pasieczny-cz-9-wrzesien-pazdziernik-koniec-miodobrania-karmienie-i-przewozenie-odkladow/ Wed, 05 Jul 2017 13:27:05 +0000 http://wolnepszczoly.netlify.app/?p=1521 Kirk Webster Tekst pochodzi ze strony: http://kirkwebster.com/index.php/9-september-and-octoberfinish-extracting-feeding-and-moving-nucs Przetłumaczony i opublikowany za zgodą autora. Data publikacji oryginału: 2007 Przy dobrych zbiorach miodobranie może trwać przez cały wrzesień. Miesiąc ten zwykle zaczyna się schyłkiem lata, a jego koniec przypada na początek jesieni. Musimy trochę „przycisnąć” w tym czasie, jeżeli chcemy odwirować jak najwięcej miodu, póki jest ciepło. […]

The post Notatnik pasieczny cz. 9: Wrzesień, październik – Koniec miodobrania; karmienie i przewożenie odkładów. first appeared on Wolne Pszczoły.

]]>
Kirk Webster

Tekst pochodzi ze strony: http://kirkwebster.com/index.php/9-september-and-octoberfinish-extracting-feeding-and-moving-nucs Przetłumaczony i opublikowany za zgodą autora. Data publikacji oryginału: 2007

Przy dobrych zbiorach miodobranie może trwać przez cały wrzesień. Miesiąc ten zwykle zaczyna się schyłkiem lata, a jego koniec przypada na początek jesieni. Musimy trochę „przycisnąć” w tym czasie, jeżeli chcemy odwirować jak najwięcej miodu, póki jest ciepło. To właśnie we wrześniu zdarza się, że pszczoły zaczynają rabować ciężarówkę i utrudniają tym samym zbiory. Mają w pobliżu sporo nektaru z nawłoci i astrów, który zaczynają gromadzić w rodni. Jednak rozpoczął się już okres bezrobocia i na każdym pasieczysku przebywa tysiące pszczół gotowych domagać się zwrotu miodu, który zapakowaliśmy na auto. Nie zwlekam z wywozem, jako że mam niedużą ciężarówkę, zdolną zabrać zaledwie 35-50 nadstawek miodowych na raz. Sprawy przecież nie zawsze idą zgodnie z planem a każdy pszczelarz z długim doświadczeniem może opowiedzieć przynajmniej po kilka historii o rabunkach, które kompletnie wymknęły się spod kontroli. Sporo miodu we wrześniu i październiku odbieram przy pomocy przegonek. Czasami pracuję wcześnie rano, lub nawet podczas słabego deszczu, kiedy pszczoły ograniczają loty. Tak czy owak, praca posuwa się stale, aż na początku października uda się odwirować miód do końca. W ostatnich jednym lub dwóch tygodniach tych prac, w mojej nieogrzewanej miodziarni robi się zbyt chłodno i trzeba szybko pompować miód przez rury, inaczej utknie w odstojnikach. Jeszcze mi się to nie zdarzyło, ale kto wie, może zanim przeczytacie te słowa…

Karmienie nukleusów z końcem września

W gładkim miodobraniu pod koniec września przeszkadza jedna praca: karmienie. Dawno temu, gdy miałem zaledwie 100 rodzin, zbudowałem tyleż podkarmiaczek powałkowych. Od tamtej pory zwykle zbierały kurz w magazynie, chyba że przydawały się do prac przy wychowie matek. Nawet w katastrofalnym roku 2006, ze słabym wziątkiem latem i wczesną jesienią, karmiłem tylko niektóre rodziny produkcyjne. Choć rasy włoskie potrafią zapewnić czasem ogromne zbiory, te liczby trzeba jakoś zbilansować z dużą ilością pracy potrzebnej do ich jesiennego karmienia, transportu i rozwożenia syropu. Najbardziej opłaca się chować takie pszczoły, które potrafią wyprodukować duże plony miodu nie wymagając przy tym szczególnej uwagi. Primorskie znakomicie pasują do tego schematu – potrafią na koniec sezonu samodzielnie zgromadzić prawie cały niezbędny zimą pokarm, bez żadnej pomocy z mojej strony (ale pierwszy przyznam, że za to wiosną wymagają więcej uwagi niż włoszki – aby powstrzymać je przed rojeniem). Jeszcze zanim zacząłem hodować pszczoły primorskie, stwierdziłem, że metoda zimowania licznych nukleusów powoduje selekcję pod kątem oszczędności i wypełniania jesienią rodni miodem i pyłkiem. Z roku na rok te cechy umacniały się szybciej niż inne. W rzeczywistości wydawało się niemożliwe, by spowolnić lub zatrzymać ten proces. Na początku karmiłem odkłady solidną porcją syropu na jesieni i znowu na wiosnę – czasami napełniałem podkarmiaczki trzykrotnie w roku, pod koniec września, potem znowu w marcu i wczesnym kwietniu. Nawet moje oszczędne i bezobsługowe pszczoły lokalne, obsiadające po dwa korpusy, miały problem ze zgromadzeniem wystarczających zapasów i wychowaniem pszczoły zdolnej utworzyć porządny kłąb zimowy na 4-ramkowej przestrzeni. W lutym holowałem syrop na sankach po pasieczysku, aby je „uratować” do połowy marca, gdy zdołają już sobie coś nazbierać. Ale to się szybko zmieniło i w ciągu paru lat dla odkładów potrzeba było już tylko niewielkich ilości karmy. Nadejście pszczół primorskich przypieczętowało całkowity koniec karmienia, za wyjątkiem katastrofalnego roku 2006, gdy niektóre rodziny na dwóch korpusach i dwie trzecie nukleusów musiało otrzymać dodatkowe pożywienie.

Typowy korpus z podkarmiaczką jako zatworem dzielącym rodziny – konstrukcja, jaką od lat się posługuję, by rozmnażać nukleusy i testować matki
Typowy korpus z podkarmiaczką jako zatworem dzielącym rodziny – konstrukcja, jaką od lat się posługuję, by rozmnażać nukleusy i testować matki

Gdy resztki miodu opuszczą już odstojniki, a całe wyposażenie miodziarni zostanie wymyte i zmagazynowane na zimę, kończy się ostatnia większa praca sezonu. W drugiej połowie października pojawia się szansa na trochę wolnego, zanim dni staną się zbyt krótkie i nadejdzie paskudna pogoda końca jesieni i początku zimy. Mam jeszcze jedną ważną pracę do wykonania w pierwszej połowie listopada: znakowanie uli odkładowych i przewożenie ich na zimowe stanowiska. Po oznaczeniu wszystkich kolorowymi pineskami (pokazującymi pochodzenie matki, metodę oraz datę unasienniania), uliki są gotowe do transportu. Miałem z tym dużo zachodu, kiedy nukleusy woziłem z letnich pasieczysk i umieszczałem na daszkach rodzin produkcyjnych. Robiłem to po trochu, każdego ranka przewożąc jeden lub dwa ładunki po 25 ulików na stanowiska zimowe. Ale teraz większość rodzin odkładowych zimuje na paletach tam, gdzie zostały utworzone w czerwcu i lipcu. Rozwiązanie to oszczędza niezwykle dużo pracy i po pięciu latach doświadczeń z zarówno ciepłymi, jak i bardzo mroźnymi zimami uważam je za zupełnie wystarczające dla tych cennych rodzinek. Trzeba przewieźć zaledwie parę ładunków, aby wypełnić wszystkie palety w taki sposób, aby odkłady stały w grupach po cztery w komplecie.

Od tego ula wszystko się zaczęło
Od tego ula wszystko się zaczęło

A zatem z miodem zabezpieczonym w magazynie, gotowym do przetwarzania lub przekazania klientom, ze wszystkimi nukleusami na zimowych toczkach, nadchodzi czas, aby odetchnąć z ulgą, zwolnić tempo, obejrzeć parę meczów piłki nożnej i cieszyć się z ostatnich ciepłych dni kolejnego przepracowanego sezonu.

 

Kirk Webster

Tekst pochodzi ze strony: http://kirkwebster.com/index.php/9-september-and-octoberfinish-extracting-feeding-and-moving-nucs Przetłumaczony i opublikowany za zgodą autora. Data publikacji oryginału: 2007

The post Notatnik pasieczny cz. 9: Wrzesień, październik – Koniec miodobrania; karmienie i przewożenie odkładów. first appeared on Wolne Pszczoły.

]]>
Notatnik pasieczny cz. 8: Późne lato – Miodobranie i rozbudowa nukleusów. http://wolnepszczoly.netlify.app/notatnik-pasieczny-cz-8-pozne-lato-miodobranie-i-rozbudowa-nukleusow/ Wed, 17 May 2017 10:27:00 +0000 http://wolnepszczoly.netlify.app/?p=1478 Kirk Webster Tekst pochodzi ze strony: http://kirkwebster.com/index.php/8-late-summerextracting-honey-and-expanding-nucs Przetłumaczony i opublikowany za zgodą autora. Data publikacji oryginału: 2007 Upalna i wilgotna pogoda w mojej okolicy zwykle wypada w lipcu. Mój sąsiad przekreśla zawsze nazwę tego miesiąca na kalendarzu i zastępuje innym słowem, które także składa się z czterech liter ((czyżby „lipa”??? przyp. tłum.)). Sierpień poznajemy po […]

The post Notatnik pasieczny cz. 8: Późne lato – Miodobranie i rozbudowa nukleusów. first appeared on Wolne Pszczoły.

]]>
Kirk Webster

Tekst pochodzi ze strony: http://kirkwebster.com/index.php/8-late-summerextracting-honey-and-expanding-nucs Przetłumaczony i opublikowany za zgodą autora. Data publikacji oryginału: 2007

Upalna i wilgotna pogoda w mojej okolicy zwykle wypada w lipcu. Mój sąsiad przekreśla zawsze nazwę tego miesiąca na kalendarzu i zastępuje innym słowem, które także składa się z czterech liter ((czyżby „lipa”??? przyp. tłum.)). Sierpień poznajemy po tym, że skwar lata zaczyna się kończyć, choć podobny upał przez krótki czas może wystąpić nawet pod koniec września. Dni stają się zauważalnie krótsze, kukurydza wypuszcza wiechy kwiatostanów męskich i choć może trudno to na razie zauważyć, gdzieś z oddali nadchodzi jesień.

W procesie pozyskiwania miodu nie korzystam z ciepła, za wyjątkiem małej jego ilości do podgrzewania noża odsklepiającego. Miodziarnię również mam nieogrzewaną, więc najlepszy czas na wirowanie miodu przypada na sierpień i wczesny wrzesień, gdy dni wciąż są ciepłe, a rabunki jeszcze się nie rozsrożyły. Zwykle zaczynałem miodobranie pierwszego sierpnia, ale ostatnio czekam do piętnastego, ponieważ w pierwszej połowie miesiąca mam inną ważną pracę do wykonania – rozbudowanie nukleusów, o ile wystąpi taka potrzeba.

Kiedy w latach 80-tych zacząłem tworzyć w dużej liczbie letnie odkłady, świdraczek miał poważny wpływ na większość rodzin pszczelich. Z lokalną pszczołą z Doliny Champlain, mogłem tworzyć 4-ramkowe odkłady w czerwcu i pierwszej połowie lipca, i zostawiać je w tak małej przestrzeni aż do następnej wiosny. Niewiele młodych matek wychodziło z rojami późnym latem czy jesienią, nawet z bardzo zatłoczonych korpusów. Zdarzały się kłopoty z całkowitym porzucaniem gniazd przez rodziny pszczele z powodu silnych upałów, bez pozostawiania mateczników. Uchylanie daszków i robienie otworu w powałce z worka po ziarnie trochę pomagało, gdyż wychładzało ul poprzez przewentylowanie go nocnym powietrzem. W miarę upływu lat świdraczek coraz mniej pszczołom przeszkadzał, korpusy odkładowe wypełniały się szybciej i z uli zaczęły wylatywać roje.

Bez uznania roztoczy świdraczka pszczelego za mentora, nigdy nie zdołałbym znaleźć dobrego rozwiązania problemu warrozy
Bez uznania roztoczy świdraczka pszczelego za mentora, nigdy nie zdołałbym znaleźć dobrego rozwiązania problemu warrozy

Kiedy warroza już się zadomowiła, a ja przestałem leczyć zarówno odkłady jak i macierzaki, powtórzył się taki sam wzór: na początku zdarzały się nukleusy, utworzone pod koniec czerwca i na początku lipca, które nie zdołały do końca sezonu wypełnić pszczołą i miodem 4-ramkowej przestrzeni. Nawet najlepsze potrzebowały kilku tygodni, aby się zatłoczyć. Później, po kilku latach selekcji, korpusy coraz szybciej wypełniały się czerwiem, pszczołami i miodem. Ale wtedy już pracowałem z pszczołami Primorskimi, a one w końcu lipca oraz sierpniu nie chciały pozostawać w ulu, zwłaszcza zatłoczonym, gdy wystąpił intensywny pożytek. Zatem teraz, jeżeli sprzyja druga połowa lata, to w lipcu i sierpniu wielu tym nukleusom pozwalam urosnąć do ośmiu plastrów. Można to zobaczyć na fotografiach, jak na paletach w czerwcu i lipcu stoją cztery rodziny w dwóch korpusach podzielonych na pół, a pod koniec sierpnia cztery rodziny, a każda w swoim korpusie.

Znajdą się czasami stare ramki z miodem i susz, które da się wykorzystać w tym procesie, ale wolę ich użyć dla ostatnich nukleusów, którym pozwalam się rozwinąć później, w sierpniu. A że nie chcę używać preparatów przeciwko motylicy, więc na wszelkich niechronionych, przeczerwionych plastrach jest jej mnóstwo – nawet jeżeli od wczesnej wiosny przechowywane są na zimnej, cementowej podłodze pracowni. Zatem moje letnie odkłady muszą zabudowywać nowe ramki z węzą, aby się rozwijać w sierpniu. To najlepszy czas dla pszczół rosyjskich na odciąganie nowych plastrów. Zrobią z nimi dobrą robotę, jeżeli pożytek dopisze. Dodatkowe korpusy dla odkładów przygotowuję z wyprzedzeniem – z ośmioma ramkami z węzą oraz podkarmiaczkami – i przechowuję w pracowni, która do tego czasu powinna się prawie zupełnie opróżnić. Od około 25 lipca rankami zabieram 10 do 20 takich korpusów i rozbudowuję te z 4-ramkowych rodzinek, które urosły najszybciej, i nawet wcześnie rano tworzą brody na zewnątrz uli. W ciągu paru dni powinny one już mieć dobrze zaczętą budowę nowych plastrów. Do 15 sierpnia, lub do zatrzymania wziątku, podaję w ten sposób codziennie 10 do 20 korpusów. Pracę kończę zwykle przed południem, zanim nie przyjdzie skwar. Te pszczoły są bardzo cenne, a królowe uczyniły już wielki krok dowodząc swojej wartości przez błyskawiczny rozwój rodziny pomimo obecności roztoczy. Opłaca się wykonać te czynności z uwagą i uniknąć utraty choćby jednej matki.

Tak wyglądały rodziny produkcyjne niedługo po odstawieniu leczenia
Tak wyglądały rodziny produkcyjne niedługo po odstawieniu leczenia

Późnoletnie pożytki są u nas kapryśne, mimo to jednak nigdy nie karmiłem pszczół w tym okresie. Odsetek nukleusów dopuszczonych do rozwoju na 8 ramkach zależy od witalności pszczół i siły późnoletniego pożytku nektarowego. W niektórych latach rozbudowałem w ten sposób dwie trzecie moich letnich odkładów. W 2006 roku warunki nie pozwoliły ani jednemu na wyjście poza pierwotną przestrzeń złożoną z 4 ramek. Tak czy owak w połowie sierpnia pasieka osiąga maksymalny rozmiar na dany rok w zakresie liczby i potencjału tkwiącego w gniazdach rodzin. Korzystając z takiego systemu, wprost niewiarygodną liczbę plastrów odzyskanych wiosną z osypanych rodzin można ponownie zasiedlić, bez konieczności zakupu pszczół, lub wprowadzania nieprzystosowanych linii i ras. W dobrym sezonie, jeżeli do końca czerwca uda się podać do odkładów wszystkie stare plastry, można liczyć na wielką liczbę odciągniętych nowych, nieskażonych lekami, wspierających marsz pasieki ku następnej wiośnie w najlepszym do tego momencie. W moim systemie potrzeba ośmiu ramek z woszczyną lub węzą w zapasie na każdą ramkę czerwiu przeznaczoną do produkcji letnich odkładów. Ostatniej jesieni odwiedziłem pszczelarza, którego sezon trwa nieco dłużej niż w Vermont i może stosować mój system dwa razy w roku. Potrzebuje on co najmniej 16 pustych plastrów lub nowych ramek na jedną ramkę czerwiu podaną do wiosennych odkładów.

Rodziny produkcyjne w dobrym roku 2010
Rodziny produkcyjne w dobrym roku 2010

Pionierzy nowoczesnego pszczelarstwa w Północnej Ameryce (1865-1920) stanowili niesamowite grono ludzi, którzy zdołali rozwiązać wszelkie techniczne problemy i w relatywnie krótkim czasie stworzyli niezwykle produktywny, dynamiczny przemysł zaczynając z niewielkim kapitałem. Jednak sądzę, że i oni nigdy nie odkryli, ani nie wykorzystali ogromnego potencjału produkcyjnego ukrytego w procesie tworzenia letnich odkładów i zimowania ich na 4-10 plastrach. Nie mieli takiej potrzeby, gdy kraj był wypełniony pszczołami, dobre matki można było pozyskać za grosze z Południa, a zgnilec amerykański stanowił najpoważniejsze wyzwanie. Ale dziś naprawdę musimy uruchomić ten niewykorzystany potencjał – po pierwsze, by uzupełniać doznawane przez wielu poważne straty; po drugie, by wyhodować rozległą i zróżnicowaną pszczelą populację zdolną rozwijać się samodzielnie bez zabiegów ze strony człowieka; i po trzecie, aby zacząć produkować na Północy nadwyżki pszczół, dla przeciwdziałania skutkom afrykanizacji populacji z Południa. Po 20 latach pracy tym systemem, z dobrymi rezultatami na wszystkich obszarach, nie mam więcej wątpliwości, że problemy te mogą zostać rozwiązane – przynajmniej w miejscach, gdzie pszczoły mogą pozostawać przez cały rok, bez konieczności migracji za pożytkami. Może znajdą się inne, lepsze sposoby, ale nikt już nie może powiedzieć, że nie dostrzega jasno wytyczonej drogi postępowania.

Wracamy do odbierania i wirowania miodu. Przy dobrych plonach może zająć cały roboczy czas od połowy sierpnia, czasem po wczesny październik. Stopniowe przygotowania prowadzę od początku lipca do sierpnia: uruchamianie miodziarni, koszenie pasieczysk, szykowanie beczek i decydowanie, w jakiej kolejności toczków prowadzić miodobranie.

We wnętrzu „miodowozu”
We wnętrzu „miodowozu”

Moja miodziarnia jest dość prosta, w rzeczywistości to barakowóz długości 30 stóp (10 metrów). Mam tam niewielką „ciemnię” do składowania 75-80 nadstawek przez noc, co skłania ostatnie pszczoły do opuszczenia ramek. Plastry odsklepiam przy pomocy noża wibracyjnego i wiruję w dwóch 30-ramkowych miodarkach radialnych. Miód składuję w łańcuchu 4 odstojników po 1000 funtów (500 kg) każdy, które znakomicie oczyszczają miód bez podgrzewania, czy filtrowania. Pozostaje dość miejsca na spiętrzone przed drugimi drzwiami puste nadstawki, a miód jest ostatecznie przetaczany do beczek lub kubłów na zewnątrz. To wszystko dzieje się wczesnym rankiem, zanim owady zaczną latać. Dzięki specjalnym rurom mogę napełnić 10 beczek, zanim będę potrzebował je przenieść, by zwolnić miejsce na następne. Mój system większość zawodowych pszczelarzy mogłaby uznać za niewielki i nieproduktywny – niektórzy z producentów, których odwiedziłem w Saskatchewan ostatniej zimy, mogłoby odwirować mój cały zbiór w ciągu jednego dnia! Ale to cicha i przyjemna praca w „miodowozie”, którego wielkość i pojemność została dobrana celowo, aby pasieka się zanadto nie rozrosła, dla utrzymania równowagi pomiędzy produkcją pszczół i miodu. I abym zdołał uczestniczyć we wszystkich tych różnorodnych czynnościach.

Wyposażenie do miodobrania
Wyposażenie do miodobrania

Do miodobrania używam zarówno powałek z repelentem jak i przegonek. Przy dobrych zbiorach, z zaledwie jednym niedużym samochodem, potrzebuję zrobić 2-4 kursy z każdego pasieczyska. Przy dobrej pogodzie zaczynam od powałek z repelentem i odbieram nadstawki w paru kolejnych toczkach pozostawiając po dwie do czterech na każdym ulu. Potem, kiedy pogoda się ochładza i nadchodzą deszcze, mogę wrócić z przegonkami i miodobranie trwa nadal mniej lub bardziej niezależnie od pogody. Jeżeli osiągnęliście sukces w eliminacji wszelkich form zabiegów leczniczych w waszej pasiece, unikacie wiele stresu o tej porze roku. Zbiory stają się przyjemniejsze i odbywają w zrelaksowanej atmosferze, skoro nie ma pośpiechu, by zdążyć podać leki, bez nieustannego zmartwienia o spóźnienie.

Kirk Webster

Tekst pochodzi ze strony: http://kirkwebster.com/index.php/8-late-summerextracting-honey-and-expanding-nucs Przetłumaczony i opublikowany za zgodą autora. Data publikacji oryginału: 2007

The post Notatnik pasieczny cz. 8: Późne lato – Miodobranie i rozbudowa nukleusów. first appeared on Wolne Pszczoły.

]]>
Notatnik pasieczny cz. 7: Pełnia lata – Główny pożytek nektarowy, zbiory miodu i pszczół http://wolnepszczoly.netlify.app/notatnik-pasieczny-cz-7-pelnia-lata-glowny-pozytek-nektarowy-zbiory-miodu-i-pszczol/ Wed, 12 Apr 2017 10:59:52 +0000 http://wolnepszczoly.netlify.app/?p=1458 Kirk Webster Tekst pochodzi ze strony: http://kirkwebster.com/index.php/7-high-summerthe-main-honey-flow-a-crop-of-honey-and-bees Przetłumaczony i opublikowany za zgodą autora. Data publikacji oryginału: 2007 W naszej okolicy główny pożytek nektarowy – którego nadwyżki możemy sprzedać – pochodzi z różnych odmian koniczyny, komonicy zwyczajnej, fioletowej wyki amerykańskiej, lucerny i lipy. Ponieważ większość pól stanowią tereny intensywnie uprawiane lub pastwiska, a gleby tu są […]

The post Notatnik pasieczny cz. 7: Pełnia lata – Główny pożytek nektarowy, zbiory miodu i pszczół first appeared on Wolne Pszczoły.

]]>
Kirk Webster

Tekst pochodzi ze strony: http://kirkwebster.com/index.php/7-high-summerthe-main-honey-flow-a-crop-of-honey-and-bees
Przetłumaczony i opublikowany za zgodą autora. Data publikacji oryginału: 2007

W naszej okolicy główny pożytek nektarowy – którego nadwyżki możemy sprzedać – pochodzi z różnych odmian koniczyny, komonicy zwyczajnej, fioletowej wyki amerykańskiej, lucerny i lipy. Ponieważ większość pól stanowią tereny intensywnie uprawiane lub pastwiska, a gleby tu są ciężkie i gliniaste, chabry można spotkać można tylko gdzie-niegdzie. Nawłoć, powszechna na nieużytkach i w opuszczonych kątach, nie nektaruje mocno na wysokości południowej Doliny Champlain. Razem z astrami dostarcza odrobinę miłej wagi rodniom pod koniec sezonu, ale myślę, że widziałem tylko jeden lub dwa takie lata, gdy jesienny pożytek miał siłę wypełnienia nadstawek. Jeżeli udać się paręset stóp wyżej, ku podnóżom gór, nawłoć zacznie nektarować o wiele lepiej, ale równocześnie pozostawiamy za sobą nasze najproduktywniejsze rośliny.

Typowy obraz pożytków w Vermont
Typowy obraz pożytków w Vermont

A.E. Manum z Bristolu w Vermoncie był pionierem komercyjnego pszczelarstwa jeszcze w czasach konnych zaprzęgów. Jako jeden z pierwszych posiadał kilka zewnętrznych pasieczysk. W jednej ze starych kopii “The ABC of Bee Culture” można zobaczyć wspaniałe zdjęcie jego wozu zaprzężonego w parę koni ubranych w domowej roboty białe “kombinezony pszczelarskie” z wyciętymi otworami na oczy i uszy – jakby wtedy przyjmowano konie do Ku Klux Klanu. Gdy zakończy się Era Ropy Naftowej, przyszłe pokolenia napotkają poważne problemy z prowadzeniem oddalonych pasieczysk przy pomocy koni, jeżeli zafrykanizowane pszczoły zmieszają się z naszymi! Tak czy owak pan Manum twierdził, że prawie cały jego zbiór miodu pochodził z lip – i mogło to być prawdą. Zapisał bowiem również, że niektóre lata miał urodzajne, a inne nie. Gdy Charlie Mraz przybył tu w 1927 roku pracować dla J.E. Crane’a, podstawowymi roślinami miododajnymi były biała i szwedzka koniczyna. W tamtych czasach cała pszczelarska robota skierowana była na jeden cel: doprowadzić rodziny pszczele do optymalnej kondycji na pożytek pomiędzy 20 czerwca i 20 lipca. Jakieś zbiory nektaru możliwe były do końca sierpnia, ale w większości lat dobry pożytek kończył się z lipcem, o ile nie wcześniej. Rolę grały tu dostępne rośliny miododajne, ówczesne metody uprawy oraz gorące, suche lata wywołane przez “osłonę przeciwdeszczową” ze strony Gór Adirondack.

Od tamtej pory wydarzyły się trzy rzeczy, które zmieniły naturę i zasobność naszych pożytków w regionie. Pierwsze dwie związane były z wprowadzeniem uprawy nowych roślin miododajnych: komonicy zwyczajnej oraz lucerny. Trzecia dotyczy czegoś bardziej chaotycznego: załamaniem dotychczasowych schematów pogody – temperatury i opady stają się coraz bardziej nieprzewidywalne.

Widok na Dolinę Champlain, w tle Góry Adirondack
Widok na Dolinę Champlain, w tle Góry Adirondack

Lucerny prawie nie znano u nas, dopóki seria dotkliwych susz nie okaleczyła gospodarki rolnej w latach 60-tych. Jeden z gospodarzy, na których terenie stoją moje pasieczyska, powiedział mi, że z jego 600 akrowych łąk w 1963 roku uzyskano tylko 200 bel po 70 funtów. Wówczas tutejszej gliniastej gleby nie uważano za odpowiednią dla lucerny, ale parę gospodarstw założyło testowe uprawy. I to one pozostały zielone, i rosły podczas tych gorących, suchych lat. Błyskawicznie cały areał został oddany pod lucernę i do dziś jest ona uprawiana w płodozmianie z kukurydzą pastewną, która stanowi kolejną nowość lat 60-tych. Uczyniła ona poważny wyłom w kwitnieniu dostępnej dla pszczół koniczyny. Do pewnego stopnia kompensuje to rotacyjna uprawa lucerny – znakomitej rośliny miododajnej, w gęstych stanowiskach, z ogromnym potencjałem nektarowania w niegdyś bezpożytkowych okresach końca lipca, w sierpniu, a nawet we wrześniu. Bywają lata, kiedy pszczoły nawet nie powąchają nektaru z lucerny – o ile farmerom uda się skosić trzykrotnie w optymalnym momencie, tuż przed kwitnieniem, gdy lucerna ma najwyższą wartość odżywczą. Jednak najczęściej pogoda i inne uwarunkowania przyczyniają się do zapewnienia znaczącego okresu kwitnienia.

Komonica zwyczajna to roślina strączkowa rosnąca bardzo dobrze na glebach gliniastych i jej uprawa nasienna stanowiła zawsze pewien ułamek gospodarki rolnej w dolinie. Dziś już się jej nie uprawia, ale w pełni się znaturalizowała i przy sprzyjających warunkach potrafi rozwinąć się gdziekolwiek , włączając trawniki i nieużytki. Zakwita razem z koniczyną, ale kwitnie przez długi czas. Zatem podobnie do lucerny stanowi potencjalne źródło nektaru w drugiej połowie lata.

Czasami wydaje się, że tylko trzy najważniejsze wydarzenia tworzą tutejszą produkcję miodu. Pierwszym jest dostępność świeżego pyłku z wierzb i czerwonych klonów, która pozwala rodzinom pszczelim rozpocząć na serio wychów czerwiu. Drugi to kwitnienie mniszka, który daje poważny pożytek rozwojowy. I potem nadchodzi letni pożytek. Z żywą uwagą i w wielkim napięciu obserwujemy, jak łąki odrastają po pierwszym pokosie. W niektórych latach wyrasta tam trawa, która z łatwością konkuruje z koniczyną i tłumi jej wzrost. Ale w innych latach trawa prawie całkowicie znika pod naciskiem koniczyny i komonicy, która wkrótce wszędzie zakwita. Czasami nieużytki pozostają zielone przez całe lato, brązowiejąc delikatnie, gdy stara trawa wysycha pod koniec sezonu. Ale w następnym roku to samo pole na całe lato zostanie pomalowane pastelowymi barwami, przejęte przez koniczynę, komonicę i wykę. (Nigdy nie potrafiłem przewidzieć, jaki pod tym względem przyjdzie rok. Czasami myślę, że cała dolina musi przechodzić jakiś rodzaj cyklu azotowego: z powolną wymianą od trawy do roślin strączkowych i z powrotem). Traktory i kosiarki starają się przybyć na miejsce we właściwym czasie, ale często pogoda przerywa tę podobną do wojskowej kampanię – przez zbyt wielką wilgoć lub suszę. Pszczoły mogą zbierać nektar w przerwach pomiędzy deszczami, ale ziemia jest zbyt grząska dla maszyn. Innym razem lucerna zakwitnie w czasie suszy, ale jej łodygi nie wyrosną dość długie, aby stać się wartymi koszenia. Czasami spory odsetek dobrych upraw zostanie zebrany w zaledwie siedem lub osiem dni, w jednym tygodniu, kiedy indziej zbiory zostaną rozłożone na cały sezon. Są takie lata, gdy rodziny pszczele miesiącami wydają się przybierać po pół funta dziennie. Wilgoć, susza, upał, zimno – na ile potrafię ocenić, nie sposób powiedzieć, co powoduje dobry lub zły rok pszczelarski w Dolinie Champlain. Sukcesy urodzaju i klęski nieurodzaju przychodziły zarówno w lata wilgotne, jak i suche. Charlie Mraz kiedyś mi powiedział, że przez pierwsze 20 lat działalności prowadził staranne zapiski pogodowe w nadziei, że rozpozna najlepszy wzór pogodowy dla produkcji miodu. Ale w końcu wyrzucił zeszyt i zdecydował: “Jeśli dobry Bóg odkręci kranik z miodem, będziemy mieć plony. A jeżeli zakręci – to nie”. Jedno wiem na pewno: mało jest w życiu spraw bardziej ekscytujących od produkcji miodu.

Wypas bydła i owiec stanowi podstawę upraw roślin miododajnych w Vermont
Wypas bydła i owiec stanowi podstawę upraw roślin miododajnych w Vermont

W lipcu, gdy wychów matek i tworzenie odkładów zmierza ku końcowi, w harmonogramie pojawia się coraz więcej swobodnych dni. Wspaniale jest obserwować eksplozję rozwoju w pasiece w czerwcu i pierwszej połowie lipca, ale zawsze z wielką ulgą wycofuję się z żelaznego harmonogramu robót i przechodzę do spokojniejszej, i bardziej rutynowej pracy prowadzącej przez następne plony miodu i pszczół aż do pomyślnego zakończenia sezonu jesienią. Teraz mogę spędzić więcej czasu z rodzinami produkującymi miód, starając się właściwie rozprowadzić ostatnie wolne nadstawki miodowe i uprzątając pasieczyska przed miodobraniem.

Najlepszy moment na sprawdzenie nowych matek w odkładach nadchodzi dwa tygodnie od ich utworzenia – o ile wykorzystano do tego matki unasiennione, a trzy tygodnie – jeżeli założono je z matecznikami. To najtrudniejszy moment dla nukleusów, gdy obsiadają najwięcej, jak mogą, zakrytego czerwiu, ale wciąż brakuje młodej pszczoły wygryzającej się po nowej matce. Po zdjęciu daszka na pierwszy rzut oka można ocenić, czy dana rodzinka ma zbyt mało (lub zbyt wiele) dorosłej pszczoły. Obecność zasklepionego czerwiu na jednej lub dwóch średnich ramkach wskazuje na dobre przyjęcie nowej matki. Zwykle wystarcza uniesienie plastra o parę cali. Jeżeli wszystko wygląda w porządku, w tym miejscu nie ma nic do roboty. Zachowaj energię na potem, gdy ul wypełni się nowymi pszczołami i będziesz musiał zdecydować, czy pozwolić im rosnąć na większej przestrzeni, czy też nie. Jeżeli na ramkach nie ma zakrytego czerwiu, nowa matka nie została przyjęta, lub w wypadku matecznika, nie zdołała się unasiennić. Takie rodzinki bada się pod kątem obecności matek nierozczerwionych lub strutowiałych, a następnie łączy z sąsiednią przesuwając podkarmiaczkę ze środka korpusu na bok. Którykolwiek nukleus posiadający starą matkę w tym momencie – niezależnie od naszych wcześniejszych wysiłków podczas tworzenia odkładów – zawsze będzie miał mnóstwo pszczoły i czerwiu we wszystkich stadiach. Pochodzące z niego nadwyżki czerwiu i pszczoły zasilą inne odkłady, za słabe i potrzebujące pomocy. Zwykle pozostawiam te stare matki, jeżeli ich potomstwo dobrze wygląda.

Przegląd rodzin produkcyjnych
Przegląd rodzin produkcyjnych

Przez ułożenie nukleusów po dwa w jednym korpusie, zyskujemy gotowe ustawienie dla zimowli i testujemy możliwie największą liczbę rodzinek użytkując najmniejszą ilość sprzętu. Kiedy po drodze niektóre matki giną, a rodziny słabną, można je połączyć z sąsiednią za zatworem, a korpusy i plastry pozostają w użyciu. Przez rozwijanie w ten sposób wielkiej liczby rodzin, znaczna część pasieki pozostaje w sytuacji mniejszej podatności na szkody wywołane przez warrozę i zwiększa prawdopodobieństwo przetrwania nadchodzącej zimy. Jeżeli oboje rodzice nowej matki dowiedli zdolności przetrwania i rozwoju w sytuacji bez leczenia i innych zabiegów, mamy potencjał doprowadzenia w nadchodzących latach do takiego stanu całej pasieki. W takiej ustabilizowanej pasiece rodziny produkcyjne stanowią stado hodowlane, a rodzinki odkładowe zapewniają wsparcie pozwalające szybko wzmocnić je w kolejnych pokoleniach. Plon w postaci utworzonych latem odkładów pozwoli szybko odbudować pasiekę po poważnych stratach i oczywiście dostarcza cenny towar na sprzedaż wiosną. Nie lubię o tym wspominać, ale jest jeszcze jeden powód produkcji zarówno miodu, jak i pszczół w ciągu lata: z powodu ograniczonej przestrzeni w ulikach rodzinki odkładowe prawie zawsze znajdą wystarczające zasoby, by z powodzeniem utworzyć bezpieczny kłąb zimowy, nawet jeżeli zbiory miodu nie dopisały. Widziałem już takie lata, gdy mimo wszelkich starań nie doszło do miodobrania, ale do tej pory (odpukać w niemalowane) jeszcze nie doświadczyłem porażki ze zbiorem pszczół. Pamiętajcie, że zawsze korzystałem z pszczół dobrze zaadaptowanych i sprawdzonych w lokalnych warunkach, a zdecydowana większość moich nowych matek pochodziła od poprzednich, które dowiodły tego samego.

Rodziny produkcyjne w dobrym roku dla miodu
Rodziny produkcyjne w dobrym roku dla miodu

Po wszystkim ważna uwaga na koniec: w ostatnim tygodniu lipca i pierwszym tygodniu sierpnia nadchodzi dobry moment na tydzień lub dziesięć dni wakacji – po zakończeniu sezonu wychowu matek i przed ostatnim uderzeniem ciepła o tej porze roku, gdy nadchodzi pora miodobrania i ostatniego dłubania w nowych rodzinkach pszczelich.

Kirk Webster

Tekst pochodzi ze strony: http://kirkwebster.com/index.php/7-high-summerthe-main-honey-flow-a-crop-of-honey-and-bees
Przetłumaczony i opublikowany za zgodą autora. Data publikacji oryginału: 2007

The post Notatnik pasieczny cz. 7: Pełnia lata – Główny pożytek nektarowy, zbiory miodu i pszczół first appeared on Wolne Pszczoły.

]]>
Notatnik pasieczny cz. 6: Lato – tworzenie nukleusów i początek głównego pożytku http://wolnepszczoly.netlify.app/notatnik-pasieczny-cz-6-lato-tworzenie-nukleusow-i-poczatek-glownego-pozytku/ Thu, 09 Mar 2017 07:37:52 +0000 http://wolnepszczoly.netlify.app/?p=1412 Kirk Webster Tekst pochodzi ze strony: http://www.kirkwebster.com/index.php/6-summermaking-nucleus-colonies-the-main-honey-flow-begins Przetłumaczony i opublikowany za zgodą autora. Data publikacji oryginału: 2007 Pszczelarstwo w tej części Vermont istnieje prawie tak długo jak europejskie osadnictwo; to znaczy od 1790 roku. Przez ten czas pszczelarze tworzyli większość swoich nowych rodzin w okresie od maja do wczesnego czerwca, czyli podczas naturalnego sezonu rojowego. […]

The post Notatnik pasieczny cz. 6: Lato – tworzenie nukleusów i początek głównego pożytku first appeared on Wolne Pszczoły.

]]>
Kirk Webster

Tekst pochodzi ze strony: http://www.kirkwebster.com/index.php/6-summermaking-nucleus-colonies-the-main-honey-flow-begins
Przetłumaczony i opublikowany za zgodą autora. Data publikacji oryginału: 2007

Pszczelarstwo w tej części Vermont istnieje prawie tak długo jak europejskie osadnictwo; to znaczy od 1790 roku. Przez ten czas pszczelarze tworzyli większość swoich nowych rodzin w okresie od maja do wczesnego czerwca, czyli podczas naturalnego sezonu rojowego. Przed nadejściem ery wyjmowanych ramek robiono to przy pomocy rójek wywoływanych w sprawdzonych, przezimowanych rodzinach trzymanych w pakach lub kłodach. Po wynalezieniu ruchomej ramki oraz opracowaniu technik wychowu matek wielu pszczelarzy na Północy przystąpiło do hodowli własnych królowych. Czytając uważnie stare książki, możecie zauważyć, że jeżeli potrzebowano więcej pszczół, czasami tworzenie nowych rodzinek i wychów matek prowadzono przez całe lato. Kiedy pojawiły się łatwo dostępne matki importowane z Południa, większość pszczelarzy w północnych stanach zmieniła procedurę zakładania nowych rodzin na koniec kwietnia lub maj poddając matki selekcjonowane i wyhodowane w odmiennym środowisku. W połowie XX wieku rodzina Mraz z Vermont zaczęła realizować inny plan: tworzenie na wiosnę silnych odkładów, które miały sobie same wychować królowe. Jednak z powodu krótkiego sezonu pszczelarskiego i związanego z tym wiosennego spiętrzenia licznych prac, często zdarzały się lata, gdy z powodu niekorzystnej pogody nie dało się w maju hodować matek ani robić odkładów. Wraz ze spadkami cen miodu, wielkimi stratami wywołanymi przez roztocza, oraz rozprzestrzenianiem się zafrykanizowanych pszczół w południowych stanach, kwestia selekcji i intensywnego mnożenia pszczół na Północy oraz przejścia na zdrowsze i bardziej lokalne techniki pszczelarskie nabrała wielkiego znaczenia. Wciąż zdarza mi się zrobić trochę odkładów w maju, a nawet tworzę dla nich mateczniki, o ile mam nadwyżki czerwiu do rozprowadzenia, lub miałem wyższe straty zimowe. Jednak w mojej okolicy najlepszym czasem na odkłady i wychów matek jest czerwiec i lipiec.

Przezimowane 16 rodzinek weselnych z 2006 roku
Przezimowane 16 rodzinek weselnych z 2006 roku

Każdego roku moja produkcja matek i odkładów wygląda inaczej, zależnie od wyników zimowli, popytu na pszczoły, matki pszczele i miód. Latem także pojawiają się moi pomocnicy do wyszukiwania matek w ulikach weselnych. Pierwsza, trzecia i piąta seria mateczników zawsze wędruje do ulików na odizolowanym pasieczysku. Po zainicjowaniu ośmiodniowego harmonogramu, w każdym cyklu tworzę 100-200 nowych rodzinek. Czy powstają one na standardowej ramce, czy zmniejszonej, procedura zawsze jest jednakowa. Puste ule odkładowe z podkarmiaczką i przesłoniętym wylotkiem przygotowuję zawczasu i składam na pasieczyskach, które mają zaopatrywać mnie w pszczoły i czerw.

Dobra ramka czerwiu z miodem
Dobra ramka czerwiu z miodem

Wszystkie moje letnie ule odkładowe szykuję tak, jakbym miał ich użyć jako ulików weselnych – innymi słowy z możliwie najmniejszą ilością pszczoły i czerwiu wystarczającą do stworzenia zdrowej i żywotnej rodzinki. Czekając z tymi pracami do lata, optymalizujecie cały proces na wielu poziomach. Stała, ciepła i gorąca pogoda pozwala na zaczęcie odkładu z mniejszą ilością pszczoły. Rodziny zaopatrujące w czerw i pszczoły w tym czasie osiągają optymalną wielkość i gotowość do wykonania odkładów. W drugim tygodniu czerwca każda dobra ramka zasklepionego czerwiu zacznie nową rodzinkę nukleusową. Rodzina, którą w maju można podzielić na 3 do 4, w drugiej połowie czerwca da nam 6 do 10 nowych nukleusów, o ile planujemy ich zimowlę w pojedynczym korpusie odkładowym lub na jeszcze mniejszej przestrzeni. W środku lata dni są długie i dają więcej szans na loty godowe, a w rejonach stacjonowania uli produkujących miód występuje zatrzęsienie trutni.

Dobra ramka krytego czerwiu (czteroletnia matka, 5 lat po zaprzestaniu leczenia)
Dobra ramka krytego czerwiu (czteroletnia matka, 5 lat po zaprzestaniu leczenia)

Pierwsza lub dwie pierwsze serie mateczników służą do założenia rodzinek weselnych w czterodzielnych ulach ze zmniejszoną o połowę ramką. Pamiętacie, że kilka tygodni temu, po wyłapaniu przezimowanych matek i wykorzystaniu ich do wymiany w rodzinach produkcyjnych, pozostały nam spiętrzone te specjalne korpusy z pszczołą. Rodziny, które potrzebowały, dostały korpusy z woszczyną i przeważnie na początku czerwca są one ciężkie od miodu mniszkowego. Przy tworzeniu odkładów każda taka wieża zostaje podzielona i rozebrana aż do dennicy. Korpusy zostają zabrane i złożone na długich ławach, zaraz obok podobnych, utrzymujących gotowe puste ule odkładowe na dogodnej wysokości. Każdy odkład tworzy się z czterech ramek, które układa się kolejno, począwszy od podkarmiaczki: ramka miodowa z pszczołami, dobra ramka zasklepionego czerwiu z obsiadającą pszczołą, następnie albo ramka z pyłkiem/pierzgą, albo z otwartym czerwiem i pszczołą. Czwarta ramka może zawierać węzę lub kolejną ramkę z miodem – zależnie od tego, czy dany odkład zostanie ustawiony w rejonie zasobnym w pożytki, czy też w górach, gdzie zasoby nektarowe są ubogie. Ramki są przeglądane „na szybko”, dostrzeżone matki zostają usunięte. Te tworzące dobre rodziny łapię do klateczek. Większość pozostałych łatwo znaleźć w ulikach, w których pszczoły zniszczyły mateczniki – w pierwszej kolejności trzeba zajrzeć do odkładów przepełnionych pszczołą lotną. Wszelkie pozostałe matki, których wciąż nie udało się namierzyć , zdradza obecność czerwiu we wszystkich stadiach. Podczas wyszukiwania nowych matek przypadki pomylenia młodych ze starymi są bardzo rzadkie.

Korpusy na ławach w trakcie tworzenia nowych odkładów
Korpusy na ławach w trakcie tworzenia nowych odkładów

A teraz sztuczka, która okazała się bardzo pomocna, gdy odstawiałem swoją pasiekę od wszelkich form leczenia: po wydobyciu całego czerwiu, młodej pszczoły i potrzebnego miodu z utworzonych wież, ze spiętrzonych po zimowli czterodzielnych korpusów, pozostaje w nich wciąż mnóstwo ramek z pyłkiem i miodem. Po złożeniu ich z powrotem na stare miejsce, być może z ramką jajek po obu stronach przegrody, dajemy lotnej pszczole miejsce, gdzie może się podziać i utrzymujemy pandemonium niemal na kontrolowalnym poziomie. Jeżeli przywrócimy tym rozbebeszonym rodzinom matki, lub podamy następnego dnia mateczniki, zwykle zdołają się odbudować i pójdą do zimy silne i zdrowe. Zabierając cały czerw usunęliśmy większość roztoczy Varroa, więc jeżeli nie zostaną zarażone z zewnątrz, ponowne zagrożenie pojawi się nie wcześniej niż za rok. Zatem nawet rodziny, które nie radzą sobie zbyt dobrze z warrozą, mogą być przydatne i wydajne w stopniowej drodze do celu, jakim jest porzucenie leczenia. Tak samo postępuję z odkładami zbudowanymi na standardowych plastrach.

Przezimowane cztery mini-nukleusy 2010 rok
Przezimowane cztery mini-nukleusy 2010 rok

Mini-nukleusy stawia się tak samo jak uliki weselne: w odstępach, w długich, nieregularnych liniach przeciętych licznymi punktami orientacyjnymi. Mateczniki podaje się im do trzech dni po ustawieniu. Po utworzeniu jednego, dwóch pasieczysk dla rodzinek na zmniejszonej ramce, wszystkie pozostałe tworzone są już na ramce standardowej. Matki wyłapuję z ulików co 16 dni i sprzedaję lub podaję do nowych odkładów na standardowej ramce. Odkłady po zaopatrzeniu ich w królową, pozostawiam w większości samym sobie. Mają za zadanie przezimować i przetestować nowe matki. Ale nie ma powodu, by nie sprzedać ich jesienią, jeżeli na Południu potrzeba łagodnych pszczół.

Kiedyś, na początku, tworzyłem letnie odkłady na standardowej ramce przez podbieranie po kilka ramek czerwiu z wielu różnych rodzin produkcyjnych. Wkrótce jednak zorientowałem się, że o wiele skuteczniej i wydajniej jest utrzymywać osobne pasieczyska specjalnie do produkcji nukleusów i dzielić całe rodziny na odkłady bez reszty, jak to robiłem z rodzinkami w czterodzielnych ulikach na półramkach. Pasieczyska te, oddalone od siebie zaledwie o kilka kilometrów, pozwalają na transport odkładów w tę i z powrotem pomiędzy sobą w miarę ich tworzenia przez 4-5 tygodni. Wczesnym latem każde takie pasieczysko posiada w jednym rogu 30 dwukorpusowych rodzin i przypomina raczej produkcyjne, z tym, że na pozostałym obszarze ma rozłożone puste palety. Pod koniec sezonu, narożnik, w którym stały pszczoły, jest w większości pusty, a na paletach stoi 150 do 200 odkładów. Nukleusy te tworzy się w ten sam sposób jak rodzinki weselne i podaje odpowiednio matecznik lub unasiennioną matkę z pasieczysk, na których stacjonują uliki ze zmniejszoną ramką. Te pierwsze zestawia się najpierw z dwóch moich korpusów odkładowych na każdej palecie. To pozostawia miejsce, by urosły dalej w sezonie do ośmiu ramek. Odkłady wykonane później ustawiam po cztery korpusy (osiem rodzin) na jednej palecie. Większość z nich pozostanie na czterech ramkach do następnej wiosny.

Zapas nukleusów z poprzedniego lata
Zapas nukleusów z poprzedniego lata

Nektarowanie koniczyny zaczyna się w trakcie procesu tworzenia rodzin odkładowych i kilka dni czerwca pozostaje jeszcze na dodawanie korpusów miodowych w ramach utrzymania kontroli nad pasieczyskami produkcyjnymi. Przeważnie jednak w tym pracowitym i ekscytującym miesiącu koncentrujemy się na rodzinach wychowujących matki oraz przygotowaniu nowej hodowli nukleusów – odkładów składających się z naszych własnych, przetestowanych i dobrze przystosowanych pszczół.

Kirk Webster

Tekst pochodzi ze strony: http://www.kirkwebster.com/index.php/6-summermaking-nucleus-colonies-the-main-honey-flow-begins
Przetłumaczony i opublikowany za zgodą autora. Data publikacji oryginału: 2007

The post Notatnik pasieczny cz. 6: Lato – tworzenie nukleusów i początek głównego pożytku first appeared on Wolne Pszczoły.

]]>
Notatnik pasieczny cz. 5: Wczesne lato – zaczyna się wychów matek http://wolnepszczoly.netlify.app/notatnik-pasieczny-cz-5-wczesne-lato-zaczyna-sie-wychow-matek/ Mon, 09 Jan 2017 19:29:34 +0000 http://wolnepszczoly.netlify.app/?p=1376 Kirk Webster Tekst pochodzi ze strony: http://www.kirkwebster.com/index.php/5-early-summerqueen-rearing-begins Przetłumaczony i opublikowany za zgodą autora. Data publikacji oryginału: 2007 Tak, wiem, że lato oficjalnie nie zaczyna się przed dwudziestym, czy jakoś tak, ale nam tutaj naprawdę cały czerwiec jest potrzebny jako miesiąc letni. Inaczej nasz jedyny ciepły okres będzie trwał zbyt krótko i popadniemy w depresję. Pogodę […]

The post Notatnik pasieczny cz. 5: Wczesne lato – zaczyna się wychów matek first appeared on Wolne Pszczoły.

]]>
Kirk Webster

Tekst pochodzi ze strony: http://www.kirkwebster.com/index.php/5-early-summerqueen-rearing-begins
Przetłumaczony i opublikowany za zgodą autora. Data publikacji oryginału: 2007

Tak, wiem, że lato oficjalnie nie zaczyna się przed dwudziestym, czy jakoś tak, ale nam tutaj naprawdę cały czerwiec jest potrzebny jako miesiąc letni. Inaczej nasz jedyny ciepły okres będzie trwał zbyt krótko i popadniemy w depresję. Pogodę w Vermont określa się jako „11 miesięcy zimy i 30 dni cholernie kiepskich na sanki”. Opis ten pozostawia jednak cokolwiek do życzenia. Na sankach kiepsko się jeździ przez 90 dni, a okres ten zaczyna się pierwszego czerwca.

Jako że z końcem maja prace związane ze sprzedażą pszczół, wymianą królowych i wyrównywaniem siły rodzin zaczynają zwalniać tempo, przenoszę uwagę na pasieczyska do wychowu matek i przygotowania do zakładania nowych rodzin odkładowych. W rzeczywistości pierwsze kroki w tym procesie poczyniłem jeszcze w maju – wybraniem matek reprodukcyjnych, zarządzaniem rodzinami ojcowskimi i przygotowaniem pierwszej grupy rodzin wychowujących. Aktualnie prowadzę pięć do sześciu serii po 250 mateczników, a przekładanie larw w pierwszej partii zaczynam 30 lub 31 maja. Stosuję harmonogram, w którym każda kolejna seria mateczników zaczyna się co osiem dni. W mojej metodzie cały rozwój mateczników odbywa się w tym samym ulu. Gdybym potrzebował ich więcej i w krótszych odstępach, przeszedłbym na dwustopniowy proces oparty o oddzielne rodziny startujące i wychowujące. Możecie znaleźć znakomite opisy wielu takich metod w książce Harry’ego Laidlawa „Współczesny wychów matek pszczelich”. Każdy, kto chce produkować królowe, powinien tę książkę posiadać.

Moja metoda wywodzi się z książki Brata Adama pt. „Moja gospodarka pasieczna” (kolejna lektura obowiązkowa dla wszystkich pszczelarzy) i dopasowana jest do wyposażenia uli systemu Langstrotha. Przez ostatnie cztery lata poczyniłem parę zmian, aby produkować dobre mateczniki w rodzinach, które nie były leczone i przy stałej obecności roztoczy Varroa. Harmonogram ośmiodniowy w połączeniu z tą metodą pozwala na rozłożenie pracy i ryzyka, a daje niezawodne rezultaty. Prawie nigdy nie przeszkadzają mi okresy kiepskiej pogody. Od czasu, gdy zastosowałem ten sposób pierwszy raz w 1985 roku, zawsze uzyskiwałem porządne mateczniki na zaplanowany dzień. Straciłem w całości tylko jedną serię – podczas nieprzerwanej, dwutygodniowej słoty w 2000 roku. Hodowla dodatkowych mateczników w każdej partii i wybór pełni lata na wychów matek również pomaga w osiągnięciu sukcesu na wysokim poziomie.

Mateczniki – przyszłość pasieki
Mateczniki – przyszłość pasieki

 Na toczku, na którym hoduję matki, utrzymuję trzydzieści do czterdziestu rodzin dedykowanych do wychowu. Każda z nich wywodzi tylko jedną partię, więc stopniowo podążam przez pasieczysko używając w każdej serii od czterech do ośmiu rodzin. Dostają kratę odgrodową i miodnię zależnie od potrzeby, za to rodnią wszędzie zarządzam identycznie, niezależnie od liczby nadstawek nad nią. Grupy użyte do ostatnich partii mateczników pochodzą z założonych tej wiosny rodzin odkładowych – więc nie osiągają szczytu populacji do momentu, kiedy ich potrzebuję, czyli w końcu czerwca lub na początku lipca. Na pasieczysku znajduje się też dwanaście do dwudziestu rodzin zarodowych, w specjalnych ulach z pionowymi kratami odgrodowymi. Ich nadwyżki czerwiu i pszczół w razie potrzeby zasilają rodziny wychowujące.

Dziesięć dni przed planowanym przekładaniem larw upewniam się, że każda rodzina w wybranej grupie ma siłę dwóch korpusów i posiada czerw we wszystkich stadiach. Nie może też być w trakcie przygotowań do rójki. Królową należy znaleźć i podać lub strząsnąć do dolnego korpusu, a następnie umieścić pomiędzy dwoma korpusami rodni kratę odgrodową. Ten etap nazywam „Ustawienie”.

Szóstego dnia po Ustawieniu idę do rodzin zarodowych, których matki zostały odizolowane na trzech ramkach przez pionową kratę odgrodową. Zwykle zabieram ramkę z zasklepionym czerwiem na drugą stronę izolatora, a daję czysty, pusty plaster, lub inny z tej samej rodziny, na którym pszczoły wygryzają się już od paru dni. W dniu przekładania te plastry będą pełne 12-24-godzinnych larw. Można będzie je łatwo rozpoznać i pobrać, nawet w deszczowe dni. Ten etap prac nazywam „Szykowanie hodowli”.

Dziewiątego dnia po Ustawieniu sprawdzam górny korpus rodni (przyszłej rodziny wychowującej, ponad kratą odgrodową – przyp.tłum.) i niszczę wszystkie znalezione komórki matecznikowe. W tym celu trzeba strząsnąć co poniektóre pszczoły, aby mieć pewność, że niczego nie przeoczono. Usuwam dwie ramki miodowe i na środku gniazda umieszczam ramkę ze świeżo zebranym pyłkiem. Na ile potrafię powiedzieć, jednym z sekretów wychowu dobrych mateczników jest umieszczenie ramki z pyłkiem zaraz obok ramki z matecznikami. Pyłek musi być świeżo zapakowany do komórek, bez błyszczącej warstewki miodu nad nim. Zbieram takie ramki podczas szykowania odkładów, ale w tym wypadku należy się też upewnić, że nie ma na nich jajek ani otwartego czerwiu. Zwykle biorę pusty plaster i napełniam go w 2/3 po jednej stronie obnóżami zebranymi przez moje poławiacze pyłku. Wkładam taką ramkę bardzo ostrożnie, aby ziarenka nie wypadły z komórek. Następnego ranka wszystkie obnóża, które wypadły z komórek, znajdą się już poza ulem. Reszta zostanie zapakowana do plastra, gotowa do użycia przez pszczoły-karmicielki. Ostatnie, co zostało do zrobienia tego dnia, to zakarmienie rodzin wychowujących, jeżeli w danym czasie nie ma pożytku. Nazywam ten dzień „Przygotowanie”.

Następny dzień to „Przekładanie larw”. Z samego rana każda rodzina wychowująca zostaje przygotowana nastepująco: dolny korpus rodni z matką i czerwiem we wszystkich stadiach (macierzak) zabieram i stawiam obok na koźle. Górny korpus rodni („Przygotowany” dzień wcześniej) kładę na nowej dennicy, na starym miejscu. Teraz nazywa się on „rodziną wychowującą”. Obok ramki z pyłkiem znajduje się miejsce, do którego wkładam ramkę hodowlaną z trzema rzędami (łącznie 48 sztuk) plastikowych komórek do wypolerowania przez pszczoły przed przekładaniem zaplanowanym na popołudnie. Cztery do sześciu ramek pszczół strząsam z macierzaka do rodziny wychowującej. Robię to po odnalezieniu i odizolowaniu matki, albo przesypuję pszczoły przez kratę odgrodową.

Przy okazji wytrząsania jedną ramkę z macierzaka należy usunąć i zastąpić ramką z miodem. Ramka do usunięcia powinna zawierać czerw otwarty, do zasklepienia w ciągu następnych 6-7 dni. Gdy każda rodzina wychowująca zostanie przygotowana, te ramki można włożyć do pustego korpusu, aż zgromadzi się ich tam cztery sztuki. Następnie okrywamy je dwiema ramkami z miodem i cały korpus stawiamy powyżej kraty odgrodowej na jakiejkolwiek innej rodzinie na toczku, która rośnie zbyt szybko i może się podzielić nadmiarem młodej pszczoły. Wrócimy do niego za kilka dni.

Wszystkie nadstawki należy teraz przywrócić na rodzinę wychowującą, a podkarmiaczkę napełnić w razie potrzeby. Macierzak, przykryty, z zamkniętym siatką wylotkiem, pakuję na ciężarówkę. Gdy cała grupa rodzin wychowujących zostanie tak obsłużona, macierzaki wywożę w inne miejsce. Aktualnie pozwalam większości z tych rodzin odbudować siłę przez około trzy tygodnie, a potem używam ich pszczoły i czerwiu do tworzenia nowych odkładów.

Po obiedzie wracam do rodzin wychowujących i przekładam larwy do komórek matecznikowych wypolerowanych przez pszczoły przez ostatnie parę godzin. Pamiętamy, że rodziny zarodowe dostały wcześniej puste plastry, więc teraz mamy mnóstwo 12-24-godzinnych larw łatwych do odnalezienia. Rodziny wychowujące mają świeży pyłek i odsklepiony miód lub syrop. Mrowią się od pszczół-karmicielek, ale nie mają ani królowej, ani otwartego czerwiu. Zaledwie parę godzin po odebraniu im matki są już zdesperowane i jeśli tylko dostaną odrobinę syropu do codziennej pracy, będą budować wspaniałe mateczniki nawet podczas najzimniejszej i deszczowej pogody. Tak samo będą budować podczas silnego wziątku – co nie wydarza się przy stosowaniu innych popularnych metod. Większość sposobów wywodzenia matek działa najlepiej podczas słabego lub średniego wziątku, gdy rodziny przybierają zaledwie do kilograma na dobę.

Narzędzie do przekładania larw wykonane własnoręcznie z drutu do prasy belującej
Narzędzie do przekładania larw wykonane własnoręcznie z drutu do prasy belującej

Teraz opiszę etap, który dodałem, gdy zacząłem wywodzić mateczniki w rodzinach nie leczonych: dwa dni po Przekładaniu larw wracam do rodzin utrzymujących na górze te nadmiarowe ramki z czerwiem i miodem, które tam ustawiłem w dniu Przekładania larw. Do teraz mnóstwo młodej pszczoły przebiegło przez kratę odgrodową by karmić czerw i go zasklepiać. Na drugi dzień po Przekładaniu larw zabieram ten korpus i zwracam po jednej ramce czerwiu do zasklepienia, wraz z obsiadającą pszczołą, do każdej rodziny wychowującej. Strząsam też pszczoły z ramek miodowych. W ten sposób mateczniki mają optymalny start, gdzie w pierwszych, krytycznych godzinach całe mleczko pszczele pójdzie do mateczników. Następnie pojawi się trochę dodatkowej pszczoły dla dokończenia pracy, a czerw robotnic przywabi roztocza Varroa z mateczników tuż przed zasklepieniem. Czytałem, że roztocza Varroa nie zarażają królowych pszczelich, ale najwyraźniej mój specjalnie selekcjonowany szczep nie nauczył się czytać i gdy zaniedbam ten krok, mogę je znaleźć także w komórkach matecznikowych. Jeżeli metodę tę zastosować w 8-dniowym harmonogramie wychowu matek, to dzień ten wypada razem z pobieraniem mateczników z poprzedniej serii, więc można te prace wygodnie połączyć. W ogóle najlepiej pracować tyle, ile to konieczne, by wyhodować mateczniki najwyższej jakości. Cała przyszłość waszej pasieki zależy od nich, więc ścinanie zakrętów na tym etapie wydaje się bardzo krótkowzroczne. W ostatniej dekadzie wielu pszczelarzy zapłaciło wielką cenę za nauczkę, że niechlujnie wywiedzione mateczniki i matki (lub wychowane w niezdrowym środowisku) są gorzej niż bezużyteczne. Zawsze planujcie wychów większej liczby mateczników niż rzeczywiście potrzebujecie. Nawet najdoświadczeńsi i najzdolniejsi pudłują, gdy Natura wypuszcza dobrze podkręconą piłeczkę. Sztuczka polega na tym, by zawsze uderzać mocno i nie wybijać na aut.

Przez pięć dni po Przekładaniu larw rodziny wychowujące powinny być karmione na wypadek przerwy w pożytku i głodu. Na dziesiąty dzień po przekładaniu mateczniki zabiera się i wkłada natychmiast do rodzinek odkładowych. Wewnątrz transportówki zapisuję pochodzenie każdej grupy mateczników, jak również tożsamość nukleusów, które je otrzymają. Rodzina wychowująca (po sprawdzeniu tej ostatniej, dodanej ramki z czerwiem w poszukiwaniu „dzikich” mateczników) dostaje swój matecznik i ma spokój na trzy tygodnie, do czasu sprawdzenia czerwienia nowej matki. Zaraz po zakończeniu budowy mateczników rodziny te są bardzo silne i nie mają czerwiu do wykarmienia. W pierwszych dwóch tygodniach mogą zgromadzić mnóstwo miodu, jeżeli trwa pożytek. W następnych czterech tygodniach ich potencjał produkcji nadwyżek miodu bardzo spada – większość pszczoły potrzeba do budowy nowej rodni. Po zakończeniu tej pracy ich produktywność znowu wzrasta. Przez cały ten czas pasieczysko hodowlane posiada rodziny w różnych stadiach produkcji, więc jako całość potrafi skorzystać na każdym pożytku, jaki akurat przebiega. Ogólna średnia produkcji miodu jest bardzo dobra, a licząc z dodatkowymi rodzinami utworzonymi w procesie budowania mateczników są to najproduktywniejsze rodziny w pasiece. Przerwa w czerwieniu zatrzymuje rozwój warrozy i nawet z matkami unasiennionymi z wolnego lotu, poza izolowanym trutowiskiem, większość z rodzin wychowujących przeżywa zimę i ma zdrowy kłąb następnej wiosny, by zacząć cykl od nowa.

Mateczniki w pudełku do przewozu na pasieczyska weselne
Mateczniki w pudełku do przewozu na pasieczyska weselne

Oto jak działa harmonogram ośmiodniowy, gdyby ktoś chciał spróbować wychowu mateczników w kolejnych seriach. Byłoby świetnie mieć harmonogram siedmiodniowy i dopasować go do dni tygodnia, ale to tworzyłoby 14-dniowy odstęp na łapanie matek z ulików weselnych, a to za mało czasu, szczególnie dla pszczół Primorskich. Poniżej różne prace, które wykonuję w ośmiodniowym harmonogramie:

  1. Ustawienie
  2. Przygotowanie
  3. Przekładanie larw
  4. Łapanie matek
  5. Pobieranie mateczników
  6. Szykowanie hodowli

(Dni 6. i 8. są wolne od prac przy wywodzeniu matek. Jestem pewien, że znajdziecie sobie coś do roboty!)

Zacznijcie kalendarz w taki sposób: najpierw zdecydujcie, kiedy chcecie przekładać pierwszą serię mateczników. Dajcie tego dnia znaczek „3/1”. Liczba w liczniku oznacza numer pracy do wykonania tego dnia (Przekładanie larw). Liczba w mianowniku numeruje serię mateczników (pierwsza w tym wypadku). Następnie odliczcie do tyłu 10 dni na kalendarzu i postawcie znacznik „1/1”. To będzie początek sezonu wychowu matek – tego dnia wykonujecie Ustawienie pierwszej grupy rodzin wychowujących. Po tej dacie ośmiodniowy harmonogram prac powtarza się, jak długo planujecie produkować mateczniki i matki.

Kalendarz wychowu matek z harmonogramem 8 dni
Kalendarz wychowu matek z harmonogramem 8 dni

Spójrzmy teraz na mój kalendarz z maja i czerwca 2006 roku, by zobaczyć, jak to działa. Zapisuję numerki tylko tam, gdzie jest rzeczywiście jakaś praca do wykonania. Mój sezon wychowu matek zaczyna się 20 maja, kiedy Ustawiam pierwszą grupę rodzin wychowujących. Sprawy najpierw idą powoli i nie ma więcej prac do wykonania do 26 maja, gdy podaję puste plastry rodzinom zarodowym (Szykowanie hodowli). 28 maja Ustawiam drugą grupę rodzin wychowujących. 29 maja Przygotowuję pierwszą grupę rodzin wychowujących i następnego dnia Przekładam do nich larwy. W miarę upływu czasu harmonogram się wypełnia, i jak widać, do 26 czerwca Szykuję hodowlę dla serii nr 4, Ustawiam serię nr 5, Przygotowuję i Przekładam larwy serię nr 4, Łapię matki z serii nr 1 i Pobieram mateczniki z serii nr 3. W lipcu, po ostatnim przekładaniu larw, harmonogram stopniowo wygasa, by na początku sierpnia pozostało mi wyłapanie lub sprawdzenie ostatniej serii matek.

To wszystko wygląda i brzmi bardzo skomplikowanie, ale przypomina rachunek różniczkowy: wystarczy raz zrozumieć, jak to przebiega i gotowe. W praktyce sprawdza się to znakomicie. Praca przebiega stabilnie bez względu na pogodę. Pozostaje dość czasu, by nadążyć za rodzinami produkującymi miód i zrobić jeszcze parę innych rzeczy. W następnym miesiącu spojrzymy na rodzinki odkładowe, które otrzymają wyprodukowane przez nas mateczniki.

Kirk Webster

Tekst pochodzi ze strony: http://www.kirkwebster.com/index.php/5-early-summerqueen-rearing-begins
Przetłumaczony i opublikowany za zgodą autora. Data publikacji oryginału: 2007

The post Notatnik pasieczny cz. 5: Wczesne lato – zaczyna się wychów matek first appeared on Wolne Pszczoły.

]]>
Notatnik pasieczny cz. 4: Wiosna – coraz więcej zajęć http://wolnepszczoly.netlify.app/notatnik-pasieczny-cz-4-wiosna-coraz-wiecej-zajec/ Mon, 19 Dec 2016 11:41:53 +0000 http://wolnepszczoly.netlify.app/?p=1353 Kirk Webster Tekst pochodzi ze strony: http://www.kirkwebster.com/index.php/4-springthings-are-getting-busy Przetłumaczony i opublikowany za zgodą autora. Data publikacji oryginału: 2007  Ostatnie dwa tygodnie kwietnia i pierwszy tydzień maja to krytyczny, ale i interesujący okres w pasiece, która przeprowadza przez zimę mnóstwo rodzin odkładowych. Najbardziej obiecujące, przezimowane matki mają jeszcze w czerwcu, przed początkiem głównego pożytku, zostać poddane w […]

The post Notatnik pasieczny cz. 4: Wiosna – coraz więcej zajęć first appeared on Wolne Pszczoły.

]]>
Kirk Webster

Tekst pochodzi ze strony: http://www.kirkwebster.com/index.php/4-springthings-are-getting-busy
Przetłumaczony i opublikowany za zgodą autora. Data publikacji oryginału: 2007

 Ostatnie dwa tygodnie kwietnia i pierwszy tydzień maja to krytyczny, ale i interesujący okres w pasiece, która przeprowadza przez zimę mnóstwo rodzin odkładowych. Najbardziej obiecujące, przezimowane matki mają jeszcze w czerwcu, przed początkiem głównego pożytku, zostać poddane w rodzinach produkcyjnych. Najlepszy moment do oceny rodzin, które przetrwały zimę, oraz do wyznaczenia potencjalnych matek zarodowych wypada pod koniec kwietnia i na początku maja. Zwykle zaczynam od rodzin produkcyjnych, gdzie mam nadzieję znaleźć matki reprodukcyjne do dalszego pomnożenia – najważniejsze królowe w pasiece. Pamiętacie mój esej z zeszłego roku: kolorowymi pineskami oznaczam, kiedy dana rodzina otrzymała nową matkę i jakiego pochodzenia. Matki biorę z odizolowanego pasieczyska i przycinam im skrzydełko. Muszą mieć co najmniej 20 miesięcy i spędzić całe życie wśród pszczół nieleczonych, żyjących na niezanieczyszczonym lekarstwami wosku przynajmniej od 2002 roku. Pierwszą zimę spędziły w ulach odkładowych, a następnie, w roku 2006, otrzymały możliwość zbudowania rodziny produkcyjnej, która dała dobry plon miodu. Matka, aby stać się zarodową, musi „zdać” taki egzamin i po swojej drugiej zimie wciąż zapewniać zdrową, pełną życia rodzinę. Wiosną 2004 roku zdołałem znaleźć zaledwie jedną królową z kwalifikacjami do hodowli – córkę z matki SMR (Supressed Mite Reproduction, dziś nazywane VSH – Varroa Sensitive Hygiene), którą pozyskałem z Glenn Apiaries. W roku 2005 miałem trzy matki reprodukcyjne z przezimowanych rodzin produkcyjnych. Dopiero w 2006 roku mogłem przebierać w matkach reprodukcyjnych. Co ciekawe, w tym czasie trudno już było znaleźć reproduktorkę spośród linii SMR – moje inne rodziny zyskiwały na sile, gdy te z SMR stopniowo upadały. (Nie należy z tego wyciągać pochopnych wniosków: wszystkie moje rodziny SMR pochodziły od zaledwie dwóch matek o czystych cechach SMR. To o wiele za mało do oceny całego programu hodowlanego.)

Mini-nukleusy z zapisanymi na daszkach i ściankach oznaczeniami
Mini-nukleusy z zapisanymi na daszkach i ściankach oznaczeniami

Jeżeli nie zdołam znaleźć wystarczającej liczby reproduktorek wśród rodzin produkcyjnych, muszę wrócić do przezimowanych odkładów i użyć matek tylko częściowo przetestowanych. Tak właśnie utrzymywałem wszystkie swoje rodziny w pierwszych, brutalnych etapach procesu selekcji. Metoda wydaje się racjonalna, jako że pasieka rok po roku zyskiwała na sile i odporności.

Wróćmy do przezimowanych odkładów. W ciągu jednego, dwóch dni ostatniego tygodnia kwietnia staram się wszystkie obejść i nadać każdej pozycję w rankingu. To jedna z najciekawszych prac w roku. Wszystkie te matki są w tym samym wieku i bardzo jasno widać, które rodziny wyszły silniejsze ze swojego pierwszego, surowego egzaminu. Po prostu zapisuję na ulu ołówkiem stolarskim numer oznaczający wielkość kłębu. Odsłaniając rożek worka na ziarno, który służy mi jako powałka, mogę zdobyć 90% wiedzy istotnej na ten moment. Zaglądam głębiej tylko wówczas, gdy spodziewam się jakiegoś problemu, lub dostrzegam w rodzinie potencjał do dalszej hodowli, czy przekształcenia w rodzinę ojcowską.

Aby sprawdzić stan rodziny, wystarczy uchylić rożek powałki
Aby sprawdzić stan rodziny, wystarczy uchylić rożek powałki

Chociaż nie planuję przekładania larw w większej liczbie przed końcem maja, podczas pierwszej ładnej, wiosennej pogody, przy wziątku pyłkowym z klonów i wierzb, muszę znaleźć potencjalne rodziny ojcowskie. Jeżeli przekładanie larw ma się rozpocząć 31 maja, matki rodzin ojcowskich muszą czerwić na plastrach trutowych już około 10 maja. Pamiętajcie, że jeżeli stosujecie metodę izolowanego unasienniania ze względnie niewielką liczbą rodzin ojcowskich, wasze matki unasienniają się nie z pszczołami tworzącymi rodziny ojcowskie, a z ich matkami. Używając niektórych przezimowanych nukleusów do wychowu trutni, zawsze unasienniam nowe serie matek z niektórymi z moich matek reprodukcyjnych z roku poprzedniego. Podczas wiosennej oceny poprzednich rodzin hodowlanych staram się znaleźć cztery najlepsze (z czterech różnych linii genetycznych), które nie dokonały cichej wymiany i nadal mają zdrowe, żywotne królowe, które przeżyły trzecią zimę. Jeżeli to możliwe, staram się wyznaczać daną rodzinę do hodowli trutni tylko raz na cztery lata. Dwadzieścia cztery odkłady z córkami z tych czterech wybranych matek zostaną rodzinami ojcowskimi w bieżącym sezonie.

W pierwszej dekadzie maja mniszek zwykle już kwitnie, a ja podaję pierwszy plaster trutowy, gdy rodzina ojcowska wciąż jeszcze pozostaje w jednym korpusie. Używam starych plastrów z komórkami trutowymi zajmującymi co najmniej połowę jednej strony. Zapewniam odpowiednią siłę rodziny (w razie potrzeby dodaję pszczół i czerwiu), gdy kładę plaster trutowy w środku gniazda. W tym czasie obserwuję rodziny ojcowskie o wiele uważniej niż pozostałe w pasiece – szczególnie, jeżeli trwa dobry wziątek z mniszka. Od siedmiu do piętnastu dni po podaniu pierwszego plastra trutowego, przewożę rodziny ojcowskie na trutowisko i stawiam na korpusie zawierającym siedem ramek zasklepionego, płynnego miodu oraz trzy ramki suszu, z których jedna zawiera komórki trutowe. Dziesięć, dwadzieścia dni później dodaję na górę trzeci korpus z odrobiną miodu, suszem i kolejną ramką trutową. Taka kombinacja zapewnia matkom rodzin ojcowskich właściwą przestrzeń i zapasy, by utrzymać czerwienie na trutnia w odpowiednim czasie, bez względu na pogodę, czy inne skrajne uwarunkowania. Po dodaniu trzeciego korpusu rodziny ojcowskie wymagają już bardzo niewiele uwagi.

Wyprzedziłem nieco sprawy. Musimy wrócić do doliny, gdzie zaczynają się prawdziwe prace wiosenne. Pod koniec kwietnia i na początku maja, po przeliczeniu i ponumerowaniu rodzin, na dobre rozpoczynają się stałe prace na pasieczyskach. To niesamowity okres w roku, gdy zawsze przychodzi taki dzień, że kładziemy się spać zmartwieni, czy biedne pszczółki sobie poradzą, a budzimy się następnego ranka, by stwierdzić, że znalazły się już całkowicie poza wszelką kontrolą. Nukleusy trzeba przewieźć na najbardziej ich potrzebujące pasieczyska, a rodzinom produkcyjnym wymienić matki i wyrównać siłę. Te prace idą stale, świątek-piątek, niezależnie od pogody przez cały pożytek mniszkowy, który przebiega mniej więcej od 1 do 25 maja.

Nukleusy na pace auta
Nukleusy na pace auta

Gdy proces się rozpocznie, ogólny plan polega na codziennym transporcie jednego ładunku nukleusów, a następnie resztę dnia spędzam na wyrównywaniu siły, wymianie matek i poszerzaniu przestrzeni w rodzinach produkcyjnych na ich pasieczyskach. Oczywiście pogoda odgrywa ważną rolę w ustalaniu porządku prac. Jeżeli dzień jest ciepły i słoneczny, można wymienić wiele matek i wykonać wiele innych prac. Jeżeli jest chłodno i mokro, cały dzień przewożę rodziny nukleusowe, by mieć więcej czasu, gdy pogoda się poprawi.

Nukleusy przewozi się na toczki produkcyjne dla wyrównania zimowych strat, na pasieczyska, z których odbywa się sprzedaż oraz do miejsc przygotowanych do produkcji następnego plonu rodzin odkładowych. Po dokonaniu rankingu łatwo jest zajmować się nimi i przenosić we właściwym porządku, zaczynając od najsilniejszych. Kolorowe pineski na ulu ukazują w skrócie sytuację rodzin i pozwalają je przekierować do odpowiednich miejsc.

Utrzymuję stale jeden toczek z byłymi rodzinkami weselnymi przywiezionymi późnym latem z odizolowanego pasieczyska. Na wiosnę znajduje się tam czwarta, czy trzecia część z moich najwartościowszych nowych matek, których nie chcę stracić. Używam ich do wymiany królowych w rodzinach produkcyjnych lub do poddania w odkładach utworzonych z tych rodzin.. Zawsze spędzam parę dni po prostu łapiąc i usuwając jak najwięcej niepożądanych matek. Na trzeci dzień wyłapuję potrzebną liczbę matek z rodzinek weselnych, przycinam im skrzydełko, wkładam do klateczki z paroma robotnicami towarzyszącymi i robię korek z ciasta. Przewożę je w specjalnym pudełku, w którym w łatwy sposób mogę się orientować,z których rodzin pochodzą. Najsłabsze z wyłapywanych matek pozostawiam w ulikach i łączę z osieroconymi rodzinkami. W ciągu paru tygodni te „wieże” dostarczą pszczoły i czerwiu dla tegorocznego izolowanego trutowiska. Te „słabe” królowe błyskawicznie odbudowują rodziny, gdy tylko do ich rodzin doda się mnóstwo młodych pszczół, czerwiu i trutni. Młody czerw trutowy przenosi przecież geny zeszłorocznych matek reprodukcyjnych. Po wykonaniu tej pracy klateczki z królowymi zabieram prosto do osieroconych rodzin produkcyjnych i wciskam pomiędzy ramki na górze gniazda. Od czasu, gdy zaprzestałem leczenia pszczół, nie sądzę, abym podczas mniszkowego wziątku kiedykolwiek utracił matkę stosując tę procedurę. Każda rodzina zostaje oznaczona kolorem ukazującym pochodzenie nowej matki.

Pudełko do przewozu matek posegregowanych wg pochodzenia
Pudełko do przewozu matek posegregowanych wg pochodzenia

Wykonuję te prace co roku, ale wciąż mam nowe doświadczenia, zależnie od pogody, kondycji pszczół, zapotrzebowania na odkłady, matki i miód. Siła tego systemu i jego odporność bierze się z wielkiej elastyczności i wysokiej produktywności w przeliczeniu na korpus. W kwietniu i maju można zdecydować o przeznaczeniu większej ilości pszczół na sprzedaż, lub przekierowaniu zasobów na produkcję miodu, czy wychów matek. Po zimie, która pociągnęła za sobą małe straty, prace wiosenne przypominają wyścig, by zdążyć ze sprzedażą klientom wszystkich przezimowanych odkładów i zapewnić wystarczającą ilość miejsca pozostałym rodzinom. Jeżeli straty zimowe są spore, na wiosnę zarabiam mniej, ale mam więcej czasu dla każdej rodziny, która przetrwała. Mogę też wykonać wiele prac niemożliwych w innych latach. Jeżeli zmierzacie w stronę całkowicie nie leczonej pasieki, rodziny, które przetrwały trudną zimowlę, stanowią podstawę o wiele większego sukcesu w przyszłości. Niesamowita liczba nowych rodzin może powstać tylko dzięki utrzymywaniu wszystkich rodzin na jednym korpusie podczas mniszkowego wziątku i zabieranie im ramek z nakropem oraz tych z zasklepionym czerwiem i obsiadającą pszczołą, kiedy tylko zaczynają się tłoczyć. Jeżeli zaczynacie te nowe rodzinki dając im mateczniki, wiele roztoczy Varroa w zasklepionym czerwiu zdąży się zbyt zestarzeć, aby utrzymać zdolność reprodukcji, zanim pojawi się nowy czerw do zarażenia. Taki plan stanowi wykonalną metodę redukcji porażenia warrozą dla całej pasieki. Nawet tutaj, gdzie główny wziątek zaczyna się w czerwcu, uzyskiwałem dobre wyniki produkcji miodu z tych nowych matek ograniczając je do jednego korpusu i dodając nadstawki nad kratą odgrodową. Po odebraniu miodu stawiam pustą półnadstawkę pod każde gniazdo i te rodziny zwykle zaskakują mnie zbierając prawie cały niezbędny zapas zimowy po 15 września. Pszczoły Primorskie oszczędziły mi ogromną ilość czasu i pieniędzy przez samodzielne gromadzenie jesienią całego swojego zimowego zapasu. Na wiosnę mogą mieć one znacznie mniejszy kłąb niż potrzebują pszczoły włoskie, a przecież jeszcze wypracują dobry zbiór miodu.

Oznaczenie nukleusów kolorowymi pineskami
Oznaczenie nukleusów kolorowymi pineskami

Mała seria mateczników na początku maja może zdziałać cuda, ale generalnie nie polecam przekładania dużych partii larw aż do samego końca maja i początku czerwca. Pogoda temu nie sprzyja, a jest wiele innych prac do wykonania w tym czasie. Skorzystaj z maja, aby wzmocnić swoje przezimowane odkłady, wybrać matki reprodukcyjne i rodziny ojcowskie oraz poszerzyć rodziny produkcyjne suszem i paroma ramkami starego miodu jako rezerwą. Jeżeli dobrze nimi zarządzisz w maju, rodziny te wymagają naprawdę niewiele uwagi przez resztę sezonu – tylko dostawiania korpusów i odbioru miodu. Najlepszy czas na hodowlę nowych matek przyjdzie wystarczająco szybko – w czerwcu i lipcu.

Kirk Webster

Tekst pochodzi ze strony: http://www.kirkwebster.com/index.php/4-springthings-are-getting-busy
Przetłumaczony i opublikowany za zgodą autora. Data publikacji oryginału: 2007

The post Notatnik pasieczny cz. 4: Wiosna – coraz więcej zajęć first appeared on Wolne Pszczoły.

]]>
Notatnik pasieczny cz. 3: Wczesna wiosna – odwijanie i ocena rodzin http://wolnepszczoly.netlify.app/notatnik-pasieczny-cz-3-wczesna-wiosna-odwijanie-i-ocena-rodzin/ Thu, 24 Nov 2016 19:33:10 +0000 http://wolnepszczoly.netlify.app/?p=1321 Kirk Webster Tekst pochodzi ze strony: http://kirkwebster.com/index.php/3-early-springunpacking-and-evaluating-colonies Przetłumaczony i opublikowany za zgodą autora. Data publikacji oryginału: 2007 Słyszy się wokół, że „kwiecień zdecydowanie jest najokrutniejszym z miesięcy”. W tym czasie możemy spędzić na powietrzu cały dzień grzejąc się w promieniach słońca, a następnego poranka zobaczyć za oknem wichurę i śnieg głęboki na 30cm. W rzeczywistości, […]

The post Notatnik pasieczny cz. 3: Wczesna wiosna – odwijanie i ocena rodzin first appeared on Wolne Pszczoły.

]]>
Kirk Webster

Tekst pochodzi ze strony: http://kirkwebster.com/index.php/3-early-springunpacking-and-evaluating-colonies
Przetłumaczony i opublikowany za zgodą autora. Data publikacji oryginału: 2007

Słyszy się wokół, że „kwiecień zdecydowanie jest najokrutniejszym z miesięcy”. W tym czasie możemy spędzić na powietrzu cały dzień grzejąc się w promieniach słońca, a następnego poranka zobaczyć za oknem wichurę i śnieg głęboki na 30cm. W rzeczywistości, z powodu ekstremalnych temperatur, pierwszy tydzień kwietnia odstaje od skrajnych temperatur rocznych tylko o 18 stopni Celsjusza (10 stopni Fahrenheita).

Staram się pracować w tym okresie i powoli rozkręcać do pracy przy pszczołach w pasiece, przez stopniowe odpakowywanie uli z zimowych owijek, pobieżne sprawdzanie wielkości kłębów i zapisywanie położenia najlepiej rokujących rodzin w każdej linii matecznej . Zwykle jest zbyt grząsko na dojazd do wielu pasieczysk, więc początki są powolne. Muszę wynosić owijki zimowe ręcznie, lub składać je na miejscu i zabezpieczać przed niepogodą. Najgorszy moment w roku – przynajmniej z punktu widzenia pszczół – nadchodzi mniej więcej po odpakowania ostatniego ula. Wtedy właśnie zapada ostateczny wyrok i można gołym okiem zobaczyć wyniki swojej gospodarki pasiecznej. Po ciężkiej zimie lub poważnych zimowych stratach może to wyglądać dość przygnębiająco. Obawiam się, że wielu pszczelarzy nie byłoby pod wrażeniem nawet tego, co ja oceniam jako niezłe wyniki zimowli, gdyby spoglądali na nie na początku kwietnia. Kłęby są bardzo małe, a pasieczyska wydają się opustoszałe. Ja wiem jednak swoje i nie daję się zniechęcić – nawet gdy moje straty zbliżają się do 50%. Jeżeli w większości rodzin, które przetrwały zimowlę, znajdują się młode, sprawdzone matki, dodatkowe zaś w przezimowanych ulikach weselnych, a mam możliwość wyhodowania w razie potrzeby paru nowych, wczesnych mateczników, pasieka wciąż posiada ogromny potencjał odbudowy i produkcji nadwyżek miodu oraz pszczół, jak tylko pogoda się poprawi. Do nadejścia świdraczka pszczelego doświadczyłem może czterech lub pięciu wiosen ze stratami na poziomie 50%. Zwykle martwiłem się, co ja zrobię z tymi wszystkimi korpusami z suszem, miodem i węzą upakowanymi w magazynie. Teraz gdy kwietniowe ulewy bębnią o dach, drepczę nerwowo licząc ciągle od nowa, czy mi ich wystarczy. Nawet gdy stracę połowę swoich rodzin podczas zimy, ciągle mogę sprzedać trochę pszczół na wiosnę i odbudować pasiekę do pierwotnego rozmiaru.

Upadła pasieka
Upadła pasieka

Być może moje zbiory miodu się zmniejszą przez te zabiegi, ale ogólna produkcja pozostanie w równowadze. Nawet kiedy eliminowałem leczenie pszczół z mojej pasieki i miewałem wówczas poważne straty, tylko jednego roku nie udało mi się wygospodarować pszczół do sprzedaży. Mój średni zbiór z ula na przestrzeni dekady, włącznie z „katastrofami”, wyniósł prawie 45 kg (89 funtów). W ostatnich pięciu latach, gdy pasiekę prowadzę bez jakiegokolwiek leczenia, średnia na rodzinę pszczelą wynosi prawie 50kg (96 funtów).

Istnieją więc sposoby, aby się zabezpieczyć i odbudować po ciężkich stratach bez migracji na Południe Stanów Zjednoczonych. Jeżeli hodujemy własne pszczoły, wielkie osypy rodzin mogą stać się atutem w przyszłych latach. Po stratach czterdziesto, pięćdziesięcioprocentowych pojawia się możliwość wypełnienia uli doskonale przystosowanymi pszczołami, które pomogą osiągnąć znacznie lepsze rezultaty w nadchodzących sezonach. Przejście przez ten proces nie wymaga żadnych nadzwyczajnych pszczelarskich umiejętności, ani wiedzy tajemnej – tylko stałej pracy i woli zmiany sposobu myślenia. Wiele z potencjału północnego pszczelarstwa pozostało niewidoczne w erze taniego transportu oraz łatwej dostępności pszczół i matek z Południa.

Narysowałem dość ponury obraz początków kwietnia, ale przynajmniej jest to okres, gdy zima w końcu ustępuje wiośnie. W tym czasie zachodzi jedno z najbardziej ekscytujących i wspaniałych wydarzeń pszczelarskiego roku: pierwszy dobry dzień dla pszczół na zbieranie pyłku. W mojej okolicy pochodzi on z klonu srebrzystego i zazwyczaj pojawia się pomiędzy 10 i 15 kwietnia. Jednego roku pszczołom udało się zbierać pyłek klonowy już 30 marca; a pamiętam przynajmniej dwa takie lata, że musiały czekać do 21 kwietnia. Kiedykolwiek by się to jednak nie wydarzyło, można zaznaczyć w kalendarzu kolejną ważną datę: dokładnie za trzy tygodnie wygryzą się w wielkiej ilości młode pszczoły. Nowy sezon już trwa.

Kirk Webster

Tekst pochodzi ze strony: http://kirkwebster.com/index.php/3-early-springunpacking-and-evaluating-colonies
Przetłumaczony i opublikowany za zgodą autora. Data publikacji oryginału: 2007

The post Notatnik pasieczny cz. 3: Wczesna wiosna – odwijanie i ocena rodzin first appeared on Wolne Pszczoły.

]]>