Wywiady | Wolne Pszczoły http://wolnepszczoly.netlify.app Stowarzyszenie Pszczelarstwa Naturalnego Wolne Pszczoły Sat, 21 Apr 2018 19:23:06 +0000 pl-PL hourly 1 https://wordpress.org/?v=5.8.3 Konferencja o pszczelarstwie bez leczenia – Neusiedl am See, Austria http://wolnepszczoly.netlify.app/konferencja-o-pszczelarstwie-bez-leczenia-neusiedl-am-see-austria/ Sat, 21 Apr 2018 19:20:02 +0000 http://wolnepszczoly.netlify.app/?p=1688 W dniach 7 – 8 kwietnia 2018 roku w Neusiedl am See w Austrii odbyła się konferencja w całości poświęcona pszczelarstwu bez leczenia. Organizatorem wydarzenia był Norbert Dorn, austriacki pszczelarz, który podobnie jak my próbuje swych sił nie lecząc swojej pasieki. Stowarzyszenie Pszczelarstwa Naturalnego „Wolne Pszczoły” miały tam również swojego reprezentanta w mojej osobie. Udało […]

The post Konferencja o pszczelarstwie bez leczenia – Neusiedl am See, Austria first appeared on Wolne Pszczoły.

]]>
W dniach 7 – 8 kwietnia 2018 roku w Neusiedl am See w Austrii odbyła się konferencja w całości poświęcona pszczelarstwu bez leczenia. Organizatorem wydarzenia był Norbert Dorn, austriacki pszczelarz, który podobnie jak my próbuje swych sił nie lecząc swojej pasieki.

Stowarzyszenie Pszczelarstwa Naturalnego „Wolne Pszczoły” miały tam również swojego reprezentanta w mojej osobie. Udało mi się uzgodnić z Norbertem krótkie wystąpienie na temat działalności naszego zrzeszenia, ze szczególnym uwzględnieniem Projektu „Fort Knox”, o którym pisaliśmy już na naszej stronie kilkukrotnie (http://wolnepszczoly.netlify.app/tag/fortknox/). Jest to projekt, dzięki któremu uczestnicy mogą liczyć na wzajemne gwarancje i otrzymanie odkładów w przypadku śmierci pszczół poddanych selekcji naturalnej. Sama konferencja była dla mnie wydarzeniem wyjątkowym i bardzo inspirującym. Miałem przecież możliwość zapoznać się bezpośrednio z wystąpieniami wielu znanych pszczelarzy, takich jak John Kefuss, Erik Österlund, Juhani Lunden, a także wielu innych, o których czasem słyszeliśmy, a czasem nie mieliśmy świadomości ich wielkiej pracy w dziedzinie szeroko rozumianego pszczelarstwa naturalnego. W czasie konferencji udało mi się także nagrać większość ze wspomnianych wystąpień (te, których autorzy zgodzili się na ich nagranie i opublikowanie), a także przeprowadzić kilka rozmów „na wyłączność” ze wspomnianymi pszczelarzami. Nagrane wykłady oraz wywiady będą przez nas systematycznie publikowane, czy to na stronie internetowej „Wolnych Pszczół”, czy też na naszym kanale Youtube i facebookowym profilu. Z czasem będziemy też dodawać do nich polskie napisy, a jeżeli będziesz gotowy pomóc nam w ich wykonaniu, żeby były szybciej dostępne w polskiej wersji językowej, napisz do nas.

Już teraz serdecznie zapraszamy na pierwszy wywiad z organizatorem konferencji Norbertem Dornem oraz prezentację stowarzyszeniowego projektu „Fort Knox”.

 

Prezentacja w formie PDF. Opracowanie graficzne prezentacji Mariusz Uchman.

Na naszej stronie internetowej będziemy też z czasem publikować bardziej szczegółowe relacje z samej konferencji, a także informować o tym, jakie dalsze konsekwencje miał nasz udział. Jeżeli dotrą do nas jakieś informacje, że dzięki konferencji udało się zmienić coś w świadomości pszczelarzy czy praktyce pszczelarskiej w Europie, na pewno nie omieszkamy o tym też wspomnieć. Już dziś i nie bez dumy, możemy zdradzić, że przedstawiony przeze mnie projekt „Fort Knox”, będący pomysłem naszego stowarzyszeniowego kolegi Marcina Zarka, zrobił na zagranicznych koleżankach i kolegach bardzo duże wrażenie. Pszczelarze amatorzy otrzymali bowiem od nas pomysł, jak zorganizować swoją lokalną współpracę w taki sposób, aby móc zachować ciągłość selekcji, przy jednoczesnym udzielaniu sobie wsparcia w postaci przekazywanych pszczół. Zanim zdążyłem wrócić do domu z konferencji, na skrzynce mailowej miałem już co najmniej kilka pytań dotyczących szczegółów projektu, oraz próśb o zgodę na wykorzystanie tego pomysłu do budowy podobnych projektów za granicą. Cieszymy się więc niezmiernie, że nasze Stowarzyszenie mogło mieć swój – i jak się okazało niemały – wkład w tym wydarzeniu.

Jeżeli chcecie dowiedzieć się więcej o tym wydarzeniu, śledźcie proszę naszą stronę oraz wspomniane kanały informacyjne, bo na pewno już niedługo pojawią się na nich dalsze informacje. Serdecznie zapraszamy!

The post Konferencja o pszczelarstwie bez leczenia – Neusiedl am See, Austria first appeared on Wolne Pszczoły.

]]>
Zapowiedź wywiadu z Panią Elżbietą Kowalczyk http://wolnepszczoly.netlify.app/zapowiedz-wywiadu-z-pania-elzbieta-kowalczyk/ Mon, 19 Feb 2018 21:33:42 +0000 http://wolnepszczoly.netlify.app/?p=1644 W grudniu minionego (tj. 2017) roku reprezentacja Stowarzyszenia Wolne Pszczoły udała się na rozmowę z Panią Elżbietą Kowalczyk. Znamy ją z forów pszczelarskich pod pseudonimem „Pytla” oraz z piastowania funkcji pierwszego prezesa Stowarzyszenia Pszczelarzy Polskich „Polanka”. Praktyka pszczelarska i idee hodowli pszczół, które reprezentuje Pani Elżbieta, są bliskie naszemu Stowarzyszeniu. W efekcie owocnego spotkania powstał […]

The post Zapowiedź wywiadu z Panią Elżbietą Kowalczyk first appeared on Wolne Pszczoły.

]]>
W grudniu minionego (tj. 2017) roku reprezentacja Stowarzyszenia Wolne Pszczoły udała się na rozmowę z Panią Elżbietą Kowalczyk. Znamy ją z forów pszczelarskich pod pseudonimem „Pytla” oraz z piastowania funkcji pierwszego prezesa Stowarzyszenia Pszczelarzy Polskich „Polanka”. Praktyka pszczelarska i idee hodowli pszczół, które reprezentuje Pani Elżbieta, są bliskie naszemu Stowarzyszeniu. W efekcie owocnego spotkania powstał wywiad oraz seria krótkich filmów nagrywanych na żywo.
Zapraszamy na pierwszy z nich stanowiący zapowiedź wywiadu, który ukaże się za tydzień.

Zapraszamy

 

The post Zapowiedź wywiadu z Panią Elżbietą Kowalczyk first appeared on Wolne Pszczoły.

]]>
Rozmowa z Panem Davidem Lutz’em o hodowli czarnej pszczoły Kampinoskiej http://wolnepszczoly.netlify.app/rozmowa-z-panem-davidem-lutzem-o-hodowli-czarnej-pszczoly-kampinoskiej/ Sat, 13 Jan 2018 16:30:45 +0000 http://wolnepszczoly.netlify.app/?p=1618 We wrześniu 2017 roku miałem przyjemność w pięknych okolicznościach przyrody, czyli na terenie swojej pasieki z widokiem na latające pszczoły, porozmawiać z Panem Davidem Lutz’em. Pan David jest w tej chwili ostatnim hodowcą ciemnej pszczoły Apis mellifera mellifera linii Kampinoskiej. Choć wysyła swój hodowlany materiał genetyczny na pół świata, w tym do znanych światowych hodowców, […]

The post Rozmowa z Panem Davidem Lutz’em o hodowli czarnej pszczoły Kampinoskiej first appeared on Wolne Pszczoły.

]]>
We wrześniu 2017 roku miałem przyjemność w pięknych okolicznościach przyrody, czyli na terenie swojej pasieki z widokiem na latające pszczoły, porozmawiać z Panem Davidem Lutz’em. Pan David jest w tej chwili ostatnim hodowcą ciemnej pszczoły Apis mellifera mellifera linii Kampinoskiej. Choć wysyła swój hodowlany materiał genetyczny na pół świata, w tym do znanych światowych hodowców, to niewiele osób spoza wąskiej branży o nim chyba słyszało. Pomimo, że nie lubi rozgłosu na swój temat, to nasza stowarzyszeniowa idea wyhodowania i wyselekcjonowania pszczół tolerancyjnych na warrozę i odpornych na inne choroby oraz powrotu zdziczałej populacji do przyrody, na tyle wydała się Panu Davidowi interesująca, że zgodził się udzielić mi wywiadu. Być może dlatego, że sam nie używa od wielu lat żadnych środków parazytobójczych i biobójczych na swoich pszczołach.

Co Pan sądzi o ciemnej pszczole europejskiej Apis mellifera mellifera? Dlaczego ją Pan hoduje a konkretnie linię Kampinoską?

U nas w Alzacji takie pszczoły były od zawsze. Można powiedzieć, że urodziłem się przy tej pszczole i dlatego mam ją z przyzwyczajenia. Od szóstego roku życia pomagałem przy pszczołach. U nas w rodzinie było zawsze ok. 400-600 uli i ok. 200 kószek . To była też pszczoła AMM Nigra, która jest bardzo zbliżona szczególnie do Kampinoskiej, bawarskiej i austriackiej.

Być może zna Pan sytuację w dawnej Puszczy Kampinoskiej ok. 300 lat temu? Cała dolina parku była pełna kolonistów. Najwięcej pochodzenia tyrolskiego i szwabskiego. Oni nie byli wyznania rzymskokatolickiego tylko ewangelicko-augsburskiego. Zajmowali się głównie rolnictwem. Nie nosili tylko kurtki i kapelusza, ale produkowali dobra roślinne i zwierzęce, w tym pszczoły. Właśnie taką, jak ja to mówię, szwabską pszczołę. Zresztą wówczas innych niż środkowoeuropejskie niemalże nie było. Prawie do samej Drugiej Wojny Światowej były też inne linie sprowadzane z Niemiec albo Austrii. Instytut na uniwersytecie w Ernlangen w Bawarii był mocno nastawiony na hodowlę pszczoły środkowoeuropejskiej w okresie międzywojennym, a nawet podczas wojny i okupacji Niemcy jeszcze mocno propagowali pszczołę Nigrę dla produkcji miodu m.in. na zwiększone zapotrzebowanie spożywcze, na potrzeby wojenne. Po 1945 roku wszystko szlag trafił. Jak nie mówię, że wojna i Niemcy były dobre, tylko mówię o hodowli pszczół. Szwabi uciekli do Szwabska, a pszczoły zostały. Często jednak nikt ich nie obsługiwał i sporo padło. W latach ’60 pojawił się pomysł aby selekcjonować pszczołę Kampinoską, ale dopiero później w latach ’80 jak wiemy, to zrobiono, z resztek tego co jeszcze tam znaleziono.

Czy Pan już wtedy tzn. w latach ’60 zajmował się pszczelarstwem w Polsce?

Nie. Dopiero od 1992 roku. Mieszkałem wtedy na ulicy Inflanckiej w Warszawie. Pierwsze moje pszczoły egzystowały na balkonie. Osiedle to było blokowisko z ogrodem w środku. Jak co sobota rano wstałem i patrzę sobie na ten ogródek, a tam kręci się policja i straż. Myślę sobie, że może jakaś sensacja. Może jakiś trup tam leży. Z jedenastego piętra nie widziałem dobrze, więc idąc do sklepu podszedłem bliżej i zobaczyłem, że na krzaku wisi rój pszczół. Złapałem rójkę do kosza na śmieci i przykryłem mokrą szmatą. Pojawił się problem co z tym rojem zrobić. Ani nie miałem ula, ani ramek, ani ogródka. No nic to. Wstawiłem rój do łazienki licząc, że przeżyje do następnego dnia. Zadzwoniłem do kolegi, do ministerstwa rolnictwa i powiedziałem mu, że za dwie godziny potrzebuję ul, ramki i węzę, bo mam rój w łazience. Dał mi adres do sklepu i poinformował sklep, że jak przyjdę, żeby wszystko mi wydali co potrzebuję. Do sklepu pojechałem szybko taksówką i kupiłem potrzebny sprzęt oraz ul warszawski. Taksówkarz pomógł mi wnieść ul do windy. Sąsiadkę oszukałem, że to mebel. Wieczorem osadziłem i podkarmiłem pszczoły. Tak zaczęła się moja historia z pszczołami w Polsce, z ulem na balkonie w bloku.

black_bee_1

Dużo później spotkałem Panią Łucję z pasieki hodowlanej z Parzniewa, która była tam kierownikiem. Była dyskusja na temat genetyki. Ja jestem po studiach w tym fachu. W Warszawie miałem zwykłe warszawskie kundle, a pojawił się pomysł hodowli Kampinoskiej. Byłem oglądać ule na sprzedaż koło Leszna i zobaczyłem dom z gospodarstwem, które mi się spodobało. Tam właśnie był teren hodowli pszczoły Kampinoskiej. Sąsiad pszczelarz powiedział mi, że tu tylko można tylko trzymać Kampinosa. Dlatego zamówiłem czym prędzej matki Kampinoskie z Parzniewa.

Na początku miałem ok. 30 uli, bo jeszcze miałem inną stałą pracę. Ten sąsiad mieszkał 500 metrów dalej i nasze pasieki z Kampinosami tworzyły taki obszar, gdzie w obrębie tych 500 metrów wszystko było żądlone, co było żywe i się ruszało. Miałem problem z sąsiadami. Jeden chłopak znalazł się nawet w szpitalu. Podjąłem decyzję o zlikwidowaniu pszczół koło domu i wstawiłem je do puszczy podejmując pracę nad selekcją na łagodność. Tak zaczęła się moja hodowla Kampinosa. Później jak poszedłem na rentę, to powiększyłem pasiekę. W tamtych czasach linia Kampinoska to było w sumie około 100 hodowców i 2500 rodzin pszczelich. A teraz tak wyszło, że jestem ostatni. Nawet Parzniew już nie ma.

Czyli u Pana była ta sama pszczoła co w Parzniewie?

Kiedyś tak. Choć kilka lat temu, pod koniec ich hodowli, to oni mieli raczej mieszańce a nie czyste kampinoskie. Jeśli chodzi o Kampinosa to jak już mówiłem, jestem ostatni. Dalej jednak współpracuję z Parzniewem i Krakowem. Jestem po prostu trzymaczem rezerw genetycznych.

Jak Pan selekcjonuje pszczołę Kampinoską? Jak stara się Pan usunąć mieszańce? Czy pracuje Pan nad miodnością, łagodnością i trzymaniem się plastra?

Ja po prostu hoduję, jak lubię. Po pierwsze, najpierw to one same się selekcjonują, bo do dalszej hodowli biorę tylko to, co na wiosnę jeszcze żyje trzeci rok. Hoduję tylko z matek, które przeżyły minimalnie trzy lata. Zazwyczaj moje matki zarodowe mają 3-4-5 lat, także siłą rzeczy selekcjonuję na długowieczność matek. Do dalszej hodowli selekcjonuje za pomocą morfologii. Łagodnymi nazwać ich nie można. Są po prostu trochę ucywilizowane a nie takie jak były wcześniej. To jest bardzo stary system hodowli. Stosowano go u nas w Alzacji, kiedy byłem młody chłopakiem. Co roku wyznaczano ok. 20% najlepszych pszczół do reprodukcji. Te rodziny od wiosny były trzymane trochę ciasno. Cały czas dostawały cukier i pyłek, w związku z tym bardzo szybko wpadały w nastrój rojowy i produkowały trutnie. Z reszty 80% rodzin były robione półtora kilogramowe pakiety pszczół z matkami z tych uli. Następnie do tych 80% uli szły mateczniki od tych hodowanych pszczół. Taki to był nasz prosty system selekcji. Nigdy nie kupowaliśmy obcych ras. Zawsze to była nasza własna, lokalna rasa. Ona dawała zresztą najlepsze trutnie.

Czy u Pana pszczoły w hodowli Kampinoskiej są matki unasiennione naturalnie czy tylko sztucznie?

Najwięcej sztucznie. Wszystkie zarodowe i reproduktorki sztucznie. Kiedyś, jak było jeszcze sporo osób hodujących Kampinosa, to nie było to tak niezbędne, ale odkąd jestem ostatni i mam tylko swoje, to nie mam innej możliwości. Do dziś mam prawie 25 linii. W takiej sytuacji, żeby unikać chowu wsobnego, muszę unasienniać sztucznie. Po za tym trutnie latają 23 kilometry a matki do 12 kilometrów. To razem daje 35 kilometrów. Nie ma takiego izolowanego miejsca od innych pszczół, a to kwestia obcych trutni, które zepsują moją hodowlę. Żałuję tego, bo naturalne unasiennianie jest, według mnie, dużo lepsze. Moje najlepsze reproduktorki pochodzą z cichej wymiany, ale muszę je dawać do inkubatora i inseminować, aby chronić je przed obcymi rasami. Nie twierdzę, że u mnie nie ma żadnych obcych trutni. Jest trochę, bo czasem przylecą i wejdą do ula. Jak są żółte i pomarańczowe, to odrzucam, ale są różne ciemne, to na pierwszy rzut oka nie rozpoznam. Dlatego do części bardzo czystej hodowli to trzymam moje trutnie zamknięte.

Jak rozumiem później i tak córki tych matek inseminowanych są badane morfometrycznie?

Tak

Czytałem o historii linii Kampinoskiej na obszarze zachowawczym i dowiedziałem się, że w sercu puszczy istniało izolowane trutowisko do unasiennia z wolnego lotu. Czy ono jeszcze funkcjonuje?

Te trutowiska była zainstalowane jeszcze przez Niemców. Uciekający Niemcy zostawili tam sprzęt. Po wojnie obsługiwało to dwóch Polaków o niemieckich nazwiskach, właśnie po tych kolonistach, o których mówiłem wcześniej. Jednego szybko zabito, a drugi zdołał uciec. Syn tego, który uciekł umarł tutaj, w Polsce, dwa lata temu. On mi trochę właśnie opowiadał, jak to kiedyś było. To były zawsze trochę tajemne tematy. Nasza pszczoła Kampinoska, jak już wcześniej mówiłem, do Drugiej Wojny Światowej to była pszczoła szwabska. Pochodzenie tego dzisiejszego Kampinosa jest bardzo ważne.

Czy sądzi Pan, że w środku puszczy są jakieś zdziczałe siedliska Kampinosów?

Prawie już nie ma. Kiedyś obsługiwałem trochę takich dzikusów i w ciągu ostatnich kilku lat prawie wszystko szlag trafił. Z różnych powodów jak pogoda, czy niestety wytrucia. Choć puszcza jest prawie wyludniona, to nie każdy z jej mieszkańców ma najwidoczniej ochotę na towarzystwo pszczół.

Jak długo nie leczy Pan pszczół medykamentami?

16 lat. Sam biorę sporo medykamentów: na serce, na odwodnienie, na cukrzycę, na krążenie, na prostatę, na ból głowy i jeszcze na coś. Jednak pszczołom prawie nigdy nic nie dawałem. Po prostu nie było u nas takiej mody. Nie mogę jednak też powiedzieć, że nic nie robię w tym zakresie, aby dbać o ich zdrowie. Też daję lekarstwa, ale naturalne i one też pomagają. To są różne rzeczy. Generalnie to jest tajemnica, ale m.in. sporo ziół, np. na nosemę bardzo pomaga pryskanie syropem z gałką muszkatołową i czosnkiem. Jestem tak nauczony od małości. To jest taka 400-500-letnia tradycja.

Czy jakieś testy na higieniczność, na grooming, na ilość pasożyta Pan robi?

A co to mnie interesuje!? To nie moja sprawa tylko pszczoły. Jak przeżywa, to znaczy, że jest dobra.

Czyli to trochę tak jak test bonda Johna Keffusa? Tylko selekcja na przeżywalność?

Tak. Dobrze to znam. On też miał Kampinosa, ale nie bezpośrednio ode mnie.

Czy jest sens robić coś takiego jak Keffus z pszczołami w Polsce?

Keffusa nie można porównać do Pana czy do Was i już mówię dlaczego. Keffus ma prawie 10 milionów dolarów. Jest bogaty rodzinnie. Wtedy można robić, co się chce. Nawet jak coś pójdzie źle, to ma się zapas. To jest cały Keffus. Ma dobre pszczoły, ale czasami jak są niekorzystne lata, to też sporo traci. Oni tam trzymają jeszcze pszczołę prowansalską. Też ciemna pszczoła.

Słyszałem, że wysyła Pan sporo matek za granicę a nawet na pół świata. Jaki jest powód takiego zapotrzebowania?

Tak. Ja swoich Kampinosów bardzo dużo sprzedaję do Portugalii, do Hiszpanii, do Francji niedaleko Keffusa. Różne są powody. Kwestia pożądanych przez hodowców cech długowieczności i odporności w krzyżowaniu ze swoimi liniami.

Czy Apis mellifera mellifera jest odporniejsza na Nosema cerenae w porównaniu do innych pszczół?

U mnie jeszcze jej nie miałem, więc nic nie mogę powiedzieć. Nie zawsze jednak ten co obarcza winą Nosema cerenae za dużą śmiertelność pasieki, musi mieć rację. Przykładowo tereny z małymi ogródkami mogą być bardziej szkodliwe niż rolnictwo. Ktoś myśli, że to nosema, a to sąsiad pryskał np. na mszyce.

Słyszał Pan może o probiotykach?

Słyszałem, ale po co mi one?! Jak potrzebuję probiotyki, to kupuje pięć litrów świeżego mleka i robię twaróg, a to co mi zostaje, czyli serwatka, dodaję do syropu na wszystko.

Ja także czasem używam kwaśnej serwatki z surowego mleka. Niektórzy też używają sok z kiszonek. Co Pan o tym sądzi?

Kiszonek nie wolno nawet małych ilości, bo pszczoły są bardzo wrażliwe na sól. Lepiej im jej nie dawać. Czasem nawet pszczoła potrafi paść od cukru zanieczyszczonego domieszką soli.

Muszę się przyznać, ze robiłem testy i dodawałem różne sole do syropu i nic się nie działo. Wyczytałem, że pszczoły naturalnie pobierają sól z otoczenia. Są też takie amerykańskie badania1, gdzie podobno pszczoły pobierały najchętniej wodę z domieszką różnych soli.

Ale jest ryzyko.

Niektórzy uważają, że lepsze są leki takie jak: kwasy organiczne np. kwas szczawiowy, kwas mrówkowy albo olejki eteryczne np. tymol. Czy Pan to też nie stosuje?

Nie! Ja nie stosuję. Według mnie one są trujące i zabójcze. Każdy kto ma chęć na kwas mrówkowy niech się zamknie w beczce z kilkoma kroplami kwasu mrówkowego na pół godziny. Później dopiero można go zapytać, co myśli na temat leczenia kwasem mrówkowym. Zamiast kwasów to już bym wolał normalną chemię jak amitraza, bo wiem, że jest skuteczna i mniej szkodzi pszczołom. Całe te różne wynalazki mają takie wady, że pszczoły przez to padają, a każdy szuka innych przyczyn, tylko nie tej. Według mnie, jakby trzydzieści lat temu od razu selekcjonowano na pszczołę odporną na warrozę, to dziś nie byłoby problemu z warrozą. Wiadomo jednak, że instytuty i weterynarze bardzo kochają i lubią warrozę. Ona daje dużo chleba. Jedna mała warroza daje więcej pieniędzy jak cały ul z miodem. Nowe programy, nowe leki, nowe granty naukowe. Cały ten cyrk żyje teraz głównie z warrozy.

Czy w takim razie stawia Pan taką hipotezę, że gdyby odciąć wszelkie granty to może łatwiej byłoby selekcjonować na odporną pszczołę na warrozę?

Nie. Bez dofinansowania zachowawcza genetycznie hodowla rasowa, taka jak u mnie, już się nie uda. Raz, że wydajność z miodu jest za mała a koszt jest za duży. Rocznie potrzebuję na moje pasieki 8000 zł na paliwo, prawie 12 000 zł na cukier i dodatkowo swoją robociznę liczę jak na 15 zł za godzinę. Mnie nie można porównać z tym co ma pięć albo sześć uli.

Ile ma Pan teraz uli?

Około 180. To są całkiem inne koszty. Dałbym radę bez dofinansowania, jak i kiedyś dawałem, gdyby były słuszne ilości miodu za odpowiednią cenę. Kiedyś było więcej pożytków. Pamiętam, jeszcze jak byłem młody, to we Francji było prawie 100 000 pasiek zawodowych. Dziś są 3000. Całą resztę szlag trafił dlatego, że nie można z tego wyżyć. Moje środkowoeuropejskie to są dobre pszczoły, mało rojliwe, charakterne, długo żyjące, ale mają jedną wadę: dają za mało miodu w porównaniu do krainki czy Buckfasta. Tyle, że Buckfasty i krainki są na inne warunki. One są wydajne jak kury fermowe w klatkach. Jak im się daje cały czas karmę i wodę, to jest duża wydajność, a jak taką kurę wystawić na łąkę, to ona padnie. Dlatego nie można porównywać Apis mellifera mellifera do krainki albo Buckfasta w intensywnej hodowli pszczół.

Rozumiem, że na pasiekę hobbystyczną, gdzie celem nie jest maksymalizacja produkcji miodu a raczej to, że pszczoły mają sobie radzić w miarę możliwości same, to lepsza jest właśnie ciemna środkowoeuropejska?

Tak. Pod jednym warunkiem. Nie można często otwierać ula. Im więcej się grzebie i ryje, tym bardziej to jest szkodliwe dla pszczół. Ja zazwyczaj dokładny przegląd ula robię trzy razy w roku, a w rodni raz do roku, jak na wiosnę daję im węzy i to jest wszystko. Nie ma potrzeby więcej.

Jak się ostatnio widzieliśmy, mówił Pan, że raz do roku na jesieni zrzuca Pan wszystkie pszczoły na węzę, aby nie musieć ich leczyć amitrazą.

Tak. Poza tym wcale nie trzeba zaglądać do ula. Przez wylotek wszystko widać. One wszystko Panu mówią co jest w środku. Dopóki noszą pyłek i nie krążą wokół ula jak szalone, to wszystko jest w porządku. Jak się mają chęć roić, to też widać. Pszczoły robią się leniwe i pojawiają się brody przed wylotkiem. To już jest sygnał, że mają kupiony bilet podróżny. Wtedy trzeba zobaczyć, co tam w środku jest. Jak ja mam na placu pięćdziesiąt uli, to dokładnie zaglądam raptem do trzech z nich. Ogólnie jest taka zasada, że AMM daje mniej miodu ale też mniej z nią roboty. Zużywają też mniej pokarmu na zimę, bo zimą tworzą mniejsze rodziny. Wiadomo, że jak jest mniej roboty, to jest też mniejszy koszt.

W tym samym czasie można obsłużyć więcej rodzin?

Tak, tylko że na to potrzeba więcej pożytku, a to już jest problem.

Czy aktualnie w Puszczy Kampinoskiej jest wystarczająco pożytku dla pszczoły?

Słabo. Było dobrze, dopóki w środku parku było drobne rolnictwo takie jak pola malin, lucerny, gryki oraz były kośne łąki i pastwiska. Teraz albo jest całkiem zakwaszony ugór, na którym nic nie ma, albo tylko sosna.

Czyli gdyby pszczoły tam zostawić bez pomocy człowieka to by nie przetrwały?

Tak. To kwestia środowiska, a nie kwestia pszczoły.

Czyli rozumiem, że taka metoda radykalnej selekcji naturalnej polegająca na tym, aby wstawić do puszczy dzikie siedliska, takie jak kłody, żeby one tam samemu się mnożyły i selekcjonowały, też nie wyjdzie?

Jest kilka miejsc, gdzie jakoś dają radę, ale jest ich niewiele i to nie jest na 50 rodzin, tylko na 10-15 pni, a to też zależy od sezonu, bo np. w tym roku nie dałoby rady nawet tyle. Nasz klimat jest inny. Mamy bardzo zepsute środowisko, a czasem tam, gdzie mógłbym mieć miód, to nie mogę wstawić przez opryski. Te opryski z neonikotynoidów są bardzo szkodliwe. Nawet jak tego nie widać, to one szkodą mi na plenność, jakość spermy trutni oraz długowieczność matki. Kiedyś trzymałem sporo uli tam, gdzie miały też dostęp np. do rzepaku, ale zrezygnowałem, bo pszczoły nie dawały rady. Od czasu, kiedy mam znów je tylko w lesie, to mam święty spokój.

Czy ogranicza się Pan tylko do hodowli, czy produkuje Pan też produkty pszczele?

Pozyskuję miód i pyłek. Sporo produkuje pyłku. Dlatego też nie chcę trzymać pszczół na terenach uprawnych takich jak np. rzepak, bo ten pyłek jest zatruty chemikaliami.

Na jakich ulach Pan gospodaruje?

Ogólnie lubię ul warszawski, ale mam bardzo dużo jeszcze do dziś uli Ostrowskiej. Nie dlatego, że je lubię, ale dlatego, że kiedyś produkowałem dużo odkładów do Niemiec, Austrii i Szwajcarii. Ramka ostrowskiej jest prawie taka sama jak ramka popularnego standardu w tych krajach. Kiedyś miałem też Dadanty, ale robienie odkładów na Dadantach nie jest ekonomiczne. Za dużo pszczół potrzeba do zrobienia odkładu. Ostrowska jest idealna do robienia odkładów i do handlu. Jako ciekawostkę podam, że najstarszy ul mam z ok. 1905 roku. To jest ul szafkowy.

Na ilu ramkach Pan zimuje?

Różnie. Na warszawskim na 6-7. Patrzę tak, aby było ok. 2/3 powierzchni ramek poszytych miodem.

Co Pan sądzi o tzw. małej komórce? Czy to coś może pomagać?

Nie! Wcale nie. Jak pszczoły lubią małe, to sobie same przebudują.

A co Pan sądzi o ramce bezwęzowej?

Bardzo dobra. Na takim plastrze znajdzie Pan różne rozmiary komórek. Widzę jednak jeden kłopot. Pszczoły potrzebują więcej miodu do budowy i czasami może być za dużo trutni.

A w przypadku gdy komuś nie zależy na maksymalizacji produkcji miodu?

To wtedy nie ma problemu. Ale wtedy to czemu nie trzymać pszczół w kószkach? To byłoby jeszcze lepiej.

Ciężko kupić taką grubą plecioną kószkę. Trzeba by zrobić samemu.

Można z Niemiec tylko, że drogo.

Wydaje mi się jednak, że dopóty te pszczoły się mocno selekcjonują na przeżywalność to łatwiej jest to robić za pomocą ramek i odkładów w ulach ramowych niż kószkach, aby dzielić te co przeżywają.

Faktycznie. W takim razie to te Warszawskie są idealne. Dla takiego hobbystycznego pszczelarstwa jak Pan uprawia, to są ule idealne, bo wiele przy nich nie potrzeba robić. Mają jedną wadę, że miodu one wiele też nie dadzą. Jak pszczoły będą miały niewiele miodu, to będą go miały go tylko na górze nad czerwiem.

Zawsze jeszcze na górze można dawać nadstawkę.

Tak.

Jak się selekcjonuje na przeżywalność, to można też brać miód z martwych uli.

Owszem. Z wiosny z żywych też można brać. Nawet trzeba. To je stymuluje do większej pracy.

Która lepsza zabudowa: na ciepło czy na zimno?

Ja wolę na zimno i gniazdo pośrodku. Wtedy rozbudowują się w dwie strony. W ciepłej tylko w jedną stronę i to jest problematyczne. Z tą zabudową na zimno czy na ciepło, to jest jak religią. Przykładowo Szwajcarzy tylko mają ciepłą zabudowę i to jest dla nich najlepsze. Austriacy z kolei tylko mają zimną zabudowę i to jest dla nich najlepsze.

Jeszcze są takie ciekawe ule dwurodzinne.

To dobre ule. Też to praktykuję, jak mam małe rodziny. Zimuję je razem. Jedna drugą wtedy grzeje.

Na koniec proszę powiedzieć co może Pan doradzić początkującemu hobbyście?

Na początek mogę doradzić każdemu aby kupił ul, wszystko jedno jaki, i kupił pszczoły wszystko jedno jakie. Po kilku latach takie pszczoły są przyzwyczajone do pszczelarza, a pszczelarz do pszczół, a ul można zmienić. Jest taka korelacja, że zwierzę przypomina trochę swojego właściciela i u pszczół też to można zauważyć. Taki co ma co trzy lata inne nowe pszczoły, nigdy nie osiągnie stanu współgrania z pszczołami. Wracając do uli, to każdy ul jest dobry, jak pszczelarz potrafi na nim pracować. Teraz jednak są takie różne fantazyjne, co nie zawsze są dobre. Na nasze warunki doradzam drewniane i izolowane. Sam mam nieizolowane, bo tak wyszło, ale idealne jest dla mnie jak są izolowane. Osiatkowane dna też mi się nie podobają. Może i latem to jest czasem wygodne, jednak na pewno zimą to jest złe. Cały czas ciągnie zimne wilgotne powietrze do ula i idzie do góry. Ta teoria, że wszystko jedno ile jest stopni zimą w środku ula, to nie jest prawda. Ciepły ul jest dobry do walki z warrozą. Jak ul jest izolowany i gniazdo ścieśnione proporcjonalnie do siły rodziny, to wytwarza się tam dobry mikroklimat dla pszczół. Pomaga on pszczołom walczyć z warrozą. Jak w środku ula jest zimno, to nie mają energii by walczyć z warrozą. To jest stresujące dla pszczół. Jak mają dobry mikroklimat, to także mniej zjedzą oraz jest mniejsze prawdopodobieństwo, że zachorują na nosemę. Doradzam też aby w naszym klimacie dawać w połowie lutego ciasto miodowo-cukrowe albo pyłkowo-miodowo-cukrowe. Sam daję to drugie.

Osobiście stosuje też zatworo-maty i poduchy.

To dobrze.

Co sądzi Pan o beleczkach odstępnikowych?

Są bardzo dobre. Sam używam bo są dobre do utrzymania mikroklimatu w ulu.

Dziękuję za rozmowę.

Rozmawiał Jakub Jaroński
wywiad autoryzowany

1Salt preferences of honey bee water foragers Pierre W. Lau*,‡ and James C. Nieh, Journal of Experimental Biology (2016) 219, 790-796
http://jeb.biologists.org/content/jexbio/219/6/790.full.pdf

The post Rozmowa z Panem Davidem Lutz’em o hodowli czarnej pszczoły Kampinoskiej first appeared on Wolne Pszczoły.

]]>
Rozmowa z profesorem Jerzym Woyke z dręczem pszczelim w tle. http://wolnepszczoly.netlify.app/rozmowa-z-profesorem-jerzym-woyke/ Tue, 27 Jun 2017 10:26:58 +0000 http://wolnepszczoly.netlify.app/?p=1494 W styczniu 2017 roku miałem przyjemność rozmawiać w imieniu Stowarzyszenia Pszczelarstwa Naturalnego „Wolne Pszczoły” z wybitnym biologiem i znawcą różnorodnych gatunków pszczół z całego świata, profesorem Jerzym Woyke, który niedawno obchodził swoje dziewięćdziesiąte urodziny. Przy okazji serdecznie gratulujemy i życzymy jeszcze wielu lat w zdrowiu i pogodzie ducha. Rozmawialiśmy o problemach odporności Pszczół miodnych na […]

The post Rozmowa z profesorem Jerzym Woyke z dręczem pszczelim w tle. first appeared on Wolne Pszczoły.

]]>
W styczniu 2017 roku miałem przyjemność rozmawiać w imieniu Stowarzyszenia Pszczelarstwa Naturalnego „Wolne Pszczoły” z wybitnym biologiem i znawcą różnorodnych gatunków pszczół z całego świata, profesorem Jerzym Woyke, który niedawno obchodził swoje dziewięćdziesiąte urodziny. Przy okazji serdecznie gratulujemy i życzymy jeszcze wielu lat w zdrowiu i pogodzie ducha. Rozmawialiśmy o problemach odporności Pszczół miodnych na choroby, ze szczególnym uwzględnieniem Varroa destructor, a także o możliwościach selekcji hodowlanej oraz naturalnej, w celu osiągnięcia równowagi w stosunku pomiędzy pszczołami, a chorobami oraz pasożytami. Profesor zwracał szczególną uwagę na użycie poprawnej polszczyzny w nazewnictwie biologicznym. Dowiedziałem się między innymi, że pierwotnie powstała polska nazwa dla roztocza Varroa destructor: Dręcz pszczeli. Z jakiegoś powodu jednak się nie przyjęła. Profesor jednak uważa, że brzmi ona dobrze i trochę żałuje, że się nie przyjęła.

fot: Dr Kamran Fakhimzadeh, Finlandia
fot: Dr Kamran Fakhimzadeh, Finlandia


Dzień dobry Panie profesorze. Jestem przedstawicielem Stowarzyszenia Pszczelarstwa Naturalnego „Wolne Pszczoły”, które zostało założone dwa lata temu. Zakładając zrzeszenie przyjęliśmy sobie takie długofalowe cele:

  • zmniejszenie chemizacji pszczelarstwa,
  • zapewnienie czystości ula i produktów pszczelich, bez pozostałości toksycznych związków chemicznych stosowanych w gospodarce pasiecznej,
  • wypracowanie pszczoły odpornej na choroby, w tym m.in. na warrozę.
  • przywrócenie naturalnych mechanizmów adaptacyjnych populacji pszczół aby miała szanse przeżyć bez pomocy człowieka w aktualnym środowisku.

Tym samym chcemy propagować odradzanie się w pewnym zakresie dzikiej lub zdziczałej populacji pszczół w Polsce.

Profesor Jerzy Woyke: Czy to jest stowarzyszenie pszczelarzy, miłośników czy może coś w rodzaju Greenpeace?

Jesteśmy luźnym stowarzyszeniem pszczelarzy i miłośników. Każdy kto się zgadza z celami statutowymi i wypełnia zobowiązania statutowe związane z hodowlą pszczół, jeśli zapłaci składkę, może do niego należeć.

Wracając do celów stowarzyszenia. Nie ma dzikich pszczół, bo te same mogą żyć w lesie, w dziupli, jak i w ulu. Może być to broń obosieczna, bowiem jak zginie taka rodzina w naturze, to pozostawi po sobie różne zarodniki i bakterie np. zgnilca. Zwykły pszczelarz stosuje na to różne środki a taka choroba może się rozszerzać. Dlatego takie działania należy robić z wyważeniem i znajomością. Każdy kij ma dwa końce.

W świecie przyrody wszystkie organizmy mają jakieś swoje pasożyty i patogeny. Widziałem wyniki badań przeprowadzanych w Małopolsce na zgnilcu. Okazało się, że w ok 70% uli znaleziono zarodniki zgnilca, pomimo że wiele rodzin nie chorowało1). Czytałem też Pana artykuł o rodzinach odpornych na zgnilca. Wydaje mi się, że podobnie może być z warrozą. Pośród populacji pszczół odpornych na warrozę, owszem, będą straty, ale na akceptowalnym poziomie. Stąd pytanie czy da się w ogóle całkowicie wyeliminować wszelkie choroby?

Nie, nie da się. Najczęściej jest tak, że rodziny nie są odporne na jedną, ale równocześnie na różne choroby, które mają podobne objawy. Przykładowo można  selekcjonować pszczoły na zgnilca europejskiego, a one przy okazji zdobędą odporność na zgnilca amerykańskiego.

Czy więc może być tak, że jeśli wypracujemy odporność na warrozę, to pszczoły będą odporne także na inne choroby?

Raczej nie. Varroa destructor to roztocz, który żeruje na pszczole i nie ma to wiele wspólnego z odpornością na bakterie i wirusy. Jednak jeżeli pszczoła zdobędzie odporność na warrozę, to może być też odporna na Tropilaelapsa.

Proszę podzielić się historią, jak poradził Pan sobie z Tropilaelapsem w Azji nie stosując środków chemicznych, a tylko metody biologiczne.

W Europie i w Afryce żyje pszczoła miodna Apis mellifera, natomiast w Azji żyje nieco mniejsza pszczoła wschodnia Apis cerana. Jej rodziny w maksimum rozwoju osiągają około dziesięć tysięcy robotnic. Natomiast Apis mellifera w okresie maksymalnego rozwoju dochodzi do wielkości pięćdziesiąt, sześćdziesiąt tysięcy robotnic. Gdy sprowadzono ją do Indii, Nepalu, Wietnamu i Afganistanu, produkowała ona nawet dziesięć razy więcej miodu od pszczoły miejscowej. Problem jednak polegał na tym, że nie przeżywała dłużej niż trzy lata. W Afganistanie panował wówczas rząd lewicowy, który wieloma takimi sprawami się zajmował i nawet na swoim stanie miał trzy tysiące rodzin pszczelich. Jednak po trzech latach zostało ich sto. Poprosili mnie, poprzez FAO, o pomoc. W marcu przyjechałem i poinformowano mnie, że chodzi o Tropilaelapsa. Po pierwszych przeglądach w żadnym ulu nie znalazłem roztoczy. Wytłumaczono mi, że w zimie roztocz opuszcza ule i żeruje na myszach. Sądzili tak dlatego, że znaleźli na myszach roztocza, które żerowały na pszczołach.
Podczas kolejnej kontroli w maju znaleźliśmy Tropilaelaps we wszystkich ulach. Varroa potrafi przeżyć zimę bo żeruje na dorosłej pszczole przebijając błonę pomiędzy segmentami, pomimo że rozmnaża się tylko pasożytując na czerwiu w okresie lata. Pomyślałem, że prawdopodobnie ten Tropilaelaps nie może zimą przeżyć na pszczołach? Kładłem wobec tego roztocz na pszczołę dorosłą umieszczoną w probówce i obserwowałem. Chodziłem z próbówką pod pachą gdyż nie miałem cieplarki by zapewnić odpowiednią temperaturę. Czasami śniło mi się, że roztocza w nocy wyszły i mnie objadały. Tropilaelaps nie przeżył na pszczole dłużej niż trzy dni. Oznaczało to, że nie potrafi pić hemolimfy z dorosłej pszczoły, a tylko z larw. Metoda, którą wymyśliłem, była prosta: należało dopilnować, aby przez jakiś czas w ulu nie było czerwiu otwartego. Okazało się, że wystarczy matkę zamknąć w klateczce na dziesięć dni i wszystkie roztocza zginą. Dodatkowo zamknięcie matki wpływa na powiększenie ilości zbieranego miodu. Za tę pracę dostałem nawet kilka międzynarodowych nagród.

Kilku pszczelarzy, którzy podejmują próby niestosowania żadnych medykamentów przeciw warrozie, wywołuje przerwę w czerwieniu różnymi technikami: sztucznymi, jak izolatory, czy odkłady bez matki, lub naturalnymi, jak rójka, czy długi okres bezczerwiowy od jesieni do przedwiośnia. Co Pan myśli o takich metodach?

Problem w tym, że to nie jest radykalna metoda. Podobnie jak w przypadku odymiania amitrazą, która nie zabija roztoczy w komórkach. Chodzi o to, aby odymiać wtedy, kiedy nie ma czerwiu i wtedy przerwa w czerwieniu ma sens.
Mam takiego przyjaciela, Amerykanina mieszkającego we Francji, który nazywa się John Kefuss. On nic nie stosował na warrozę. Kiedy odwiedziłem go na pewnej konferencji, ogłosił taki konkurs: kto znajdzie osobnika Varroa na jego pszczole, otrzyma dolara od sztuki. Chętni znajdowali do dwudziestu sztuk.

Ale pszczoły dalej żyły?

Tak, najpierw było ich dużo, później zostało mało, ale się uodporniły.

John Kefuss stosował radykalną selekcję naturalną. Nazywał ją testem Bonda, która polega mniej więcej na zastosowaniu zasady: daj żyć i pozwól umrzeć. Co Pan myśli o tej metodzie?

To bardzo kosztowna i pracochłonna metoda. Mnóstwo rodzin zginie, ale owszem, wyselekcjonują się. Tak jak chociażby wszystkie rośliny.

Czy można ją wdrożyć nawiązując do Pana artykułu 1988 roku pt. „Hodowla pszczół odpornych na warrozę”2)? Czy w Polsce ktoś zastosował Pana porady z tego artykułu?

W Polsce nie, ale na świecie stosowali np. w Danii i w Szwecji. Uzyskiwali nawet dobre rezultaty. Takie, jakich mniej więcej się spodziewałem. Otrzymałem nawet sprawozdania. Tylko jest jedno „ale”: brak sztucznego unasienniania. Jeżeli nawet wyselekcjonowano odporną matkę, to unasienniała się ona w locie z nieodpornymi trutniami z okolicy i wszystko co mieli przepadało. Dałoby się to osiągnąć w zakładzie naukowym, albo przy kontrolowanym unasiennianiu. U innych zwierząt, jak u konia, kury, krowy, można doprowadzić do kopulacji z dowolnym wybranym osobnikiem tego samego gatunku, z pszczołami nie jest tak łatwo. Jeśli chodzi o takie eksperymenty za granicą, w tym Johna Kefussa, to nie wiem jak one się skończyły.

Jeżeli chodzi o Kefussa, to jego syn teraz gospodaruje we Francji, a on także w Ameryce Południowej, w Chile, z tego co czytałem. Czy Kefuss używał sztucznego unasiennania?

Tak. On był specjalistą w tym temacie. Opracował swoje metody. Nie tylko stosował, ale także badał sztuczne unasiennianie3).

Jeden z naszych kolegów kontaktował się z nim w sprawie zakupu odpornych matek, a on odpisał: „rób to co robisz”, czyli w jego wypadku chodziło o to, aby rozmnażał te, które przeżyją bez leczenia. Pomimo, że kolega nie stosuje sztucznej inseminacji.

Tak, to jest rozsądne, ale dużo zależy od warunków zewnętrznych. Nie ma najlepszej pszczoły na świecie. Każda będzie miała swoje lokalne warunki, w których będzie się najlepiej czuła. Czasem wystarczy przenieść pszczoły do innej miejscowości, która okaże się dla tych pszczół zła, choć wcześniej w innej miejscowości dobrze się czuły. Zmieniły się na przykład pożytki i mikroklimat. Co działa w jednej miejscowości, w innej może, przeciwnie, działać źle.

Czy w jednej miejscowości może być inna mikroflora niż w drugiej, do której pszczoła nie będzie dostosowana?

Tak właśnie może być.

Czy da się w takim razie w jednym instytucie w Polsce wyhodować odporną na choroby pszczołę i rozesłać do wszystkich pszczelarzy matki tej linii, aby to u nich zadziałało?

Prawdopodobnie nie. W lokalnych warunkach należy selekcjonować lokalne pszczoły, albo takie która mają podobne warunki. U nas kiedyś była głównie pszczoła Apis mellifera mellifera, a później okazało się, że w wielu okolicach lepsza jest krainka, kiedy są pożytki wczesne takie jak na przykład rzepak.

Zgromadziliśmy taką listę pszczelarzy z Europy którzy nie leczą już wiele lat. Oto ona4).

Czy są pośród nich tacy co stosują sztuczne unasiennianie?

Niektórzy stosują, ale jeżeli stosowali w izolacji, tak jak Juhani Lunden z Finlandii, to po kilku latach pojawił się problem z bliskim spokrewnieniem.

To trzeba wprowadzać wtedy inne linie. Jeśli pszczoły krzyżowane są w bliskim pokrewieństwie, to może się źle skończyć. W skrajnych przypadkach nawet 50% czerwiu może się nie rozwijać.

Zastanawiam się, czy gdyby stosować naturalne unasienianie, biorąc pod uwagę, że nasza pszczoła unasieni się z obcym trutniem, czy to na pewno zniszczy całą wcześniejszą pracę?

Można też naturalnie na trutowiskach izolowanych, tak jak na wyspach, czy w różnych dolinach pomiędzy górami. Wtedy też ma to sens. W Polsce praktycznie dookoła 20 km nie powinno być żadnych pszczół. W Polsce nie ma takiej miejscowości.

Są już badania, które pokazują, że mikroflora na pancerzyku chitynowym, w jelicie, w pierzdze, w środowisku ula, ma znaczenie dla zdrowotności pszczoły, a także wiele czynników środowiskowych jak choćby naturalny plaster czy odpowiedni naturalny pokarm. Chyba nie same genetyczne czynniki mają znaczenie?

Owszem. Mnie to też interesuje. Okazało się, że zaleszczotek książkowy, który żyje naturalnie w ulu, też niszczy w jakimś stopniu warrozę. Gdy jest za bardzo czysty ul bez szpar, to też niedobrze, bo okazuje się, że w takim brudnym zaleszczotek potrafi rozmnażać się lepiej niż w czystym.

Dlatego naszym celem nie jest to, aby wybić całą warrozę, albo żeby pszczoła to zrobiła, ale aby nauczyła się z nią, w pewnym małych ilościach, żyć.

Taki balans przeżyciowy. To jest mądre gdyż radykalne metody bez brania innych środków pod uwagę, zwykle nie dają dobrych rezultatów.

Czy można zaryzykować twierdzenie, że będzie w przyszłości w Polsce coraz więcej ludzi, którzy będą się pasjonowali trzymaniem pszczół bardziej dla przyjemności i satysfakcji, a korzyść z produktów pszczelich nie będzie dominującym warunkiem posiadania przez nich pszczół? Tacy hobbyści mogliby angażować się bardziej w selekcję naturalną gdyż mogliby poświęcić więcej swoich pszczół do tego celu.

To już się dzieje. Prawdę powiedziawszy ja też nie dla zysku utrzymywałem pszczoły.
Często tacy hobbyści (o których mówi się czasem „oszołomy”) dochodzą do różnych korzystnych wyników. Jest obecnie wielu takich, a będzie jeszcze więcej, i to są bardzo cenni ludzie.

Naukowiec i pszczelarz Ron Hoskins z Wielkiej Brytanii nie leczy pszczół od 1990 roku, kiedy zaczął prowadzić selekcję używając też metody sztucznego unasienniania. W 2010 roku zaproponował hodowlę bez leczenia pszczół przyszłemu hobbyście Garethowi Johnowi, który w magazynie British Beekeepers Association w 2015 roku w swoim artykule na temat balansu pomiędzy pszczołami a warrozą napisał tak:

“Jako hobbysta mam wolność eksperymentowania. Z pewnością Ci z nas, którzy mają taką wolność, powinni jej użyć, aby dać możliwość wykazać się pszczołom w rozwijaniu ich naturalnej obrony przed Varroa. Dowody wskazują, że równowaga, o której pisałem na początku artykułu, nie jest wcale tak daleko”5)

w wolnym tłumaczeniu: jest na wyciągnięcie ręki. Czy Pan by się pod tym podpisał?

Tak. Tacy ludzie są bardzo cenni. Wracając do mojego artykułu z 1988 roku. Gdyby się nic nie robiło, to prawdopodobnie już pszczół by nie było. Pszczoły pojawiły się w okresie geologicznym kiedy powstały kwiaty okrytonasienne. To był okres zwany kredą. W tym okresie żyły też dinozaury, które później na skutek prawdopodobnie jakiś przesileń czy kataklizmów przyrody wyginęły, lecz pszczoły przeżyły. Dlatego zwykłem mówić, że jak pszczoły przeżyły dinozaury to i nas przeżyją. Nie spodziewam się aby pszczoły miały wyginąć.

W internecie krąży taka opinia, że powiedział Pan, że o biologii pszczół wiemy zaledwie 5%. Czy to Pana cytat?

Nie, to nie mój. Uważam, że 5% to za mało. Wiemy więcej.

Reasumując, czy jest szansa, że w końcu pszczoły się uodpornią na warrozę, kiedy umożliwi im się taką sytuację?

Tak. Dojdzie do równowagi pomiędzy pasożytem a gospodarzem. Nawet z biologicznego punktu widzenia nie jest w interesie pasożyta, aby całkowicie zniszczyć populację gospodarza.

Stosując chemiczne preparaty uszkadzamy i osłabiamy trochę pszczoły (w końcu wiele z tych środków to insektycydy chociaż o tym najczęściej się nie mówi) a jednocześnie selekcjonujemy warrozę na bardziej zjadliwą.

Owszem. Pojawiają się mutacje które normalnie by nie przeżyły.

Czy zwiększanie używania takich środków nie jest w takim razie drogą donikąd?

Owszem. Jak jedne środki przestają działać to wymyśla się nowe i to jest taka praca bez końca.

Czyli to, co staramy się robić jako stowarzyszenie wydaje się rozsądne?

Tak. W końcu taka równowaga się utrzyma, ale stuprocentowa odporność nie jest możliwa, tak przypuszczam.

Właśnie do takiej równowagi dążymy. Daje nam Pan profesor nadzieję. Może poruszę temat trutni i ramki pracy. Czy nie zachodzi tu proces selekcji warrozy na tą, która lepiej się rozmnaża w komórkach robotnic? Jeżeli będziemy za każdym razem niszczyli komórki trutowe, to będą przeżywały lepiej te osobniki Varroa, które przeżyją w komórce robotnicy.

Ma pan rację. Dlatego ważne jest, aby nie stosować jednej metody zwalczania lecz naprzemiennie różne. Tymi różnymi działaniami w końcu wywołujemy inne, następne problemy.

Jest taki szwedzki pszczelarz naturalny, Erik Osterlund, który od wielu już lat bada problem odporności pszczoły na warrozę obserwacjami na swoich pasiekach. Sformułował hipotezę, że pszczoły w tej samej pasiece, czy blisko siebie, mogą się uczyć wzajemnie od siebie. Co Pan na ten temat sądzi?

Nie wydaje mi się, aby to była prawda na szerszą skalę. Może uczą się jednostki, ale aby działało to na pokolenia, to raczej kwestia późniejszej selekcji.

Podgatunki Apis mellifera capensis i Apis mellifera scutellata są odporne na warrozę. Czy mógłby Pan przybliżyć na czym polega odporność?

Polega to na krótszym okresie rozwoju pszczoły w komórce plastra.

Co dla Pana oznacza termin odporności rodziny pszczelej?

To nie jest moja dziedzina. Jest specjalny zakład chorób pszczół na SGGW i ich trzeba się pytać.

Przed jakimi trudnościami chciałby Pan ostrzec ludzi, którzy chcą się zabierać za pszczelarstwo naturalne?

Myślę, że tacy mali hobbyści eksperymentatorzy raczej nie będą mieć wpływu na ogólny stan pszczelarstwa. To są pożyteczni ludzie, ale raczej nie mają możliwości, żeby wpłynąć na hodowlę.

Mamy w takim razie dwa utopijne założenia. Jedno, że da się zwalczyć kiedyś warrozę w Polsce w 100%. Drugie, że wszyscy pszczelarze przestaną używać medykamentów i poniosą selekcyjne straty. Czy jest możliwa taka realna sytuacja, że będą obok siebie istnieli pszczelarze naturalni, zarówno hobbyści i naukowcy, oraz pszczelarze zawodowi?

To jest przykład najzdrowszego społeczeństwa. Poleganie tylko na skrajnościach mogło by się źle skończyć. A taki naturalny rozkład od najlepszego do najgorszego, z największą ilością średnich pośrodku, jest najbardziej zdrowy, jak generalnie w całym świecie przyrody.

Czy w takim razie, jeśli będą istniały te dwa środowiska pszczelarzy obok siebie, a trutnie z jednych do drugich będą wzajemnie zalatywały, to czy da się wypracować na powrót jakąś chociaż zdziczałą populację pszczół, która będzie w stanie przeżywać w dziuplach, zakamarkach, lub sztucznych skrzynkach?

W Polsce przywracają bartnictwo. To jest dobre pokazowo dla innych i dla badań, ale większego znaczenia mieć nie będzie. To raczej takie amatorskie działania.

Zdarzają się jednak pszczelarze którzy sprzeciwiają się dzikiej zabudowie, barciom, dzikim siedliskom dla pszczół w lesie. Czy popierałby Pan takie sprzeciwy?

Nie popierałbym. Jestem za wzajemną tolerancją. Trzeba jednak zaznaczyć, że barcie z pszczołami mogą być w lesie, jeżeli ktoś będzie systematycznie badać ich zdrowotność, aby nie stały się źródłem rozprzestrzeniania chorób pszczelich.
Na zakończenie dodam, że w Brazylii nie stosuje się żadnych środków przeciwko warrozie od ponad 30 lat. Prawdopodobnie jest to spowodowanie krzyżowaniem z pszczołami afrykańskimi. Pszczoły w Brazylii zostały zafrykanizowane6).

Rozmawiał Jakub Jaroński
Wywiad autoryzowany

Przypisy:

1) Dokładnie 71,3% (przyp. aut.)
Dr Krystyna Pohorecka, lek. wet. Marta Skubida, lek. wet. Andrzej Bober, mgr inż. Dagmara Zdańska (2012), Zakład Chorób Pszczół, PIWet-PIB w Puławach, „Zakażenie rodzin pszczelich sporami Paenibacillus larvae to nie zawsze choroba, ale już realne zagrożenie”, Pszczelarstwo 9/2012

2) Profesor Jerzy Woyke (1988), „Hodowla pszczół odpornych na warrozę”, Pszczelarstwo 39(11)

3) John Keffus jednak twierdzi, że w Teście Bonda młode matki pszczele, po matkach przeżywających selekcję naturalną, unasieniają się po prostu z wolnego lotu tj. naturalnie (przyp. aut.).
John Kefuss, Jacques Vanpoucke, Maria Bolt & Cyril Kefuss (2015), „Selection for resistance to Varroa destructor under commercial beekeeping conditions”, Journal of Apicultural Research, 54:5, 563-576

4) Lista na forum Wolnych Pszczół

5) Gareth John (2015), „Archeiving balance beetween bees and varroa” The British Bee Journal (June)

6) Francisco E. Carneiro; Rogelio R. Torres; Roger Strapazzon; Sabrina A. Ramírez; José C.V. Guerra Jr; Diego F. Koling; Geraldo Moretto (2007), „Changes in the reproductive ability of the mite Varroa destructor (Anderson e Trueman) in africanized honey bees (Apis mellifera L.) (Hymenoptera: Apidae) colonies in southern Brazil,”, Neotropical Entomology vol.36 no.6 Londrina Nov./Dec. 2007

The post Rozmowa z profesorem Jerzym Woyke z dręczem pszczelim w tle. first appeared on Wolne Pszczoły.

]]>
Zapowiedź wywiadu z Profesorem Jerzym Woyke http://wolnepszczoly.netlify.app/zapowiedz-wywiadu-z-profesorem-jerzym-woyke/ Sun, 04 Jun 2017 08:33:43 +0000 http://wolnepszczoly.netlify.app/?p=1487 Jakiś czas temu profesor Jerzy Woyke udzielił jednemu z członków Stowarzyszenia Wolne Pszczoły ciekawego wywiadu. Rozmowa dotyczyła głównie tematów związanych z działalnością naszego Stowarzyszenia. Wszelkie szczegóły Drodzy Czytelnicy poznają za dwa tygodnie w formie publikacji na wolnepszczoly.netlify.app. Aby jednak już dziś uchylić rąbka „tajemnicy” i rozbudzić apetyt, prezentujemy fragment nagrania z rozmowy, gdzie profesor Woyke […]

The post Zapowiedź wywiadu z Profesorem Jerzym Woyke first appeared on Wolne Pszczoły.

]]>
Jakiś czas temu profesor Jerzy Woyke udzielił jednemu z członków Stowarzyszenia Wolne Pszczoły ciekawego wywiadu. Rozmowa dotyczyła głównie tematów związanych z działalnością naszego Stowarzyszenia. Wszelkie szczegóły Drodzy Czytelnicy poznają za dwa tygodnie w formie publikacji na wolnepszczoly.netlify.app. Aby jednak już dziś uchylić rąbka „tajemnicy” i rozbudzić apetyt, prezentujemy fragment nagrania z rozmowy, gdzie profesor Woyke snuje opowieść na temat swoich przygód z pszczołami (i nie tylko) z Afganistanu.

W ten sposób także inaugurujemy nasz oficjalny kanał na Youtube. Zapraszamy do oglądania i subskrypcji.

The post Zapowiedź wywiadu z Profesorem Jerzym Woyke first appeared on Wolne Pszczoły.

]]>
Wywiad z Panem Henrykiem Osiewalskim właścicielem pasieki Rój opartej o gospodarkę rojową http://wolnepszczoly.netlify.app/wywiad-z-panem-herykiem-osiewalskim-wlascicielem-pasieki-roj-opartej-o-gospodarke-rojowa/ Wed, 02 Sep 2015 09:33:15 +0000 http://wolnepszczoly.netlify.app/?p=791 Gospodarka pasieczna rojowa którą Pan uprawia polega na pozyskiwaniu nowych rodzin poprzez rojenie jest naturalnym sposobem rozmnażania się pszczół. Dochodzi tu do selekcji naturalnej w tym do krzyżowania się trutni z matką według naturalnego doboru i bioróżnorodności. Dla nas pszczelarzy naturalnych i organicznych jest to bardzo ważne gdyż uważamy, ze sztuczna selekcja, sztuczna wymiana matek […]

The post Wywiad z Panem Henrykiem Osiewalskim właścicielem pasieki Rój opartej o gospodarkę rojową first appeared on Wolne Pszczoły.

]]>
45Gospodarka pasieczna rojowa którą Pan uprawia polega na pozyskiwaniu nowych rodzin poprzez rojenie jest naturalnym sposobem rozmnażania się pszczół. Dochodzi tu do selekcji naturalnej w tym do krzyżowania się trutni z matką według naturalnego doboru i bioróżnorodności. Dla nas pszczelarzy naturalnych i organicznych jest to bardzo ważne gdyż uważamy, ze sztuczna selekcja, sztuczna wymiana matek a tym bardziej sztuczne unasiennianie i ograniczanie bioróżnorodności poprzez utrzymywanie dużej części pasieki na córkach tej samej matki reproduktorki przyczynia się do osłabienia zdrowia pszczoły miodnej europejskiej.

Wiele osób kojarzy ten sposób gospodarowania z XIX wiekiem, z czymś archaicznym co nie pozwala prowadzić pasieki pod kątem ekonomicznym. Mam nadzieję, ze wywiad ten rozwieje te wątpliwości.

 

 

Panie Henryku moje uszanowanie. Najpierw zaczniemy trochę od Pana historii związanej z pszczelarstwem. Jak długo zajmuje się Pan pszczelarstwem i od kiedy zawodowo?

Pszczelarstwem zajmuję się od czerwca 1983r. Nie mając tradycji rodzinnych przygodę z pszczołami rozpocząłem od dwóch podarowanych mi roi przez znajomego pszczelarza. W tym czasie znajdowało się dużo pasiek na moim terenie. Przypomnę, że w Polsce w latach osiemdziesiątych, było 2.5 mln rodzin pszczelich. Wiszące na gałęziach drzew roje pszczele, można było spotkać wszędzie. Zbierałem roje, zasiedlałem je do odkupionych od pszczelarzy starych nietypowych uli, w ten sposób powiększając pasiekę. Kiedy miałem już kilkanaście różnego typu uli, bardziej wyglądało to wszystko na skansen jak na pasiekę. Szybko zorientowałem się, że w ten sposób nic nie zdziałam. Po powrocie z pracy, w długie zimowe wieczory, a często i noce robiłem nowe ule. Trudności były ogromne. Desek do budowy uli nie można było kupić, ponieważ tartaki prowadziły sprzedaż tylko na przydziały dla przedsiębiorstw państwowych. Po gwoździe jeździłem do fabryk drutu w Gliwicach i Radomsku ponieważ w sklepach ich nie było. W trzecim roku pszczelarzenia miałem już 35, w czwartym 50, a w ósmym 120 rodzin pszczelich w nowych, jednakowych, własnoręcznie wykonanych ulach. W 1996 roku zrezygnowałem z pracy i wraz z żoną zajęliśmy się tylko pszczelarstwem. Do 2012 roku ciągle rozwijaliśmy się dochodząc do 320-tu rodzin pszczelich. Tyle w telegraficznym skrócie informacji o historii powstania naszej pasieki.

Ile pni Pan posiada? Czy jest to pasieka stacjonarna?

Od 2012 roku ze względu na stan zdrowia, zamiast dalszej rozbudowy, zostałem zmuszony do powolnego zmniejszania ilości rodzin pszczelich w naszej pasiece. Na dzień dzisiejszy pasieka liczy 100 rodzin. W zasadzie, jest to pasieka stacjonarna, ale przystosowana także do wędrówek. Wędrowaliśmy z pszczołami, gdy w pobliżu występowały lepsze pożytki towarowe. Jako ciekawostkę powiem, że wszystkie rodziny znajdują się w jednym miejscu i nawet na wyjazdach ustawiałem ule w jednym miejscu. Zawsze jest coś za coś. W tym przypadku wygoda pracy i możliwość obsługi większej pasieki, za nieco mniejszą wydajność z ula.

Co skłoniło Pana do tego typu gospodarki rojowej? Czy wyniósł ją Pan od swojego nauczyciela pszczelarstwa na początku tej drogi życiowej czy możne kiedyś przeciwdziałał Pan nastrojowi rojowemu jak 99% współczesnych pszczelarzy i z czasem doszedł do innej metody? Jeśli to drugie to od kiedy łapie Pan regularnie roje dla siebie?

Tylko silne rodziny pszczele, i to utrzymywane przez cały sezon pasieczny, są w stanie zgromadzić znaczne ilości produktów pszczelich w ulach. Pszczoły najwydajniej pracują w okresie silnego rozwoju, który poprzedza wejście w nastrój rojowy. W swojej pasiece, tak kieruję rozwojem rodzin pszczelich, aby właśnie ten stan uzyskać jak najwcześniej, a następnie maksymalnie go przedłużać. Proszę pamiętać, że najskuteczniejszym, naturalnym czynnikiem przeciwdziałającym powstawaniu nastroju rojowego, jest zawsze obfity pożytek. Pszczoły same ograniczą matce miejsce do czerwienia, zalewając plastry nektarem. Wtedy zadaniem pszczelarza nie powinno być więzienie matki w izolatorach, czy osłabianie rodziny poprzez odbiór pszczół, ale maksymalne wykorzystanie potencjału produkcyjnego rodziny pszczelej, poprzez dokładanie kolejnych plastrów do uli. Nie po to przez dziewięć miesięcy przygotowywałem rodziny pszczele do sezonu, aby w najważniejszym, momencie je osłabiać. Wcześniej czy później więzienie matki odbije się niekorzystnie na rozwoju rodziny pszczelej. Po rzepaku wystąpią jeszcze inne pożytki, na które należy mieć przygotowane silne rodziny. Jak z powyższego wynika, jedynymi sposobami, które stosuję aby zapobiec powstawaniu nastroju rojowego, jest zapewnienie pszczołom obfitego pożytku, oraz poszerzanie gniazd. Wszystkie inne wymyślone przez pszczelarzy metody są pracochłonne, szkodliwe pszczołom, i często zawodne, ponieważ pszczoły i tak nie dadzą się oszukać, wydając roje w późniejszym terminie, które to dopiero wtedy są problemem. Stosuję proste rozwiązania i zawsze staram się jak najmniej przeszkadzać pszczołom.
Poszedłem więc w innym kierunku. Skoro pomimo zastosowanych przeze mnie zabiegów rodzina pszczela, zresztą zgodnie z jej naturalnym instynktem do rozmnażania zechce się podzielić, to niech to uczyni. Postanowiłem przyjść pszczołom z pomocą poprzez wykonanie bardzo prostych w budowie rojowabików, rozmieszczanych w pobliżu uli. Rojowabiki w naturalny sposób wabią pszczoły, a ja nie używając drabin zbieram z nich roje. Jeżeli moje słowa są mało przekonywujące to proponuję obejrzeć nagrany w mojej pasiece czterogodzinny film, który pokazuje jak pracujemy wraz z żoną w naszej pasiece. Film mogę udostępnić każdemu chętnemu, jeżeli telefonicznie na nr. 606 187 399 dokona zamówienia.

 

Fragment amatorskiego filmu Pana Osiewalskiego

Czy nadal stosuje Pan odkłady czy zsypańce czy już tylko pszczoły rozmnażają się rojowo?

Nie robię w swojej pasiece odkładów ani zsypańców ponieważ mam ciągły nadmiar pszczół. Pszczoły rojowe wykorzystuję przede wszystkim do tworzenia nowych rodzin produkcyjnych, Przypomnę, że moje pszczoły roją się pod koniec kwietna i na początku maja, kiedy w pełni kwitną rzepaki. Potencjał produkcyjny pszczół rojowych jest doskonale znany, w związku z czym nie będę wymieniał co 4 kg rój może zrobić w tym okresie. Dopowiem tylko, że pszczoły rojowe znakomicie nadają się także do startboksu oraz nasiedlania ulików weselnych. Rójki znakomicie nadają się także do poddawania matek ponieważ chętnie przyjmują każdą.

Z jakich pszczół Pan korzysta? Z lokalnych czy może od jakiś znanych komercyjnych hodowców? Czy dokupuje Pan czasem jakieś matki a jeśli tak w jakim procencie pasieka oparta jest na własnych matkach rojowych a w jakim na zakupionych?

Prowadzę hodowlę matek pszczelich na własne potrzeby. Zaopatruję się wyłącznie w matki reprodukcyjne. Pomimo, że sprowadzam matki miodne, łagodne,, nierojliwe” to do tej pory nie udało mi się wyhodować pszczół,, nierojliwych.” Jeżeli któryś z hodowców takie matek posiada, to bardzo chętnie nabędę.

Widziałem, że pracuje Pan z rojami bez rękawiczek a nieraz i bez kapelusza. Czy rojące się pszczoły wykazują się małą obronnością czy użądlenia nie robią już na Panu wrażenia?

Po pierwsze, nie potrafiłbym pracować przy pszczołach w rękawicach, a po drugie nie ma takiej konieczności. Zaś kapelusz pszczelarski dobrze jest jednak mieć w pasiece.

Wiem, że bez trudu łapie Pan 90% rojów ze swojej pasieki. Wiem, że roje uwiązują grono rojowe na pasiece w pobliżu uli na rojołapkach zbudowanych przez Pana o bardzo prostej konstrukcji. Na czym polega budowa tej rojołapki i jej skuteczność?Na początku swój ,,wynalazek” nazwałem rojołapką. Jest to jednak nazwa błędna ponieważ urządzenie to nie łapie roi, tylko je wabi. Ale chyba nie nazwa jest najważniejsza. Rojowabik zbudowany jest z deski przymocowanej do wygiętej rurki. Elementem wabiącym roje pszczele jest znajdujący się pod deską pół krążek wykonany także z deski pokryty woskiem pszczelim. Zapach wosku oraz pół krążek wyglądający jak kawałek plastra pszczelego wabią roje. Dodatkowo pozostający na desce zapach po wcześniej zebranych rojach wabi pszczoły.

Czy korzysta Pan z jakieś preparatów zapachowych, sztucznych feromonów królowej, ziół etc. do wabienia rojów?

Nie korzystam z żadnych sztucznych preparatów zapachowych, ponieważ nie ma takiej potrzeby. W tym roku wszystkie roje uwiązały grona rojowe pod rojowabikami.

Według jakiego klucza ustawia Pan rojołapki w konkretnych miejscach i czy rojołapki co roku stoją identycznie?

Rojowabiki należy rozstawiać z pszczelarskim wyczuciem, pod gałęziami drzew lub krzewów tak, aby były widoczne dla pszczół, a zwisające gałęzie tworzyły nad nimi baldachim. W naszej pasiece łowne rojowabiki każdego roku rozstawiam w tych samych miejscach, natomiast niechciane przestawiam w inne miejsca.

42

Czy na początku tej metody były większe trudności i ile sezonów zajęła Panu nauka?

Zdaję sobie sprawę z tego, że nie jest to wynalazek na miarę XXI wieku, ale ciągle czegoś się uczyłem i coś poprawiałem. Początkowo deskę mocowałem na stałe z rurką wbitą w ziemię. Zdarzało się, że przy wyciąganiu rury, lub przenoszeniu pszczoły spadły. Nie radzę natomiast przesadnie pucować rojowabików. Telefonują do mnie pszczelarze, że zastosowali poniklowane elementy stalowe, deskę wypolerowali, kilkakrotnie pomalowali najwyższej klasy lakierami lub farbami a i tak roje omijają je z daleka. Akurat w tym przypadku popełniali błędy, ponieważ czym deska jest starsza tym efekt jest lepszy. Po wyrojeniu się pszczoły najpierw krążą w pobliżu drzewa lub krzewu wypatrując odpowiednie miejsce do uwiązania grona rojowego. Ustawiony tam rojowabik jest bardzo atrakcyjnym miejscem do tego celu.

Wiem, ze zawsze pozwala Pan się wyroić rodzinie raz a później zostawia Pan jeden matecznik aby przeciwdziałać drużakom i trzeciakom. Czy każda rodzina która chce może się wyroić ten jeden raz czy są takie które Pan ogranicza w jakiś sposób?

Jestem przekonany, że wydanie jednego roju przez rodzinę pszczelą jest korzystne dla pszczół. Po wyjściu roju pozostaje w ulu wystarczająco dużo pszczół, aby normalnie funkcjonować. Czerw od jajeczek po wygryzające się młode robotnice. Dużo pokarmu zgromadzonego w plastrach. Wprawdzie nie ma czerwiącej matki, ale młoda znajduje się w mateczniku, który jeszcze tego samego dnia poddaję tej rodzinie. Jest to najłatwiejszy i niezawodny sposób poddawania matek. Proszę pamiętać, że przerwa w czerwieniu spowodowana wyjściem roju, jest także naturalnym przerwaniem namnażania się Varroa Destructor, o czym tak mało się pisze, ponieważ podobno pszczoły nie roją się

Wiem, ze częściowo pozwala Pan naturalnie według pszczelego uznania łączyć i dzielić się rojom które roją się jednocześnie a łączy zbyt małe roje dla Pana i roje które uwiązały się w grono rojowe bez matki na skutek np. jej uszkodzenia. Co wtedy się dzieje z takim rojem?

Z rojami z tego samego dnia praktycznie można robić wszystko. Można je łączyć dzielić, wymieniać im matki bez obawy, że pszczoły będą się ścinały. Udaje się to także następnego dnia, ale dosypanie kolejnej rójki po kilku dniach może zakończyć się źle.
Jakimi pożytkami dysponują Pańskie pszczoły?

Jakimi pożytkami dysponują Pańskie pszczoły?

Wczesną wiosną pszczoły zbierają pyłek i nektar głównie z leszczyny, brzozy, olchy, wierzby a w kwietniu z mniszka lekarskiego, drzew owocowych i rzepaku. Rzepak ozimy jest głównym pożytkiem towarowym w mojej okolicy. Jest tu prawdziwe zagłębie rzepakowe. Po rzepaku jest niewiele akacji, dość dużo starych lip, ewentualnie spadź liściasta. W połowie lipca kończy się papu dla moich milusińskich.

Jaki okres pracy w pasiece przypada na osadzanie rojów? Rozumiem, ze głównie przypada on na pożytek rzepakowy?

Odpowiadam szczerze na każde pytanie, ale tym trafił Pan w sedno sprawy. Zauważył Pan, że nie mówiłem o późnych rojach, które należy obficie karmić, aby odbudowały gniazda przed zazimowaniem. Miodu zazwyczaj z nich zero, koszty tak, pracy przy przygotowaniu do następnego sezonu sporo. W mojej pasiece rodziny pszczele roją się na początku maja, a nawet w kwietniu, kiedy w pełni kwitną rzepaki. Osadzony 4 kg rój pszczeli w ciągu kilku dni odbudowuje ramki z węzą i zapełnia nadstawki miodem rzepakowym, a później także innymi. Matka bardzo szybko zaczerwia nowo odbudowane plastry z których po 21 dniach wygryzają się młode robotnice gotowe do pracy jeszcze na akacji, lipie, ewentualnie spadzi. W tych rodzinach, po wsypaniu pszczół do ula, sprawdzam tylko czy matka podjęła czerwienie i na tym koniec z grzebaniem w ulach. Co jakiś czas wiruję z nich tylko miód.

Czy nowo osadzony rój daje porównywaną ilość miodu towarowego w sezonie co macierzak? A jeśli nie to mniej czy więcej?

Widzę, że jest Pan dociekliwy, ale o liczbach nie będę mówił. Odpowiem tak: Ja obliczam wydajność miodową z jednej rodziny pszczelej dzieląc ilość odwirowanego miodu w całym sezonie przez liczbę posiadanych rodzin wiosną. Nie ważne, jak kto gospodaruje pszczołami, ważne jest to jakie są efekty jego pracy. Nie wierzę, aby ,, nowoczesny” pszczelarz wykonujący zbędne i pracochłonne zabiegi ograniczające rozwój rodzin pszczelich osiągał zbliżone wyniki.

Rój osadza Pan na węzę. Gdzie zaopatruje się Pan w węzę? Czy słyszał Pan może o węzie o zmniejszonych komórkach 5,1 i 4,9 mm? Ma ona na celu pomóc naszej europejskiej pszczole powrócić do jej mniejszych rozmiarów jakie miała w XIX wieku. Może to przyczynić się do jej większej odporności m.in. na roztocze Varoa Destructor.

Węzę najczęściej kupuję, ale także powierzam wosk pozyskany w naszej pasiece do przeróbki na węzę. Prekursor stosowania węzy o zmniejszonych komórkach do 5,1 i 4,9 jest moim serdecznym kolegą, którego przy okazji pozdrawiam. Ponieważ, nie wprowadzałem takiej węzy do moich rodzin i na tym się nie znam, nie wypowiadam się w tym temacie. Uważam jednak, że należy próbować różnych sposobów, aby naszym milusińskim działo się coraz lepiej.

Jakby Pan odniósł się do zarzutów innych pszczelarzy, że na gospodarkę rojową trzeba mieć mnóstwo czasu i nie da się w ten sposób prowadzić pasieki pod względem ekonomicznym co do ilości miodu i czasu? Pana pasieka jest przecież tego zaprzeczeniem.

W odpowiedzi na zarzuty, że na gospodarkę rojową trzeba mieć czas odpowiem faktami: Kiedy miałem 120 rodzin pszczelich wraz z żoną pracowaliśmy zawodowo, a pszczołami zajmowaliśmy się tylko po godzinach pracy, w wolne soboty i niedziele, a także w urlopy. Prowadziliśmy przy tym gospodarkę wędrowną. Po zakończeniu pracy w 1996 roku rozbudowaliśmy pasiekę do 200 – 320 rodzin i przez cały czas pracowaliśmy tylko w dwójkę. Jestem pewien, że przy moim dobrze zorganizowanym sposobie prowadzenia pasieki mam o wiele mniej pracy, niż wszyscy Ci, którzy zapobiegają, zamykają, izolują, przekładają, tworzą, przestawiają, nalatują i Bóg wie co jeszcze czynią, aby pszczołom ciągle przeszkadzać. Podejrzenie, że z ekonomią jest u mnie nie tak jest bezpodstawne, ponieważ liczyć to jeszcze potrafię. To właśnie ekonomiczne myślenie spowodowało, że wyeliminowałem wiele zbędnych czynności wykonywanych w pasiekach.

Jaka jest standardowa ilość rojów sezonowo w Pana pasiece? I czy zna Pan rekordową ilość rojów w sezonie oraz podczas jednego dnia jakie Pan osadził?

Ponieważ, obiecałem szczerze odpowiadać na Pana pytania podaję, także swoje ,,niechlubne” rekordy. Do tej pory roiło się średnio około 90% rodzin pszczelich w naszej pasiece. W tym roku po raz pierwszy wyroiły się wszystkie rodziny. W 2001 jednego dnia wyroiły się 34 rodziny, co do tej pory jest rekordem dnia. Wszystkie roje zebrałem nie wchodząc choćby na jeden szczebel drabiny i zasiedliłem jako nowe rodziny. Kiedy jeden z młodych pszczelarzy obejrzał mój film, zatelefonował i powiedział, że należy mi się tytuł mistrza Polski w zbieraniu roi. Podziękowałem.

Od czego zależą te zmienne?

Ilość rojów w sezonie zależy przede wszystkim od siły rodzin pszczelich, pożytków oraz pogody. Jeżeli pszczelarz będzie budował z wyprzedzeniem długie baraki lub wysokie wieżowce, a pszczoły w takich ulach będą bawiły się w chowanego, to tak prowadzone rodziny nie wyroją się, ale miodu i innych produktów pszczelich z nich będzie niewiele.

Dziękuję za rozmowę. Życzę zdrowia i wytrwałości w dalszym pszczelarzeniu.

Dziękuję za dociekliwe pytania i serdecznie pozdrawiam wszystkich pszczelarzy.

P.S. Od kwietnia 2008 do maja 2009 roku drukowany był w ,,Pszczelarzu Polskim” comiesięczny cykl moich artykułów zatytułowany ,,Rok w mojej pasiece” w których dość obszernie opisałem w jaki sposób prowadzę swoja pasiekę. Natomiast film, który można zamówić jest uzupełnieniem do napisanych tekstów, ponieważ nie zawsze to co się przeczyta, jest tak samo przekonywujące,jak to co można zobaczyć. Zachęcam do przeczytania w w/w prasie pszczelarskiej wspomnianych tekstów, oraz do przejrzenia mojej strony internetowej: www.rojpasieka.republika.pl. Zainteresowani pszczelarze będą mogli z tych publikacji skorzystać, aby więcej dowiedzieć się o mojej metodzie gospodarowania

Rozmawiał Jakub Jaroński

The post Wywiad z Panem Henrykiem Osiewalskim właścicielem pasieki Rój opartej o gospodarkę rojową first appeared on Wolne Pszczoły.

]]>