Admin | Wolne Pszczoły http://wolnepszczoly.netlify.app Stowarzyszenie Pszczelarstwa Naturalnego Wolne Pszczoły Thu, 03 Mar 2022 12:17:57 +0000 pl-PL hourly 1 https://wordpress.org/?v=5.8.3 Aperiodyczny biuletyn naszego Stowarzyszenia „Wolnopszczelarstwo”, numer pierwszy http://wolnepszczoly.netlify.app/aperiodyczny-biuletyn-naszego-stowarzyszenia-wolnopszczelarstwo-numer-pierwszy/ Tue, 19 Mar 2019 20:10:35 +0000 http://wolnepszczoly.netlify.app/?p=1825 Z ogromną satysfakcją oddajemy w Państwa ręce pierwszy numer „Wolnopszczelarstwa”, bezpłatnego biuletynu Stowarzyszenia Pszczelarstwa Naturalnego Wolne Pszczoły. Wydając pismo chcieliśmy uporządkować wybrane artykuły z naszej strony internetowej w trochę innej postaci, a przede wszystkim docenić wartość słowa pisanego w formie tradycyjnej, a zarazem poszerzyć grono odbiorców, którzy nie dotarli do tekstów ukazujących się w formie […]

The post Aperiodyczny biuletyn naszego Stowarzyszenia „Wolnopszczelarstwo”, numer pierwszy first appeared on Wolne Pszczoły.

]]>
Z ogromną satysfakcją oddajemy w Państwa ręce pierwszy numer „Wolnopszczelarstwa”, bezpłatnego biuletynu Stowarzyszenia Pszczelarstwa Naturalnego Wolne Pszczoły.

Wydając pismo chcieliśmy uporządkować wybrane artykuły z naszej strony internetowej w trochę innej postaci, a przede wszystkim docenić wartość słowa pisanego w formie tradycyjnej, a zarazem poszerzyć grono odbiorców, którzy nie dotarli do tekstów ukazujących się w formie elektronicznej, w zasobach internetowych Stowarzyszenia. Dlatego biuletyn ukazał się też w limitowanej wersji papierowej.

Na treść pierwszego numeru składa się krótki opis historii i działalności „Wolnych Pszczół”, a także wybór artykułów, które dotychczas ukazały się na naszej stronie internetowej. Dominują tłumaczenia anglojęzycznych tekstów autorstwa pszczelarzy praktyków, którzy od wielu lat prowadzą swoje pasieki nie stosując żadnych „leków” ani substancji chemicznych służących do zwalczania pszczelich chorób i pasożytów. Nie widzimy powodu, dla którego nie moglibyśmy się posiłkować wiedzą i doświadczeniem starszych stażem kolegów zza granicy, w tym z drugiego brzegu Wielkiej Wody. Na tłumaczenia składają się zatem artykuły wykładowcy i hodowcy matek pszczelich – Michaela Busha; wybitnego pszczelarza zawodowego – Kirka Webstera; oraz artysty, muzyka, pisarza, a wreszcie pszczelarza hobbysty – Charlesa Martina Simona. Nasze polskie podwórko dopiero raczkuje w takich formach uprawiania pszczelarstwa, gromadzimy doświadczenia i wiedzę. Jesteśmy jednak przekonani, że w kolejnych numerach Biuletynu znajdzie się więcej tekstów rodzimego pochodzenia.

Zapraszamy też do lektury wywiadu z jednym z największych polskich autorytetów z dziedziny pszczelnictwa, profesorem Jerzym Woyke, który zdecydował się na rozmowę z nami o pszczołach i pszczelarstwie, w tym również o tych jego aspektach, które interesują nas najbardziej. Za co niniejszym jeszcze raz Profesorowi dziękujemy!

W numerze nie mogło również zabraknąć artykułów autorstwa członków naszego Stowarzyszenia. Znalazł się tu zatem opis „Fortu Knox”, flagowego projektu „Wolnych Pszczół”, o którym pisze bloger i propagator pszczelarstwa naturalnego Bartłomiej Maleta oraz tekst Krzysztofa Smirnowa o łapaniu rojów.

Na koniec chcemy wyjaśnić, że nasz Biuletyn zamierzamy wydawać jako aperiodyk, a więc będzie się on ukazywał w nieregularnych odstępach czasowych. Mamy jednak nadzieję, że kolejny numer ukaże się niebawem.

Serdecznie zapraszamy do lektury

Redakcja

„Wolnopszczelarstwo” w PDF

Post scriptum: Na cele edukacyjne posiadamy dla chętnych ograniczoną ilość nakładu wersji papierowej. Jeżeli ktoś z szanownych czytelników ma ochotę wejść w jego posiadanie, poprosimy aby napisał na adres elektroniczny redakcji wraz opisaniem planu edukacyjnego i celów jakie zamierza w ten sposób realizować.

The post Aperiodyczny biuletyn naszego Stowarzyszenia „Wolnopszczelarstwo”, numer pierwszy first appeared on Wolne Pszczoły.

]]>
Droga środka do pasieki bez leczenia. http://wolnepszczoly.netlify.app/droga-srodka-do-pasieki-bez-leczenia/ Thu, 08 Nov 2018 07:47:31 +0000 http://wolnepszczoly.netlify.app/?p=1731 Wiele dyskusji odbyło się w naszym małym środowisku zrzeszonych w Stowarzyszeniu Pszczelarstwa Naturalnego „Wolne Pszczoły”, do którego miałem zaszczyt przystąpić kilka lat temu. To fascynujące, z jakim zaangażowaniem pozwalaliśmy ścierać się różnym koncepcjom, cały czas mając w pamięci, że przecież każdy z nas jest na swojej pasiece jedynym szefem, który sam wyznacza jej reguły (oczywiście […]

The post Droga środka do pasieki bez leczenia. first appeared on Wolne Pszczoły.

]]>
Wiele dyskusji odbyło się w naszym małym środowisku zrzeszonych w Stowarzyszeniu Pszczelarstwa Naturalnego „Wolne Pszczoły”, do którego miałem zaszczyt przystąpić kilka lat temu. To fascynujące, z jakim zaangażowaniem pozwalaliśmy ścierać się różnym koncepcjom, cały czas mając w pamięci, że przecież każdy z nas jest na swojej pasiece jedynym szefem, który sam wyznacza jej reguły (oczywiście tylko w takim zakresie, na ile pozwala na to sama natura i pszczoły) i tak naprawdę to nikomu nic do tego. Z dyskusji, prowadzonych na zjazdach, poprzez pocztę elektroniczną, wreszcie na samym forum, wyłoniło się w miarę łatwe do przewidzenia spektrum poglądów na to, jaką drogą należy dążyć do pasieki, w której nie zachodzi potrzeba nieustannego leczenia pszczół.

W jednym w zasadzie byliśmy zgodni: podstawą selekcji pszczół pod kątem zdolności przeżycia jest ostateczny egzamin z przetrwania zwany też Testem Bonda.

Test Bonda (żyj i pozwól umrzeć)

W całkowicie nieuprawnionym uproszczeniu, propagowanym przez zdecydowanych przeciwników, polega on na pozostawieniu pszczół samym sobie, aby umarły. W rzeczywistości Test Bonda polega na skalkulowaniu maksymalnej możliwej presji selekcyjnej w jednym zaledwie aspekcie, tj. leczenia rodzin pszczelich. Wszelkie inne zabiegi pszczelarskie wykonuje się wedle potrzeby i zgodnie z najlepszą wiedzą i sztuką oraz wybraną metodą chowu. Zatem nie polega to po prostu na porzuceniu pszczół, tylko w zasadzie na uprawianiu pszczelarstwa jak w czasach przed nadejściem warrozy. A nawet więcej, gdyż od realizujących Test Bonda oczekuje się też przeprowadzenia skutecznej selekcji rodzin, które w kolejnych pokoleniach radzą sobie coraz lepiej. Oczywiście taki dobór dotyczy wyłącznie pszczół, które bez wspomagania farmaceutykami przeżyły trudny okres bezczerwiowy (u nas: zima). Oczekuje się, że pszczelarz wykaże się wiedzą i umiejętnościami, dzięki którym będzie mógł z najwyższą możliwą pewnością stwierdzić, że selekcjonuje rodziny wedle ich zdolności przetrwania, dzięki czemu uzyskuje w tym zakresie coraz lepsze wyniki. W każdym kolejnym etapie Testu Bonda należy ćwiczenie powtórzyć, tzn. pobrać materiał zarodowy od najzdrowszych rodzin i podać do rodzin z problemami, aby pomnożyć obiecujące, a zlikwidować marne geny. Następnie pszczelarz musi wykonać pracę w postaci odtworzenia liczebności pasieki, aby do kolejnego cyklu selekcji przystąpiło możliwie dużo nowych (i starych) rodzin. Bo ich liczebność stanowi jeden z kluczowych elementów procesu selekcji.

Jeżeli śmiertelność w pasiece przekracza trzecią część populacji, co jest praktycznie pewne na początkowym etapie, należy wdrożyć metody pozwalające na szybkie odbudowanie stanu, aby w następnym roku móc kontynuować selekcję.

Model Ekspansji

Etap odtwarzania populacji można rozwinąć do maksymalnego namnożenia rodzin pszczelich, co nazywane jest Modelem Ekspansji. Proponuje się w nim, aby pszczelarz odpuścił walkę o miód (choćby częściowo), a poszukał granic swoich możliwości zarządzania pasieką i postarał się posłać do zimowli więcej rodzin, niż jest w stanie normalnie obsługiwać. Przecież i tak pewna ich odsetka nie przetrwa do wiosny. Ale im więcej zazimujemy, tym większy potencjał uzyskamy na wiosnę. To nie są żadne dla pszczelarza arkana.

W ten sposób przyspiesza się tak zwane wąskie gardło, przez które niejako przepycha się możliwie liczne rodziny pszczele, aby jak najszybciej i najskuteczniej dorobić się genów radzących sobie z chorobami. Rodzinom, które zachorują śmiertelnie, pozwala się odejść do Krainy Wiecznych Pożytków. Prezentują właściwości zbędne dla danego terenu, pasieki i metod pszczelarskich.

* * *

Zatem Test Bonda niesłusznie nazywa się barbarzyńskim. Nie oznacza on bowiem torturowania pszczół, czerpania okrutnej radości z ich cierpień, ani nawet ich porzucania na pewną śmierć. Jest on brutalny, ale nie bardziej niż sama natura. Pszczelarz świadomie zajmuje w nim pozycję selekcjonera pozytywnego, selekcję negatywną pozostawiając chorobom pszczół – i tylko im. A w zasadzie w dzisiejszych czasach przede wszystkim jednej chorobie – warrozie.

Przypomnijmy, że przed pojawieniem się roztocza Varroa destructor, zwanego też przez językowych purystów dość trafnie dręczem pszczelim, większość pszczelarzy w Polsce nieustannie, rok po roku, stosowała Test Bonda na swoich pszczołach. Dotyczyło to przynajmniej tych, którzy polegali na matkach pszczelich własnego wychowu. Pozostali liczyli na to, że stosowny Test Bonda prowadzi się stale w pasiekach hodowlanych. Śmiertelność pszczół utrzymywała się widocznie na akceptowalnym poziomie, skoro nikomu to specjalnie nie przeszkadzało i nie podnosił głosu z pozycji moralnej wyższości (a to że ktoś dręczy pszczoły, a to że barbarzyńca). Warroza jednak zmieniła obraz sytuacji. W końcu nie wystarczy dziś uczciwie zakarmić pszczoły na zimę, aby wiosną cieszyć się przeżywalnością bliską 100%. A ciągle chcemy taką utrzymywać. Dziś nie ma tak łatwo. Czasy się zmieniły, chęci pozostały. Więcej na ten temat w przypisach końcowych *).

Wszystko albo nic

Wracajmy do krótkiego przeglądu opcji prowadzenia pasieki. Dotychczas, także w oficjalnym przekazie naszego Stowarzyszenia, dominował pogląd, że należy niezwłocznie odstawić wszelkie leki i zrealizować Test Bonda na całej pasiece. Jest to podejście, można tak to nazwać, radykalne, ale jednocześnie potencjalnie pozwalające najszybciej dotrzeć do celu w postaci pszczół nie wymagających leczenia. Już w pierwszych kilku zimach nastąpi gwałtowna selekcja poprzez wymieranie znacznej (większej) części pasieki. Umiejętny pszczelarz jednak w ciągu następnych lat zdoła, już na bazie rodzin, które w kolejnych pokoleniach wykazały się zdolnością przetrwania, odbudować populację i dalej ją utrzymywać poprzez kolejne fale Zapaści i Ozdrowienia (http://wolnepszczoly.netlify.app/zapasc-i-ozdrowienie/), które są nieuniknione, bo naturalne.

Obserwacje, jak sobie z tym radzą znacznie ode mnie doświadczeńsi, pokazują, że to naprawdę skuteczna, choć przecież bardzo bolesna metoda. Ale jej efekty dają się spostrzec już w trzecim sezonie pełnego wdrożenia Testu Bonda na całej pasiece.

Gdzieś w dyskusjach umknęły nam chyba te istotne aspekty selekcji, gdy debatowaliśmy na temat potencjalnej szkodliwości syropów i w ogóle podkarmiania pszczół, problemu materiału, z jakiego wykonany jest ul, czy stosować węzę, a jeżeli tak, to jaką… Ostatecznie wobec potencjalnego osypania się całej (lub prawie całej) pasieki, te problemy przecież wydają się miałkie i błache. Test Bonda, jak podał jego autor, zakłada, że dbamy o pszczoły zgodnie z najlepszą praktyką pszczelarską stosowaną na naszym terenie. Tylko nie leczymy.

Przebijają się zatem tutaj dwie obserwacje co do niezbędnych umiejętności, jakie trzeba posiąść, aby w miarę bezpieczenie przebrnąć przez aż tak wąskie gardło i zastosować najszybszą i najbardziej radykalną z metod. Trzecia nie była podawana zbyt często, ale zapamiętałem, że również jest ważna. Czyli poniżej będzie także o niej.

Po pierwsze trzeba umieć szybko i skutecznie, na bazie pozostałych rodzin, odbudować stan liczebny pasieki. To oznacza też odpowiednie przygotowanie w postaci zapasów sprzętu oraz opracowanej logistyki prac. Mało rodzin zdolnych zbudować wystarczającą siłę do podziałów oznacza mały margines błędu, a wysokie wymagania. Oczywiście, gros pracy wykonają same pszczoły, ale będzie im znacznie łatwiej, jeżeli pszczelarz nie będzie im przeszkadzał. A przecież może też wydatnie pomóc.

Po drugie trzeba dysponować możliwie obiecującym materiałem na starcie. Czyli pszczołami, które przez kilka pokoleń unasienniały się z lokalnymi trutniami, jakie by one nie były. Które przetrwały też na miejscu kilka zim i już wiedzą, kiedy ma przyjść nektar i pyłek, a kiedy trzeba się zwinąć w kłąb i czekać na lepsze czasy.

Po trzecie trzeba mieć więcej pni. Nie da się prowadzić selekcji na kilku rodzinach. Toż projekt Fort Knox powstał między innymi dlatego, aby mali, ogródkowi pszczelarze mogli przyłączyć się do poszukiwania pszczół zdolnych do przetrwania – ale ich wysiłki samotnie nic nie znaczą, dopiero w kupie siła, że zacytuję najpopularniejsze hasło pszczół. W innym wypadku trzeba się zdobyć na wysiłek i utrzymywać pasiekę składającą się z co najmniej kilkudziesięciu pni. A i to może nie wystarczyć, bo wiele zależy od terenu, na którym trzymamy pszczoły, dostępnej bazy pożytkowej oraz napszczelenia.

Co właściwie można by wymienić jako obserwację i czwarty warunek sukcesu.

Po piąte, choć być może najważniejsze, uważam, że trzeba zdobyć niezbędną wiedzę, umiejętności i zaplecze techniczne, aby skutecznie selekcjonować rodziny na każdym etapie i w każdej porze roku. Czyli trzeba wiedzieć i mieć jak dobierać. Wymieniam ten argument jako ostatni, bo nie wszyscy uważają go za nieodzowny warunek sukcesu. W końcu selekcją zajmuje się sama natura, my tylko staramy się jej nie przeszkadzać. Otóż uważam, że nie do końca. Przecież stale stosujemy w najlepszej wierze różne zabiegi pasieczne. A one zmieniają środowisko pszczół. Bez wielu lat nauki i doświadczenia nie zdobędziemy cienia pewności, że nasze działania nie wywierają niszczącego wpływu na zdolności przetrwania naszych pszczół. Zatem z taką samą dezynwolturą możemy podjąć się (o ile posiadamy stosowną wiedzę) oceny, czy rodzina ma jakieś szanse dożyć do wiosny – jest to uprawniony, choć owszem, nie konieczny, zabieg możliwy do zastosowania na naszej pasiece.

Nieskuteczne leczenie

Niedawno w sieci wymiany informacji zaistniała propozycja odmiennego rodzaju na ograniczone stosowanie Testu Bonda. Zgłosił ją David Heaf, pszczelarz z Walii (półwysep przyczepiony od zachodniej strony do większej z Wysp Brytyjskich), który swoich pszczół nie leczy już od wielu lat i to podobno z powodzeniem. Metoda ta polegać ma na ograniczeniu presji patogenów przez leki pochodzenia naturalnego (których podstawową cechą ma być brak istotnych pozostałości po ich zastosowaniu w środowisku ula), ale w taki sposób, aby nie działały do końca skutecznie. Czyli aby „nie wykosiły warrozy do zera”.

Zmniejszona presja roztocza na pszczoły dokonywałaby też selekcji negatywnej unicestwiając tylko i wyłącznie rodziny całkowicie pozbawione odporności, pozwalając na dalsze etapy doboru spośród pozostałych. Presję taką teoretycznie można regulować zgodnie z obserwacją zdrowia swoich pszczół. W końcu każdy sezon jest inny, a za tym też z inną presją patogenów mamy do czynienia.

Nie mam jednak więcej informacji na temat tej metody, więc tylko ją powyżej nadmieniłem. Stanowi ona jednak interesujący przedmiot rozważań.

Podział pasieki

Innym podejściem, które pojawiło się w dyskusjach, było ograniczone stosowanie Testu Bonda, metodą podziału pasieki na część leczoną i nieleczoną. Pszczoły leczone stanowią niejako odwód w wypadku zbyt wielkiej śmiertelności w części poddanej presji – w razie dużego upadku można w ciągu jednego sezonu odnowić populację i wrócić do pracy selekcyjnej. Jednocześnie można na nich pracować pod kątem produkcji miodu, który wszyscy tak bardzo kochamy.

Zawsze, kiedy do rozwiązania wprowadza się komplikacje, pojawiają się też różnice w poglądach. Mianowicie: wedle jakiego klucza podzielić pasiekę na część leczoną i nieleczoną? Jaki procent rodzin poddać Testowi Bonda? Myślę, że na to pytanie nie ma dobrej odpowiedzi. Zakładając, że ktoś ma już wystarczające doświadczenie, aby jego procedury leczenia pszczół od warrozy wykazywały się jaką-taką skutecznością, nie będzie miał dużej ochoty na odstawienie lekarstw. Początkujący może się chętniej rzucić na nieznane wody, bo dla niego (na razie) wszystkie wody są nieznane, więc logicznie wydaje się obojętne, od jakiej szkoły, od jakiej metody rozpocznie swoją przygodę z pszczelarstwem.

To oczywiście nieprawda. Uważna lektura dokumentów autora Testu Bonda, dr Johna Kefussa, wskazuje, że poprawne jego przeprowadzenie wymaga jednak jakiej-takiej wiedzy. Znamy jednego mówcę pszczelarskiego, który brzmi (choć nie przypominam sobie, aby kiedykolwiek powiedział to wprost), jakby twierdził, że do selekcji naturalnej na przetrwanie nie potrzeba mieć żadnych zgoła umiejętności – ale on sam zajmuje się pszczelarstwem od co najmniej 40 lat i być może zapomniał już wół, jak cielęciem był. W jego wiedzę i doświadczenie przecież nie wątpię.

Mamy zatem trzy drogi: jedną prostą i dwie skomplikowane. Możemy po prostu przestać leczyć, czyli odjąć z naszej pszczelarskiej praktyki aspekt podawania różnych środków przeciwko warrozie. Czyli Test Bonda na całej pasiece. Możemy też wybrać nieco bardziej skomplikowany wariant, czyli tak skalkulować leczenie, aby nie było do końca skuteczne. Nazwijmy to Test Heafa. Wreszcie możemy stosować Test Bonda na wybranej części pasieki, resztę prowadząc po staremu. Co powinien wybrać początkujący pszczelarz, który ma dobre chęci, ale ograniczone środki?

Nabycie rozumu (czyli trudne początki)

Początki zawsze są trudne, ale w pszczelarstwie, jak sądzę, w dwójnasób. Nie przypominam sobie z żadnego podręcznika (a przeczytałem ich wiele) stwierdzenia wprost np. „nie oczekuj jakichkolwiek zbiorów miodu w pierwszym roku, skoncentruj się na budowie potencjału, miód traktuj jak nagrodę”, albo „nie oczekuj, że ta prosta operacja uda ci się za pierwszym, drugim, a nawet trzecim razem”. Zwykle napisane są one tak, jakby odbiorcą ich treści miał być doświadczony pszczelarz, który nie potrzebuje tych światłych wskazówek… W każdym razie nie wszystkich.

Poza tym większość podręczników skupiona jest na podstawowej aktywności pszczelarskiej, czyli gromadzeniu miodu. To doskonale zrozumiałe, większość pszczelarzy pszczelarzy właśnie dla tego złocistego, zawiesistego, słodkiego, hmm… nektaru. Zważywszy, że już tylko tej sztuce poświęca się tak dużo uwagi, znaczy, nie jest to wcale takie proste. Tak czy owak, choć można napotkać też światłe rady na inne tematy, zwykle trudno tam o metody przydatne na drodze do własnej pasieki. Nic dziwnego. Doświadczeni pszczelarze skoncentrowani są na stałym doskonaleniu swojej sztuki, a początkującym jest się tylko raz. A wiedza o pasiece nie wymagającej leczenia? Coś tam można znaleźć na stronach obcojęzycznych, pochodzących z innych stref klimatycznych, z innych kontynentów. Opisów doświadczeń miejscowych jakoś sobie nie przypominam. A oczywiste wydaje mi się, że wykonując taki skok na ślepo (skoro nie mamy lokalnych doświadczeń), warto mieć wcześniej opanowane choć podstawowe umiejętności niezbędne do szybkiego odnowienia stanu pasieki: robienie odkładów, wychów matek, ocena stanu biologicznego rodziny… Przecież jeżeli mam selekcjonować swoje pszczoły, powinienem wiedzieć, jak to się robi. Ale warto też rozeznać wiele zagadnień w ogóle nie poruszonych w podręcznikach, jak orientacja w rynku zaopatrzenia pszczelarskiego, nawiązanie znajomości w okolicy, zapoznać się z podstawową logistyką prowadzenia pasieki…

Zdziczałe kundle

Podobno gdzieś tam u hodowców istnieją pszczoły miodne, łagodne, nierojliwe, które jednocześnie zjadają roztocza na śniadanie i zagryzają zgnilcem, a na dodatek te cechy są stabilne i przenoszą się na następne pokolenia. Ale na razie nikt ich nie sprzedaje pszczelarzom, bo posypałby się rynek pszczelich farmaceutyków, co mogłoby zachwiać światową gospodarką. Przeszkadza w tym tajne sprzysiężenie śliniących się na forsę Iluminatów pszczelarskich, którzy chcą, aby na naszych pasiekach latały tylko chorowite, marne pszczoły. Naprawdę, tak słyszałem. Mówił mi to szwagier siostry męża mojej żony, a usłyszał to od dalekiego kumpla stryjka dyrektora szkoły, do której chodzą dzieci jego kolegi z przedszkola…

Ten, kto chce spróbować się z przetrwaniem pszczół, skazany jest na siebie, ewentualnie na kolegów po pasji. Musi sobie hodować sam. Zatem znowu trzeba zanurkować do lektur (w tym obcojęzycznych) i nauczyć się podstaw.

Z lektur owych wynika też taka obserwacja, że gdzieś tam w przyrodzie żyją sobie pszczoły, które mniej więcej radzą sobie z chorobami. Ponieważ nie były selekcjonowane na wybitną łagodność, miodność i nierojliwość, nie zapłaciły za to stosownej ceny i miały szansę rozwinąć inne cechy, które drogą selekcji okazały się przydatne do przetrwania. Czyli największe szanse na przetrwanie mają tak zwane dziczki, miejscowe kundelki. Jedyne pszczoły, których, przynajmniej oficjalnie, nie da się kupić od hodowcy. W sprzedaży znajdziemy (a przynajmniej tak wynika z deklaracji samych hodowców i tych, co się za hodowców podają) ściśle dobrane pod kątem cech gospodarczych, odnotowane w księgach, zmierzone, zważone i opisane linie produkcyjne. A te, jak wspomniałem, są bezużyteczne w grze o przetrwanie, podobnie jak świnia rasy Duroc nie przetrwa w warunkach, które dziki kaban uważa za komfortowe. Z tym, że pszczoły hodowlane, w przeciwieństwie do świń, szybko zatracają cechy gospodarcze i wracają do stanu półdzikiego już po kilku pokoleniach poza pasieką zarodową. To też fakt potwierdzany przez licznych obserwatorów.

Czyli da się zrobić, ale potrzeba czasu.

Gromadzenie zasobów

Sam początek pszczelarstwa to mozolne gromadzenie sprzętu (który ostatecznie można sobie kupić, to kwestia pieniędzy), umiejętności i doświadczenia (których nie da się kupić za żadne pieniądze) oraz specyficznych zasobów pochodzenia pszczelego, jak np. susz (co może dałoby się kupić, ale doświadczeni odradzają).

Niektórzy dostają dobrą radę, aby sobie kupili węzy i dali pszczołom do odbudowy. Może to i dobra rada, ale jeżeli prawdę mówią chemiczne badania próbek, to znaleźć na niej można całą tablicę Mendelejewa. Nie wiadomo co prawda, czy to tak bardzo szkodzi pszczołom, ale jeżeli mam wybór, to wolę wykorzystać wosk z własnej pasieki, gdzie mogę przynajmniej mieć nadzieję na częściową kontrolę jego zawartości. Dostępne wskazówki tych, którzy pszczół nie leczą (jak wyżej wspomniałem, zwykle z innych stref klimatycznych, z innych kontynentów), stanowczo odradzają stosowanie węzy niewiadomego pochodzenia w procesie dochodzenia do pasieki zdolnej przetrwać bez leczenia.

Gromadzenie zasobów to długotrwały proces. Nie wystarczy jednak posiąść zapasy sprzętu. Trzeba jeszcze nauczyć się je utrzymywać. Ule, ramki, maszyny, to wszystko kosztuje pieniądze. Warto opracować sposób, aby nie ulegały zbyt szybkiej degradacji.

Czym dojeżdżać na pasiekę? Czym transportować ule, puste i pełne pszczół? Jeżeli karmić, to jak karmić i czym? A jeżeli trafi się miodobranie, to do czego zlewać miód z miodarki? A skąd wziąć miodarkę? A gdzie ją przechować, jak już odpracuje te swoje kilka godzin rocznie? Jak zabezpieczyć rosnące zapasy suszu, aby w jedną zimę nie zżarła ich motylica ani myszy?

Na czym stawiać ule? Gdzie je stawiać? Przecież mam wykonać pracę hodowlaną, to nie jest po prostu stawianie rodzin w pobliżu pożytku, to różnorakie czynności związane z pomnażaniem i doborem rodzin. Do listy zasobów dopisałbym dysponowanie stosowną liczbą dobrze położonych i dostępnych toczków, dzięki którym będziemy mogli sprawnie wykonywać czynności hodowlane, jak przewożenie odkładów, wychów matek itp. Tego też nie pozyskuje się od razu, tylko stopniowo. Wiele miejscówek, które na początku wydawały się niezłe, odpadnie w selekcji. A to bobry zatopią tę polankę w lesie, a to ktoś wytnie las, a to przyjdzie właściciel gruntu i przepędzi nas, drwali i bobry… Liczę jednak na to, że po paru latach praktyki zgromadzę wygodne w dostępie, bezpieczne od wandali i złodziei, dobrze ulokowane pożytkowo toczki, dzięki którym moja praca pasieczna stanie się po prostu przyjemnością.

Pomnażanie pni

Dobór „naturalny” nie może odbywać się na pięciu rodzinach. Teoretycznie jest to możliwe, ale tylko teoretycznie. Przeczy temu już sam rachunek (dlatego Wolne Pszczoły oferują program hodowlany o nazwie Fort Knox).

Do pracy selekcyjnej (bez względu na przyjęty model) zatem potrzebne są dwie rzeczy:

  • minimalna liczba pni powyżej średniej krajowej (dobre kilkadziesiąt, półsetka),
  • zdolność odbudowy liczebności po większym upadku.

Nie przekonują mnie żadne argumenty, że na małej pasiece można robić selekcję. Załóżmy, że udało mi się zgromadzić kilka obiecujących linii genetycznych pszczół, czy to od hodowców z zagranicy, czy od kolegów pracujących w Polsce, którzy mają już za sobą parę sezonów podobnej pracy. Mam po jednym pniu tego i owego. Jak to ocenić? Wśród 10 matek-sióstr 4 będą świetne, 4 średnie, 2 kiepskie, wedle dowolnych kryteriów. A co, jeżeli ta jedna matka, którą posiadamy, okaże się właśnie kiepska?

A spodziewać się można, że po dwóch latach zaangażowania poważnych środków i wszystkich pszczół w proces selekcji możemy, zależnie od naszych umiejętności oraz niezależnych od naszych starań uwarunkowań przyrody, pozostać z niczym, albo z ułamkiem stanu pasieki.

Po takim ciosie jedni w ogóle wycofają się z pszczelarstwa, inni zrezygnują z pracy selekcyjnej. A przecież nie o to chodzi. Zatem – czemu się nie zabezpieczyć?

Rozpoznanie problemów

Umiejętność dostrzeżenia w porę chorób i trudności, z jakimi zmaga się rodzina, a szczególnie odkład w niewielkiej sile, to cecha doświadczonego pszczelarza i hodowcy. Bez tego skazany jestem na błądzenie w ciemnościach i rzut kośćmi: uda się, albo nie uda. Nie można tego doświadczenia zdobyć w pierwszym roku uprawiania pszczelarstwa. Ani w drugim. Proces ten można przyspieszyć, jeżeli pozwolimy na powstanie możliwie zróżnicowanej pasieki, gdzie znajdą się rodziny w różnej sile i stanie zdrowia. I stan taki utrzymamy przez lat kilkoro, aby umysł nauczył się, na co ma patrzeć, a potem skojarzył obserwacje ze śmiercią bądź przeżyciem danej rodziny.

Rozpoznanie problemów oczywiście stanowi tylko pierwszy krok pszczelarza-hodowcy. Drugim jest decyzja, czy podjąć działania zaradcze. Na tym polega skalkulowanie presji na rodzinach hodowlanych – nie tylko wiemy, jak je ratować, ale musimy mieć pojęcie, czy je ratować. Czy to już ten moment, kiedy rodzina odpada z wyścigu po nagrodę przeżycia? Czy może dać jej szansę, a może jej geny rozmnożymy w przyszłym roku?

Pszczelarze nie zainteresowani tematem selekcji na odporność niechaj zwrócą uwagę na pewne odwrócenie pojęć: „dać szansę” oznacza pozostawić rodzinę poddaną presji problemów, z którymi się zmaga, odstąpić od sztukowania jej zdolności przetrwania przy pomocy działania pszczelarza. To zupełnie na odwrót, niż myśli typowy pszczelarz – dla niego danie szansy może oznaczać np. podjęcie przyspieszonego leczenia tej rodziny, aby nie zginęła marnie w środku sezonu. Z punktu widzenia hodowli na odporność moment podjęcia leczenia oznacza usunięcie pnia z listy potencjalnych dawców larw do wychowu przyszłych matek. Czyli ta rodzina nie dostanie najwyższej nagrody, jaką przewiduje przyroda: możliwości pomnożenia genów. Przeciwnie, przy najbliższej okazji (o ile dożyje) zostanie zlikwidowana na sposób pszczelarski: dostanie nową matkę pochodzącą z obiecującego pnia.

Wybór: podział pasieki

W powyższych rozważaniach prawie nie zwracałem uwagi na koszty prowadzenia pasieki, które są przecież niemałe. Większość pszczelarzy uważa za program minimum odzyskanie poniesionych wydatków ze sprzedaży produktów pszczelich. Wielu oczekuje rokrocznych zysków. Tylko niektórzy zgodziliby się ponosić straty przez kolejne lata w imię jakiegoś abstrakcyjnego celu. Moje nastawienie również plasuje się gdzieś na tej skali. Gotów jestem w ograniczony sposób i przez pewien czas dokładać do prowadzenia pasieki, bo za naukę się płaci (warto). Ale nie chcę tego robić w nieskończoność.

W świetle powyższego podjąłem decyzję, że będę prowadził pasiekę, w której postaram się te, wydawałoby się, wykluczające się tendencje pogodzić. Tylko część moich pni zostanie skierowana na Test Bonda. Zostaną one wybrane przy pomocy dostępnych i znanych wszystkim pszczelarzom metod diagnostycznych jako potencjalnie najzdrowsze pod koniec sezonu, kiedy musimy zaprzestać produkcji, zająć się zakarmianiem i leczeniem. Tylko rodziny, które spełnią normę niskiego obserwowalnego porażenia warrozą, zostaną skierowane do zimowli bez leczenia jako potencjalne rodziny zarodowe na rok przyszły. Pnie, które nie wykazują stosownych cech odporności, dostaną leczenie, oczywiście środkami z palety pszczelarstwa naturalnego, takimi jak kwasy i tymol. Jeżeli pomimo moich starań jednak dożyją do wiosny, posłużą w przyszłym roku jako dawcy czerwiu i pszczoły do tworzonych nowych rodzinek na bazie wyselekcjonowanych genów. Oczekuję, że w ten sposób utrzymam stałe minimum rodzin, dzięki którym będę mógł kontynuować pracę hodowlaną, zbierać doświadczenie, ustalić system zarządzania oraz wesprzeć się w utrzymaniu pasieki. Przypuszczam, że przynajmniej przez kilka lat będę kontynuował w tym duchu.

Oczywiście rok to bardzo dużo czasu i każdy kolejny sezon niesie nowe nauczki, nowe wyzwania i nowe decyzje. Zatem jak się ten program zmieni w przyszłości – nie potrafię dziś odgadnąć. Zakładam jednak, że w miarę nabywania umiejętności i gromadzenia lub hodowli coraz bardziej obiecujących pszczół, pozwolę im na coraz radykalniejszy dobór. Dążenie do pasieki zdolnej przetrwać bez konieczności stałego leczenia wydaje mi się jedynym racjonalnym kierunkiem. Nieustanne leczenie, poszukiwanie nowych metod leczenia, kierowanie swojej uwagi na wybijanie patogenów zamiast na radość z pracy pasiecznej to cechy pszczelarstwa, które raczej mnie od niego odstręczają.

Z warrozą jakoś już sobie radzimy dzięki lekom. W ostatnich latach więcej siwych włosów na skroniach pszczelarzy przysporzyła chyba Nosema ceranae. A przecież to nie koniec – gdzieś na południu czai się mały żuczek ulowy, tylko czeka na ocieplenie klimatu, aby nas nawiedzić razem z importowanym materiałem zarodowym. A ile w przyrodzie czeka bakterii i wirusów, które w każdej chwili mogą się przekształcić w chorobę? Wiarę w to, że zawsze utrzymamy pasiekę dzięki traktowaniu pszczół różnymi preparatami, moim zdaniem zaliczyć trzeba do mrzonek. Przyroda jest od nas sprytniejsza, nie na wszystko zareagujemy na czas. Zabezpieczenie pszczół w postaci rozwiniętej zdolności do przetrwania to uniwersalna metoda na długie lata w pasiece – tak uważam. Inne rozwiązania wydają mi się ślepą uliczką, choć przecież większość pszczelarzy wydaje się właśnie do niej podążać. Bez paniki – cywilizacja się od tego nie zawali. Wpadła już w wiele takich ślepych uliczek, wybijała po prostu kolejną dziurę w murze i szła dalej. Każda pasieka to taka cywilizacja w miniaturze. Ciężko rozstrzygnąć, czy podąża ku upadkowi, czy przez wiele lat będzie trwać, rozwijać się, przynosić dochód. Dlatego pszczelarstwo jest tak fascynujące.

Ale zawsze pozostaje pytanie, czym ja osobiście chcę się zajmować? W czym uczestniczyć? Otóż właśnie w tym. We współpracy z żywymi stworzeniami. Ja zmieniam je, a one mnie.

Przypisy końcowe

*) W trakcie pisania tego artykułu (co trwało dość długo) dzięki zainteresowaniom jednego z kolegów miałem możność poczytać wyimki z prasy pszczelarskiej z okresu poprzedzającego inwazję roztocza Varroa destructor na polskie pasieki. Wynika z nich, że jeszcze w latach 60-tych XXw. propagowano syntetyczne akarycydy dla zwalczania świdraczka pszczelego oraz wszolinki. Do profilaktyki zgnilca zalecano dodawanie do karmy zimowej dawki fumagiliny. Do walki z roztoczami doradzano spalać paski Folbexu zawierającego bromopropylat, później zaczęto testować podobny zabieg z Tactikiem zawierającym amitraz, a później ogłoszono wynalazek powszechnie dziś stosowanego Apiwarolu. Jednak moje wspomnienia z dzieciństwa obrazują rzeczywistość, w której brakowało chleba i papieru toaletowego (oraz wszystkich pozostałych artykułów handlowych), a telewizja, jak wszyscy wiedzieli, kłamała. Podchodzę zatem do tych historycznych zapisów z dużą rezerwą. To znaczy, nie wątpię, że są to autentyczne cytaty z prawdziwej prasy pszczelarskiej. Nie mam natomiast pewności, czy stanowiły one typowy dla tamtych czasów objaw dwójmyślenia, czy też akurat w materii antybiotyków i akarycydów dla pszczelarzy panowały inne warunki niż w sklepach spożywczych w materii masła. Czyli nie wątpię, że znano już wówczas syntetyczne akarycydy, ale nie mam pewności, czy je powszechnie stosowano. Pobieżny przegląd historycznych numerów „Pszczelarstwa” pozwala jednak zauważyć, że choroby pszczele i ich leczenie nie zajmowały uwagi pszczelarzy w takim stopniu jak dziś. Jeżeli dotrę do świadectw potwierdzających, że w PRLu większość pszczelarzy bez problemu kupowała i stosowała te środki, pewne poglądy będę musiał zrewidować. W końcu tylko prawda jest ciekawa.

Krzysztof Smirnow

The post Droga środka do pasieki bez leczenia. first appeared on Wolne Pszczoły.

]]>
„Musimy być bardziej jak pszczoły” – czyli raport z konferencji w całości poświęconej pszczelarstwu bez zwalczania warrozy – cz. 2 http://wolnepszczoly.netlify.app/musimy-byc-bardziej-jak-pszczoly-czyli-raport-z-konferencji-w-calosci-poswieconej-pszczelarstwu-bez-zwalczania-warrozy-cz-2/ Thu, 19 Jul 2018 17:22:48 +0000 http://wolnepszczoly.netlify.app/?p=1709 Artykuł ukazał się w lipcowym wydaniu miesięcznika Pszczelarstwo Na konferencji wykład wygłosił także fiński hodowca Juhani Lunden (www.buckfast.fi). Pszczelarz ten od 2001 roku prowadzi hodowlę pszczół w kierunku odporności na pasożyta. W pierwszych latach (2001 – 2008) leczył warrozę kwasem szczawiowym, każdego roku zmniejszając dawki aż do zaledwie kilku mililitrów na rodzinę pszczelą. Od wykonania […]

The post „Musimy być bardziej jak pszczoły” – czyli raport z konferencji w całości poświęconej pszczelarstwu bez zwalczania warrozy – cz. 2 first appeared on Wolne Pszczoły.

]]>
Artykuł ukazał się w lipcowym wydaniu miesięcznika Pszczelarstwo

Na konferencji wykład wygłosił także fiński hodowca Juhani Lunden (www.buckfast.fi). Pszczelarz ten od 2001 roku prowadzi hodowlę pszczół w kierunku odporności na pasożyta. W pierwszych latach (2001 – 2008) leczył warrozę kwasem szczawiowym, każdego roku zmniejszając dawki aż do zaledwie kilku mililitrów na rodzinę pszczelą. Od wykonania ostatniej kuracji w 2008 roku jego pasieka pozostaje nieleczona do dziś, choć trzeba przyznać, że w tym okresie hodowca również miewał okresowo duże straty (nawet do 70%). Obecnie dysponuje wprawdzie niewielką liczbą pni, ale w przeciągu kilku najbliższych lat planuje wrócić do stanu wyjścia – 150 rodzin pszczelich. Jest to prawdopodobnie jeden z niewielu projektów selekcyjnych na taką skalę wykorzystujący w okresie przejściowym systematyczne zmniejszanie dawek substancji biobójczych. Lunden stwierdził, że do takiego sposobu postępowania przekonała go swoista obawa, że gdy porzuci od razu leczenie pszczół bez wstępnej selekcji, mogą przeżyć “niewłaściwe”, czy też raczej: “przypadkowe” pnie. Dzięki stałemu zmniejszaniu dawek kwasu i zwiększaniu presji roztoczy na pszczoły, mógł natomiast obserwować rodziny pod kątem wykazywania przez nie genetycznych mechanizmów odpornościowych i dobierać odpowiednie reproduktorki do dalszej selekcji. W tym miejscu należy nadmienić, że Junani Lunden posiłkuje się sztucznym unasiennieniem pszczół, więc jest w stanie mniej lub bardziej kontrolować genetykę populacji na swojej pasiece. Hodowca uważa też, że tego typu selekcja może być stosowana przez około 10 lat, po czym prawdopodobnie zaistnieje konieczność wprowadzenia do populacji “świeżej krwi”, z uwagi na inbred, grożący genetycznym osłabieniem populacji. Jako ciekawostkę można dodać, że zdaniem Lundena wraz z zaprzestaniem z leczenia, może nieco wzrastać obronność pszczół. Nieleczone pszczoły mają według niego lepsze powonienie i tym samym intensywniej reagują na bodźce feromonowe.

Juhani Lunden
Juhani Lunden

Kolejną prelekcję wygłosił szwedzki hodowca Erik Österlund, twórca pszczoły Elgon. W pierwszym okresie hodował ją według metody Buckfast, ale, jak sam zaznacza, dziś już tej metody nie stosuje. W wywiadzie udzielonym dla “Wolnych pszczół” stwierdził, że metoda Buckfast opiera się dziś na gdybaniach “co by zrobił Brat Adam”, podczas gdy działania hodowców prawdopodobnie rzadko odpowiadają jego rzeczywistym poglądom i intencjom. Österlund bynajmniej nie stwierdził, że zna intencje wielkiego hodowcy pszczoły Buckfast – i właśnie dlatego tak już swojej metody nie nazywa. Zaznaczył podczas wykładu, że się cieszy, iż nie każdy ma takie same poglądy, bo gdyby tak było, wszyscy tkwilibyśmy w miejscu, zamiast się rozwijać. Przytoczył też zdanie przypisywane Albertowi Einsteinowi, mówiące o tym, że aby osiągnąć postęp, trzeba podważać autorytety. Tak też próbuje pracować sam i namawia do tego innych. Jako dygresję dodam, że podobne zdanie wygłosił w udzielonym nam wywiadzie prof. Jerzy Woyke, podkreślając, że różnorodność poglądów i działań jest podstawą najzdrowszych społeczności. Erik Österlund, w przeciwieństwie do Johna Kefussa, uważa zjawisko “bomby roztoczowej” za zagrożenie dla selekcji, a nie jej narzędzie (trzeba przy tym zaznaczyć, że praktyka i założenia selekcyjne obu panów są całkowicie różne), gdyż pasieki funkcjonują w warunkach zgoła innych niż pszczoły w naturze. On sam podejmuje leczenie (tymolem), kiedy zaobserwuje wystąpienie objawów chorobowych u pszczół. W swojej pasiece opiera się głównie na badaniu objawów wirusa zdeformowanych skrzydeł (DWV) oraz stopnia porażenia. Przez pewien okres oceniał również tzw. cechę VSH odpowiedzialną za usuwanie (lub odsklepianie) poczwarek porażonych roztoczami. W swoim programie uznał jednak to ostatnie badanie za mało przydatne. Dodał przy tym, że selekcja na niskie porażenie roztoczami jest przy okazji selekcją na zmniejszenie rabowania, gdyż w czasie rabunków porażenie pszczół roztoczami gwałtownie rośnie. Jeżeli więc rodziny pszczele utrzymują niską liczbę roztoczy, oznacza to, że zarówno same nie rabują, jak i skutecznie stawiają mu opór. Po leczeniu rodziny pszczelej Österlund wymienia w niej matkę na wyhodowaną z linii najdłużej nieleczonych i równocześnie takich, które spełniają inne kryteria hodowli skutecznej ekonomicznie. Obecnie, w jego pasiece znajdują się rodziny pszczele nieleczone od 4 lat, a w ubiegłym roku bez jakiegokolwiek leczenia pozostawała ponad połowa pasieki. Hodowca podkreślił znaczenie równowagi mikrobiologicznej w ulu dla zdrowia pszczół. A ta jest zaburzana nieustannym leczeniem i stale narastającymi dawkami substancji chemicznych podawanych przez pszczelarzy. Zaznaczył też, że istotnymi bodźcami przystosowania organizmów żywych są tzw. czynniki epigenetyczne, a więc czynniki, które warunkują ekspresję genów odpowiedzialnych za przystosowanie do bieżących warunków środowiskowych. Organizmy podobne genetycznie mogą więc posiadać różne cechy zewnętrzne i przejawiać różne zachowania (tzw. fenotyp) w zależności od środowiska, w jakim występują. Wspomniane cechy mogą się pojawiać nawet wówczas, gdy nie dały się zauważyć w poprzednich pokoleniach, a następnie zanikać. Zdaniem Österlunda, stałe i nieustanne kuracje chemiczne niewątpliwie blokują taki rodzaj przystosowania.

Wywiad z Erikiem Osterlundem
Wywiad z Erikiem Osterlundem

Kolejnym i ostatnim już wykładowcą pierwszego dnia był Wolfgang Wimmer – pszczelarz z Austrii, który odstawił środki chemiczne do walki z warrozą i zastąpi je specjalnymi podgrzewaczami. Jak wiadomo, pszczoły czy czerw lepiej tolerują wyższe temperatury niż roztocza. Pomysł Wimmera polega na podgrzewaniu zainfekowanych ramek z czerwiem do temperatury, która powoduje śmierć znajdujących się w nich roztoczy. Aby jednak nie przegrzewać wielu plastrów z czerwiem, Wimmer zdecydował się na zastosowanie w ulach dwuramkowych izolatorów w okresie przygotowania do kuracji. Gdy pozostały czerw w ulu się wygryza, do ramek w izolatorze trafia aż do 80% wszystkich roztoczy z całej rodziny pszczelej. Po odpowiednim ogrzaniu plastry mogą wrócić do gniazda i resztą już zajmują się same pszczoły. Według Wimmera metoda podgrzewania zaburza funkcjonowanie całej rodziny pszczelej w najmniej inwazyjny sposób, a już na pewno nie niszczy tworzącej się równowagi ekosystemów. Metoda ta może być używana jako metoda wspomagająca podczas prowadzenia innego rodzaju selekcji.

Drugi dzień konferencji zaczął się od ciekawego wykładu prowadzonego przez ucznia i współpracownika prof. Jürgena Tautza z Uniwersytetu w Würzburgu – Torbena Schiffera (http://beenature-project.com/). Schiffer opowiedział przede wszystkim o tym, jak stworzyć optymalne warunki dla mikrożycia współistniejącego z pszczołą miodną. Wykład uwzględniał w szczególności wyniki jego badań dotyczących zaleszczotka książkowego (Chelifer cancroides), pajęczaka lubującego się w polowaniach na dręcza pszczelego. Większość uli używanych w nowoczesnej gospodarce pasiecznej nie jest przystosowana do podtrzymywania biologicznych zależności, jakie wykształciły się w naturalnych schronieniach dla pszczół, czyli w dziuplach drzew. W związku z powyższym, Schiffer rozpoczął badania dotyczące życia w ulu od poznania całej fizyki naturalnej dziupli, a w szczególności istniejących tam zależności temperaturowych oraz wilgotności i związanej z tym kondensacji. Ule jednościenne okazują się podatne na zwiększoną wilgoć, co z kolei sprzyja rozwojowi wielu organizmów patogennych. Dodanie dennicy osiatkowanej, zwanej też “higieniczną”, wprawdzie rozwiązuje w większości problem nadmiaru wilgoci, ale powoduje bardzo duże dobowe i roczne wahania temperatur w ulu. Samym pszczołom zdaje się to nie szkodzić (w niektórych aspektach może nawet pomaga), ale niewątpliwie ma wpływ na warunki bytowe szeregu innych organizmów, które potrzebują stabilniejszego środowiska do wykształcenia odpowiednich populacji i zrównoważonych relacji –przykładem takich organizmów są zaleszczotki. Okazuje się więc, że chcąc stworzyć optymalne warunki dla symbiontów pszczół oraz innych organizmów budujących zdrowe zależności ekologiczne, należy modyfikować ule i zapewniać im odpowiednią izolację (zarówno ścian, daszków czy dennic) oraz stosować daszki odpowiednio regulujące wilgoć. Tu za wzór mogą posłużyć choćby rozwiązania stosowane czasem w ulach typu Warre, mające daszki będące niejako korpusami z podłożoną od spodu (acz nad gniazdem) siatką, w których znajduje się różnego rodzaju biologiczny materiał taki jak próchno, trociny, liście czy ściółka leśna. Materiał ten pochłania i oddaje wilgoć w zależności od bieżącej sytuacji, regulując i stabilizując w ten sposób środowisko ulowe.

Schiffer poruszył też zagadnienie propolisu – nie tylko jako środka bakteriostatycznego, ale także regulatora wilgotności w ulu. Stwierdził, że w naturalnej dziupli zajmowanej przez pszczoły, cały “strop” jest dokładnie wypropolisowany, co sprzyja przenikaniu pary wodnej do drzewa, ale nie pozwala skroplonej wodzie wrócić do pszczelego gniazda. Aby stymulować wytworzenie się odpowiedniej populacji zaleszczotków w ulu, Schiffer stosuje specjalne dennice z wkładkami, w których pajęczaki mogą tworzyć siedliska, a na łowy wyruszać do pszczelego gniazda, systematycznie ograniczając populację roztoczy. Być może same zaleszczotki nie rozwiążą problemu warrozy, ale stworzone metodą Schiffera dobre warunki w całym ulu sprawią, że dobrze poczują się w nim i inne przyjazne pszczołom organizmy, a to poprawi kondycję samych pszczół. Na pewno ani ule styropianowe, ani nawet gładkie i szlifowane drewniane nie spełniają warunków, o jakich mówił Schiffer. W jego ocenie najlepsze, bo najbardziej zbliżone do naturalnych warunki pszczelego siedliska są ule stojaki. Leżaki o niskiej ramce, jak np. popularny w środowisku pszczelarzy naturalnych kenijski ul snozowy (tzw. TBH) pozostawiają wiele do życzenia.

Kolejnym prelegentem był Andre Wermelinger ze szwajcarskiego stowarzyszenia “Free the bees”, co można tłumaczyć jako “Uwolnić pszczoły” (www.freethebees.ch), a więc, jak się zdaje, siostrzanego zrzeszenia do naszych „Wolnych Pszczół”, choć nieco starszego. Wermelinger opowiedział o oddolnych inicjatywach, jakie podejmowane są w Szwajcarii w celu przekonania pszczelarzy do podejmowania metod pszczelarstwa przyjaznego pszczołom, a także o propagowaniu przez jego zrzeszenie potrzeby powrotu pszczół do natury. Działania stowarzyszenia obejmują promocję długofalowego celu, jakim jest prowadzenie pasiek niewymagających wspomagania przy użyciu substancji chemicznych. Stowarzyszenie “Free the bees” organizuje także warsztaty z budowania kłód bartnych i szkolenia dotyczące bioróżnorodności oraz szeroko rozumianego pszczelarstwa naturalnego. Wermelinger podkreślił wagę bogatych i różnorodnych pastwisk pszczelich i konieczność dostosowania liczby bytujących na nich rodzin pszczelich do ich obfitości.

Po wykładzie Wermelingera na podium ponownie pojawiła się Heidi Herrmann. Przypomniała słuchaczom o tym, jak dawniej patrzono na rodzinę pszczelą – jako na jednolitą, acz złożoną istotę. Opowiedziała również o realizowanych przez swoją organizację zadaniach polegających przede wszystkim na edukacji o roli pszczół w ekosystemie i metodach prowadzenia pszczelarstwa przyjaznego pszczołom. Jako jedno z głównych zadań swojej organizacji podała naukowe dokumentowanie zasadności podejmowania naturalnych metod w pszczelarstwie. Zaznaczyła, że pszczoła wcale nie potrzebuje pszczelarza, aby dobrze funkcjonować w naturze. To raczej my, ludzie, potrzebujemy pszczół. Powinniśmy więc zwracać uwagę na to, jak dbać o środowisko, aby pszczoły dobrze się w nim czuły – przede wszystkim tworzyć jak najwięcej niedoglądanych siedlisk oraz bazy pożytkowe poprzez uprawy i nasadzenia roślin miododajnych. Herrmann podkreśliła, że w naszych działaniach powinniśmy być bardziej jak pszczoły niż jak ludzie. Powinniśmy się nauczyć współpracować tak jak one i podobnie jak one rozwiązywać nasze konflikty w drodze zgodnej dyskusji – jak to opisywał choćby prof. Thomas Seeley w książce “Honey bee democracy” (tłum. “Demokracja pszczoły miodnej”). W dalszej części wykładu Herrmann przedstawiła szereg bohaterów historii pszczelarstwa – w tym również tej nieodległej – którzy przyczynili się do kształtowania odpowiedniej wizji pszczoły jako nieodzownego elementu ekosystemu, a nie tylko producenta miodu.

Po wystąpieniu Heidi Hermann nastąpiła odmienna w treści, lecz podobna w wymowie prezentacja Ralfa Rössnera. Rössner również zaprezentował podobne spojrzenie na złożoność pszczelej rodziny, mówiąc o niszczeniu zdrowego superorganizmu poprzez stosowane metod pszczelarstwa intensywnego. Podkreślił, że pszczoły są zdecydowanie zdrowsze, gdy pozwala się im na funkcjonowanie zgodne z ich naturalnym cyklem życiowym – na przykład w niewielkich ulach wspierających gospodarkę rojową. Jako przykład podał gospodarkę w oblepianych gliną kószkach, z którymi zetknął się zresztą w Karpatach na terenie Polski.

Następnym prelegentem był nasz polski kolega Piotr Piłasiewicz z „Bractwa Bartnego” (www.bartnictwo.com). Opowiedział o programie ochrony rodzimych linii pszczół (Apis mellifera mellifera oraz Apis mellifera carnica linia Dobra), ze szczególnym uwzględnieniem pszczoły linii Augustowskiej, jako bliskiej jego sercu. Piłasiewicz mieszka bowiem w rejonie Puszczy Augustowskiej i w zasadzie na co dzień “współpracuje” z tamtejszą pszczołą. W swoim wykładzie opisał słuchaczom na czym polega gospodarka w poszczególnych strefach ochronnych (tj. centralnej, ochronnej/izolacyjnej i buforowej) w Puszczy Augustowskiej i jaki jest potencjał zachowania genów miejscowej pszczoły dla przyszłych pokoleń – pszczoły najlepiej przystosowanej do leśnego środowiska północno-wschodniej Polski. Opowiedział również o swojej bartniczej pasji, podkreślając jej istotną rolę we wspomaganiu programów ochronnych pszczół, takich jak w rejonie Augustowa.

Konferencję zakończyła moja prezentacja działalności Stowarzyszenia Pszczelarstwa Naturalnego “Wolne Pszczoły” (www.wolnepszczoly.netlify.app). Wystąpienie dotyczyło w szczególności projektu selekcyjnego, pomysłu naszego stowarzyszeniowego kolegi Marcina Zarka, opracowanego z myślą o małych pasiekach hobbystycznych. Muszę, być może trochę nieskromnie, przyznać, że projekt ten spotkał się z bardzo wielkim zainteresowaniem zarówno ze strony organizatorów konferencji i innych prelegentów, jak i słuchaczy. Chwalono przede wszystkim pomysłowość i prostotę naszego rozwiązania, a już nazajutrz po konferencji zaczęły do nas spływać informacje o rozpoczęciu prac nad wdrożeniem podobnych projektów w Austrii i Niemczech, być może również w Szwajcarii. Kilku prelegentów zaproponowało propagowanie naszego projektu podczas innych pszczelarskich wydarzeń, w których wezmą udział w najbliższym czasie. Dla nas to oczywiście powód do dumy. Cieszy nas, że przykład z Polski – do tego wywodzący się z naszego niewielkiego zrzeszenia – spotkał się z tak dobrym przyjęciem i tak dużym zainteresowaniem. Heidi Herrmann, nawiązując do swojego wcześniejszego wystąpienia oświadczyła, że to właśnie nam, choć dysponujemy skromnymi środkami i niewielkim potencjałem organizacyjnym, udało się rozpocząć współpracę podobną do tej, jaką prezentują pszczoły. Na koniec otrzymałem też zaproszenie do udziału w kolejnym podobnym wydarzeniu, tj. konferencji “Learning from the bees” (tłum: “Ucząc się od pszczół”) współorganizowanej przez Natural Beekeeping Trust i kilka innych organizacji w Europie w dniach 31 sierpnia do 2 września 2018 roku w Doorn w Holandii (https://www.naturalbeekeepingtrust.org/conference).

Wróćmy jednak do naszego projektu selekcyjnego. Kiedy w 2015 roku założyliśmy nasze stowarzyszenie, chcieliśmy przede wszystkim zaprezentować pszczelarzom inny punkt widzenia na pszczoły i pszczelarstwo oraz wspomagać się wzajemnie w selekcji coraz zdrowszych i odporniejszych pszczół. Wiedzieliśmy, że prowadzenie pasiek bez zwalczania warrozy nie jest łatwym zadaniem dla amatorów i mieliśmy świadomość, że są niewielkie szanse na to, by każda z naszych pasiek z osobna miała wystarczająco duży potencjał selekcyjny do pokonania roztoczy. Potrzebowaliśmy więc projektu, który pozwoliłby nam na ciągłość selekcji, dał gwarancję, że nikt z nas nie zostanie bez pszczół, a także wykorzystał każdy dostępny potencjał selekcyjny, a więc również niewielkie pasieki amatorskie składające się z kilku pni. W czasie burzy mózgów, gdy pojawiały się różne pomysły, jak choćby ten, by gromadzić środki na zakup pszczół do selekcji, wspomniany już Marcin Zarek zaproponował, byśmy zagwarantowali sobie wzajemnie, że ten, kto straci pszczoły, otrzyma odkłady od innych ze „wspólnej” nieleczonej puli. Pomysł od razu spodobał się większości, więc dopracowaliśmy szczegóły i rozpoczęliśmy współpracę. Tak powstał projekt, któremu nadaliśmy nazwę amerykańskiej bazy wojskowej, będącej równocześnie federalną rezerwą złota Stanów Zjednoczonych – “Fort Knox”. Uznaliśmy, że nazwa ta idealnie pasuje do rezerwy naszego wspólnego “złota”, jakim są pszczoły selekcjonowane, niepoddawane leczeniu przeciwko warrozie. Nie chcę się wdawać w szczegóły, jednak muszę dodać, że pomimo wielu przeciwności losu, w ostatnich latach projekt dowiódł swojej wartości i dziś możemy się pochwalić ciągłością wspólnej selekcji, mimo iż niektórzy z nas mają niewielkie indywidualne zasoby. “Fort Knox” odpowiedział też na wiele praktycznych problemów, z jakimi borykają się pszczelarze chcący zaprzestać stosowania toksyn w pasiekach. Wymienieni wyżej prelegenci, naukowcy i słynni hodowcy pszczół przekazywali wspaniałą i ciekawą wiedzę o aspektach selekcji pszczół w dużych, zawodowych pasiekach oraz ogrom wiedzy teoretycznej o biologii rodziny pszczelej oraz pszczelarstwie przyjaznym pszczołom. My jednak odpowiedzieliśmy na konkretne i praktyczne pytanie słuchaczy – jak pszczelarz amator może przełożyć tę wiedzę do własnej małej pasieki? Okazuje się, że wystarczy współpraca oparta na zaufaniu. Zainteresowanych szczegółami projektu, zasadami na jakich on funkcjonuje oraz historią współpracy odsyłam na stronę internetową Stowarzyszenia Pszczelarstwa Naturalnego “Wolne Pszczoły” (http://wolnepszczoly.netlify.app/tag/fortknox/). Na naszym kanale Youtube znajdą się również nagrania części wykładów z konferencji oraz wywiady z wybranymi prelegentami.

Podsumowując, pragnę wyrazić nadzieję, że dzięki takim wydarzeniom jak opisana powyżej konferencja, pszczelarstwo, jakie zdecydowaliśmy się uprawiać zaistnieje wreszcie w świadomości pszczelarzy jako równoprawna praktyka i stanie się przedmiotem zgodnej i merytorycznej dyskusji. Pszczelarstwo niezwalczające warrozy jest możliwe i praktykuje się je na świecie z dużymi sukcesami, choć trzeba przyznać, że w Europie kontynentalnej jest wciąż trudne i wiąże się z dużymi stratami. Skoro jednak nawet w pasiekach, gdzie stosuje się zabiegi przeciwko roztoczom rokrocznie i tak odnotowuje się coraz większe średnie straty, czy nie nadszedł już aby czas na refleksję? Alternatywa jest na wyciągnięcie ręki, a konferencja pokazała bardzo dużą rozpiętość pomysłów i podejść – od bardzo “inżynieryjnej” selekcji Juhani Lundena, poprzez “test Bonda”, czyli pozostawienie pszczół selekcji naturalnej, aż do filozoficznej wizji pszczoły miodnej jako samoświadomego organizmu będącego częścią całego ekosystemu.

Erik Österlund twierdzi, że każdy może podjąć własną selekcję odpornych pszczół – trzeba tylko chcieć. Powtarza przy tym, że cała selekcja wcale nie musi być “perfekcyjna”, wystarczy, aby była “poprawna”, by zaistniał pozytywny długofalowy skutek. Wielu naukowców, w tym również z Polski, twierdzi, że wystarczyłoby już kilkuletnie ograniczenie przewożenia pszczół na wielkie odległości, aby stan ich zdrowia zauważalnie się poprawił. Pomimo tego zamiast rozwijać lokalną i przystosowaną „genetykę”, sprowadzamy matki pszczele z odległych rejonów i nie tylko krzyżujemy naszą „genetykę” z pszczołami gorzej przystosowanymi do miejscowych ekosystemów, ale także sprowadzamy obce patogeny i organizmy inwazyjne. Czyż nie tak Varroa rozpoczęła swoją wędrówkę po Europie? John Kefuss jest zdania, że większość środowiska pszczelarskiego wyznaje tzw. “efekt mañana”, który sprowadza się do zasady: “nie rób dziś tego, co kto inny zrobi za ciebie jutro”. Niech przesłaniem tej konferencji będzie to, że my wszyscy razem i każdy z osobna decydujemy o tym, jak będzie wyglądać pszczelarstwo w przyszłości.

Bartłomiej Maleta

The post „Musimy być bardziej jak pszczoły” – czyli raport z konferencji w całości poświęconej pszczelarstwu bez zwalczania warrozy – cz. 2 first appeared on Wolne Pszczoły.

]]>
„Musimy być bardziej jak pszczoły” – czyli raport z konferencji w całości poświęconej pszczelarstwu bez zwalczania warrozy – cz.1 http://wolnepszczoly.netlify.app/musimy-byc-bardziej-jak-pszczoly-czyli-raport-z-konferencji-w-calosci-poswieconej-pszczelarstwu-bez-zwalczania-warrozy-cz-1/ Wed, 13 Jun 2018 18:47:24 +0000 http://wolnepszczoly.netlify.app/?p=1698 Artykuł ukazał się w czerwcowym wydaniu miesięcznika Pszczelarstwo W dniach 7 – 8 kwietnia 2018 roku miałem zaszczyt, ale również i niewątpliwą przyjemność uczestniczyć w pierwszej w Europie konferencji w całości poświęconej pszczelarstwu nie praktykującemu leczenia pszczół, na której reprezentowałem Stowarzyszenie Pszczelarstwa Naturalnego „Wolne Pszczoły”. Konferencja odbyła się w Neusiedl am See we wschodniej Austrii. […]

The post „Musimy być bardziej jak pszczoły” – czyli raport z konferencji w całości poświęconej pszczelarstwu bez zwalczania warrozy – cz.1 first appeared on Wolne Pszczoły.

]]>
Artykuł ukazał się w czerwcowym wydaniu miesięcznika Pszczelarstwo

W dniach 7 – 8 kwietnia 2018 roku miałem zaszczyt, ale również i niewątpliwą przyjemność uczestniczyć w pierwszej w Europie konferencji w całości poświęconej pszczelarstwu nie praktykującemu leczenia pszczół, na której reprezentowałem Stowarzyszenie Pszczelarstwa Naturalnego „Wolne Pszczoły”. Konferencja odbyła się w Neusiedl am See we wschodniej Austrii. I choć dopiero ustąpiły mrozy, pogoda dopisała na tyle, że udało mi się połączyć moje dwie pasje, czyli pszczelarstwo i podróże rowerowe. Do miejsca spotkania dojechałem moim jednośladem, obładowany bagażami. To niewątpliwie wzbudziło zainteresowanie zgromadzonych tam pszczelarzy, ale na pewno nie odciągnęło nikogo od tematu, który ich tam przywiódł.

Bartłomiej Maleta - Neusiedl
Bartłomiej Maleta – Neusiedl

Jak się okazało na miejscu, sama idea zorganizowania takiej konferencji narodziła się dość spontanicznie, a mianowicie w rozmowie pszczelarzy amatorów na Facebooku. Pewien zamieszkały w Austrii pszczelarz od kilku lat nie zwalczający warrozy, Norbert Dorn, zdecydował się zorganizować spotkanie pszczelarzy nieużywających żadnych substancji chemicznych w swoich pasiekach. Od słowa do słowa, niewinny plan spotkania towarzyskiego przerodził się w ideę zaproszenia największych pszczelarskich sław Europy podejmujących trud selekcji odpornych pszczół i zorganizowania konferencji. Gdy się dowiedziałem o tym projekcie, w pierwszej chwili uznałem, że spotkanie odbędzie się po prostu zbyt daleko, żeby ot tak „wyskoczyć na weekend”. Ostatecznie jednak zdecydowałem, że nie mogę zrezygnować z udziału w wydarzeniu tak doniosłym dla pszczelarstwa, jakie zdecydowałem się praktykować. Z pomocą niemieckiej pszczelarki Sibylle Kempf, podobnie jak my propagującej potrzebę odejścia od stosowania pestycydów i substancji biobójczych w praktyce pasiecznej, skontaktowałem się z Norbertem Dornem i poprosiłem o możliwość reprezentowania na konferencji stowarzyszenia „Wolne Pszczoły”. Ku mojej radości wyraził zgodę i w ten sposób nasz udział w tym wydarzeniu się urzeczywistnił. Spotkanie zgromadziło około 90 uczestników i prelegentów z wielu krajów Europy, w tym z Anglii, Austrii, Finlandii, Francji, Niemiec, Polski, Szwajcarii i Szwecji. Podczas konferencji obowiązywały dwa języki wykładowe – angielski i niemiecki.

Otwarcie konferencji przypadło na sobotni poranek. Po przywitaniu prelegentów i publiczności przez organizatorów, nastąpiło krótkie wystąpienie przedstawicieli miejscowych władz, starających się podkreślić rolę pszczoły miodnej w ekosystemie i rolnictwie. Wyrazili oni zadowolenie z powodu zorganizowania konferencji na ich terenie, a także z powodu stale rosnącej populacji pszczół w miejscowych pasiekach. Jak to nierzadko w takich sytuacjach bywa, niezwłocznie po zakończeniu swojego wystąpienia, opuścili salę, nie czekając nawet na rozpoczęcie merytorycznej części spotkania.

Wykład otwierający konferencję wygłosiła Heidi Herrmann, przedstawicielka prężnej organizacji brytyjskiej Natural Beekeeping Trust (https://www.naturalbeekeepingtrust.org/), która zajmuje się propagowaniem pszczelarstwa przyjaznego pszczołom – zwanego czasem również pszczelarstwem naturalnym. Sama Heidi Herrmann w swojej pasiece nie stosuje żadnych medykamentów do zwalczania roztoczy już od wielu lat. Przyznaje jednak otwarcie, że na Wyspach Brytyjskich taka praktyka jest o wiele łatwiejsza niż w krajach Europy kontynentalnej, a straty zbliżone do pasiek, w których walczy się z warrozą. Herrmann podkreśliła, że jadąc z lotniska do Neusiedl am See, widziała pola uprawne przypominające pustynie dla pszczół. Komentując szybkie opuszczenie sali przez przedstawicieli władz, wyraziła ubolewanie, że ich zrozumienie dla potrzeb pszczół i pszczelarstwa jest tak niewielkie.

Heidi Herrmann
Heidi Herrmann

Okresowy głód i niedożywienie powodują, że pszczoły nie mogą przetrwać bez wspomagania substancjami, które na dłuższą metę są dla nich toksyczne, a pszczelarze nie chcą zaprzestać leczenia z obawy przed olbrzymimi stratami. Stwierdziła, że władze, zamiast cieszyć się ze wzrostu liczby pni pszczelich na terenach rolnictwa uprawianego na skalę przemysłową i ubogich w różnorodne pożytki, powinny raczej zająć się budową pszczelich pastwisk i edukacją miejscowych rolników. Trzeba przy okazji zaznaczyć, że edukacja jest potrzebna w każdym kraju. Ja sam, w czasie mojej podróży do Neusiedl kilkakrotnie widziałem rolników – zarówno na Słowacji jak i w Austrii (a przecież w Polsce nie jest też inaczej) – stosujących opryski na świeżo kiełkujące rośliny uprawne, podczas wyjątkowo silnych wiatrów, które zwiewały cały oprysk z pól. A to przecież nie tylko grozi skażeniem okolicznych ekosystemów, ale i z punktu widzenia rolnika jest zabiegiem pozbawionym sensu. Edukacja jest więc potrzebna zawsze i wszędzie.

Po otwarciu, pierwszy wykład wygłosił Jürgen Küppers, który pokrótce opisał historię i perspektywy zdrowego pszczelarstwa na przyszłość. Podkreślił, że pszczelarstwo tak naprawdę wstąpiło na równię pochyłą już w czasach Langstrotha, a w ostatnich dziesięcioleciach nastąpił gwałtowny spadek odporności pszczół. To zbiegło się rzecz jasna z uprzemysłowieniem rolnictwa i całkowitą zmianą myślenia o efektywności produkcji rolnej i pszczelarskiej. W ulach pojawiła się węza z powiększoną komórką pszczelą (5.4 – 5.7 mm), a także izolatory czy kraty odgrodowe, które zaburzały komunikację wewnątrz pszczelego gniazda. Wraz z rozpoczęciem karmienia pszczół na zimę cukrem, przeżywały coraz słabsze rodziny, co następnie powodowało rozpowszechnianie się populacji gorzej przystosowanej genetycznie.

Jurgen Kuppers
Jurgen Kuppers

Pojawienie się roztoczy Varroa przypieczętowało ten proces. Jürgen Küppers przypomniał, że w chwili nadejścia roztoczy pasieki przeżyły olbrzymie załamania, co skłoniło pszczelarzy do desperackiej walki z dręczem pszczelim (Varroa destructor). Walka ta od tego czasu stale się nasilała, gdyż efekt wywołany przez roztocza spowodował olbrzymią traumę u pszczelarzy. Wskazał jednak na coraz częściej podejmowane próby selekcji pszczół w kierunku zwiększenia zdolności radzenia sobie z chorobami i inne aktywności podejmowane w związku z narastającym kryzysem – jak choćby próby odbudowy lokalnych półdzikich populacji pszczół. Podkreślił także rolę niektórych hodowców i badaczy w propagowaniu zdrowego pszczelarstwa.

Kolejnym wykładowcą był dr John Kefuss, jeden ze światowych pionierów i propagatorów pszczelarstwa bez leczenia. Hodowca jest prawdziwą sławą światowego pszczelarstwa, a przy okazji naprawdę barwną postacią. Ciągle żartuje i traktuje siebie samego z bardzo dużym dystansem. Kefuss opracował tzw. “test Bonda” (zwany również metodą “live and let die” czyli “żyj i pozwól umrzeć”), będący strategią selekcji pszczół w kierunku odporności na pasożyta. Metoda polega tak naprawdę na pozostawieniu rodzin pszczelich selekcji naturalnej. W rozumieniu hodowcy, pszczoły, które potrafią poradzić sobie z roztoczami przetrwają, a umrą te, które pozwalają na nieograniczony rozwój pasożyta. Kefuss rozpoczął swoją selekcję od wypracowania cechy higieniczności pszczół (poprzez testy usuwania zamarłego czerwiu), ale tak naprawdę wówczas nie była to cecha potrzebna w radzeniu sobie z warrozą, a z inną chorobą, tj. zgnilcem europejskim, który był niegdyś olbrzymim problemem w jego pasiece. W tamtym okresie kiedy Kefuss przychodził na pasieczysko, uderzał go w nozdrza smród dochodzący z rozstawionych uli.

John Kefuss
John Kefuss

Był to czas, kiedy jeszcze zwalczał warrozę i leczył pszczoły. Spośród 115 pni wybrał 14 najbardziej higienicznych rodzin, które posłużyły do dalszej hodowli. W zasadzie – jak zaznaczył – na początku selekcji w 1998 roku jego pszczoły przejawiały znacznie większy instynkt higieniczny niż w 2008, kiedy pasieka była już całkowicie odporna na roztocza i wiele lat nieleczona – i rzecz jasna nie miał już żadnych problemów z chorobami czerwiu. Oznacza to, że sama higieniczność pszczół nie przekłada się bezpośrednio na ich radzenie sobie z roztoczami. John Kefuss wprowadził ciekawe rozróżnienie pomiędzy “odpornością” pszczół na pasożyta (resistance), a “tolerancją” (tolerance). Ta pierwsza wartość dotyczy zdolności pszczół do samodzielnego ograniczania liczby roztoczy, podczas gdy ta druga zdolności pszczół do ograniczania szkód poczynionych przez pasożyta. Kefuss stwierdził, że jego pszczoły nie mają wysokiej tolerancji, ale są odporne na roztocza.

Kefuss uważa, że każdy pszczelarz powinien sobie zadać dwa pytania. Po pierwsze, dlaczego miałby nie leczyć pszczół, a drugie, pod jakimi warunkami przestałby je leczyć. On sam zawsze miał świadomość, że lecząc pszczoły, stosuje bardzo silne substancje chemiczne i zdawał sobie sprawę z ich szkodliwości. W pewnym momencie zorientował się, że miewa częste migreny, a po rozmowach z innymi pszczelarzami, cierpiącymi na podobne dolegliwości, doszedł do wniosku, że przyczyną jest właśnie obcowanie z silnymi toksynami w praktyce pasiecznej. Uznał więc, że o ile zawsze może kupić nowe pszczoły, zdecydowanie trudniej byłoby mu odkupić… nowy mózg. Tak właśnie zaczęła się jego historia związana z porzuceniem silnych substancji chemicznych w pasiece. Dziś, jako hodowca, twierdzi, że musi podejmować sporo wysiłku, aby utrzymać cechę odporności na roztocza, bo… w jego pasiece praktycznie ich nie ma. Kiedyś zorganizował nawet konkurs i płacił 1 centa za każdą znalezioną samicę dręcza pszczelego, a zwycięzcy po dłuższym czasie znajdowali co najwyżej po około 20 sztuk. Przyznał ze śmiechem, że była to najtańsza siła robocza, jaką mógłby sobie wymarzyć hodowca pszczół. Zauważył przy tym, że nie sposób prowadzić selekcji na odporność na roztocza, gdy praktycznie nie istnieje ich presja. Jak bowiem sprawdzić, czy pszczoły radzą sobie z nieobecnym czynnikiem? Kefuss doszedł do wniosku, że musi pozyskiwać ramki z silnie porażonym czerwiem z innych pasiek i umieszczać je w rodzinach potencjalnych reproduktorek, aby stale weryfikować zdolność pszczół do likwidowania zagrożenia (tzw. “przyspieszony test Bonda”). Powtarzał przy tym: “muszę kupować roztocza, a te są drogie”. Stwierdził, że wypracowane przez niego metody są doskonałe do wyszukiwania i dalszej hodowli tych pszczół, które określił jako “roztoczowe czarne dziury” (“varroa black holes”). Są to rodziny, które “pochłaniają” więcej roztoczy niż wypuszczają ich z uli, a więc dręcz “znika” w tych ulach jak w czarnych dziurach. Aby znaleźć “czarne dziury”, niezbędne są rodziny, które stanowią ich przeciwieństwo, a które określa się jako “roztoczowe bomby” (“varroa bomb” albo “mite bomb”). Są to pnie, które pozwalają na gwałtowny rozwój pasożyta i umierając przy wysokim porażeniu, stają się potencjalnym zagrożeniem dla sąsiednich rodzin. W przeciwieństwie do większości środowiska pszczelarskiego, jemu “roztoczowe bomby” nie spędzają snu z powiek. Dla niego to doskonałe, choć nieobecne w jego pasiekach narzędzie selekcji pszczół coraz zdrowszych i lepiej radzących sobie z warrozą. Podkreślał przy tym wielokrotnie, że skoro jemu udało się przeprowadzić taką selekcję, to znaczy, że absolutnie każdy może tego dokonać.

 Bartłomiej Maleta

The post „Musimy być bardziej jak pszczoły” – czyli raport z konferencji w całości poświęconej pszczelarstwu bez zwalczania warrozy – cz.1 first appeared on Wolne Pszczoły.

]]>
Konferencja o pszczelarstwie bez leczenia – Neusiedl am See, Austria http://wolnepszczoly.netlify.app/konferencja-o-pszczelarstwie-bez-leczenia-neusiedl-am-see-austria/ Sat, 21 Apr 2018 19:20:02 +0000 http://wolnepszczoly.netlify.app/?p=1688 W dniach 7 – 8 kwietnia 2018 roku w Neusiedl am See w Austrii odbyła się konferencja w całości poświęcona pszczelarstwu bez leczenia. Organizatorem wydarzenia był Norbert Dorn, austriacki pszczelarz, który podobnie jak my próbuje swych sił nie lecząc swojej pasieki. Stowarzyszenie Pszczelarstwa Naturalnego „Wolne Pszczoły” miały tam również swojego reprezentanta w mojej osobie. Udało […]

The post Konferencja o pszczelarstwie bez leczenia – Neusiedl am See, Austria first appeared on Wolne Pszczoły.

]]>
W dniach 7 – 8 kwietnia 2018 roku w Neusiedl am See w Austrii odbyła się konferencja w całości poświęcona pszczelarstwu bez leczenia. Organizatorem wydarzenia był Norbert Dorn, austriacki pszczelarz, który podobnie jak my próbuje swych sił nie lecząc swojej pasieki.

Stowarzyszenie Pszczelarstwa Naturalnego „Wolne Pszczoły” miały tam również swojego reprezentanta w mojej osobie. Udało mi się uzgodnić z Norbertem krótkie wystąpienie na temat działalności naszego zrzeszenia, ze szczególnym uwzględnieniem Projektu „Fort Knox”, o którym pisaliśmy już na naszej stronie kilkukrotnie (http://wolnepszczoly.netlify.app/tag/fortknox/). Jest to projekt, dzięki któremu uczestnicy mogą liczyć na wzajemne gwarancje i otrzymanie odkładów w przypadku śmierci pszczół poddanych selekcji naturalnej. Sama konferencja była dla mnie wydarzeniem wyjątkowym i bardzo inspirującym. Miałem przecież możliwość zapoznać się bezpośrednio z wystąpieniami wielu znanych pszczelarzy, takich jak John Kefuss, Erik Österlund, Juhani Lunden, a także wielu innych, o których czasem słyszeliśmy, a czasem nie mieliśmy świadomości ich wielkiej pracy w dziedzinie szeroko rozumianego pszczelarstwa naturalnego. W czasie konferencji udało mi się także nagrać większość ze wspomnianych wystąpień (te, których autorzy zgodzili się na ich nagranie i opublikowanie), a także przeprowadzić kilka rozmów „na wyłączność” ze wspomnianymi pszczelarzami. Nagrane wykłady oraz wywiady będą przez nas systematycznie publikowane, czy to na stronie internetowej „Wolnych Pszczół”, czy też na naszym kanale Youtube i facebookowym profilu. Z czasem będziemy też dodawać do nich polskie napisy, a jeżeli będziesz gotowy pomóc nam w ich wykonaniu, żeby były szybciej dostępne w polskiej wersji językowej, napisz do nas.

Już teraz serdecznie zapraszamy na pierwszy wywiad z organizatorem konferencji Norbertem Dornem oraz prezentację stowarzyszeniowego projektu „Fort Knox”.

 

Prezentacja w formie PDF. Opracowanie graficzne prezentacji Mariusz Uchman.

Na naszej stronie internetowej będziemy też z czasem publikować bardziej szczegółowe relacje z samej konferencji, a także informować o tym, jakie dalsze konsekwencje miał nasz udział. Jeżeli dotrą do nas jakieś informacje, że dzięki konferencji udało się zmienić coś w świadomości pszczelarzy czy praktyce pszczelarskiej w Europie, na pewno nie omieszkamy o tym też wspomnieć. Już dziś i nie bez dumy, możemy zdradzić, że przedstawiony przeze mnie projekt „Fort Knox”, będący pomysłem naszego stowarzyszeniowego kolegi Marcina Zarka, zrobił na zagranicznych koleżankach i kolegach bardzo duże wrażenie. Pszczelarze amatorzy otrzymali bowiem od nas pomysł, jak zorganizować swoją lokalną współpracę w taki sposób, aby móc zachować ciągłość selekcji, przy jednoczesnym udzielaniu sobie wsparcia w postaci przekazywanych pszczół. Zanim zdążyłem wrócić do domu z konferencji, na skrzynce mailowej miałem już co najmniej kilka pytań dotyczących szczegółów projektu, oraz próśb o zgodę na wykorzystanie tego pomysłu do budowy podobnych projektów za granicą. Cieszymy się więc niezmiernie, że nasze Stowarzyszenie mogło mieć swój – i jak się okazało niemały – wkład w tym wydarzeniu.

Jeżeli chcecie dowiedzieć się więcej o tym wydarzeniu, śledźcie proszę naszą stronę oraz wspomniane kanały informacyjne, bo na pewno już niedługo pojawią się na nich dalsze informacje. Serdecznie zapraszamy!

The post Konferencja o pszczelarstwie bez leczenia – Neusiedl am See, Austria first appeared on Wolne Pszczoły.

]]>
VII Zjazd Stowarzyszenia Pszczelarstwa Naturalnego „Wolne Pszczoły”, czyli gorąco w dziupli Dalekiego Południa http://wolnepszczoly.netlify.app/vii-zjazd-stowarzyszenia-pszczelarstwa-naturalnego-wolne-pszczoly-czyli-goraco-w-dziupli-dalekiego-poludnia/ Mon, 09 Apr 2018 20:09:34 +0000 http://wolnepszczoly.netlify.app/?p=1678 Kolejne spotkanie członków i sympatyków Stowarzyszenia „Wolne Pszczoły” odbyliśmy w ostatni pełny weekend marca (czyli od 23 do 25 marca 2018) w agroturystyce „Froya”, przyjęci gościnnie przez panią Malwinę, w miejscowości Gniewoszów, urokliwie położonej na zboczach Sudetów otaczających od zachodu Kotlinę Kłodzką. Miejsce to wybraliśmy jeszcze podczas poprzedniego zjazdu, zaciekawieni projektem „Bartnicy Sudetów”. Postanowiliśmy się […]

The post VII Zjazd Stowarzyszenia Pszczelarstwa Naturalnego „Wolne Pszczoły”, czyli gorąco w dziupli Dalekiego Południa first appeared on Wolne Pszczoły.

]]>
Kolejne spotkanie członków i sympatyków Stowarzyszenia „Wolne Pszczoły” odbyliśmy w ostatni pełny weekend marca (czyli od 23 do 25 marca 2018) w agroturystyce „Froya”, przyjęci gościnnie przez panią Malwinę, w miejscowości Gniewoszów, urokliwie położonej na zboczach Sudetów otaczających od zachodu Kotlinę Kłodzką. Miejsce to wybraliśmy jeszcze podczas poprzedniego zjazdu, zaciekawieni projektem „Bartnicy Sudetów”. Postanowiliśmy się z nim zapoznać przy okazji spotkania i załatwiania spraw formalnych, jak to zwykle na zjazdach. Może uda się coś przenieść na nasze podwórko.

Po tradycyjnej piątkowej integracji nieuchronnie nastąpił sobotni poranek i zebranie, czyli obrady Zgromadzenia Stowarzyszenia Pszczelarstwa Naturalnego „Wolne Pszczoły”. W toku gorącej dyskusji odbyły się wybory na wakujące stanowiska w zarządzie (po rezygnacji poprzedników). W ten sposób mamy nowy zarząd w składzie:

  • Krzysztof Smirow – przedstawiciel
  • Bartłomiej Maleta – sekretarz
  • Łukasz Łapka – skarbnik

Dziękujemy poprzednim członkom zarządu za ich pracę i zaangażowanie.
Podjęto także decyzję dotyczącą metody zatwierdzania publikacji na naszej stronie www: po dyskusji nad tekstem w gronie członków Stowarzyszenia głos decydujący mają członkowie zarządu.

Pasieka na wzgórzu
Pasieka na wzgórzu

Pojawiła się też kwestia debaty nad spójnością pomiędzy naszymi wyobrażeniami, czemu ma służyć i ku czemu zmierzać Stowarzyszenie, a zapisami w regulaminie. Jest nas coraz więcej i z pewnością takich wątpliwości nie ubędzie, dopóki naszych celów i metod nie ujmiemy jasno i klarownie w postaci zapisów statutowych. Postanowiliśmy jednak dać sobie czas w postaci spokojnej i długiej dyskusji przez medium internetowe, zanim ponownie podniesiemy tę kwestię na najbliższym Zjeździe.

W zebraniu uczestniczyli nowi członkowie. Podczas zjazdu Stowarzyszenie powiększyło się o jedną osobę, a jeden wspierający stał się członkiem zwykłym z pełnymi prawami.

Po zakończeniu zebrania uchwalono obiad i wyjazd na wycieczkę edukacyjno-szkoleniową pod przewodnictwem Konrada Zaremby, koordynatora projektu „Bartnicy Sudetów”. Jest to przedsięwzięcie realizowane przez nadleśnictwo Międzylesie. Polegać ma na powieszeniu w lasach nadleśnictwa przynajmniej 1000 (słownie: tysiąca) kłód bartnych. Działać to ma dokładnie tak samo jak budki dla ptaków: my wieszamy, one się wprowadzają. Tym razem „one” – to pszczoły. We współczesnym pszczelarstwie funkcjonuje wiele mitów, półprawd i prawd. Ale nikt nie wie, co jest czym. Np. wielu jest przekonanych, że już nie ma dzikich (czyli nie pochodzących wprost z okolicznych pasiek) pszczół. Inni uważają, że pszczoły współcześnie już nie zdołają przetrwać bez pomocy człowieka. Dzięki zainstalowanym w wielkiej liczbie kłodom bartnym, w rejonach dotychczas niechętnie odwiedzanych przez miejscowych pszczelarzy, być może będzie można zweryfikować niektóre z tych niesprawdzonych przez naukę hipotez. Pszczoły, które zasiedlą kłody bartne, będą doglądane przez wyznaczonego do tego celu bartnika. Projekt pozostaje pod opieką Powiatowego Lekarza Weterynarii i otrzymał swój numer pasieki.

Kłoda w pełnej krasie
Kłoda w pełnej krasie

Mieliśmy okazję obejrzeć 700 (słownie: siedemset) sztuk już gotowych kłód bartnych czekających wiosny na terenie składnicy drewna. Pierwsze egzemplarze dłubano jeszcze prawie tradycyjnymi narzędziami, tj. siekierami i łomami, ale wkrótce zakupiono specjalną frezarkę, jakby stworzoną do dziania barci. Wraz z nadchodzącą wiosną kłody będą stopniowo przenoszone na drzewa w okolicznych lasach. Konrad otwarcie opowiedział nam o tajnikach realizacji tak dużego projektu. Przy tak wielkiej skali potrzebne są solidne środki finansowe, zarządzanie, technologia i wykwalifikowani pracownicy, aby nie utknąć przy pierwszym drzewie. Mieliśmy okazję także odwiedzić stanowisko w lesie, na której testowano różne metody wieszania kłód bartnych. Dla chętnych pojawiła się też okazja własnoręcznego wypróbowania frezarki.

Kłody bartne
Kłody bartne

Znakomita kuchnia sprawiła, że nikt nie mógł narzekać na kolację. Chłody wieczorne pozostawiły nas jednak w budynku, gdzie w podgrupach do późnej nocy rozmawialiśmy, zgadnijcie, o czym? O pszczołach, oczywiście.

Niedzielny poranek tym razem nie polegał na przedłużającej się nasiadówce przy śniadaniowej herbatce. Ten zjazd odbył się dość daleko od naszych domów, dzięki czemu, o niespodziewanie, większość miała prawie tyle samo kilometrów do przejechania. Co oznacza, że wszyscy mieli daleko lub jeszcze dalej, więc nie mitrężąc czasu (nota bene, w nocy nastąpiła zmiana czasu z zimowego na letni, więc ubyła nam kolejna godzina) wskoczyli do aut i pojechali.

Termin zjazdu zakładał, abyśmy mogli się spotkać, zanim sezon pszczelarski się na dobre rozkręci. Niektórzy robią wielkie plany, inni już bez planu wiedzą, że będą mieć dużo pracy w swoich pasiekach – praca selekcyjna stawia swoje wymagania. Marcowe chłody jednak odbierają wiele uroku takim spotkaniom. Zawsze miło jest przecież odwiedzić czyjąś już pracującą w najlepsze pasiekę, może zanurkować do ula i przywitać się z matką. Mamy nadzieję, że jesień dopisze pogodą i następny zjazd odbędzie się w towarzystwie pszczół.

Do zobaczenia za pół roku!

The post VII Zjazd Stowarzyszenia Pszczelarstwa Naturalnego „Wolne Pszczoły”, czyli gorąco w dziupli Dalekiego Południa first appeared on Wolne Pszczoły.

]]>
Wywiad z Panią Elżbietą Kowalczyk http://wolnepszczoly.netlify.app/wywiad-z-pania-elzbieta-kowalczyk/ Sun, 25 Feb 2018 18:36:26 +0000 http://wolnepszczoly.netlify.app/?p=1649 „Przykro o tym mówić ale we współczesnych czasach miód powinno się spożywać tylko od zaufanego pszczelarza.” W grudniu minionego roku mieliśmy przyjemność rozmawiać z Panią Elżbietą Kowalczyk, dla wielu pszczelarzy znaną jako „Pytla”. Pani Elżbieta od lat działa w stowarzyszeniu SPP „Polanka”, którego była jednym z założycieli i wieloletnim prezesem, na rzecz poprawy losu pszczół […]

The post Wywiad z Panią Elżbietą Kowalczyk first appeared on Wolne Pszczoły.

]]>
Przykro o tym mówić ale we współczesnych czasach miód powinno się spożywać tylko od zaufanego pszczelarza.”

W grudniu minionego roku mieliśmy przyjemność rozmawiać z Panią Elżbietą Kowalczyk, dla wielu pszczelarzy znaną jako „Pytla”. Pani Elżbieta od lat działa w stowarzyszeniu SPP „Polanka”, którego była jednym z założycieli i wieloletnim prezesem, na rzecz poprawy losu pszczół i pszczelarzy. Udaliśmy się do „Pytli” w celu podpytania jej, co myśli o szeroko rozumianym pszczelarstwie naturalnym. Wiedzieliśmy, że od około 10 lat prowadzi z sukcesem swoją pasiekę w sposób jak najbardziej zgodny z celami naszego stowarzyszenia. Dzięki jej wiedzy możemy poprawić nasze wiadomości teoretyczne oraz wzbogacić się o rady praktyczne dotyczące prowadzenia pasieki i pszczół bez „chemii”. Efektem naszego spotkania jest poniższy wywiad oraz seria krótkich filmików, w których Pani Elżbieta szczerze opowiada o sprawach pszczelarskich dotyczących każdego pszczelarza.

Jaki jest Pani staż pszczelarski?

Samodzielnie pszczelarzyć zaczęłam po śmierci Taty, od 1996 roku. Zaczęłam od 9 rodzin. Nie poszłam do szkoły w Pszczelej Woli, bo moim zdaniem schodzi ona na psy. Tata na łożu śmierci powiedział mi: „Przy ulu trzeba myśleć”. Do dziś się tego trzymam. Każda rodzina pszczela jest indywidualna. Nie ma schematów przy pracy z tymi owadami.

Od kiedy gospodaruje Pani bez użycia akarycydów?

Od 10 lat. Ja zawsze byłam fanką BeeVitalu. 8 lat miałam pasiekę tylko na tym preparacie. Niestety, nie jest to tanie rozwiązanie. Ostatnio zastosowałam Apiguard i Thymovar, bo już nie dawałam rady finansowo. Apiguard to jest legalny preparat oparty na tymolu. Refundowany. Thymovar wydaje mi się łatwiejszy w stosowaniu i łagodniejszy dla pszczół. Zawiera mniejszą dawkę tymolu. Rosjanie mają takie fajne paski oparte na tymolu i olejkach. My tego niestety nie mamy. Nie do końca jestem fanką tymolu, bo jest niedozwolony w miodzie oraz rakotwórczy.

Pasieka Pani Elżbiety
Pasieka Pani Elżbiety

Jak często stosuje Pani Beevital HiveClean i czy wspomaga się Pani innymi zabiegami poprawiającymi kondycje pszczół?

Istotnym zagadnieniem jest kwestia jakości preparatu. Nie jestem pewna czy oryginalny Beevital jest tak dobry, jak był kiedyś. Zawsze go mam przy sobie, choć często do pszczół nie chodzę. Stosuję go zamiast dymu, którego nie nadużywam. Preparatem nie wolno pryskać. Można nim tylko polewać. Myślę, że wychodzi to mniej więcej ok. 9 razy w sezonie na rodzinę. Nie wierzę w doniesienia, że szkodzi pszczołom. Nic się im nie dzieje. Pszczoły dobrze to znoszą. Drapią i czyszczą się, zrzucają roztocze, dbają o higienę. Nie ukrywam, że to wychodzi drogo. Na ok. 100-pniową pasiekę wydaję ok. 2500 zł rocznie na leczenie.

Thymovar, Apiguard zastosowałam na razie eksperymentalnie. Stosowałam też Viteapis w okresie, kiedy były nad nim przeprowadzane badania. Obserwowałem wzrost witalności rodziny. Może nawet większy niż po Beevitalu. Miałam w jednym odkładzie grzybicę. Wystarczyła jednorazowa dawka Vitaeapisu.

Czy można by prowadzić gospodarkę „ekologiczną” tylko przy użyciu Vitaeapis, opartym na ksantohumolu?

Tego nie wiem. Trzeba by spróbować. Nie sprawdzono reakcji pszczół na warrozę po zastosowaniu tego środka. Wydaje mi się, że by się dało. Pewną barierą jednak byłyby wyższe koszty.

Jak to jest z tą ulotką BeeVitalu? Jest w niej napisane: “HiveClean nie wywiera niepożądanego wpływu na czerw, dorosłe pszczoły oraz matkę, nie powoduje odporności pasożytów na ten produkt. Przypadkowe przedawkowanie nie zagraża rodzinie pszczelej.” Jednocześnie napisała Pani w artykule w Pszczelarstwie (7/2011): „Wszystko jest lekiem i nic nie jest lekiem”1 o szkodliwości kwasu szczawiowego, który jest jest jednym ze składników BeeVitalu. Czy zatem informacje na tej ulotce nie są fałszywe i czy nie wprowadzają nabywcy w błąd?

Uważam, że ulotka jest prawdziwa. Różnica polega na stężeniu kwasu, które jest niskie. Znajdują się tam też dodatkowe substancje, które tworzą bufor i dodatkowe działanie. Dzięki tym substancjom ten preparat nie szkodzi. Jest jednak wiele podróbek, które są ściemą. Cała uroda tego preparatu polega na tym, że nie wiemy, czy działa homeopatycznie, czy może jakoś inaczej. Nigdy nie byłam fanką stosowania kwasów w pasiece. Staram się patrzeć na świat oczami ula. Pszczoły się bronią przed kwasem. Ja nigdy poza BeeVitalem nie stosowałem żadnych kwasów. Cały BeeVital nie szkodzi. Za to same kwasy szkodzą.

Po BeeVitalu pszczoły zachowują się trochę jak baba przed Wielkanocą. W jakiś sposób odblokowują w sobie instynkt do samoczyszczenia z warrozy. BeeVital nie zabija warrozy w odróżnieniu od kwasów. Tę informację mam z własnej praktyki.

Czy przejście na środki “ekologiczne” wiązało się z mniejszym pozyskiwaniem produktów pszczelich i spadkiem wydajności pasieki? Czy doświadczyła Pani w tym czasie większej śmiertelności w pasiekach?

Nie mogę mówić, że nie mam strat. Ja mam straty. To leczenie nie jest tak skuteczne, jak innymi środkami. Najistotniejsze przy BeeVitalu jest to, aby zastosować go także w okresie bezczerwiowym. Należy zastosować go późno, na jesieni i wczesną wiosną. Potrafię go zastosować jeszcze w lutym.

Jeśli chodzi o wydajność, to ciężko powiedzieć, bo w między czasie zmieniłam system pasieczny. Nie ma w tej chwili efektywnej gospodarki towarowej bez gospodarki wędrownej. Na przestrzeni lat zmieniły się pożytki w mojej okolicy. Ja jednak nie wędruję za miodem. Nastawiam się na odkłady. Sporo ich robię z rodzin produkcyjnych. Te moje rodziny produkcyjne są na jesieni bardzo zubożone. Bywa, że rodzina się załamie. Także pewne straty wynikały z cech gospodarki, a nie samych chorób. Na pewno był spadek wydajności produkcji miodu, ale tutaj też zmiana gospodarki ma znaczenie. Kiedyś mając 20 rodzin potrafiłam mieć 1800-2000 kg miodu, a w tej chwili mając 100 rodzin, też nie mam więcej. Lubię pszczelarzy, którzy nie wahają się eksperymentować i przyznawać do spadków. Cenię, jak ktoś mówi prawdę.

Na jakim ulu Pani pracuje?

Tylko na Dadancie.

Pasieka Pani Elżbiety
Pasieka Pani Elżbiety

Czy Pani sama przenosi taką ilość korpusów?

Mam stacjonarne pasieki i raczej przenoszę same pszczoły. Najbardziej nie lubię miodobrania. Za to najbardziej lubię takie pasieki, gdzie mogę pod same ule podjechać samochodem.

Czym Pani karmi?

Zrezygnowałam definitywnie z inwertu. Miałam problemy z jego krystalizacją w plastrze. Wróciłam znów do cukru.

Czy odbiera Pani miód do końca? Jaki jest stosunek miodu do cukru w zimowym pokarmie?

Proszę posłuchać pszczół na wiosnę. Te pszczoły, które mają chociaż trochę miodu w górnej części ramek, zupełnie inaczej fruwają i inny wydają dźwięk jako rodzina. Miód jest niezbędny pszczołom szczególnie do wiosennego rozwoju. Ja w ogóle nie nastawiam się na produkcję miodu, więc dla mnie to nie jest problem. Ale ten rok był rokiem tak słabym, że niewiele tego miodu one miały.

Czy próbowała Pani pomniejszoną komórkę? Mamy tu na myśli komórkę 4,9 mm.

Od początku istnienia Stowarzyszenia Polanka próbowaliśmy wprowadzać małą komórkę. Nasze doświadczenia wskazują, że sama mała komórka nie wystarczy, aby zachować kondycję zdrowotną rodziny na takim poziomie, żeby ona przeżyła dłużej niż dwa sezony. Na pewno jestem zwolenniczką komórki 5,1 mm, dlatego, że nadają się dla każdej pszczoły. Natomiast 4,9 mm nie uda się z każdą pszczołą. Do niej proponowałabym np. Elgona od Erika Osterlunda2, którego znam i u którego byłam na pasiece.

Na jakich pszczołach Pani gospodaruje?

Jestem miłośniczką dobrej pszczoły Buckfast, a nie jakiś podróbek. Bazuję na oryginalnym materiale. Staram się ściągać zawsze jakąś reproduktorkę, od której wprawdzie matek nie hoduję, ale chodzi mi o trutnie, które mają zapładniać. Matki biorę od Pana Grzegorza Kłosa z Pasieki „Pożóg”. To jest materiał szwedzki albo duński.

Pasieka Pani Elżbiety
Pasieka Pani Elżbiety

Jak często wymienia Pani matki?

U siebie często, dlatego że są mocno eksploatowane. „Wyleczyłam” się jednak z wymiany corocznej. Takie postępowanie nie do końca jest zasadne. Miałam kiedyś matkę 5 lat i zrozumiałam, jak ważna jest cecha długowieczności. My pszczelarze często to gubimy gdzieś po drodze. Matki, które produkujemy, często są matkami jednego, góra dwóch sezonów. To błąd.

Co sądzi Pani o pomyśle restauracji ciemnej pszczoły Apis mellifera mellifera? Rodzimej dla większości terenów dorzecza Odry i Wisły.

Bardzo byłabym ciekawa wyników, gdyby się udało.

Co sądzi Pani o zwykłych „dziczkach”, tudzież tzw. „F14”, trzymanych tylko na własne potrzeby?

Jeśli pszczelarz ma do tego cierpliwość, to nie mam nic przeciwko. Chociaż przy Buckfaście mówi się, że nie powinno się ich powielać, bo nie wiadomo co z tego będzie. Natomiast jeśli chodzi o Krainkę, gdzie w mniejszym stopniu następuje rozszczepienie cech, to jak najbardziej. Jeżeli ktoś wypatrzy jakiś materiał i sprawdzi mu się na własnym terenie, to często może być to lepsza pszczoła niż niejedna hodowlana.

Co do tzw. „F14”. Mamy teraz trochę inne warunki. Większość ludzi zajmuje się pszczołami w Polsce dla przyjemności. W naszych warunkach niezwykle ważną rzeczą jest jednak łagodność. Nie ma możliwości, aby w ogródku mieć jakieś wścieklice. Bardzo często przetrwanie pszczół, które są odporne, długowieczne, wiąże się niestety z ich agresywnością. Miałam kiedyś Borówkę. Jakoś sobie dawałam z nią radę, ale inni zlikwidują, ponieważ w całej pasiece będzie narastała złośliwość. Wady braku łagodności przewyższają te zalety, które one mogą mieć. Niestety.

Mówi Pani o jak najłagodniejszych pszczołach. Czy nie sądzi Pani, że dla poprawy pogłowia pszczół w Polsce, pod kątem odporności i samowystarczalności pszczół, jest to jednak pewna przesada, aby podążać w stronę skrajnej łagodności? Czy chodzi o ochronę ludzi przed użądleniami?

Czy pszczoły są łagodne czy złośliwe, to ilość użądleń osób uczulonych, gdzie zabić może jedno użądlenie, wiele się nie zmieni. Natomiast im pszczoły będą łagodniejsze, tym normalniejsza będzie reakcja społeczeństwa. Żałuję, ale niestety reakcja społeczeństwa, a nawet reakcja pszczelarzy, jest kretyńska. Nasze nastawienie jako społeczeństwa jest złe. Chodzi o to, aby pszczoły były wszechobecne. Pszczoły są strażniczkami życia i musimy o nie dbać. Pszczoły są doskonałym markerem środowiska. Pszczół powinno być jak najwięcej. Nawet te obronne pszczoły nie użądlą człowieka postronnego, który nie będzie im przeszkadzał blisko ula. Mi łagodność pszczół jest potrzebna, aby oswajać ludzi z tymi owadami. Jestem za łagodnością w kontekście przyjemności pszczelarzenia i walczenia z apoteozą strachu, która ma miejsce.

Pasieka Pani Elżbiety
Pasieka Pani Elżbiety

Czy zna Pani takich pszczelarzy osobiście lub ze słyszenia, którzy gospodarują na pszczołach bez leczenia oraz bez wymiany matek, a tylko na własnym materiale, lub materiale pochodzącym ze złapanych rójek? Czy słyszała Pani o ciekawych przypadkach pszczół, które gdzieś żyły długo bez pszczelarza i jego opieki?

Słyszałam o tym, ale nie znam takich pszczelarzy, którzy konsekwentnie by się tego trzymali.

Kiedyś Pani powiedziała: “Świętej już pamięci, pan Kolasiński3 zaraził mnie filozofią wobec warrozy. Powiedział: <<A co cię to obchodzi? To jest problem pszczół. Ty masz tylko robić tak, żeby im trochę pomóc, żeby one sobie z tym radziły>>”. Co Pani sądzi o ruchu treatment free beekeeping czyli pszczelarstwie bez leczenia?

W naszych warunkach środowiskowych to będzie ciężkie. Pewna epoka pszczelarstwa się kończy. Nie widzę przychylnej postawy dla tego typu pomysłów. Pszczelarze są zamknięci na nowatorskie pomysły. Nie pozwolą na to. W razie czego będą lobbowali za konkretnym przepisem zakazującym. Jesteście dla nich zagrożeniem. Mnie nie przeszkadzacie i jestem za Wami. Ja to rozumiem, ale przewiduję brak zrozumienia u innych.

Czy ma Pani wiedzę o jakimś ośrodku naukowym w Polsce, który prowadził lub prowadzi badania nad naturalną selekcją pszczół pod kątem odporności na warrozę, nosemę i inne zagrożenia? Czy jest Pani w stanie powiedzieć, co zostało zrobione pod tym kątem przez 35 lat obecności warrozy w Polsce? 30 lat temu pszczoły potrafiły z warrozą przetrwać bez leczenia 3-4 sezony a obecnie rójka z danego roku nie potrafi dotrwać do zimy. Co zostało źle zrobione?

Mogę powiedzie, że nic nie zostało zrobione dobrze. Dosłownie nic. Zawinili pszczelarze oraz naukowcy. Pszczelarze o tyle, że szli w zaparte i nasilali leczenie za wszelką cenę. Naukowcy o tyle, że nikt się nie zastanawiał np. nad taką amitrazą. Bardzo długo nam się wmawiało, że ona jest nieszkodliwa. Dopiero jak została wycofana z rolnictwa, to ludzie zaczęli się trochę orientować. W rolnictwie okres karencji był bardzo długi, a pszczelarzom mówiło się raptem o 30 dniach. Pojawiło się pytanie, na co ona się rozpada i jak szkodliwe są produkty jej rozpadu.

Teraz już wiadomo, że produkty rozpadu nadal są szkodliwe. W sytuacjach ekstremalnych doszło już do tego, że niektórzy dymią nawet po 9 razy w sezonie. Pani doktor Krystyna Pohorecka wykazała, że trzy lub czterokrotne odymienie jest już na pograniczu załamania się egzystencji rodziny. Mamy jednak szkołę „polbartowską” (z całym szacunkiem dla Pana Leszka Stępnia), która mówi o tym, że nie ma znaczenia, czy norma jest przekroczona nawet tysiąckrotnie. Bo w niej chodzi o to, że pszczelarz nie będzie miał warrozy, która cała musi zostać wybita. Dla mnie to jest przerażające. Przykro o tym mówić, ale we współczesnych czasach miód powinno się spożywać tylko od zaufanego pszczelarza.

Gdy byliśmy w Szwecji u Erika Osterlunda, to on „posłał” nas do swojego znajomego, żebyśmy obejrzeli jego gospodarkę. To była 200-pniowa pasieka w centrum miasta. Bardzo nowoczesna. Zero akarycydów. Miód do sprzedaży „szedł” tylko z nadstawek. Wszystkie nadstawki były na snozach. Plastry były mielone i wyciskane maszynowo oraz od razu rozlewane do słoików. Bardzo „zdrowa” gospodarka. Tylko na naturalnym wosku. Najwartościowszy miód powstaje wtedy, kiedy jest wyciskany starą metodą. Nie traci się wtedy np. różnych olejków eterycznych, które są wartościowe zarówno dla pszczół jak i ludzi.

Wracając jednak do pytania, to jakieś badania niewątpliwie były. Na przykład słyszałam, że pszczoła Kampinoska jest bardziej odporna. Że są te dzikie roje. Niemniej zainteresowanie naukowców tym tematem jest bardzo umiarkowane. Skupiają się na czym innym. Głównie na wykorzystaniu grantów. Potrzeba świeżego spojrzenia. Dopóki nie przyjdzie jakiś fantastyczny biolog lub genetyk, jakaś świeża krew, to się nie zmieni. Brakuje jakichś konkretnych rozwiązań, które miałyby przełożenie w praktyce, a nie tylko zarabianie na warrozie. Naukowcem powinno się być po to, aby dążyć do prawdy i rozwiązać problem. Mamy bardzo ubogie środowisko naukowe, jeśli chodzi o tą specjalizację. Znam raptem dwoje ludzi.

Pasieka Pani Elżbiety
Pasieka Pani Elżbiety

Co sądzi Pani o medycynie ludowej?

Pomału dostaję bzika na tym punkcie. Mówię o naturalnym podejściu do chorób i uporaniu się z nimi. Medycyna akademicka nie liczy sobie więcej jak 200 lat. Uważam, że dyskredytowanie ziół i innych starych sposobów jest ogromnym nieporozumieniem, ponieważ tkwi w nich wielka moc. Nie neguję oczywiście medycyny akademickiej. Jednak ludzie stracili instynkt kultywowania wiedzy przodków. Nie można się tak odcinać od starożytnej wiedzy. Wielokrotnie przekonałam się, że efekty takiego leczenia mogą być lepsze niż medycyny akademickiej. Dobrze wrócić do korzeni. Teraz postanowiłam nie chorować dzięki medycynie ludowej.

Co sądzi Pani o apiterapii? Co uważa Pani o mniej popularnych w Polsce produktach i usługach apiterapeutycznych? Czy Pani pozyskuje je może w swojej pasiece?

Specjalnie nie pozyskuje tych alternatywnych produktów pszczelich, bowiem moja gospodarka jest nastawiona na produkcję pszczół. Nie mogę już bardziej zubażać pszczół. Co nie oznacza, że w przyszłości nic nie zmienię, jeśli chodzi o pozyskiwanie pyłku i pierzgi. Myślę, że nie wszystko odkryto jeszcze w pyłku i w jadzie. Niestety wielu ludzi nie rozumie, żeby efekt był widoczny, to trzeba to stosować długo i systematycznie. Jeśli chodzi o leczenie jadem, to u nas w kraju profesjonalnie zajmował się tym tylko dr. Jan Giza. Jeśli chodzi o przepisy, to w Polsce bardzo ciężko jest leczyć jadem.

Czy w polskim środowisku pszczelarskim zostało sporo elementów socjalizmu postsowieckiego?

Krótko i do rzeczy: potwierdzam. Prawda jest niestety gorzka. Pszczelarze powinni się otwierać na nowe różne drogi, a nie tkwić w takim zamknięciu, że nadal obowiązuje to, co było kiedyś. Rzeczywistość i świat się zmienia. Bez otwarcia na nowe, dojdziemy donikąd.

Co może Pani od siebie doradzić przyszłym początkującym pszczelarzom?

To jest wspaniały sposób na życie. Niekoniecznie tylko na drugą połowę życia, kiedy ma się więcej czasu. Obcowanie z przyrodą i z pszczołami dużo wnosi do naszej egzystencji i pozwala inaczej spojrzeć na świat. Pomaga odpowiedzieć na wiele pytań, które wcześniej czy później człowiek sobie zada. Naprawdę szczerze zachęcam spróbować. To jest taka przygoda, że frajer ten, co się z tym nie zetknie.

Dziękujemy za rozmowę.
Łukasz Łapka
Jakub Jaroński
wywiad autoryzowany

1Lek. wet. Artur Arszułowicz, Mgr inż. Elżbieta Kowalczyk „Wszystko jest lekiem i nic nie jest lekiem”, Pszczelarstwo 7/2011

2Erik Osterlund – Szwedzki pszczelarz-hodowca, twórca pszczoły Elgon. Od lat zajmuje się selekcjonowaniem swoich pszczół w kierunku przeżywalności przy udziale środków organicznych (tymol). http://www.elgon.es/

3Robert Kolasiński – zmarły w 2009 roku, zootechnik, podróżnik, pszczelarz i aktywny propagator pszczelarstwa i produktów pszczelich. Handlował miodem w Polsce i w wielu różnych zakątkach świata, w tym w dalekiej Afryce i Azji.

The post Wywiad z Panią Elżbietą Kowalczyk first appeared on Wolne Pszczoły.

]]>
Zapowiedź wywiadu z Panią Elżbietą Kowalczyk http://wolnepszczoly.netlify.app/zapowiedz-wywiadu-z-pania-elzbieta-kowalczyk/ Mon, 19 Feb 2018 21:33:42 +0000 http://wolnepszczoly.netlify.app/?p=1644 W grudniu minionego (tj. 2017) roku reprezentacja Stowarzyszenia Wolne Pszczoły udała się na rozmowę z Panią Elżbietą Kowalczyk. Znamy ją z forów pszczelarskich pod pseudonimem „Pytla” oraz z piastowania funkcji pierwszego prezesa Stowarzyszenia Pszczelarzy Polskich „Polanka”. Praktyka pszczelarska i idee hodowli pszczół, które reprezentuje Pani Elżbieta, są bliskie naszemu Stowarzyszeniu. W efekcie owocnego spotkania powstał […]

The post Zapowiedź wywiadu z Panią Elżbietą Kowalczyk first appeared on Wolne Pszczoły.

]]>
W grudniu minionego (tj. 2017) roku reprezentacja Stowarzyszenia Wolne Pszczoły udała się na rozmowę z Panią Elżbietą Kowalczyk. Znamy ją z forów pszczelarskich pod pseudonimem „Pytla” oraz z piastowania funkcji pierwszego prezesa Stowarzyszenia Pszczelarzy Polskich „Polanka”. Praktyka pszczelarska i idee hodowli pszczół, które reprezentuje Pani Elżbieta, są bliskie naszemu Stowarzyszeniu. W efekcie owocnego spotkania powstał wywiad oraz seria krótkich filmów nagrywanych na żywo.
Zapraszamy na pierwszy z nich stanowiący zapowiedź wywiadu, który ukaże się za tydzień.

Zapraszamy

 

The post Zapowiedź wywiadu z Panią Elżbietą Kowalczyk first appeared on Wolne Pszczoły.

]]>
VII Zjazd Stowarzyszenia Pszczelarstwa Naturalnego „Wolne Pszczoły” http://wolnepszczoly.netlify.app/vii-zjazd-stowarzyszenia-pszczelarstwa-naturalnego-wolne-pszczoly/ Sat, 10 Feb 2018 19:07:01 +0000 http://wolnepszczoly.netlify.app/?p=1637 zjazd_2018

zjazd_2018ang

The post VII Zjazd Stowarzyszenia Pszczelarstwa Naturalnego „Wolne Pszczoły” first appeared on Wolne Pszczoły.

]]>
Felieton: Wielebniejsi od Wielebnych http://wolnepszczoly.netlify.app/felieton-wielebniejsi-od-wielebnych/ Tue, 23 Jan 2018 16:52:13 +0000 http://wolnepszczoly.netlify.app/?p=1630 Tytuł felietonu odnosi się do sarkastycznego epitetu „Wielebni z Arizony”. Określenia tego użyto wobec grupy propagatorów pszczelarstwa z USA, którego szczególnymi cechami są nieleczenie pasiek środkami parazytobójczymi i biobójczymi. W wąskim rozumieniu takie pszczelarstwo nazwa się w języku angielskim treatment free (a w dyskusjach internetowych używa się skrótu TF). Część jego zwolenników, zwłaszcza hobbystów, łączy […]

The post Felieton: Wielebniejsi od Wielebnych first appeared on Wolne Pszczoły.

]]>
Tytuł felietonu odnosi się do sarkastycznego epitetu „Wielebni z Arizony”. Określenia tego użyto wobec grupy propagatorów pszczelarstwa z USA, którego szczególnymi cechami są nieleczenie pasiek środkami parazytobójczymi i biobójczymi. W wąskim rozumieniu takie pszczelarstwo nazwa się w języku angielskim treatment free (a w dyskusjach internetowych używa się skrótu TF). Część jego zwolenników, zwłaszcza hobbystów, łączy go z tzw. pszczelarstwem „naturalnym”, ale nie jest to wcale konieczne ani najbardziej powszechne. Niewątpliwie jednak „Wielebni” mają sukcesy w praktykowaniu pszczelarstwa bez leczenia.

Pszczelarstwo „naturalne” w skrócie PN (z którym to określeniem, przyznam się, nie sympatyzuję), polega w uproszczeniu na tym, że pszczelarz stara się tak prowadzić gospodarkę pasieczną, aby pszczoły żyły w ulach na zasadach chociaż częściowo zbliżonych do występujących w dzikich siedliskach. Pszczoły nie powinny służyć tylko maksymalizacji produkcji miodu, czy innych produktów pszczelich oraz matek, odkładów. Dzieje się to bowiem kosztem utraty pewnej części ich zdrowia, co z kolei wzmaga potrzebę dalszych ingerencji i zwiększania liczby zabiegów leczniczych. Część pszczelarzy „naturalnych” dopuszcza jednak używanie specjalnych leków parazytobójczych i biobójczych w celu ratowania zasiedlonych uli od upadku. Leki te nazywane są organicznymi, pochodzenia „naturalnego”, lub „ekologicznymi”. Nie skupiam się teraz na tym czy wszystkie te określenia są zasadne czy nie.

Wielebny ;)
Wielebny 😉

Gospodarka „naturalna” nigdy nie powinna iść w poprzek dobrostanu pszczół, a jej techniki manipulowania pszczołami powinny być używane tylko do tego stopnia, aby ten dobrostan się nie zmniejszał. Problem powstaje przy próbie ustalenia, gdzie dokładnie kończy się ta część pszczelarska, czyli gospodarska, a zaczyna to, co nazywamy dobrostanem pszczół. Czy pszczoły osadzone celowo w ulach mamy traktować jak całkowicie dzikie stworzenia, czy jednak jak zadomowione lub gospodarskie zwierzęta? Czy jesteśmy odpowiedzialni, za życie pszczół przetrzymywanych w naszych ulach?

Sprawy te w pszczelarstwie TF i PN są subiektywne, kontrowersyjne i zindywidualizowane. Spory dotyczą często zasad dopuszczających granicę manipulowania i ingerowania w pszczoły. Do ich szczególnych przypadków należy ocena motywacji podejmującego działanie pszczelarza. Co innego, jeśli ktoś coś robi, bo „chce”, a co innego, jeżeli „może” lub „musi”. Są to sprawy bardzo niuansowe, bo dotykające osobistych spraw pszczelarza i kwestii zasad ideologicznych. Dwie skrajnie przeciwne postawy dotyczą kwestii agonii zasiedlonych uli. Jedna strona twierdzi, że w imię idei należy pozwalać i biernie się przyglądać, jak upadają zgromadzone na pasiece pszczoły, nawet w 100%. Jest to pewien rodzaj kultu selekcji „naturalnej”. Po przeciwnej, skrajnej stronie tej osi poglądów, uważa się za całkowicie nierozsądne i nieetyczne bierne przyglądanie się upadkowi uli, gdyż pszczelarz jest opiekunem swoich pszczół, które osadził tam celowo. Według tych poglądów jest jakoś odpowiedzialny za podtrzymywanie życia pszczół w ulu. Pomiędzy tymi skrajnościami możemy sobie wyobrazić całe spektrum różnych poglądów. Kwestie te są więc idealną pożywką dla sporów w ramach ideologii PN lub TF.

Zazwyczaj (ale też niekoniecznie) inne zasady postępowania dopuszcza się dla już stabilnej pasieki z pszczołami, na których możemy bez trudu z sukcesem gospodarować wedle zasad PN lub TF. A inne są zasady na etapie dochodzenia do PN czy TF z pszczołami, które nie mają takich zdolności, by temu podołać. W tym drugim przypadku można sobie pozwolić na odstępstwa, zasady są bardziej miękkie, mniej radykalne. Choć przecież i tak nie ma pewności, że w ogóle kiedyś uda się dojść do tej radykalnej wersji, to jednak walka i nadzieja trwa. Czerpiąc informacje od Wielebnych nie należy jednak zapominać, że gdzieś na drugiej półkuli świata, w globalnym przepływie informacji, są ludzie, którzy mogą mieć inne warunki w dochodzeniu do PN i TF. Można wybaczyć znanym propagatorom, że nie zawsze o tym informują. W końcu przecież trudno aby byli idealni. Przedstawiają warunki, jakie znają, prawdopodobnie licząc na rozsądek (lub może jego brak) naśladowców.

Jednym z takich kontrowersyjnych zagadnień jest kwestia podkarmiania pszczół. Można, czy nie można? A jak można, to kiedy i czym? Często dyskusje są gorące. Wedle najbardziej radykalnej strategii nie podkarmiamy w ogóle. Wówczas, jeżeli pszczoły sobie nie mogą nazbierać wystarczająco dużo, to najwyżej muszą głodować, albo nawet przenieść się do „krainy wiecznych pożytków”. Bez względu na to, czy ucierpi na tym interes i emocje pszczelarza. Jeżeli jednak podkarmianie dopuszczamy, to wtedy pojawiają się zagadnienia: kiedy, czym i jak? Pszczoły zbierają wodę, nektar, spadź i pyłek. Z tego produkują dla siebie pokarm pochodzenia zwierzęcego: mleczko, pierzgę i miód. Człowiek podkarmia je też substytutami. Dlaczego? Pierwotna przyczyna jest taka, że są tańsze niż produkty pszczele. Taki jest tego powód zazwyczaj, choć też niekoniecznie. Można by karmić tylko produktami pszczelimi, często kupionymi w sklepie, najczęściej zresztą zabranym pszczołom leczonym akarcycydami, a to przecież pszczelarze PN i TF krytykują. Tu akurat są jednomyślnie zgodni. Czy w zamian możemy karmić jednak substytutami czyli paszami? Sprawy te wzbudzają kontrowersje. Wydaje się, że w tym chaosie możliwości i różnych opinii moglibyśmy błądzić jak dzieci we mgle. Całe szczęście niektórzy z Wielebnych zostawili nam rady, kiedy i jak możemy karmić.

Oto wskazówki od Salomona Parkera. W zasadzie radykalnego pszczelarza TF, który jeździ z wykładami tytułując je: „Pozwólmy im umierać”, mając na myśli pszczoły. Nie mam jednak pewności, czy jest pszczelarzem „naturalnym”, skoro stosuje węzę jako standardową praktykę. W dodatku niekoniecznie ze swojego wosku. Uważa, że strach wśród wielu „naturalnych” przed węzą od pszczół leczonych jest przesadzony. Zresztą też nie przepada za określeniem PN. Salomon Parker jest uczniem najwielebniejszej z Wielebnych, najstarszej stażem, czyli Dee Lusby.

„Karmienie jest ogólnie uważane za “leczenie przeciw głodowi” lub co najmniej nienaturalny sposób wywoływania czegoś u pszczół czego normalnie by nie robiły. Jednakże, ponieważ wielu pszczelarzy początkujących będzie pracować z pszczołami, które nie są jeszcze przystosowane do ich obszaru i mogą nie mieć wystarczającej ilości zapasów ze względu na warunki poza ich kontrolą, czasami rozmawiamy o karmieniu. Powinno się to odbywać jedynie jako środek nadzwyczajny, a nigdy jako standardowa praktyka.
W karmieniu dopuszczamy:
Syrop cukrowy
Suchy granulowany cukier
Syrop glukozowo-fruktozowy (HFCS)
Substytuty pyłków”
http://forum.tfbees.net/

Oto kolejne wskazówki od Michaela Busha, który jest wzorem dla wielu „naturalnych”, ponieważ napisał poczytny w środowisku PN podręcznik „Pszczelarstwo Naturalne” oraz jeździ regularnie z wykładami, organizuje warsztaty w swoim gospodarstwie, gdzie zjeżdżają się grupy nowych naśladowców.

„Najlepiej nigdy ich nie karmić i pozwolić im zbierać własne zapasy. Ale jeżeli sezon jest słaby, a tak się zdarza w większości miejsc, wtedy musisz karmić. Najlepszym czasem na to jest okres, w którym zorientujesz się, że pszczoły potrzebują karmienia do przetrwania zimy. Powiedziałbym, że sierpień i wrzesień. Październik też jest dobry, ale nawet, jeżeli nie zakarmiłeś dobrze przed grudniem, to lepiej zakarm, niż zostaw pszczoły na głodzie.
Osobiście nie karmię, jeśli istnieje wziątek nektaru. Karmię wiosną, jeżeli są słabe, jeżeli nie będą w stanie wychować tylu pszczół bez wspomagania, ile jest to wystarczające. Karmię też jesienią, jeżeli są słabe. Zawsze jednak staram się upewnić, że nie biorę za dużo miodu. Nieraz są takie słabe sezony, że pszczoły będą na skraju upadku, jeśli nie będę ich karmił. Muszę też czasem karmić podczas wychowu matek, aby zmusić je do zrobienia mateczników i aby matki wyleciały, i unasieniły się.
Pyłek zwykle podaję przed pierwszym dostępnym pyłkiem na wiosnę. Tutaj (Nehawka, Nebraska) będzie to około połowy lutego. Zwykle jest to dla mnie korzystne, aby dawać młodym rodzinom pyłek, aby miały na wychowanie czerwiu jeszcze przed zakwitnięciem klonów. Nie mam tego szczęścia, aby pszczoły mogły pobrać sobie wystarczająco dużo pyłku, wtedy kiedy jest dostępny w takich ilościach, aby przetrwały zimę.

Tak więc, chociaż staram się unikać karmienia, często to robię.
Moim zdaniem nie ma nic złego w karmieniu, jeśli masz ku temu dobry powód, ale moim planem jest, aby tego uniknąć i zostawić pszczoły na tyle ile mogę aby żywiły się same.”

http://www.bushfarms.com/beesfeeding.htm

Dlaczego podaję te przykłady? Ano dlatego, że sami często we własnym gronie powołujemy się na ich zasady i ich praktykę. Stawiamy ich jako wzór i autorytet godny naśladowania. Mam wrażenie jednak, że czasami będąc zbyt radykalni, wpadamy we własne sidła. Podając ich za przykład sami nie robimy jeszcze tego, co byśmy chcieli. Sami nie hodujemy jeszcze pszczół tak, jak nam się marzy. Jednocześnie zdarza się, że niemerytorycznie, emocjonalnie i krytycznie oceniamy działanie innych, nie starając się poznać ich subiektywnie dobrych powodów do podjęcia pewnych działań. Bywa, że niemerytoryczne argumenty, jakie rzucamy, nie pochodzą z dziedziny np. pszczelnictwa czy biologii pszczół, ale odpływają w takie rejony jak: antromorfizacja pszczół, produkcja wyskoprocentowego alkoholu metodą domową itd. Przy tym w krytyce odstępstw od radykalnych ideologicznych zasad PN i TF łamiemy zasadę niesprzeczności logicznej.

Karmimy i rozmawiamy o substytutach nektaru z buraków i zbóż, a nie chcemy widzieć rozmowy o substytutach pyłku. Prowadzimy rozmowy o specjalnej węzie do zmniejszania pszczół, o plastikowej węzie, o substytucie plastra pszczelego czyli plastikowym plastrze, o rodzinach dwumatecznych, o intensywnym przewożeniu pasieki np. na pożytek, o kratach odgrodowych, o przegonkach, o intensywnym manipulowaniu dzieleniem i namnażaniem rodzin, o tworzeniu mikro-ulików z mikro-odkładów weselnych, o hodowli matek, o zabiegach maksymalizujących produkcję miodu z miodni, o zabieraniu pszczołom miodu aby w zamian podać substytut, o zabieraniu pszczołom pyłku przez wymyślne technologiczne nowoczesne pułapki, o wymianie matek, o usuwaniu trutowych matek, o wysyłaniu matek w ciasnych klateczkach, o trzymaniu pszczół w ulu domowym w zimę w ciepłym mieszkaniu w gnieździe o szerokości jednej ramki itd.

Co do sprawy samych Wielebnych. Salomon Parker stosuje węzę, dopuszcza, jeśli trzeba, kratę odgrodową i substytuty nektaru czy pyłku. Wszyscy stosują walk-away split, a masowo i intensywnie robiła to Dee Lusby łącznie z poddawaniem matek „zimą” (a raczej wtedy, kiedy w Arizonie występuje coś na kształt „zimy” pszczelarskiej), manipulując przy okazji selekcją pszczół.1 Michael Bush karmi substytutem nektaru i pyłkiem, a czasami, jak musi, też substytutem pyłku.2 Robi to w celu wzmocnienia rozwoju słabych rodzin na wiosnę i wymuszenia produkcji dobrych mateczników w hodowli matek, które sprzedaje. Nikt z nich nie stosuje dzikiej zabudowy, jak w systemie PN, jakim są Warre, kószki, ule słoneczne, barcie i kłody. Stosują ule ramowe. Choć co prawda trzeba przyznać, że i tak muszą, bo prawo federalne USA to nakazuje. Nie pozwalają na rojenie się pszczół. Wyznawcy najwielebniejszej z Wielebnych ze strony Resistant Bees dopuszczają do użycia i sprzedają plastikowe plastry i węzę w celu wymuszania zmniejszania pszczół. Nie polecają naturalnych plastrów na początek. Nikt z Wielebnych nie jest więc nawet blisko radykalnego pszczelarstwa „naturalnego”.

Panie i Panowie, proszę nie starajmy się więc być wielebniejsi od samych Wielebnych. Przynajmniej w wąskim gronie tych, którzy wciąż próbują, lecz nie odnieśli jeszcze sukcesu w ich naśladowaniu.

Jakub Jaroński

1Przykład elementu programu hodowlanego na pasiece Dee Lusby:

„A strain of honey bees (hereafter referred to as LUS) has been established from a breeding program in which virgin queens were introduced into broodless colonies (i.e., eggs and larvae did not exist in the colony) from November to March in southern Arizona. The purpose of the breeding program was to select for bees that would rear queens and drones at that time of year. Inclement weather and limited numbers of drones can occur during Arizona winters and prevent queens from successfully mating. Thus, introducing virgin queens at this time of year exerts pressure that could cause the frequency of thelytoky in the population to increase. The purpose of this study was to test for the existence of thelytoky in LUS and determine the frequency of this trait. In addition, observations of worker bees in queenless LUS colonies were made to compare their behavior with that reported to occur in Cape bees.”
https://resistantbees.com/blog/?page_id=1006

2Wypowiedzi Michaela Busha na temat karmienia substytutem pyłku z różnych for internetowych i jego autorskiej strony:

“If I have to buy pollen, I usually buy some pollen substitute or soy flour and mix it half and half. Straight substitute just isn’t nutritious enough, but straight pollen can get very expensive.”
http://www.beesource.com/forums/showthread.php?189529-How-to-make-a-pollen-patty

„I feed real pollen if I have enough. I have sometimes mixed it 50/50 with substitute or soybean flour when I’m desperate and don’t have enough. I never mix it at less than 50% real pollen.”
http://www.bushfarms.com/de_beeswinter.htm

„I agree that soy flour is not complete but the fat is actually, IMO, a good thing. Many amino acids are “fatty acids” and will be in the fat. I sometimes mix whole soy flour with real pollen for substitute. I don’t feed it straight.”
https://beemaster.com/forum/index.php?topic=35824.0

The post Felieton: Wielebniejsi od Wielebnych first appeared on Wolne Pszczoły.

]]>